Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kukurydza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kukurydza. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lutego 2014

Pizza (i moja pierwsza randka)




Moja pierwsza randka była... jednostronna. A to oznacza tyle, że ja szłam na randkę, a moi „partnerzy” o tym nie wiedzieli.
W późnej podstawówce przeczytałam „Anię z Zielonego wzgórza” i postanowiłam znaleźć sobie osobistego, polskiego Gilberta. Szybko umówiłam się z kolegą na pizzę i we czwórkę (dwie parki) umówiliśmy się po południu w fast foodzie.
Tydzień wcześniej zrobiłam sobie pranie mózgu. Mam starszą siostrę, więc dostęp do Bravo, Trzynastki i innych gazetek nie był specjalnie utrudniony. Dotarłam nawet do całej listy rzeczy, które należy zrobić na 7 dni przed randką (!)

czwartek, 21 marca 2013

Zupa kukurydziana (+ przychodnia, miejsce spotkań)


Narzekałam wszystkim na to, że zima trzyma, warzyw coraz mniej (a jak są to drogie i obrzydliwe). No i stało się, w końcu zachorowałam.
Poszłam do lekarza i zrobiłam sobie bardzo rozgrzewającą zupę. Gardło nie pozwala mi wydobyć więcej niż 10 słów, więc diagnoza była szybka, a i w poczekalni było mało osób, bo taka pogoda zmusza do chorowania w zaciszu domowym.
Atmosfera wokół szanownych doktorów i innych ludzi w kitlach przypomniała mi, że dwa lata temu często trafiałam do różnych przychodni. I nie byle jakich, bo zazwyczaj zdrowia psychicznego. O tak! Tam to dopiero była impreza! I się spotykało osobistości!
Nieroby z depresją, którzy potrzebowali tylko renty na chorobę psychiczną (bo to super opcja. Na komisji nie mogą wykryć!) Większość użalała się nad swoim życiem i właśnie takich lubiłam najbardziej. Szczególnie pana, który pastwił się nad swoją rodziną i po trzydziestu latach odkrył, że to nie jego wina! Tylko mu się w mózgu poprzestawiało w dzieciństwie. Pan agresywnie żądał rozgrzeszenia i dostawał je, ale tylko od swojej terapeutki. Biedactwo…
Zabawnie też było z małolatami. Ale nie takimi jak ja, tylko tymi, w których jeszcze hormony buzowały. Dzieliłam ich na dwie grupy: agresywną i pasywną. Ci pierwszy rozpieprzali nos kolegom z klasy, a podczas sprawy sądowej bronili się zaburzeniami psychicznymi. Matki delikwentów w gorącej wodzie kąpanych, przyłaziły, spowiadały się i płakały już w poczekalni, bo "to w gruncie rzeczy dobre dzieci są".
Grupa „pasywna” była oblegana przez dziewczynki. Kilka lat temu nazywano by je emo. Smutne, skrzywdzone, niezrozumiane. Zazwyczaj z dobrych, katolickich rodzin. Możecie mówić, że ściemniam, ale naprawdę spotkałam laskę, której problemem było to, że rodzice zmuszali ją do chodzenia do kościoła. A ona nie wierzyła. I przez to miała myśli samobójcze.
Zdarzały się również osoby, które przychodziły, bo nie miały się komu wygadać. Byli wariaci z krwi i kości. Byli przyszli samobójcy, niedoszli mordercy.
Podobno widywano tez matki-wariatki, despotyczne, przyprowadzające swoje zdrowe dzieci (bo mają złe stopnie).
Przychodnia to taka mała diagnoza społeczeństwa. Aż dziwne, że socjologowie nie prowadza badań w takich miejscach.
A po wizycie u lekarza, po trudach społecznych w poczekalni, dobrze zjeść coś pożywnego!

piątek, 25 maja 2012

Jajecznica z kukurydzą i fasolą



Czerwiec jest zły. Odkąd pamiętam zawsze w czerwcu moja cierpliwość się kończy. Pewnie to przez to, że od października przez 10 miesięcy spędzam czas z setką ludzi, którzy łażą, mówią, krzyczą, wymachują łapami i robią jeszcze inne rzeczy, które są bardzo męczące. Jakby nie mogli spokojnie usiąść na dupach i się nie odzywać.

O, mało tego. Ostatnio, niestety, dotarło do mnie, że ludzie w grupie nie myślą. No, bo rozmawiam z taką jednostką i wszystko jest w porządku. A wystarczą jakieś facebooki, ogłoszenia grupowe, zajęcia i, całkiem normalna osoba staje się nie do zniesienia.  Ale cii... bo się znowu nakręcę.

A teraz słowo o jajecznicy. Zazwyczaj jadłam jajecznicę z pomidorami i szczypiorkiem. Kilka dni temu, kiedy robiłam chilli została mi kukurydza, fasola i pomidory w puszce. Wrzuciłam wszystko, bez ładu i składu. Ot, po prostu, byłam głodna. Wymieszałam i... hmm! To było to!

sobota, 19 maja 2012

Chilli sin carne pod chlebkiem kukurydzianym


Kilka miesięcy temu robiłam chilli con carne pod chlebkiem kukurydzianym. To świetna wariacja, podpatrzona w programie Nigelli Lawson. Naprawdę warto spróbować.
Ponieważ dzisiaj zaroi się na blogach od "czili kon karne" i "czili sin karne" postanowiłam połączyć dziwne kombinacje i przygotowałam: wegetariańskie chilli opatulone ukochanym chlebkiem kukurydzianym.

