Być albo nie być, oto jest pytanie....
W blogosferze to raczej " niebyt".
Czas leci ,czasu coraz mniej, życie wywija koziołki.
Najgorsze ,że w ostatnim czasie potrzeba szycia została zastąpiona innymi potrzebami.
Wszystkie powroty są trudne, ale mam nadzieję ,że mój się uda.
Przez ostatnie 7 miesięcy zdażyło się wiele rzeczy. Jedne dobre inny do bani. Raczej nie ma o czym pisać :/ Zauważyłam za to jedną prawidłowość. Z reguły ,kiedy w życiu dzieje się niedobrze, na blogu następuje zmarzlina. Kiedy wychodzi się na prostą ,powraca chęć do pisania. Nie jestem pewnie wyjątkiem, ludzie nie lubią chwalić się porażkami, wolą sukcesami.
Opuszczę więc na ostatni okres zasłonę milczenia. I jak to się mówi
" Alleluja i do przodu"...:)
Dziękuję tym osobom ,które o mnie nie zapomniały ,poszturchiwały i słały dobre słowo :)
Nie całkiem od maszyny odpadłam, coś tam uszyłam...
Pierwsze zdjęcie - dla Hany :*
A no i mam czwartego kota. Norek Kopytko się pojawił, wprawiając wszystkich w osłupienie, zagarniając nasze serca i miski moich kociarów. Kot czarny jest. Kota uratowała moja Nina z odchłani studzienki kanalizacyjnej ,z wybitną pomocą jeleniogórskich strażaków ,którzy bez mrugnięcia okiem przyjechali na wezwanie rozhisteryzowanej dziewczyny ,dzielnie wpakowali się w kanały i uratowali kupkę nieszczęścia. Nawet się nie skrzywili, czym spowodowali naszą dozgonną wdzięczność:)
Miał się kotek nazywać Borys. Niestety został Norek Kopytko. Bo mój mąż do dziś ogląda wszystkie lecące odcinki Miodowych Lat i stwierdził ,że kot ewidentnie Tadzia Norka przypomina:) A Kopytko, cóż jak ktoś ma małego kota ,to wie jak on kopytkuje przez chałupę^^
Mam nadzieję ,że do niedługiego usłyszenia.
Pewnie z różnych części Polski...
czwartek, 30 lipca 2015
niedziela, 28 grudnia 2014
Grudzień.
Powoli,bardzo powoli zaczyna wracać chęć do szycia. Entuzjazm. Radość tworzenia. Czegokolwiek.
Ostatnie pół roku wyssało ze mnie energię,pozbawiło chęci do czegokolwiek, zabrało czas.
Nawet ten na sen.
Po kilku miesiącach trzeba było przewartościować i przemyśleć masę rzeczy. Ustawić priorytety. Uszanować zdrowie. Wziąść rozwód z Korporacją. Nauczyć się ,że nie da się wszystkiego ogarnąć ,wszystkie nici w ręku utrzymać,wszystkiego dopilnować,być zawsze w porządku,zadowalać wszystkich. Puknąć się w łeb trzeba było porządnie.
I oto jestem. Z powrotem nie tylko na blogu ,ale w ogóle chyba zaczynam wracać z jakiejś cholernej drogi do nikąd.
A w grudniu to nawet z maszyną się przeprosiłam.....;)
Ostatnie pół roku wyssało ze mnie energię,pozbawiło chęci do czegokolwiek, zabrało czas.
Nawet ten na sen.
Po kilku miesiącach trzeba było przewartościować i przemyśleć masę rzeczy. Ustawić priorytety. Uszanować zdrowie. Wziąść rozwód z Korporacją. Nauczyć się ,że nie da się wszystkiego ogarnąć ,wszystkie nici w ręku utrzymać,wszystkiego dopilnować,być zawsze w porządku,zadowalać wszystkich. Puknąć się w łeb trzeba było porządnie.
I oto jestem. Z powrotem nie tylko na blogu ,ale w ogóle chyba zaczynam wracać z jakiejś cholernej drogi do nikąd.
