Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komputer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komputer. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 sierpnia 2013

Kuchenna alchemia

Wielka stara dębowa szafa ustawiona w spiżarni, po wstawieniu sosnowych pachnących półek  zaczęła drugie życie. Zmieściła w swoich czeluściach cztery wory słoików i butelek i została jeszcze jedna wolna półka na zapasowe kasze.
Zrobił się w spiżarni większy ład.
Powolutku  słoiki zapełniają się tegorocznymi wytworami kuchennej alchemii: soki i dżemy z porzeczek, kiszone ogórki i cukinia, smażone mirabelki. W miarę dojrzewania warzyw i owoców przybędą dalsze przetwory- zapasy na zimę.
Czerwone duże mirabelki obrodziły w tym roku, więc także je suszę.
Alchemiczne przemiany dokonują się na kuchennej płycie opalanej drewnem.

Wewnątrz samego paleniska dokonała się próba prawdy. W żarze pieca wylądowała stara puszka po konserwie z kawałkiem blachy dachowej ze stodoły w  środku. Blacha dachowa kapnęła najpierw srebrną łzą, a potem popłynęła wartko srebrnym strumykiem. Na stodole do rozbiórki mam dach z czystego ołowiu.
Problem alchemiczny jest następujący: jak zamienić ołów w złoto.

Za pośrednictwem Ewy z Kresowej Zagrody Anieli zesłali na mój Ogród wolontariusza Radka, a z jego pomocą najważniejsze, najtrudniejsze dla mnie prace zostały wykonane. Dzięki temu mam więcej czasu na zajmowanie się zbiorem ziół i przetworami na zimę.
Zainstalował też na moim komputerze program do czytania na głos "Milena" dla Ubuntu. Do tego mechanicznego głosu można się przyzwyczaić, a czytający lektor uwalnia ręce i oczy dla innych prac, takich jak łuskanie fasoli, szycie czy robienie na drutach w zimową porę.
Radek interesuje się ziołami, więc myślę, że dla niego pobyt w Ogrodzie Na Końcu Świata był dobrze spędzonym czasem. Dla mnie jego pobyt był dużą pomocą. Dziękuję.

piątek, 15 marca 2013

O zaspach,kozach i komputerach.

Przedzieram się do obórki przez śnieg, za każdym krokiem  zapadając się do połowy uda. Kopanie ścieżek nie ma sensu, bo po 20 minutach po moim przejściu nie ma nawet śladu.
Odkopuję tylko co jakiś czas wejście do domu i do obory. Wiatr jest północny, a wrota do obory są od południowej strony, więc tu na szczęście dużo pracy nie ma.
W niektórych miejscach zaspy sięgają powyżej pasa. Na przykład przy kranie podwórkowym, z którego biorę wodę  i przy bramce obejścia koło obory. Nie widziałam tez chętnych do jazdy samochodem przez zasypaną drogę. Koło południa przejechał nią pług śnieżny, ale na długo to nie wystarczyło, znów zaspy bo ciągle silnie wieje i pada.
Wiosnę i ciepło meteorolodzy zapowiadają na środę przyszłego tygodnia. Ten cały magazyn śnieżny zacznie naraz topnieć i zamieni się w eleganckie błotko.
Moja posesja jest dobrze położona, nie grożą jej zastoje wody, więc mogę się bardziej cieszyć niż martwić gwałtowną zmianą z zimy na wiosnę.
Koza Bazia przez zimę i teraz daje mleko, niewiele bo około pół litra dziennie- czasem więcej, czasem mniej. Pokopałam nieco w fachowej koziej literaturze, z której dowiedziałam się, że ilość mleka związana jest z długością dnia. Szczyt laktacji wypada zawsze latem, a spadek  zimą. Co ciekawe, dotyczy również kóz nie zakacanych przez kilka lat, bo takie eksperymenty wykonano.
One utrzymywały laktację przez cały ten czas, oczywiście z wahaniami wydajności związanymi z sezonem.
Bardzo mnie to pociesza, w związku z brakiem kozich kawalerów w najbliższych okolicach. Jak się trafi jakiś na jesień to ok, a jak nie to płakać nie będziemy ;)
Mamy czas.
Bardzo mało jest literatury o kozach. Przejrzałam stare weterynaryjne księgi mojego ojca, dotyczące zwierząt gospodarskich. Jest o krowach, owcach, koniach, nawet królikach, szynszylach i innych drobiazgach, a  koza w żadnej książce nawet nie jest wymieniona.
I nie rozumiem dlaczego. Na zdrowy rozum, w małym gospodarstwie lepiej mieć kilka kóz, jak jedną krowę. Kozy są odporniejsze, mniej wybredne. Jak padnie krowa to duża strata, a jak coś się stanie jednej kozie, to zostają jeszcze inne. Mnożą się zwykle bez kłopotu, razy dwa. I lubią jeść chwasty.
Fakt, że są cwane. Tak jak Bazia która wyćwiczyła otwieranie wszelkich zamknięć i często ją łapię jak z córką Lalą buszuje w zapasie siana złożonym w obórce, obok ich zagrody.
No ale taka już ich uroda :)
Padł mi duży komp, pewnie dlatego,  że nie włączany ponad pół roku. Nie pierwszej młodości zresztą był. Nie włączany, bo nie chciał współpracować z komórkowym internetem.
Teraz podpięłam maleńkiego netbooka do dużego monitora i zwykłej klawiatury. Luksus i komfort jest :) Oczy odpoczywają od maczkowatych literek.
Zainstalowałam też links2, przeglądarkę obsługiwaną z terminala.
Ma dwa tryby, jeden wyłącznie tekstowy, a drugi graficzny.
Grafikę wyświetla w trybie oszczędnościowym i nie  ładuje żadnych reklam i wodotrysków. Tym sposobem oszczędzam transfer.
Links ma swoje wady. Nie mogę się zalogować na bloga, ani na pocztę w interii, więc w tym celu włączam firefoxa.
Co ciekawe Links2 z pocztą na o2 nie ma takich problemów, więc jest to wina ustawień na portalach, a nie samej przeglądarki.