Przychodzę jednak do Was z krótką recenzją tego, co otrzymałam ja. Trochę spóźniona, ale to wszystko przez pana kuriera, który niespecjalnie się do mnie spieszył.
Nie będę się też specjalnie rozpisywać, bo jestem delikatnie mówiąc zniesmaczona, tym co otrzymałam. Zanim pudełeczko do mnie dotarło, obiecałam sobie, że ta edycja zadecyduje o tym, czy będę je dalej subskrybować. Niestety dzisiaj wszystko anulowałam i postanowiłam, że jest to mój ostatni Glossybox, który dostawałam regularnie. Nie wykluczam, że już nigdy go nie kupię, ale zrobię to tylko wtedy, jeśli wcześniej poznam zawartość pudełka i będzie mnie ona satysfakcjonować.
Nie będę ukrywać, że wkurza mnie to, że wydałam 50zł na rzeczy, które kompletnie do mnie nie trafiają. Wiem też, że są dziewczyny, którym pudełko bardzo przypasowało, ale mnie niestety w tym zacnym gronie nie będzie.
Co znalazło się w środku?
Czarna kredka Jelly Pong Pong, warta około 55zł.
Szczerze? Po pierwsze - nie używam czarnych kredek. Podejrzewam, że tę przetestuję, parę razy maznę na oku, ale rzucę ją w kąt. Po drugie, w życiu nie dałabym tyle za czarną kredkę... Po trzecie, wkurza mnie, jak ktoś robi z kredki jeszcze dodatkowo cień do powiek. Ok, może będzie się fajnie blendować, ale kredka, to kredka i już. Może się okazać całkiem fajną, drogą kredką do oczu a nie kredko-cienio-pomadko-szamponem do włosów... Takie jest moje zdanie.
Olejek rozświetlający Put&Rub, miniatura 30ml.
Nie używam takich rozświetlających olejków. Całkiem ładnie pachnie, jednak nie wiem, czy go zużyję. W buteleczce wygląda, jak jakieś skoncentrowane płynne złoto, ale na skórze daje już delikatny efekt rozświetlenia. Zobaczę, jak się sprawdzi. Żałuję jednak, że nie jest to jakiś inny produkt z Put&Rub. Jakoś sama się nastawiłam, że będzie to peeling różany do ust albo jakiś inny. No i niestety nie trafiło się :)
Figs&Rouge, balsam do ust Coco Rose
Fajnie, że dostałam balsam do ust. W innych wersjach pudełka były cienie do powiek. Rzeczywiście daje on lekki, różowy połysk ustom, jednak dla mnie za dużo w nim brokatu. Pachnie subtelnie różami, ale to jednak nie mój zapach.
Batiste, szampon Tropical, miniatura 50ml
No tutaj to się szczerze zaśmiałam. Mam w swojej łazience dwie duże butle tego suchego szamponu. Niestety, jedną z nich jest wersja Tropical. Nie podoba mi się to, że dostałam duplikat. Przy okazji, zadam takie retoryczne pytanie. Dlaczego Glossybox dał nam miniaturę, skoro cały produkt wcale nie jest drogi? Rozumiem, wakacje itp., małe wersje produktów się przydadzą, ale no kurczę. Ja się wkurzyłam.
Zalotka, Emite Make-up
Warta około 100zł. Pierwszy raz słyszę o tej firmie. A skoro dali coś tak drogiego, to nie mogli jej zastąpić zalotką z Maca, która kosztuje jakieś 60-80zł? SŁABO. Mimo wszystko, jest to jednak jedyny produkt w pudełku, z którego jestem naprawdę zadowolona. Chciałam sobie sprawić jakąś zalotkę już jakiś czas temu. W zestawie są trzy wymienne gumki i to fajnie, że o tym nie zapomnieli.
No nic, ja jednak zrezygnowałam z subskrypcji i ponownie zamówię pudełko tylko wtedy, jeśli będę znała już zawartość i bardzo mi się ona spodoba. Wolę zaoszczędzić te pieniądze lub wydać je na jeden, ale potrzebny mi produkt. Ciekawa jestem, co Wy myślicie o pudełeczku z tego miesiąca?