Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasta I ciasteczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasta I ciasteczka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 grudnia 2022

Kolejne śnieżki, a w tle zima, wspomnienia i rozmyślania nad przedświątecznym rozgardiaszem.

Witam w czwartą niedzielę Adwentu,


Trudno uwierzyć, ale to prawda - za tydzień będą Święta Bożego Narodzenia. Czas szybko pędzi do przodu, dlatego przed świętami skupiamy się na tym co najważniejsze; od strony duchowej to przede wszystkim rekolekcje w parafii, rachunek sumienia, zaduma nad cudem narodzin Jezusa, a w domu - jak to w domu -  mały rozgardiasz kulinarny i dekoracyjny. Tak cudowny o tej porze rozgardziasz! Zapach kapusty miesza się z zapachem pierników, a ubieranie choinki i świąteczne dekorowanie domowych kątów zostawia na podłogach brokatowy połysk i anielskie włosy przyklejające się do kapci. Najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa zawsze wiążą się z tym przedświątecznym rozgardiaszem. Od strony dziecka wszystko zawsze wyglądało tak magicznie. Pamiętacie to oczekiwanie na.... No właśnie - na kogo? Na Mikołaja? Na gwiazdora? Na gwiazdkę czy aniołka? Ciekawa jestem jak to było, a może nadal jest u Was? Kto u Was "podrzuca" prezenty pod choinkę? Jak byłam mała, to czekałam na aniołka, ale moje dzieci czekały na Mikołaja. A czy pamiętacie, jaki prezent z czasów Waszego dzieciństwa zrobił na Was największe wrażenie? Jaki prezent był tym wyjątkowy, że pamiętacie moment otrzymania go do dziś? U mnie była to taka dziecięca szkolna tablica z kredą. Rany! Jakie ja potem szkoły urządzałam pluszakom i lalkom. Nawet tworzyłam dziennik klasowy (kto by wtedy przypuszczał, że za jakiś czas będzie on przeżytkiem). Wspomnienia - te piękne- są jak cenny dar. Wywołują uśmiech na twarzy.

Ostatnio pokazywałam szydełkowe gwiazdki, to pójdę za ciosem i pokażę jeszcze trzy, takie duże. I w tym roku to będzie koniec gwiazdek.




W naszym ukochanym ogrodzie i przyrodzie nadal zima. Pewnie u wielu z Was również. Piękna zima: śnieżna i mroźna. Staramy się z niej jak najczęściej korzystać, tymbardziej, że prognozy pogody zapowiadają odwilż. Szkoda. Byłoby cudownie mieć taki śnieg w święta. Ośnieżone lasy wyglądają bajkowo. Prawdziwy cud natury.






 
W ramach przedświątecznego rozgardiaszu Sławek "wyczarował" błysk w naszym ogrodzie.


Córki również zajęły się "magią świąt" i na sporej części upieczonych pachnących pierniczków wymalowały obrazy, jakie tylko podpowiadała im wyobraźnia 😂.



Ja rónież staram się coś robić: mam upieczone makowce (lubię je zamrażać, gdyż rozmrożone wydają się smaczniejsze i wilgotniejsze, a takie lubimy) i zrobiłam pierogi z kapustą i grzybami. 

Muszę być szczera - pierwszy raz w życiu udaje mi się podchodzić do tego przedświątecznego "zamieszania" w domu i w kuchni z dystansem. Na luzie po prostu. Zrozumiałam wreszcie, że nic nie muszę, ale mogę.  Robię tyle ile chcę i co chcę. Bez presji, bez gonitwy. W świętach najważniejsza jest maleńka Miłość, która ponownie przychodzi dla nas na świat. To najpiękniejszy czas na pobycie z najbliższymi: wspólny spacer, może film, wspólna kawa. A smakołyki? Będą... ale jeśli będzie ich mniej, to może nawet lepiej. Może nie będę musiała później namawiać domowników na dojadanie wszystkiego na siłę, by się nie zmarnowało. A kurz? Ach ten kurz! Pojawia się regularnie i regularnie go usuwam. A jeśli nawet jakiś ominę, to przecież korona od tego nam z głowy nie spadnie. Zajęło mi to wiele lat, by wreszcie zrozumieć i wcielić w życie takie zdystansowane podejście do życia. I wiecie co - czuję się z tym dobrze. 
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.




wtorek, 19 kwietnia 2016

Wiosna zimna, deszczowa, a wciąż zachwyca pięknem....oraz prace robione sercem.