A w grudniu to nawet z maszyną się przeprosiłam.....;)
niedziela, 15 czerwca 2014
Kurza torba dla Hany Kurnikovej :)
Już jest:)
Paczy i adresik na maila ( muszę sobie w końcu zapisac!)
Świt mnie ostatnio zastał przy robocie....świt księżyca^^
W poście wystąpili:
Torba -project by mła (prawie jak Blair Witch Project...)
Bawełna w kurki- również mój projekt,druk by Cottonbee
Oraz czekoladowy len
P.s.nie mogłam się powstrzymać! Kompozycja na cztery stopy i dwa koty:)
P.s 2 Torby mogą być na życzenie z każdym zwierzątkiem:) wzory na podszewkę projektuję ,więc no problemos,może być nawt słoń czy okoń:) cena regularna 150. Wierzch może być z lnu ( prawie wszyskie kolory podstawowe i kilka niestandardowych),tak jak tu ,lub z alcantary ( sztuczny zamsz,ale ten miły w dotyku) moźe tez być w miarę miękka skóra. Wtedy torba wychodzi ok 300 zł. Jak jest życzenie posiadać taką torbę to zapraszam do kontaktu na maila zloty.kot@hotmail.com. :)
Paczy i adresik na maila ( muszę sobie w końcu zapisac!)
Świt mnie ostatnio zastał przy robocie....świt księżyca^^
W poście wystąpili:
Torba -project by mła (prawie jak Blair Witch Project...)
Bawełna w kurki- również mój projekt,druk by Cottonbee
Oraz czekoladowy len
P.s.nie mogłam się powstrzymać! Kompozycja na cztery stopy i dwa koty:)
P.s 2 Torby mogą być na życzenie z każdym zwierzątkiem:) wzory na podszewkę projektuję ,więc no problemos,może być nawt słoń czy okoń:) cena regularna 150. Wierzch może być z lnu ( prawie wszyskie kolory podstawowe i kilka niestandardowych),tak jak tu ,lub z alcantary ( sztuczny zamsz,ale ten miły w dotyku) moźe tez być w miarę miękka skóra. Wtedy torba wychodzi ok 300 zł. Jak jest życzenie posiadać taką torbę to zapraszam do kontaktu na maila zloty.kot@hotmail.com. :)
niedziela, 8 czerwca 2014
Lazy day and kiecka z rolety
Dziś rano ,tak gdzieś około siódmej otworzylam oczy i weschnęlam z ulgą...
NIEDZIELA! Nic nie robię,obijam się,leżę i pachnę.
Po czym w tym uroczym postanowieniu wytrwałam gdzieś do godziny 8 .30. Ściągnęłam nielitościwie Sąsiada z wyra, pożyczyłam kosiarkę,odstawiłam pokazowe niedzielne koszenie( łąkę oszczędziłam). Po czym klapnęlam ,a raczej próbowałam ( patrz niżej) klapnąć na leżak. Upał był nieziemski ,tak ze sto stopni w słońcu ,opaliłam się jak na Hawajach. Dziękować Najwyższemu,że opalam się od razu na brązowo,bez przejściowych stanów różu i czerwieni. Kiedy już posiedzialam na tym leżaku tak z pół godziny ,gapiąc się bezmyślnie w jeden obłok leniwie nadciągający znad Śnieżki,wymiotło mnie do maszyny. I uszyłam sobie nową roletę do kuchni. Białą. Ze starego prześcieradła. Bo poprzednia roleta została przerobiona na sukienkę. W końcu lato idzie ,trzeba odświerzyć garderobę.....
Po za tym
A/ szyję kilomerty lnu
B/ odchudzam się bo dostałam zrypy od lekarza i koniec wymówek .Kręgosłup dwa razy nie urośnie. Schudłam już piątkę. Czyli ok 20%....
C/ nocami rozsadzam kwiatki bo się rozszalały :) Jestem nieodgadnionym zjawiskiem dla niektórych na wiosce. Wariatka jak nic^^
D/ w mojej kuchni miała dziś miejsce eksterminacja populacji ślimaków w liczbie 206. JA w tym udziału nie brałam....
