Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wypieki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wypieki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 czerwca 2013

Pierwsze podejście:)

Dziś w ponad trzydziestostopniowym upale, na poddaszu pewnego studia fotograficznego odbyła się pierwsza profesjonalna sesja fotograficzna moich ciastek:) Jak słusznie się domyślacie moje intensywne o tej porze roku wypieki bożonarodzeniowe związane są z praca nad moją książką, a raczej przepiśnikiem bożonarodzeniowym traktującym o naszych regionalnych wypiekach. Jestem bardzo pochłonięta pracą nad tą pozycją bo to pierwszy tylko mój tak wielki projekt i to w dodatku o rzeczach, które uwielbiam robić:) Już dziś mogę zdradzić także, że w książce oprócz przepisów znajdą się również inspiracje dekoracji BN, które możemy sami wykonać w domu.
A poniżej kilka ujęć uchwyconych w biegu podczas pracy nad ciasteczkową sesją! 
Bardzo, bardzo pozytywny dziś dzień, pełen emocji i ogromnej motywacji by przygotować kolejną sesję, która już niebawem gdyż jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli książka ukaże się na rynku przed tegorocznymi Świętami Bożego Narodzenia.






Na potrzeby tej jednej sesji upiekłam ponad 1000 ciasteczek co trwało blisko dwa tygodnie i w wirze codziennych obowiązków wymagało niezłej organizacji i pomocy bliskich. Ale dziś w tym pełnym rozgardiaszu studio czułam się naprawdę szczęśliwa, zresztą nie tylko ja biorąc pod uwagę fakt, że produktem ubocznym sesji były ciasteczka:)
Przede mną kolejna partia wypieków, zabieram się za pierniki, roladki na zimno, cynamonki...mam nadzieję, że do grudnia zdążę!
Z pozdrowieniami z planu zdjęciowego!
Magda

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Idzie NOWE, z zapachem cynamonu w tle:)


Kaszka, obiadek, deserek, kaszka (dot. niemowlaka:) a pomiędzy jak to normalnie w codziennym życiu bywa sprzątanie, prasowanie, gotowanie, zakupy, ogródek, czyt. plewienie, przedszkole (dot. Młodego): zawieźć - odebrać, zajęcia pozalekcyjne, przychodnie, szczepienia itd. itp. kto ma dzieci wie o czym piszę. Z tych oto przyczyn mój ostatni post miał miejsce blisko trzy miesiące temu a mam wrażenie, że pisałam go najdalej wczoraj! I pewnie długo bym jeszcze nie mogła się zebrać do pisania i ogarnąć wszechogarniającego niemowlęcego rozgardiaszu gdyby nie perspektywa NOWEGO:) 
Bo pomiędzy gdzieś tym wszystkim o czym piszę powyżej jestem w trakcie realizacji, w samym środku intensywnej pracy nad nowym, największym chyba jak do tej pory projektem związanym z .... tym co widoczne na fotkach poniżej:)
Godzinami piekę, lepię, kulam, wypróbowuję te same przepisy po kilka razy by w końcu otrzymać ten najlepszy, ten który każdy będzie mógł bez problemu wykorzystać u siebie w domu i mieć pewność, że się uda:)  

 
A są to przepisy wyjątkowe, bo nasze - regionalne, bardzo świąteczne - bożonarodzeniowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie, rzec by można z matki do córki, z babci do wnuczki...:)
 
 
 
Zapisywane na pożółkłych, naznaczonych znakiem czasu karteczkach, przepisy mojej mamy, cioci, babci, kuzynki, oprószone mąką, poplamione masłem, lekko naddarte, trzymam w domu niczym najdroższą rodzinną pamiątkę ... kiedyś jeśli zechce przekażę je Kalinie. A Kalina nasza jak malina, choć absolutnie cudowna podobnie jak jej rodzony brat Franek kiedy był niemowlęciem, nie ma czasu na sen, nieprzerwanie od pół roku budzi się co półtorej godziny w nocy stając się przyczyną mojego już skrajnego wyczerpania (nie funkcjonuję już chyba jak normalny człowiek kiedy potykając się o przedmioty w domu mówię do nich "przepraszam" a wczoraj idąc chodnikiem przeżegnałam się przed lustrem drogowym....:)
 
I tak to w stanie ogólnego amoku po nieprzespanych nocach, w aurze szalejącej wiosny a u progu lata siedzę sobie w piekarniku a w domu zamiast zapachu kompotu z rabarbaru unoszą się w powietrzu cynamon, goździki, pomarańcze, kakao, przyprawy do pierników.
 A całkiem niedawno, z okazji Dnia Matki podarowano mi taki oto niezwykły prezent: niedzielny wypad na targ staroci, gdzie udało mi się kupić to czego dokładnie szukałam, głównie na potrzeby mojego przedsięwzięcia:) A jest to na ten przykład taka sobie solidna waga, idealnie wpasowała się do naszego kuchennego byfyju. Na zdjęciach ze starymi niemieckimi foremkami do pralinek.
 
 I przedwojenny pojemnik na sól, który miał w sobie jeszcze resztki soli kiedy go kupiłam:)
A to już zupełnie nowy wianek z małymi szklaneczkami i sztućcami do podwieszenia, np. jak u mnie pod kuchenną lampą. Przeważnie wypełniam go kwiatami, które aktualnie kwitną w ogrodzie.
I na sam koniec tzw. żegnaczka, kiedyś obowiązkowa w każdym śląskim domu, prawie tak ważna jak kuchenny byfyj. W naszym domu zawiśnie tuż obok drzwi wejściowych coby tradycji stało się zadość:)
Tymczasem uciekam do kuchni, dziś kolejna porcja ciasteczek, tym razem "na zimno":) Zapewne domyślacie się nad czym tak pieczołowicie pracuję ale więcej szczegółów w kolejnych postach:)
Na sam koniec chciałabym podziękować za liczne maile, dzięki którym tak naprawdę pojawił się dzisiejszy post, gdyż w wirze obowiązków, które tak na dobrą sprawę sama sobie narzuciłam zaniedbałam bloga okrutnie.
 Do następnego!