Showing posts with label perfumy. Show all posts

Nowy zapach Coach Floral!

Tuesday, January 23, 2018 -


Wiosna zbliża się do nas powoli, ale jednak skutecznie. Tak, wiem, pewnie największe śniegi jeszcze przed nami, ale nie psujmy sobie tym humoru, dobrze? Nie przepadam za zimą (chyba, że pod kocykiem, z ciepłą herbatką i Netflixem), dlatego z ogromną nadzieją czekam na wiosnę. Nie mogę się już doczekać lżejszej kurtki, świergotu ptaków, zielonych drzew i krokusów na Jasnych Błoniach w Szczecinie (oraz towarzyszącej im co roku dramy, że ludzie je depczą i robią sobie w nich zdjęcia). 

Wracając jednak do tematu, wiosna jest dla mnie nie tylko porą roku, w której wiem, że uda mi się wszystko i mogę zacząć od nowa. Zaczynam też wtedy nosić lżejsze zapachy, bardziej kwiatowe (choć nie rezygnuję ze słodyczy). W tym roku mój ulubiony, kwiatowy zapach od Stelli McCartney będzie miał niemałą konkurencję! Coach wypuścił właśnie trzecią propozycję swojego zapachu. I jest boski! 


Poczytaj też o:

Coach Floral, to nowość z portfolio marki. Inspiracją do jego stworzenia okazała się być róża herbaciana. Niezwykle kobiecy zapach, zamknięto w buteleczce, która już na stałe wpisuje się w design marki Coach. Jest szklany, ciężki, z tłoczeniami przypominającymi skórę. Zamek obrotowy w kolorze różowego złota (dzięki któremu możemy zamknąć i otworzyć zapach), to element inspirowany klasycznymi torebkami Coach, w których wykorzystywany jest ten wiodący element. 
Zmieniają się jedynie detale, skórzany kołnierzyk oraz blaszka z elementem wiodącym, które śmiało mogą posłużyć, jako brelok do kluczy. Tym razem postawiono na skórzany kwiat, który ma być symbolem zapachu Floral. 


Coach Floral, to mieszanina cytrusów, kwiatów i słodyczy. Świeżość zaczerpnięta została z cytrusów,, energia z różowego pieprzu, a słodycz z sorbetu ananasowego. Sercem zapachu zostały kwiaty. Wyrafinowana, herbaciana róża, jaśmin Sambac (mój ulubiony) oraz gardenia. Całość dopełniają paczuli oraz piżmo. 

Kolejny raz twarzą zapachu została amerykańska aktorka, Chloë Grace Moretz. Zapach Coach dostaniecie w perfumeriach Sephora oraz Douglas, od 14 lutego. 30 ml produktu kosztować będzie 169zł, 50ml - 299zł, a 90ml - 379zł.


Jestem nim oczarowana. Mam ostatnio szczęście do pięknych zapachów, które mnie odzwierciedlają i ten właśnie taki jest. Podoba mi się jego nietuzinkowość, słodycz i równoczesna świeżość. Jest nowością w mojej toaletce, więc używam go ostatnio często i chętnie, aczkolwiek już teraz wiem, że czasy intensywnego użytkowania odczuje najbardziej w momencie, w którym za oknem znów pojawi się wiosna. 

Macie swoje ulubione zapachy na wiosnę? Dajcie znać w komentarzach! Być może na coś mnie namówicie ;) 
 




Nowości zapachowe: Hollister, Coach oraz Mont Blanc

Wednesday, August 2, 2017 -


Rzadko piszę Wam o perfumach, a przecież jestem ich maniaczką. Co tu dużo mówić, każdy kto odwiedziłby mnie osobiście, złapałby się za głowę, gdyby zobaczył moją kolekcję perfum! Gwarantuję Wam to. 

Często zapachem dopasowuję się do sytuacji, w której się znajduję. Jeśli wiem, że czeka mnie ważne spotkanie, sięgam po moje perfumy "szczęścia". Gdy chcę być pewna siebie, sięgam po słodkie i kobiece zapachy. Na wyjścia z przyjaciółmi sięgam po lekkie nuty zapachowe. A niektórymi z nich, potrafię przenieść się w czasie. Zapachy często wiążą się dla mnie z historią. 