Praktycznie jestem wegetarianką i miasa prawie w ogóle nie jem . Tym bardziej ślimaków i innych wynalazków.
E/ staję się fanką selfie w duecie :)
F/ Bibmer ma na wszystko wywalone
NIEDZIELA! Nic nie robię,obijam się,leżę i pachnę.
Po czym w tym uroczym postanowieniu wytrwałam gdzieś do godziny 8 .30. Ściągnęłam nielitościwie Sąsiada z wyra, pożyczyłam kosiarkę,odstawiłam pokazowe niedzielne koszenie( łąkę oszczędziłam). Po czym klapnęlam ,a raczej próbowałam ( patrz niżej) klapnąć na leżak. Upał był nieziemski ,tak ze sto stopni w słońcu ,opaliłam się jak na Hawajach. Dziękować Najwyższemu,że opalam się od razu na brązowo,bez przejściowych stanów różu i czerwieni. Kiedy już posiedzialam na tym leżaku tak z pół godziny ,gapiąc się bezmyślnie w jeden obłok leniwie nadciągający znad Śnieżki,wymiotło mnie do maszyny. I uszyłam sobie nową roletę do kuchni. Białą. Ze starego prześcieradła. Bo poprzednia roleta została przerobiona na sukienkę. W końcu lato idzie ,trzeba odświerzyć garderobę.....
Po za tym
A/ szyję kilomerty lnu
B/ odchudzam się bo dostałam zrypy od lekarza i koniec wymówek .Kręgosłup dwa razy nie urośnie. Schudłam już piątkę. Czyli ok 20%....
C/ nocami rozsadzam kwiatki bo się rozszalały :) Jestem nieodgadnionym zjawiskiem dla niektórych na wiosce. Wariatka jak nic^^
D/ w mojej kuchni miała dziś miejsce eksterminacja populacji ślimaków w liczbie 206. JA w tym udziału nie brałam....
Praktycznie jestem wegetarianką i miasa prawie w ogóle nie jem . Tym bardziej ślimaków i innych wynalazków.
E/ staję się fanką selfie w duecie :)
F/ Bibmer ma na wszystko wywalone
sobota, 31 maja 2014
True life.
Korzystając z dnia oszałamiającego lenistwa,przypominiałam sobie o blogu. Ostatnie dwa tygodnie ,mówiac oglądnie ,rozjechały mnie jak ciężarówka żabę. Wyrabiając dwa etety, nie ma się czasu dosłownie na nic. Kiedyś ksiązki czytalam w takiej ilości ,że nie nadążali wydawać ,aby mój głód literek zaspokoić. Dzisiaj nie wiem co najpierw przeczytać ,tyle mam zaległości...
Standardowe 3/4 etatu od poniedziałku do piątku odrabiam w Firmie, jak przykładny żolnierz na froncie zmagań z codziennością. Po powrocie do domu zamykam się w pracowni i szyję ,szyję szyję.....w efekcie sypiam po 4-5h ,mam wieczny skórcz mięśni szyii, i rozmawiam z kotami. To akurat nic dziwnego, już mój kuzyn lata temu mi stwierdził ,że na starość zeświruję i zjedzą mnie koty.
Obowiązki domowe upchnęłam na granicy jaźni, wzięłam rozwód z kosiarką- przez co, jako jedyna w okolicy zamiast wypielęgnowanego trawnika ,gdzie każde źdźbło jak żołnierz w szeregu stoi,mam uroczą kwiecistą łakę po kolana. Koty mają używanie ,motyle ,kwiatki hajlajf :)
Jak znajduję chwilę wkładam ręce w ziemię i kwiaty pielęgnuję. Kontakt z wilgotną ,tłustą ziemią ma w sobie coś niezwykle przyziemnego ,więc i mnie do równowagi przywraca.
