Showing posts with label paletka cieni. Show all posts

Czy warto kupić paletkę Nude Beach od theBalm

Monday, September 25, 2017 -


Miałam okazję potestować sobie paletkę Nude Beach, marki theBalm. I choć podchodzę ostatnio do ich kosmetyków sceptycznie (nie mam na to wyjaśnienia, po prostu jakoś się nie jarałam tą paletą), to jej używanie sprawiło, że się zakochałam.


Zaskakujące to dość dla mnie, głównie ze względu na fakt, że mam naprawdę wiele zastrzeżeń do tego kosmetyku. Mianowicie: 

  • malutkie, tycie wręcz w swej wielkości cienie 
  • dodany pędzelek jest kompletnie od czapy 
  • cena jest wysoka, jak na taką ilość produktu 

Wiecie dobrze, że jest kilka produktów theBalm, z którymi ja się bardzo polubiłam i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Jest to przede wszystkim  matowa pomadka w kolorze Charming, czyli moja ulubiona pomadka w zbiorach i gdy tylko rozpoczyna się jesień, sięgam po nią zdecydowanie najczęściej. Pisałam Wam o niej już nieraz i mnóstwo razy wspominałam o niej na moim Instagramie. Ale do rzeczy! 

Paletka Nude Beach, to produkt, który zbiera w sobie dwanaście kolorów o ciepłej tonacji. Ich wykończenie jest różne, od matowego po błyszczące. I choć w pierwszej chwili wydawało mi się, że nie będzie to nic ciekawego, cienie na powiece wyglądają przepięknie. Jak zwykle są bardzo dobrze napigmentowane, ładnie się ze sobą blendują i nie powodują plam. Błyskotki najlepiej wyglądają, gdy nakłada się je palcem. 


Powyżej przedstawiam Wam też taki szybki makijaż, który z bliska na pewno jeszcze trafi na mojego bloga w ramach Makeup Menu. W każdym razie, do jego stworzenia użyłam kilku beżowych cieni w załamaniu powieki i zewnętrznym kąciku ( kolor Bold oraz Bodacious). Jako pięknego rozświetlenia użyłam mieszanki cienia Built oraz Babe. Według mnie tworzy to dość spójną całość, która wygląda, jakby poświęciło się na ten makijaż zdecydowanie więcej czasu, niż w rzeczywistości. Prawda jest jednak taka, że taki makeup nie zajmie Wam więcej, niż 3-4 minuty. 

Paletka do najtańszych nie należy niestety. Trzeba za nią zapłacić około 130zł. Dostępna jest w drogeriach internetowych oraz w Douglasie, ale tam będziecie zmuszeni zapłacić za nią jeszcze więcej. Odpowiadając jednak na pytanie z tytułu tego wpisu, czyli czy warto kupić paletkę Nude Beach, jestem zmuszona powiedzieć - i tak, i nie. Nie, jeśli macie już w swoich zbiorach dużo paletek, ponieważ nie jest ona w żaden sposób odkrywcza i nie rewolucjonizuje niczego w kwestii makijażu. Tak, jeśli odcienie, które się w niej znajdują, będą dla Was nowością albo po prostu, jesteście kolekcjonerkami tego typu kosmetyków. Niestety jednak, będę szczera, jeśli miałabym wybrać jedną jedyną paletkę na całe życie (czy bezludną wyspę), to na pewno nie byłaby Nude Beach. Jest na rynku sporo lepszych kosmetyków.

Poczytajcie też o innych kosmetykach theBalm:
paletka Appetite 
paletka Meet Matt(e) Trimony 

I jak się Wam ona podoba? Skusicie się, czy nie za bardzo? 


Sleek Vintage Romance jest już moja!

Saturday, October 19, 2013 -

Maaam! W końcu ją mam!
Co prawda już od pewnego czasu, ale dopiero dzisiaj mam siłę Was o tym poinformować. Niestety rozchorowałam się okropnie i chyba w końcu dała mi ta jesień popalić. Dość często się przeziębiam "na jeden dzień" i potem mi mija.  Tym razem jednak okazało się, że nie tędy droga. Organizm zastrajkował i tyle było mojego pisania na blogu ostatnio. Czuję się już odrobinę lepiej, ale wiecie, szału nie ma.