Dzisiaj chcę Wam przedstawić kilka nowości, które zasiliło ostatnio moje zbiory. Coach Eau de Toilette, to nowy zapach marki Coach, która zawitała w zeszłym roku na polskim rynku. Szturmem podbiła serca kobiet zapachem Coach the Fragrance, który to jest słodki i uwodzicielski. 


Wersja EDT, to coś zgoła innego. To lekki i energiczny zapach, który uwodzi trwałością i świeżością. Wyczuwalne w nim nuty świeżej gruszki i drzewa cedrowego, pięknie łączą się w spójną całość. 


Coach EDT (149zł/30ml, 279zł/100ml), to zapach dla młodych kobiet, które wiedzą czego pragną od życia. 


Kolejnym zapachem, który Wam przedstawię to duet dla niej i dla niego od marki Hollister. Zamknięte w kolorowych, barwnych buteleczkach, zapachy Wave 2, to prawdziwa bomba egzotycznych nut. Damskie perfumy zostały stworzone z mieszaniny owocowych woni, które są śmiałe i wyraziste. Nie są to wbrew pozorom, perfumy lekkie, bo ich aromat kończy się na czymś cięższym i mocniejszym, niż można by się spodziewać. 


Wave 2 dla mężczyzn, to natomiast połączenie świeżości z nutami drzewa i paproci. Jest to zapach otulający, rozwijający się niezwykle intensywnie i zyskujący na czasie. Producent porównuje go do orzeźwiającego rozprysku chłodnej fali na rozgrzanej słońcem skórze i chyba piękniej bym tego sama nie ujęła. Jeśli jesteście fankami męskich perfum, to gwarantuję Wam, że albo będziecie ten zapach podkradać ukochanemu, albo będziecie się wwąchiwać w jego szyję. (30ml/119zł, 50ml/159zł, 100ml/199zł)


Na koniec zostawiłam sobie perełeczkę w postaci perfum MONT BLANC Lady Emblem L'Eau (30ml/169zł, 50ml/269zł, 75ml/349zł). Zamknięty został w przepięknej buteleczce, która kształtem przypomina diament. W środku zamknięty został niezwykle seksowny zapach, który łączy w sobie świeżość i nuty kwiatowo-owocowe. Powiem szczerze, że byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Okazał się być niezwykle uwodzicielski i trwały, a na mojej skórze rozwija się wręcz fenomenalnie. 

Powiedzcie, czy jakiś zapach Was zainteresował? A może Wasze zbiory ostatnio ubogaciły się w coś nowego? 

Chanel, Chance Eau de Perfume

Thursday, January 12, 2017 -


W tym roku otrzymałam swój pierwszy prezent świąteczny od Chanel. Współpracę z tą marką uważam za spełnienie marzeń i ogromny sukces. Nie wiem, jaki rok 2016 był dla Was, bo dla mnie był naprawdę... dziwny, ale mimo tego, że 2017 witam z radością i nadzieją, że w końcu będzie dobrze, to kończący się rok przyniósł parę znaczących zmian w moim życiu, kilka przełomowych chwil i wartościowych rozwojowo sytuacji. 

Przesyłki od Chanel, to zawsze klasa sama w sobie. Znakomicie zapakowane tekturowe torebki z uroczą, czarną wstążeczką z logo marki. Tym razem, w świątecznej przesyłce otrzymałam uroczy prezent, który znakomicie wpasował się w moje gusta zapachowe. 




Zapach określany jest przez producenta, jako drzewno-orientalny. Zamknięty został w okrągłym flakonie, który ozdobiony jest metalowym wykończeniem. Wygląda bardzo elegancko i powiem szczerze, że klasyka opakowań Chanel trafia w moje serce kosmetycznej snobki. 

Chance to zapach radosny, pełen energii. W jego składzie wyraźnie wyczuwalny jest jaśmin (mój ukochany kwiat i składnik perfum), różowy pieprz i ambrowa paczula. Kompozycję dopełnia nuta wanilii i białego piżma, które sprawiają, że zapach pięknie układa się na skórze, tworząc swoisty woal miłej woni. 

Woda perfumowana jest jedną z najtrwalszych i powiem Wam szczerze, że na mojej skórze utrzymuje się niezwykle długo. Zapach znakomicie rozwija się w ciągu dnia, nabierając głębi i ciepła. 