A kiedy zmęczenie bierze górę, mam ochotę spakować walizkę i czmychnąć gdzieś na tydzień ,sama samiusieńka. Gdzieś ,gdzie na plaży są jeszcze palmy ,gdzie nie zdeptali by mnie turyści, gdzie miejscowi żyją jeszcze prawdziwym życie,a nie za 5$ dla turystów. Ach ,nie zapominajmy o hamaku pod tą palmą...
Produkując po dwadzieścia kiecek tygodniowo ,przeżywam przed maszyną mały kryzys. Nie samo szycie mi przeszkadza ,bo to moje ulubione zajęcie ,ale naprawdę ,czasami rzeczywistosć mnie przerasta. Wtedy zamykam skorupę ,włączam wsteczny bieg i rozmyślam nad egzystencjonalnymi problemami mojego znękanego umysłu. Chyba powinnam się cieszyć ,że nie nadaję się na alkoholika ,bo po takich przemyśleniach ,nic tylko pić gorzałę. Nieznośna lekkość bytu czasami ma ciężar ołowiu.
W między czasie udało mi się jednak coś przeczytać. Mianowicie " Zakazaną" Anouk Markowits. To tak na fali powtórki z Singera .
Tej soboty pozdrawiam was ja i moje leniwe koty:)
Standardowe 3/4 etatu od poniedziałku do piątku odrabiam w Firmie, jak przykładny żolnierz na froncie zmagań z codziennością. Po powrocie do domu zamykam się w pracowni i szyję ,szyję szyję.....w efekcie sypiam po 4-5h ,mam wieczny skórcz mięśni szyii, i rozmawiam z kotami. To akurat nic dziwnego, już mój kuzyn lata temu mi stwierdził ,że na starość zeświruję i zjedzą mnie koty.
Obowiązki domowe upchnęłam na granicy jaźni, wzięłam rozwód z kosiarką- przez co, jako jedyna w okolicy zamiast wypielęgnowanego trawnika ,gdzie każde źdźbło jak żołnierz w szeregu stoi,mam uroczą kwiecistą łakę po kolana. Koty mają używanie ,motyle ,kwiatki hajlajf :)
Jak znajduję chwilę wkładam ręce w ziemię i kwiaty pielęgnuję. Kontakt z wilgotną ,tłustą ziemią ma w sobie coś niezwykle przyziemnego ,więc i mnie do równowagi przywraca.
A kiedy zmęczenie bierze górę, mam ochotę spakować walizkę i czmychnąć gdzieś na tydzień ,sama samiusieńka. Gdzieś ,gdzie na plaży są jeszcze palmy ,gdzie nie zdeptali by mnie turyści, gdzie miejscowi żyją jeszcze prawdziwym życie,a nie za 5$ dla turystów. Ach ,nie zapominajmy o hamaku pod tą palmą...
Produkując po dwadzieścia kiecek tygodniowo ,przeżywam przed maszyną mały kryzys. Nie samo szycie mi przeszkadza ,bo to moje ulubione zajęcie ,ale naprawdę ,czasami rzeczywistosć mnie przerasta. Wtedy zamykam skorupę ,włączam wsteczny bieg i rozmyślam nad egzystencjonalnymi problemami mojego znękanego umysłu. Chyba powinnam się cieszyć ,że nie nadaję się na alkoholika ,bo po takich przemyśleniach ,nic tylko pić gorzałę. Nieznośna lekkość bytu czasami ma ciężar ołowiu.
W między czasie udało mi się jednak coś przeczytać. Mianowicie " Zakazaną" Anouk Markowits. To tak na fali powtórki z Singera .
Tej soboty pozdrawiam was ja i moje leniwe koty:)
poniedziałek, 19 maja 2014
Celebrujemy :)
Wczoraj o godzinie 23.00 mocno wkurzona na rzeczywistość, zabralam się za pieczenie ciasta z rabarbarem. Rabarbar dostałam u sąsiadki ,leżał sobie jak wyrzut sumienia. Potem stan emocjonalny zadziałał i powstało ciasto.
