I zrobiła się dłuższa przerwa.
Zupełnie niezaplanowana, ale odejście bliskiej osoby zawsze wytrąca z rytmu, a powrót na właściwe tory trochę trwa. Nie umiałam się zebrać, by wrzucić tu zdjęcia, które zrobiłam już z miesiąc temu. W ramach przełamywania marazmu spróbuję tu jednak coś sklecić.
Kolejne kadry z adkowego pokoju: półka - domek, która przywędrowała z nami z kamienicznego mieszkania. Zrobiona specjalnie dla małej jeszcze wtedy Ady przez tatę wisiała w pobliżu kuchni, kto to jeszcze pamięta, hehe ??
KLIK W domu od razu trafiła do jej pokoju. Ostatnio zamieszkał na niej retro misiek, którego zrobiłam trochę dla niej, a trochę dla siebie :) Bardzo lubię takie klasyczne zabawki.
Miś okazał się wyzwaniem, bo jeszcze nigdy nie łączyłam szydełkowania z elementami tkanin wszytymi w projekt. Na uszkach i nogach są fragmenty materiału i choć są niewielkie, to kolejny raz udowodniły mi, że z szyciem mi nie po drodze. Jakoś nie mam do tego serca, zdecydowanie wolę szydełko.
Pomimo tych trudności, sam projekt jest świetny. A pochodzi on z mojego ostatniego zakupu książkowego. Amigurumi zdecydowanie wciąga mnie coraz bardziej, szkoda tylko, że tak niewiele jest naszych polskich pozycji na rynku. Póki co, Ada wybiera kolejne pluszaki i kolejka coraz bardziej się wydłuża :) Na szydełku następny stworek prawie na ukończeniu, będzie co pokazywać.
Szydełkowe ubranka wydawały mi się niezwykle skomplikowane, ale teraz widzę, że nie było czego się bać. Dobry schemat to podstawa.
A sama półeczka co kilka dni się zmienia. Nic się na niej na stałe nie zatrzyma. Ada upycha tam różne drobiazgi, a ja nie umiem jej psuć koncepcji. Czasem tylko zastanawiam się, jak się urządza te wszystkie instafriendly pokoiki, które utrzymane są w porządku i jednolitej kolorystyce? :) W każdym razie ja nie umiem. I chociaż ostatnio zaniosłam na strych pięć ogromnych kartonów wypełnionych jej zabawkami, to nadal jej pokój odbiega od ideału.
Przy okazji pochwalę się naszym wspólnym, tzn. Ady i moim dziełem: kawiarenką, którą wykonałyśmy same od A do Z. Uwielbiam takie miniaturki, a nad nią się naprawdę sporo napracowałyśmy. Każdy element trzeba było zrobić samodzielnie, łącznie z oświetleniem, bo w kawiarence jest nawet świecący żyrandol i neon. Ada lepiła maleńkie bułeczki, donuty i torciki, a ja spędzałam wolne wieczory na składaniu wszystkiego w całość. Super opcja na wspólny czas.
Tak nam się spodobało, że zabrałyśmy się za kolejną miniaturę - tym razem na warsztacie kamper. Będzie relacja, jak tylko skończymy.
Biorę się za zakończenie też tego wpisu - wyjątkowo mi nie szło. Zdania wymęczone i bez polotu, ale czasem tak już bywa, jak myślami się jest gdzie indziej.
Do następnego!