Linia Chance trafia idealnie w olfaktoryczne doznania kobiet młodszych oraz starszych, silnych, niezależnych, które uwielbiają czuć się kobieco i czasami chcą zaszaleć. Zapach ten poprawia mi nastrój i bardzo lubię go używać w dni, w których czuję, że wszystko będzie szło po mojej myśli. To taki zapach sukcesu. Lub właśnie szansy na ów sukces.

Chanel Chance występuje we flakonie o trzech pojemnościach. 35ml/319zł  50ml/439zł oraz 100ml/599zł. 


Jest to zapach, którym pachnę nieprzerwanie od początku tego roku. Nawet teraz, podczas krótkiego, kilkudniowego wyjazdu do Warszawy z Agnieszką, jedynym zapachem jaki miałam ochotę zabrać do swojej torebki, było właśnie Chance. Nawiasem mówiąc, jeśli macie ochotę śledzić naszą wycieczkę, to wpadajcie na nasze InstaStory >> aGwer >> Ala ma kota 

Poczytajcie też  o: 
>> Chanel, N°5 L'Eau

Jaki jest Wasz ulubiony zapach od Chanel?

6 sposobów by przedłużyć trwałość perfum

Thursday, December 3, 2015 -


Cześć!
Pozdrawiam Was z ciepłej Portugalii ;-)
Wyobrażacie sobie, że spędzam czas w sweterku i zapomniałam o kurtce? ;-) Jest pięknie!

Ale już przechodzę do wpisu...

Najgorzej jest wtedy, gdy kupujecie kolejną buteleczkę perfum, w których jesteście bezgranicznie zakochane. Od pierwszego powąchania, prawda? I w ciągu pierwszych dni od rozpoczęcia używania, dowiadujecie się, że zapach jest kompletnie nietrwały i nie spełnia Waszych oczekiwań. Co robić w takiej sytuacji? Dziś Wam podpowiem!

1. Najpierw się umyj! ;)

Chodzi tutaj o to, że perfumy najlepiej oddziałują na suchą, nawilżoną i czystą skórę. Najlepiej byłoby więc używać ich na wysuszone i czyste ciało. Najlepiej, gdy jeszcze chwile jesteśmy nago, przed założeniem ubrań. Tak, ja też uwielbiam, gdy moje sweterki i szaliki pachną ulubionymi perfumami. Trzeba sobie jednak zdać sprawę, że to ciepło ciała powoduje, że zapach pięknie się rozwija w ciągu dnia.

2. Poznaj swoje czułe miejsca! 

To już chyba oczywiste, że perfumy w pewnych miejscach utrzymują się zdecydowanie dłużej. Nie zapominaj w takim razie, by używać ich właśnie tam. Spryskaj swoje nadgarstki - pulsująca krew i ciepło sprawią, że perfumy będziesz czuć i Ty, i Twoje otoczenie.
Nie omijaj też szyi, wewnętrznej części łokci, mostka, czy brzucha. Dobrze sprawdzą się też tyłu kolan i kostki, ale jakoś... ja tego nie testowałam i nie wiem, czy są wśród nas takie osoby. Jeśli tak - dajcie znać, jak się to sprawdza!

3. Nie trzyj! 

Nie pocieraj jednak nadgarstkiem o nadgarstek! To duży błąd. W ten sposób kompozycja się warzy i zapach zniknie szybciej, niż Ci się wydaje. Dlatego albo spryskaj oba nadgarstki, albo jeden i delikatnie "odbij" zapach na drugim.

4. Natłuść się! 

Nawilżona skóra najlepiej przyjmuje zapachy. Najlepiej by było, gdybyś posiadała perfumowane balsamy, o takim samym zapachu, jak Twoje ulubione perfumy. Wtedy zapach pozostanie z Tobą na bardzo długie godziny. Jeśli jednak nie chcesz wydawać kroci na takie specyfiki, warto wydać kilka złotych na zwykłą wazelinę. Najpierw natłuść miejsca, które chcesz spryskać, potem użyj ulubionego zapachu. I ciesz się nim przez wiele godzin.


5.Wiatr we włosach! 

Tak, włosy są fantastycznym nośnikiem zapachów. Jednak, codzienne spryskiwanie ich perfumami, może sprawić, że włosy będą przesuszone. Dlatego, jeśli nie chcecie ryzykować, możesz spróbować metody z użyciem perfum w pierwszej kolejności na szczotkę do włosów. Zapach przyczepi się do włosów podczas ich rozczesywania, ale nie powinien ich już wysuszyć.