A dziś rano czytam - Międzynarodowy Dzień Pieczenia :)
A rabarbarowiec idealny na świętowanie ;)
Robię go tak:
Ciasto kruche nieco ulepszone przeze mnie. Jeszcze rok temu biorąc się za pieczenie wytrułabym rodzinę, a dzisiaj sama stwierdzam ,że pieczenie idzie mi coraz lepiej^^
2 szklanki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki cukru
180 g masła.
3 żółtka
1 łyżka gęstej śmietany ,najlepiej kwaśnej.
Mąkę przesiewam ,mieszam z proszkiem i cukrem . Dodaję posiekane masło bardzo zimne. Siekam nożem. Na to 3 żółtka i łycha śmietany. Teraz szybko jak błyskawica zagniatam ,żeby masło nie zmiękło i pakuję do zamrażarki na 10 -20 min.
Nastawiam piekarnik na 180*c grzanie góra- dół
Ono się chłodzi, a ja w tym czasie robię
1 . Rabarbar-obieram ,kroję na ok 1cm kawałki, wrzucam na rozgrzaną suchą patelnię ( najlepiej metalową ze stali szlachetnej albo ewentualnie teflon. Broń Boże aluminiową ,bo będzie rabarbar na, aluminium walić). Zasypuję pół szklanki cukru i na dużym ogniu mieszam aż puści sok. Przerzucam na sito. ( odsączony sok nadaje się do picia po rozcienczeniu)
2. Robię kruszonkę
Niezawodne proporcje to
100 g masła ( wyjęte wczesniej z lodówki ,nie za twarde)
100 g cukru
200 g mąki
Wrzucam do miski i palcami rozcieram ,aż powstaną grudki.
3. Piana. Ubijam białka z jajek na sztywno ,na początku dodaję szczeptę soli ,potem cukier ok 1/3 szklanki. Najlepiej pudru
Kiedy piekarnik da nam znać że się nagrzał, wykładam ciasto na posmarowaną blachę. Ja po prostu kroję na kawałki i rozgniatam rękoma ,aż przykryje blachę. Wrzucam do podpieczenia ,aż się leciutko zezłoci.
Wyciągam . Wykladam rabarbar ,smaruję pianą a na koniec sypię kruszonką. I do piekarnika na następne 40 min. Ma się zezłocić . Trzeba pilnować ,bo kruszonka ,w której jest dużo masła lubi szię przyjarać.
Jak mi się udało ,uda się każdemu:)
Smacznego!
A żeby nie było ,że tylko ostatnio siedzę w kuchni to wczoraj druga skórzaną torbę uszyłam. W kolorze chmur zalegających na niebie i wiadomą podszewką:) Na koniec dnia ,kiedy spojrzałam przez okno ,zobaczyłam tęczę:))
A dziś rano czytam - Międzynarodowy Dzień Pieczenia :)
A rabarbarowiec idealny na świętowanie ;)
Robię go tak:
Ciasto kruche nieco ulepszone przeze mnie. Jeszcze rok temu biorąc się za pieczenie wytrułabym rodzinę, a dzisiaj sama stwierdzam ,że pieczenie idzie mi coraz lepiej^^
2 szklanki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki cukru
180 g masła.
3 żółtka
1 łyżka gęstej śmietany ,najlepiej kwaśnej.
Mąkę przesiewam ,mieszam z proszkiem i cukrem . Dodaję posiekane masło bardzo zimne. Siekam nożem. Na to 3 żółtka i łycha śmietany. Teraz szybko jak błyskawica zagniatam ,żeby masło nie zmiękło i pakuję do zamrażarki na 10 -20 min.
Nastawiam piekarnik na 180*c grzanie góra- dół
Ono się chłodzi, a ja w tym czasie robię
1 . Rabarbar-obieram ,kroję na ok 1cm kawałki, wrzucam na rozgrzaną suchą patelnię ( najlepiej metalową ze stali szlachetnej albo ewentualnie teflon. Broń Boże aluminiową ,bo będzie rabarbar na, aluminium walić). Zasypuję pół szklanki cukru i na dużym ogniu mieszam aż puści sok. Przerzucam na sito. ( odsączony sok nadaje się do picia po rozcienczeniu)
2. Robię kruszonkę
Niezawodne proporcje to
100 g masła ( wyjęte wczesniej z lodówki ,nie za twarde)
100 g cukru
200 g mąki
Wrzucam do miski i palcami rozcieram ,aż powstaną grudki.