Więcej, niestety nic nie napiszę, ponieważ jestem pod wpływem kolejnych koncertów juwenaliowych, które odbyły się wczoraj.
Uwaga! W przepisie jest dużo ułamków, nie załamujcie się :)

poniedziałek, 14 maja 2012

Meksykański ryż z kurczakiem



Wskazówka numer jeden: jeżeli chcecie, by ryż był czerwony, to dodajcie więcej pomidorów. Moje były troszeczkę za małe, więc ryż wchłonął cały kolorek. na szczęście smak pozostał i choć danie wygląda niezbyt meksykańsko, ale smakuje jakby tak... jakbym mogła to sobie wyobrażać gdybym była Meksykanką :)
W końcu jest limonka, ostra papryka, czerwona fasola. Czego chcieć więcej? Oprócz koloru, oczywiście

wtorek, 8 maja 2012

Kurczak z mole poblano (sosem czekoladowym)


W poprzednim poście odpowiadałam na pytania, a w międzyczasie zostałam wciągnięta do zabawy w "11 pytań" przez Dorotę z bloga "moje małe czarowanie". Bliższe mi książki, więc postanowiłam wziąć udział tylko w jednej zabawie, a, że to blog kulinarny, nie można o sobie za dużo.To znaczy, o sobie można, ale tylko pod kątem żołądkowym.
Mogę wam zdradzić, że oprócz blogowania interesuję się kryminologią (z naciskiem na psychologię mordercy). Od wczoraj jestem także zafascynowana Czechowem. Późno go odkryłam.

A dzisiaj: Meksyk i zaspokojenie mojego czekoladoholizmu! Mole poblano, czyli meksykański sos czekoladowy... z kurczaczkiem.

środa, 2 maja 2012

Polenta z kokosem i bananem

U Emmy widziałam kaszę kukurydzianą w wersji śniadaniowej. Ona nie jadła jej na wytrawnie, ja — na słodko. Postanowiłam zrobić sobie taką z kokosem, bananami i kiwi.
Lubię kaszę kukurydzianą w formie "mamałygi", ale zdecydowanie, moją faworytką jest odgrzewana, twarda "polenta". Postanowiłam zrobić ją po swojemu.
Kaszę z mlekiem i kokosem ugotowałam wieczorem, zostawiłam w lodówce a rano ją odgrzałam. Dodałam banana i kiwi. Jest więc trochę ciężkostrawna dlatego nie polecam jeść na deser, w środku dnia, ale raczej na śniadanie.

Składniki na jeden brzuszek:

25g kaszy kukurydzianej
20g mąki kukurydzianej
1–2 łyżki wiórków kokosowych
1/2 łyżeczki cukru wanilinowego
3/4 szklanki mleka
1/2 banana
1 kiwi
1 łyżka masła

Wiórki wymieszać z mlekiem i wstawić do lodówki na 2 godziny. Kaszę kukurydzianą wymieszać z mąką. Mleko z kokosem i cukrem doprowadzić do wrzenia, dodać mąkę z kaszą i gotować 10 minut (cały czas mieszając!) Wyłożyć polentę w małym, okrągłym naczyniu i wstawić do lodówki na noc.

Rano wyjąć z lodówki, pokroić na trójkąty. Banana pokroić w plasterki a kiwi w drobne części. Rozgrzać na średniej patelni łyżkę masła i smażyć na niej polentę. Na tej samej patelni smażyć przez kilka minut banana. Mamałygę udekorować bananem z patelni i cząstkami kiwi.

Można także podawać ją na zimno. Jest wtedy idealna na takie upały jakie panują teraz :)

sobota, 24 marca 2012

Kolorowa zupa z fasolą


Przeglądając książkę z potrawami inspirowanymi kuchnią serbską trafiłam na zupę fasolową. Nazywała się "kolorową zupą fasolową", ale miała tylko trzy kolory: czarnej, białej i czerwonej fasoli. Dorzucona była odrobina marchwi i seler naciowy. Kiepsko.
Moja  zupa jest naprawdę kolorowa. Składa się z czerwonej fasoli, czerwonej papryki, marchwi i kukurydzy. Do tego mięso, które dodałam ze względu na Najlepszego. No, bo On już tak ma, że krzywi się kiedy nie ma mięcha na talerzu.
Można kabanosy pominąć, nic się strasznego z zupą nie stanie.

Czy muszę dodawać, że jest bardzo prosta?

wtorek, 28 lutego 2012

Jajka w chrupiących kokilkach

Postanowiłam zrobić coś, nad czym długo już myślałam — jajka zapiekane w bułce. Danie to połączenie jajek w kokilkach Nigelli Lawson i "grzanek-niespodzianek", które kiedyś robiła moja mama.
Danie jest bardzo proste i zajmuje 20 minut (razem z pieczeniem). Dlatego jest idealne na śniadanie.
I zapomniałabym: nie trzeba po nich zmywać. Bułki, w których zapiekane są jajka można zjeść.
No, przecież mówiłam, że mają same zalety :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...