6. Dbaj o nie! 

To, w jaki sposób przechowujemy nasze perfumy, ma znaczenie. Oczywiście, cieszą one oko, gdy są na widoku i każda koleżanka może nam zazdrościć kolekcji. Mimo wszystko, warto wiedzieć, że perfumy powinny być przechowywane w suchym i chłodnym miejscu. Zapomnijcie więc o tym, że będziecie je trzymać w łazience. Najlepiej byłoby je chronić przed światłem słonecznym.


Jakie są Wasze sposoby na przedłużenie trwałości ulubionych zapachów?

Trochę tego nazbierałam, czyli haul :)

Thursday, July 11, 2013 -

Miało być wcześniej, ale mi jakoś nie wyszło.  Na razie post z relacją, co sobie ostatnio zakupiłam. Mało tego i sporo jednocześnie. Nie mam ostatnio czasu się nawet porządnie wyspać, a musicie wiedzieć, że spanie to moja ulubiona czynność;)

Sami wiecie, że ostatnio jakoś u mnie nieciekawie, wiatr wieje w oczy. Człowiek myśli, że już wszystko ok a tu nagle bach! "Gorzej już być nie może", to właśnie powiedziałam przed utratą telefonu. I wypowiedziałam te słowa w złą godzinę, zupełnie jak jakieś zaklęcie w Harrym Potterze. Mam jednak nadzieję, że to najgorsze już jest za mną a ja teraz powolutku, małymi kroczkami będę powracać do życia w spokoju. O tak, teraz takie mam marzenie.

Staram się jednak nie załamywać, nie zamykać w domu na cztery spusty i nie chować w szafie. Chociaż nawet jak słyszę słowa "jesteś w tym wszystkim bardzo dzielna", to czuje, że mam dosyć udawania i uśmiechania się mimo takiego ciężaru. Choroba najbliższej osoby potrafi wywrócić życie do góry nogami. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że wolałabym walczyć z chorobą widoczną w wynikach badań.  Najgorszy rak jest lepszy niż choroba psychiczna. Tam mam wroga jakby "obecnego", "namacalnego". A tak od trzech lat walczę z powietrzem. Raz jest lepiej, raz gorzej.  Ostatnio za to tragicznie. I żadne badania krwi, czy czegokolwiek nie dają mi pewności, że już po wszystkim.

Nie chcę Was wprowadzać w zły nastrój, ale uznałam, że mogę tutaj o tym napisać.  Mnie będzie lżej, Wy poznacie mnie odrobinę bardziej i może Wasze słowa jakoś mi przypomną, że nie ja pierwsza, nie ostatnia. Może poznam kogoś kto sam próbował walczyć z chorobą bliskiego, a nie będą to kolejne rady typu "musisz być wyrozumiała", "dasz radę". Nie zrozumcie mnie źle, takie słowa są równie potrzebne i budujące, ale czasem potrzebuje kogoś, kto zna mój punkt widzenia.

Ale dość o tym, bo miało być o kosmetykach i innych fajnych sprawach. Tak, mimo bycia głęboko w czarnej dupie, potrafię czasem pomyśleć o sobie i na chwilę zapomnieć o problemach.  A co poprawia humor? Zakupy ;)

Wpadłam ostatnio zupełnie przypadkowo do Sephory. A tam co? Przeceeeeenyyyyy. Na razie kupiłam tylko jedną rzecz, ale czaję się może na jakiś sephorowy cień.  Chociaż, jak sobie pomyślę, że Sephora testuje na zwierzętach, to mi się odechciewa. Mam jednak ochotę na Aqua Brow. Może któraś z Was już ma? Dajcie znać, co o niej myślicie.  Jestem w ogóle ciekawa, czy jest ta promocja 20%, bo nigdzie o tym nie piszą a dziewczyny mówią,  że jest.