Witajcie!

Znowu mnie tu nie było jakiś czas. Cóż....wciąż tak pędzą te godziny. Obowiązków też miewam dużo, a jak to wiosną - więcej pracy w ogródku i więcej przebywania poza domem. Nie wiem czy też tak macie, ale ja wiosną odczuwam ogromne zmęczenie, z którym dzień po dniu walczę. Niestety, pogoda u nas daleka jest od tej wymarzonej. Bywają piękne i ciepłe dni, ale w tym roku mamy spory kryzys na taką pogodę. Jest na ogół zimno, no dobra - chłodno. Dość często pada deszcz, czasami sypie grad, a w ostatnią sobotę sypał śnieg. Przyroda, mimo ogromnej chęci, jakoś tak powoli wybucha kwieciem i liściem. Tylko śpiew ptaków niezmiennie, wiosennie intensywny i piękny. W moim ogródku kwitną już resztki żonkili i przekwitła kamelia, natomiast wciąż swój wzrok napawam narcyzami, tulipanami... Lada moment mój "Eden" zabarwi się na niebiański kolor niebieski. Mam mnóstwo niezapominajek. Chciałabym wam pokazać moje "ogrodowe wzruszenia", więc jeśli macie ochotę, poniżej zapraszam was do mojego małego ogrodniczego królestwa.

Z prac artystycznych dziś chciałabym wam pokazać kolejne zaproszenia na Komunię Świętą, które zrobiłam jeszcze przed Wielkanocą na zamówienie. Oto one:


A teraz moje "słodkie dzieło". Tort robiony sercem, bo dla najukochańszej osoby na świecie, dla mojego męża. Tort - autobus (barwy miejscowe).


A teraz chodźcie, usiądźcie na moment w moim ogrodzie i zadumajcie się nad cudem Bożego stworzenia.
















poniedziałek, 7 marca 2016

Dzisiaj będzie Szkocja, Harry i tort - taka smaczna mieszanka :)

Witajcie kochani!

Najpierw to nie miałam czasu, potem nie było mnie kilka dni, następnie wpadłam w wir obowiązków... i dziś uświadomiłam sobie, że lada moment minie miesiąc jak tu byłam po raz ostatni. W ciągu tego miesiąca przez mój ogród przemknęły wiosny i zimy regularnie zamieniając się ze sobą w swojej pogodowej robocie. Ale prace w ogrodzie już ruszyły. O nich opowiem innym razem....

Byłam też w Edinburghu - tam to dopiero było nam zimno i mokro. Nie powiem, Edinburgh ładne miasto, choć pora -nazwijmy ją - wietrzna (od wiatru) sikawica (od deszczu) - nie jest najlepszą porą na zwiedzanie tego miasta. Najpiękniej wygląda po zmroku. Tak, wieczorny spacer ulicami tego miasta jest niezapomnianym przeżyciem. Jest pięknie.



 
Na pewno wspominałam wam, że kocham dzieci, kocham pracować z dziećmi i tworzyć dla dzieci. Sama jestem takim dużym dzieckiem w skórze dorosłego człowieka. Naprawdę.  Pewnie dlatego będąc w tym szkockim  mieście najlepiej się czułam w Muzeum Dzieciństwa. Ileż tam było zabawek! Mam nadzieję, że kiedyś napiszę o tym więcej na moim drugim, bardzo zaniedbanym blogu o podróżach.