3. Piana. Ubijam białka z jajek na sztywno ,na początku dodaję szczeptę soli ,potem cukier ok 1/3 szklanki. Najlepiej pudru
Kiedy piekarnik da nam znać że się nagrzał, wykładam ciasto na posmarowaną blachę. Ja po prostu kroję na kawałki i rozgniatam rękoma ,aż przykryje blachę. Wrzucam do podpieczenia ,aż się leciutko zezłoci.
Wyciągam . Wykladam rabarbar ,smaruję pianą a na koniec sypię kruszonką. I do piekarnika na następne 40 min. Ma się zezłocić . Trzeba pilnować ,bo kruszonka ,w której jest dużo masła lubi szię przyjarać.
Jak mi się udało ,uda się każdemu:)
Smacznego!
A żeby nie było ,że tylko ostatnio siedzę w kuchni to wczoraj druga skórzaną torbę uszyłam. W kolorze chmur zalegających na niebie i wiadomą podszewką:) Na koniec dnia ,kiedy spojrzałam przez okno ,zobaczyłam tęczę:))
niedziela, 18 maja 2014
Poranek pomidorowy
Wtać rano mimo lekkiego kaca.( KSW)...
Nagimnastykować się nad zdrowym i pięknym śniadaniem.
I przyjarać sobie grzanki....true:)
A odkryłam ostatnio bruschette i jestem zgubiona
Robię tak:
Kilka pomidorów dojrzałych bez skórki, same twarde części ,kroimy drobno. Można użyć pomidorków cherry albo koktailowych . Wtedy je po prostu na ćwiartki kroimy w całości.
Garść świeżej posiekanej bazylii.
Sól ,pieprz, ewentualnie ja ktoś lubi ząbek czosnku.
Mieszamy i zalewamy oliwą tak aby przykryła pomidory.
Ja to uwielbiam z grzankami natartymi ząbkiem czosnku ,odrobiną ( eeee czasem więcej) masła ,serem polish mozarella.
Jestem w niebie:)
I kawa przytargama z Lwowa parzona w czajniku. Po takiej nikt nie wróci do rozpuszczalnej. Mogę mieć echo i wiatr w lodówce ,ale jak by mnie ktoś odciął od dobrej kawy ,albo herbaty....
Całe szczęście na Ukrainie bardzo dobra kawa ,czy świetna sypana herbata jest w cenie naszej najgorszej z dyskontu . Uwielbiam earl greya.
Miłego dnia :)
Nagimnastykować się nad zdrowym i pięknym śniadaniem.
I przyjarać sobie grzanki....true:)
A odkryłam ostatnio bruschette i jestem zgubiona
Robię tak:
Kilka pomidorów dojrzałych bez skórki, same twarde części ,kroimy drobno. Można użyć pomidorków cherry albo koktailowych . Wtedy je po prostu na ćwiartki kroimy w całości.
Garść świeżej posiekanej bazylii.
Sól ,pieprz, ewentualnie ja ktoś lubi ząbek czosnku.
Mieszamy i zalewamy oliwą tak aby przykryła pomidory.
Ja to uwielbiam z grzankami natartymi ząbkiem czosnku ,odrobiną ( eeee czasem więcej) masła ,serem polish mozarella.
Jestem w niebie:)
I kawa przytargama z Lwowa parzona w czajniku. Po takiej nikt nie wróci do rozpuszczalnej. Mogę mieć echo i wiatr w lodówce ,ale jak by mnie ktoś odciął od dobrej kawy ,albo herbaty....
Całe szczęście na Ukrainie bardzo dobra kawa ,czy świetna sypana herbata jest w cenie naszej najgorszej z dyskontu . Uwielbiam earl greya.
Miłego dnia :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)