W momencie, w którym pisałam posta nie miałam jeszcze swojego Aqua Brow. Dzisiaj jednak wpadłam do Sephory z 10% zniżką. I rzadko się to zdarza, ale pani w Sephorze była MIŁA I POMOCNA! Ja nie wiem, może Wy trafiacie lepiej, ale ja zawsze jestem totalnie olewana. Aż do dziś. Pani dobrała mi odpowiedni kolor, pomalowała brwi inaczej niż ja sama robię to na co dzień  i powiem Wam, że wyjątkowo mi się to spodobało. Chyba zmienię sposób podkreślania brwi. No. Także ja już mam swoją Aqua Brow z Make Up For Ever, za którą zapłaciłam 81zł. Dobrałam też sephorowy pędzelek numer 10 za 29zł, ale czaję się jeszcze na nr 15.




W każdym razie kupiłam sobie nowe perfumy.  Niedługo w ogóle zrobię post z moimi wszystkimi zapachami, taki przegląd.  W moje ręce trafił Jimmy Choo"Flash". Za 60ml zapachu i 100ml perfumowanego balsamu zapłaciłam 119zl. Pierwotna cena to 279. Prawda, że się opłacało? A zapach podoba mi się tak mocno, że to jest aż przesada.  Pachną tak na pół kwiatowo, na pół słodko. Idealnie.




Kupiłam sobie też małą torebkę.  Są wakacje, lato a ja mam chwilowo dość noszenia ze sobą wszędzie moich wielkich torebek. Tak przynajmniej MUSZĘ się zmieścić do tej, nie biorę niepotrzebnych mi rzeczy i jest mi lżej.  Upolowałam ją na promocji w Housie za 30zl.




Te lakiery chodziły za mną jeszcze zanim weszły na rynek a pojawiły się na paru blogach. Strasznie podobały mi się kolory, ale nie po drodze miałam Naturę.  W końcu jednak moje drogi z drogerią się zbiegły i wzięłam trzy. Niebieski, zielony i malinowy. Wszystkie pachną podczas wysychania. Wszystkie niedługo doczekają się osobnej recenzji i swatchy. Ja już dzisiaj mogę Wam powiedzieć, że jestem z nich bardzo zadowolona. (Ok.8 zl /szt)


Kule do kąpieli trafiły mi się w Biedronce. Nie wiem niestety ile kosztowały, ale drogie na pewno nie były. Są trzy, ale jedna już poszła na wypróbowanie. Są spore, fajnie pachną, barwią wodę, ale nie są to te, które robią pianę. Co dziwne, pachnie się nimi po wyjściu z kąpieli przez dłuższy czas, ale podczas kąpieli już średnio je czułam.  Chyba, że po prostu przyzwyczaiłam się do tego zapachu.



Peeling ze Sweet Secret to taki zakup, z którego nie potrafię się wytłumaczyć. Poluję na zapach szarlotki z cynamonem, więc po co wzięłam ten, to ja nie wiem. W ogóle jest jakiś dziwny. Zapach podoba mi się bardzo średnio a konsystencja jest co najmniej zaskakująca.  Dla mnie jak kisiel. (Ok. 10zl)


W Ives Rocher chciałam sobie kupić malinowe perfumy. Strasznie za mną chodziły, ale gdy je powąchałam, to jakoś tak sobie uświadomiłam, że ten zapach, który miałam w głowie był zupełnie inny. Powąchałam inne i"kokos za słodki", "wanilia nie", "mango eeeee"... i tak dotarłam do tych z limitowanej edycji -pachną owocami leśnymi. Fajny zapach, wzięłam małą pojemność i zapłaciłam 19,90. Jak spełnią moje oczekiwania, to sobie sprezentuję większe.


Natrafiłam też na promocję na stoisku z biżuterią w szczecińskim Outlet Parku. Najbardziej spodobał mi się pierścionek, taki delikatny bardzo. Nie mam parcia na to wszystko Svarowskiego, czy bez niego. Tutaj się skusiłam, bo była promocja i zapłaciłam tylko 46zł za srebrny pierścionek. Nie mogę nosić tych fajnych ze sklepów z ciuchami, jeśli nie są one srebrne. Od razu mam zielonego palca na najbliższe kilka dni.