Dowiedziałam się od moich córek, że słynny "Harry Potter" autorstwa J.K.Rowling rozpoczął swoje książkowe życie właśnie w Edinburghu, w małej kawiarni, koło której przechodziliśmy codziennie. W ciągu dnia stały tutaj długie kolejki turystów. Wiedzieliście o tym? Bardzo intrygowało mnie pytanie, czemu akurat autorka pisała książkę w kawiarni? Moja najstarsza córka odpowiedziała: "Bo tam jest ciepło". Jako ciekawostkę wam napiszę, że podobnie robią studenci w Szkocji. Oszczędzając na ogrzewaniu w wynajętych domach, spędzają wiele godzin w ciepłych kawiarniach lub bibliotekach.
Ja nie czytałam książek o Harrym Potterze, ale wielokrotnie słyszałam różne, skrajne ze sobą opinie na ich temat.  Zdarzyło mi się oglądać dwie części filmowe, ale nawet nie pamiętam które. Moje starsze dzieci bardzo lubią Harrego. Uważają te lektury za wspaniałe książki przygodowe i usilnie namawiają mnie do przeczytania choć jednej części. Chyba im ulegnę. Jedna z moich córek wygrała nawet zorganizowany u niej w szkole konkurs wiedzy o Harrym Poterze.  Postanowiłam uszczęśliwić ją zakładką z Harrym Poterrem. Oto ona:


Jeszcze jedną miałam przygodę - słodką bardzo. Zdarza mi się robić ciasta na zamówienia, torty na ogół robię tylko na własne potrzeby. Jednej z moich córek robiłam w zeszłym roku tort o tematyce bajki "Kraina lodu" (Frozen), drugiej o tematyce sportowej i kilka innych. W tym roku, moja dobra znajoma poprosiła mnie o zrobienia dla jej syna tortu z Minionkiem. Nadzienie miało być  - my to tutaj nazywamy - polskie, czyli dobry krem lub bita śmietana (tutejsze torty są jak dla mnie bardzo ubogie w środku). Podjęłam się tego wyzwania. Strasznie to było stresujące, może dlatego, że pierwszy raz robiłam taki tort na zamówienie. Spędziłam nad nim sporo godzin, ale wyszedł chyba całkiem dobrze. Nadzienie o smaku truskawkowym, a na zewnątrz Minionek. Tylko... kilka włosków zapomniałam mu doczepić, zrobiłam to już po zrobieniu tego zdjęcia. Jak wam się podoba to dzieło? Ponoć było bardzo smaczne. Pozdrawiam wszystkich bardzo, bardzo serdecznie.

 
A to są wspomniane torty z zeszłego roku. Tylko takie zdjęcia robocze znalazłam.
 

 

wtorek, 2 lutego 2016

Tłusto, kalorycznie i smacznie....czasami i tak trzeba.

Witam was bardzo serdecznie!

Nadchodzi! Definitywnie jest coraz bliżej! Wprawdzie zimny wiatr oraz zapowiedź kolejnych huraganów z lekka zniechęca ją do nadejścia, ale dzisiejsze szeroko uśmiechnięte słońce na błękitnym niebie, ożywiony śpiew ptaków oraz pierwsze kwiaty sugerują nam dosadnie -wiosna jest blisko! Hurrrraaaa!

Z drugiej strony czas płynie tak szybko....mam wrażenie, że jakby wczoraj było Boże Narodzenie, a już dziś pójdziemy do kościoła z gromnicą, a za dwa dni mamy Tłusty Czwartek. Jeszcze tydzień i Wielki Post. Jakby ktoś ponakręcał te zegarki...