Ostatnio jednak dostałam mały prezencik, jakim jest właśnie najnowsza paletka Sleeka "Vintage Romance". Wiecie doskonale, że miałam na nią chrapkę. W żadnej innej paletce tej firmy się nie zakochałam i żadnej nie chciałam. Z tą było jednak inaczej. Od momentu, gdy pojawiła się sprzedaży, gdy zobaczyłam jej zdjęcia - co tu dużo mówić, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Taka prawda.


Zamówienie zostało złożone na stronie Minti Shopu. Jeśli jeszcze go nie znacie ( w co nie wierzę :)), to warto się z tą stroną zapoznać. Sporo tam fajnych kosmetyków. Paletka kosztowała 37.49zł. Moim zdaniem, to nie jest dużo. Zwłaszcza, że w zamian dostajemy 12 naprawdę fajnych cieni. Poza tym, bardzo podoba mi się to, że kosmetyki zawsze przychodzą ładnie zapakowane. Kawałek kolorowego papieru i naklejka z logo sklepu może zrobić wiele i właśnie to robi. Cieszy oko.


Fakt, Sleeki mają to do siebie, że się osypują podczas aplikacji, ale przecież da się z tym żyć i na wszystko jest sposób. Pod okiem nałóżcie grubszą warstwę pudru, którą po umalowaniu oczu usuniecie za pomocą pędzla i pozbędziecie się osypanego cienia, który nie przyklei się do podkładu / inne wyjście to umalowanie oczu w pierwszej kolejności, przed nałożeniem podkładu. Jednak nałożone na dobrą bazę pod cienie nie znikają przez cały dzień.


Co mnie zaskoczyło, bo ta paletka jest moją pierwszą, to fakt, że dołączona do paletki podwójna "pacynka" (nie lubię tego słowa) jest zupełnie innej jakości niż te, które miałam okazję dotykać do tej pory. Ogólnie nie używam takich aplikatorów do cieni, bo jest mi niewygodnie po prostu, ale ten mnie urzekł. Jest wykonany z przyjemnej, mięciutkiej i zbitej gąbeczki. Mam nadzieję, że będzie solidny i trochę mi posłuży. Nie rozcieram nim cieni, ale zdarza mi się czasem nakładać nim cień na powiekę, wciskając go, aby przykleił się do bazy i był mocno widoczny.


Kolory są typowo jesienne, "moje". Wśród nich jest jeden rodzynek, cień matowy. Reszta to zdecydowanie cienie błyszczące. Kosmetyki do oczu Sleeka mają ciekawą konsystencję, zwłaszcza te zawierające rozświetlające drobinki. Niektóre to kremowe maty z brokatem, inne mają lekko satynowe wykończenie. Prawda jest taka, że można nimi stworzyć naprawdę ciekawe makijaże i na pewno nie będzie nudno. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że przy niektórych cieniach trzeba się namachać, żeby fajnie wyglądały.

Jestem z tej paletki bardzo zadowolona i często jej używam. Pomaga mi wyczarować fajne, jesienne makijaże oka. A i ja jakoś mniej się boję takich różnych odcieni oberżyny na oku. Jestem nimi oczarowana. Mają parę wad, ale jestem im w stanie je wybaczyć i nie mam z nimi problemu.

Więc jedna z rzeczy z jesiennej listy już odhaczona. Czas na kolejne :) Ostatnio natknęłam się jednak na zapowiedź paletki, która zostanie wprowadzona zimą. Na pierwszy rzut oka bardzo mi się podoba, ale nie wiem, czy kupię. Niby fajna, ale chyba kolorki nie dla mnie. No nie wiem. A Wy, co o niej myślicie? Dajcie znać, czy podoba Wam się Vintage Romance:)



Pozdrawiam Was serdecznie i lecę dalej do łóżka, pić okropne lekarstwa, których mam już po zatkane dziurki w nosie :)


DO GÓRY