nie wiem od kiedy ugotujmy przestało być kulinarnym zbiorem skomplikowanych i banalnych receptur. długie listy składników, dekagramów, łyżek i szklanek zamieniły się w nie-słowa, garstki zgubionych opowieści, minimalizmu i ciszy. zapodziałam nawet 6 urodziny (10 stycznia rozpoczął się mój 7 rok blogowania, czas ucieka bezlitośnie szybko). doliczyłam się gotowania i składowania kulinarnych rupieci w 5 kuchniach (i szóstej w Rodzinnym Domu). nie doliczę się za to zakalców, wylizanych misek po słodkich kremach, zbitych talerzy, zgubionych i zyskanych kilogramów i zjedzonych kalorii. z tym przedostatnim i ostatnim to może i dobrze.
koniec końców Gdańsk zamienił się w Gdynię, moja miłość do czekolady musiała równać się zeru (niech żyją alergie!), pokochałam pizzę z Mąki i Kawy i jeszcze bardziej nadmorskie spacery i zimowe słońce o poranku zgubione na blacie biurka.
zielonego nie musiałam pokochiwać, bo przyjaźnimy się od dawna. i jeśli jest świeży szpinak, oliwki i feta i kilka jeszcze innych składników, to znaczy, że pyszne mogą być też banały.