Kupiłam też pare nowych butów, ale pominę jakieś takie totalnie oczywiste "cichobiegi" i sandałki. Pochwalę się tylko tymi, których rodzaju ciężko szukać w mojej szafce na buty. Byłam sobie na jeden dzień nad morzem. I nie, Szczecin nie leży nad morzem, więc nie dojechałam tam tramwajem numer 9 :) A tam był sklepik Big Stara. To mówię sobie "wejdę, a co". I kupiłam jedne baletki, za 119zł. i te oto piękne...
OBCASY. Tak, ja kupiłam obcasy. Wysokie. Wysokie, jak cholera jasna. I się w nich nie zabiłam jeszcze. Jestem szczęśliwa i dumna z siebie, że mam i takie, i sobie je będę nosić, jak Kuba będzie pod ręką, żeby mnie w razie czego złapał. Kosztowały 129zł, mają bardzo stabilne obcasy i dodają mi jakieś mniej więcej 10cm.


No i największy, najdroższy i w ogóle NAJ zakup. Wiecie dobrze, że ostatnio straciłam swój ukochany telefonik. Byłam szczęśliwą posiadaczką Samsunga Galaxy S3. Cieszyłam się nim przez jakieś 8 miesięcy. Nie ukrywam, jestem ogromną gadżeciarą i telefon trafił do mnie w niecałe dwa miesiące od premiery na polskim rynku. Przeprowadziłam sporą akcję promocyjną dla mojego taty, która miała na celu "tato, tato! chcę!". Przy okazji jednak stwierdzę, że mimo bycia gadżeciarą, to jestem nią dosyć dobrą. To znaczy, że nie mam czegoś tylko dlatego, że mi się podoba. Ja naprawdę korzystam z wielu nowinek i to nie jest tak, że jak coś mam, to nie wiem, jak tego używać. Spec ze mnie konkretny :P
No, ale do rzeczy, bo zeszłam na bok. Telefon straciłam, policja już coś konkretnego ruszyła teraz i mam nadzieję, że szmaciarz niedługo odpowie za swoją chciwość i chamstwo.



Mam jednak kochanego tatę, który mimo tego, że jednak w tej sprawie jest 50% mojej winy i nieuwagi, kupił mi nową stację kontroli nad światem:) Tak oto jestem posiadaczką najlepszego telefonu na rynku (i nikt mi nie wmówi, że jest coś lepszego niż Samsung) - SAMSUNG GALAXY S4. Yhym, drogi jak cholera, ale jednak mój. Jaram się, jak pochodnia, jest mega mega, ale wiecie co? Tęsknię za swoim starym telefonem. Wartość sentymentalna, to jednak spory problem. Miałam tam mnóstwo zdjęć(na szczęście mam dropboxa, więc ich nie straciłam). Straciłam jednak wszystkie kontakty, nagrania z najlepszego koncertu na jakim byłam (Coldplay rok temu) i  całe mnóstwo innych rzeczy. No, ale miejmy nadzieję, że niedługo już będzie po wszystkim. Sprawiedliwość musi być po mojej stronie.
Co do Galaxy S4. Kosztował 2,499zł, kupiony od ręki, ma Androida 4.2, ma mnóstwo fantastycznych funkcji, jak np. grupowanie zdjęć w domyślne albumy, przesuwanie stron za pomocą ruchu głową, odbieranie połączeń i przesuwanie menu głównego bez dotknięcia ekranu, zimą mogę go używać w rękawiczkach, ma ekran Full HD Super AMOLED - widoki, jak w supertelewizorze. Ogólnie stwierdzam, że mogę w nim śmiało zamieszkać :) Jestem z niego bardzo zadowolona, ma parę wad, ale są one do przetrzymania. Nie ma na rynku telefonu idealnego, ten jednak dla mnie jest do ideału bardzo mocno zbliżony.



To chyba już wszystko, co mnie spotkało (oprócz tego, że w dniu, w którym piszę tego posta przycięłam sobie palec drzwiami od samochodu.  Nie wiem, jak to zrobiłam, ale na drugie imię powinnam mieć Sierota. Teraz umieram z bólu i panikuję, że umrę :D Boje się, że mi paznokieć odpadnie, bo już się zrobił fioletowy. Także dziewczyny, nigdy nie mówcie "gorzej już być nie może" :) ). Zadbałam też w końcu o swoje zdrowie i byłam dzisiaj wykonać badania tarczycy. To śmieszne z jednej strony, że dbam o wszystkich dookoła, ciągam po lekarzach, a sama o sobie myślę na ostatnim miejscu. Też tak macie? W każdym razie, wyspowiadałam się ze wszystkich moich zakupów. W każdej wolnej chwili będę się starała pisać dla Was recenzje tych właśnie zakupów i tych poprzednich też, bo zdanie już sobie w miarę wyrobiłam. Pozdrawiam Was gorąco, dziękuję za wsparcie w komentarzach pod poprzednim poście i przepraszam, że tyyyyyle tego napisałam :)
Ala


Kwiatowa bomba

Thursday, May 9, 2013 -

Hejka!