Ale skoro Tłusty Czwartek, to faworki lub pączki, prawda? Jedyny dzień w roku, kiedy liczenie kalorii jest źle widziane. Ja kilka dni temu też zrobiłam pączki. Według mojej rodziny pączki były tak pyszne, że aż grzechem byłoby ich nie jeść, lub się ograniczać w ich jedzeniu.  Moja rodzina, jak widać, potrafi sobie wszystko odpowiednio wytłumaczyć. Ale tak serio, przepis na moje pączki ofiarowała mi wiele, bardzo wiele lat temu znajoma, której domowe pączki mnie zachwyciły. Były wyjątkowe, puszyste i nie twardiały na drugi dzień (niestety, wcześniej miałam takie przepisy, z których pączki były pyszne tylko zaraz po upieczeniu. Potem właśnie twardniały i były suche). Ta cudowna osoba nauczyła mnie także "sztuki nabijania konfitury".  Mam taki zwyczaj, że przepisy ofiarowane mi przez kogoś najczęściej nazywam imieniem tej osoby, od której je dostaję. Dla pamięci i by przywołać miłe wspomnienia. Dziś dzielę się z wami moim przepisem na "Pączki Elżbiety".

Z podanych składników wychodzi około 35 pączków.

1kg mąki pszennej,
10dkg świeżych drożdży,
7 jajek (6 żółtek + 1 jajko całe),
2 kieliszki wódki lub 1 kieliszek spirytusu,
15dkg cukru,
cukier waniliowy,
1/2 paczki masła,
1/2 l mleka,
konfitury (różane najlepsze, ale dobre są też truskawkowe, jagodowe, morelowe....chyba każde),
 olej do smażenia

1. Drożdże rozkruszamy, rozgniatamy je z 1 łyżką cukru, 1/2 szklanki ciepłego (podgrzanego, ale nie gorącego) mleka i 2-3 łyżkami mąki. Składniki szybko ze sobą mieszamy likwidując ewentualne grudki, przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Na jak długo? Czasami wystarczy 15 minut, innym razem potrzeba czasu dłuższego niż 30 minut. Zaczyn roście, burzy się, dlatego trzeba na niego przeznaczyć wysokie naczynie. Jak już zaczyn podejdzie wysoko, to znak, że już czas go użyć.

2.Żółtka, jajko, cukier, cukier waniliowy ucieramy na puszystą masę.

3.Mąkę przesiewamy przez sito do większej miski i dodajemy wódkę. Trochę maki zostawiamy sobie do podsypywania ciasta w czasie wyrabiania. Mnie zdarza się często dodawać troszkę więcej mąki niż jest to podane w przepisie.

4. Masło rozpuszczamy w mleku, podgrzewając je na małym ogniu ( mleka tyle ile zostaje nam po odliczeniu tego, co użyliśmy do zaczynu).

5.Teraz mieszamy ze sobą wszystkie składniki i dolewamy do nich ciepłe mleko z rozpuszczonym masłem.

6.Następnie, jak każde drożdżowe ciasto musimy je dobrze wyrobić. Powinno byc gładkie i lśniące. Ja wyrabiam najwyżej 10 minut.

7. Wyrobione ciasto zostawiamy w miseczce i przykrywamy ściereczką. Dajemy mu czas na wyrośnięcie. Ważne jest, by ciasto drożdżowe zawsze rosło w cieple. Uwaga na przeciągi.

8. Wyrośnięte ciasto wałkujemy porcjami i wycinamy szklaneczką koła. Moje koła są wysokości około 2cm.

9. Koła odpoczywają i jeszcze podrastają, a my w tym czasie rozgrzewamy olej. Olej najlepiej wlać do dość szerokiego i głębszego garnka. Musi się bardzo dobrze rozgrzać.

10. Pączki wkładamy na gorący olej i smażymy je z każdej strony. Musimy pamiętać o tym, żeby olej nie stał na wysokim płomieniu, bo wówczas nasze pączki będą wyglądać na usmażone, a w środku mogą pozostać surowe. Zbyt mały płomień przedłuża smażenie i pączki robią się zbyt nasiąknięte tłuszczem. Musicie sami wyczuć, jaki płoń pod garnkiem jest najodpowiedniejszy dla waszych pączków. I nie wrzucamy ich do garnka zbyt dużo. Pamietajcie, że one podczas smażenia jeszcze rosną.



11. Upieczone pączki wyjmujemy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym by obciekły z tłuszczu.

12. Marmoladę przekładamy do szprycy na kremy i wkuwamy się głęboko w usmażonego pączka. Z wyczuciem umieszczamy trochę marmolady w środku. Kiedyś robiłam to przed usmażeniem pączków. Niestety, większość marmolady wypływała z pączków w czasie smażenia brudząc olej. Nadziewanie pączków po usmażeniu jest dużo lepsze.

13. Pączki można posypać cukrem-pudrem (ja tak osobiście wolę). Jeśli ktoś lubi, można zrobić lukier. Lukier do pączków to najczęściej mieszanina odrobiny gorącej wody z sokiem cytryny i cukrem pudrem. Życzę wam udanych pączków!
Smacznego!






poniedziałek, 18 stycznia 2016

To może teraz coś na ząb?

Witam was bardzo serdecznie!

Trudno uwierzyć, ale jesteśmy już w drugiej połowie stycznia! Chyba nigdy nie przestanę się dziwić - jak szybko ten czas umyka. Wydaje mi się, że z wiekiem coraz bardziej go cenię i z dnia na dzień próbuję go wykorzystać maksymalnie i jak najlepiej potrafię. Każda minuta życia jest niepowtarzalna i cenna. Bardzo cenna...

Nie było mnie tu około tygodnia, ale to nie znaczy, że w moim życiu nie działo się nic ciekawego. Każdy dzień jest na swój sposób ciekawy, a zarazem twórczy. Były faworki! Faworki to jest to, obok czego nie potrafię przejść obojętnie. Zawsze je robię w karnawale. Taka rodzinna tradycja. Choć muszę uczciwie przyznać, że w tym roku w tworzenie faworków bardzo aktywnie zaangażowała się moja średnia córeczka, Ela. Wałkowała, wycinała, przekładała, potem już usmażone faworki posypywała cukrem pudrem. Jest nadzieja, że rodzinna tradycja foworkowania przetrwa. Od lat nasze faworki robimy według tego samego przepisu, ze sporą ilościa żółtek i tak zwanym "biciem ciasta". Oj, można sobie poużywać na tym faworkowym cieście! Przepis na te wyjątkowe faworki umieszczałam tutaj, na tym blogu wiele lat temu. Możecie go znaleźć w tym miejscu. Uwierzcie mi, te faworki są REWELACYJNE.

 
Na zdjęciu powyżej oprócz faworków widnieje też ciasto waniliowe z białek. Zawsze po faworkach zostawało mi sporo białek, z których najczęściej robiliśmy kokosanki, ale w tym roku postanowiłam wypróbować przepis na ciasto z samych białek. Przepis ten spisałam dawno temu chyba z jakiejś gazety, a może z internetu....nie pamiętam. Muszę wam powiedzieć, że ciasto jest bardzo smaczne. Na początku wydawało sie suche, ale na drugi dzień nabrało takiej wyjątkowej wilgotności oraz puszystości, że zjadało sie go z nieukrywaną przyjemnością. Przy następnej okazji, zrobię z tego ciasta spody do tortu, bo mam przeczucie, że to ciasto świetnie się będzie do tego nadawać.
 
Ciasto z białek
 
Potrzebujemy:
 
9-10 białek z dość dużych jajek,
około 120g roztopionego masła lub margaryny do ciast,
1 opakowanie cukru waniliowego,
około 150g cukru,
180g przesianej mąki pszennej,
szczypta soli,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,kilka kropel aromatu waniliowego.
 
Z białek należy ubić sztywną pianę, a potem stopniowo i delikatnie do niej dodawać wszystkie pozostałe składniki, cały czas ubijając, tylko na mniejszych obrotach.
W zależności od potrzeby ciasto możemy upiec w wyłożonych papierem do pieczenia keksówkach lub w tortownicy.
Ciasto wstawiamy do nagrzanego do 180oC piekarnika i pieczemy około 50 minut. Po wyjęciu najlepiej zostawić na kilka godzin, aż nabierze swojej wilgotności.
Jak ktoś lubi, można posypać cukrem-pudrem.
Smacznego!