Dzisiaj zapraszam Was na zdecydowanie krótszy post, ale za to sprawiający mi niemałą frajdę :) Dostałam ochrzan, że za długo się coś nie pojawia, ale mam gości w domu i ciężko mi znaleźć chwilę naprawdę wolnego czasu.

Dokładnie we wtorek zostałam szczęśliwą posiadaczką moich (od dłuższego czasu) wymarzonych perfum. Ale o nich za chwilę. Najpierw krótka historia.

Mój tato przylatywał do mnie z zagranicy właśnie w ów dzień. Obudził mnie o 8 rano radosnym: "Hej! Kupiłem Ci perfumy!"- kto by nie chciał być tak obudzony, ręka w górę :) - po czym dodał: "Tylko wziąłem w innej butelce, więcej było". I tutaj zapaliła mi się czerwona lampka ostrzegawcza. Poprosiłam, żeby przeczytał, co jest napisane na dole opakowania. BODY LOTION...



Ja rozumiem, że mężczyzna wchodzący do sklepu się gubi. Tyle różnych buteleczek, leżących jedna przy drugiej. Kolorowo, pachnąco, a przede wszystkim przeogromnie, ponieważ strefa wolnocłowa z kosmetykami w Oslo jest takiej wielkości, że ja nawet nie jestem w stanie tego porównać. Chciałabym tam zamieszkać :)


Mimo pomyłki, która tak naprawdę wyszła mi na dobre, dostałam również upragnione perfumy, którymi są Victor&Rolf Flowerbomb. Zapach (w moim przypadku 50ml) jest zamknięty w przepięknym flakonie. Na myśl przywodzi dwie rzeczy. Jedną z nich jest bomba-granat, jak sugeruje sama nazwa. Odstający czarny lak, ma służyć, jako zawleczka. Z drugiej strony szklana buteleczka jest tak oszlifowana, że zastanawiam się czasem, czy nie przypomina mi trochę diamentu.




Oczywiście postaram się Wam przybliżyć zapach, ale nie jest to łatwe. Najlepiej będzie, jeśli zajdziecie do jakiejś drogerii i same sprawdzicie:). Według mnie zapach ten jest pudrowo-słodki, pomieszany z nutami kwiatowymi. Wyjątkowy, dlatego ciężko go określić i porównać do czegokolwiek. Według mnie będzie pasować kobiecie w każdym wieku, ale to już tak naprawdę rzecz gustu. Zapach nie musi się podobać każdemu :) Ja jednak jestem nim oczarowana, bardzo długo utrzymuje mi się na skórze. Zebrałam też już parę fajnych komplementów na temat tego, jak pachnę. Coś w tym musi być :)


Balsam do ciała jest perfumowany i pachnie, jak wspomniane wcześniej perfumy. Ja mam problem z używaniem różnych smarowideł do ciała. Jakoś tego nie lubię i koniec. Nic na to nie poradzę. Ale nie będę ukrywać, że dzięki temu balsamowi chyba się przekonam do używania takich produktów. Pachnie fantastycznie, szybko się wchłania, nawet dobrze nawilża. Cudo!



Szkoda tylko, że te produkty są takie drogie. To jednak jest spory mankament. Ja niestety nie znam dokładnej ceny perfum, ale było to prawdopodobnie około 300zł. Koszt balsamu, to kwota pomiędzy 180-200zł. [Wpadł mi do rąk rachunek, więc wcześniejsza podana kwota była zła. Zapłacono za niego 190zł, ale to zawsze zależy od kursu walutowego] I nie, jeśli nie trafiłaby się ta pomyłka, to w życiu nie wydałabym tyle na balsam. Przynajmniej  na razie nie wyobrażam sobie takiej sytuacji.

Tak więc moja kolekcja perfum systematycznie się powiększa. Może niedługo Wam ją pokażę :)
Jednak ten zapach będzie moim absolutnym ulubieńcem wiosny i lata. A Wy? Znacie i lubicie? Jakie są Wasze ulubione zapachy?
DO GÓRY