Miało być wcześniej, ale mi jakoś nie wyszło. Na razie post z relacją, co sobie ostatnio zakupiłam. Mało tego i sporo jednocześnie. Nie mam ostatnio czasu się nawet porządnie wyspać, a musicie wiedzieć, że spanie to moja ulubiona czynność;)
Sami wiecie, że ostatnio jakoś u mnie nieciekawie, wiatr wieje w oczy. Człowiek myśli, że już wszystko ok a tu nagle bach! "Gorzej już być nie może", to właśnie powiedziałam przed utratą telefonu. I wypowiedziałam te słowa w złą godzinę, zupełnie jak jakieś zaklęcie w Harrym Potterze. Mam jednak nadzieję, że to najgorsze już jest za mną a ja teraz powolutku, małymi kroczkami będę powracać do życia w spokoju. O tak, teraz takie mam marzenie.
Staram się jednak nie załamywać, nie zamykać w domu na cztery spusty i nie chować w szafie. Chociaż nawet jak słyszę słowa "jesteś w tym wszystkim bardzo dzielna", to czuje, że mam dosyć udawania i uśmiechania się mimo takiego ciężaru. Choroba najbliższej osoby potrafi wywrócić życie do góry nogami. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że wolałabym walczyć z chorobą widoczną w wynikach badań. Najgorszy rak jest lepszy niż choroba psychiczna. Tam mam wroga jakby "obecnego", "namacalnego". A tak od trzech lat walczę z powietrzem. Raz jest lepiej, raz gorzej. Ostatnio za to tragicznie. I żadne badania krwi, czy czegokolwiek nie dają mi pewności, że już po wszystkim.
Nie chcę Was wprowadzać w zły nastrój, ale uznałam, że mogę tutaj o tym napisać. Mnie będzie lżej, Wy poznacie mnie odrobinę bardziej i może Wasze słowa jakoś mi przypomną, że nie ja pierwsza, nie ostatnia. Może poznam kogoś kto sam próbował walczyć z chorobą bliskiego, a nie będą to kolejne rady typu "musisz być wyrozumiała", "dasz radę". Nie zrozumcie mnie źle, takie słowa są równie potrzebne i budujące, ale czasem potrzebuje kogoś, kto zna mój punkt widzenia.
Ale dość o tym, bo miało być o kosmetykach i innych fajnych sprawach. Tak, mimo bycia głęboko w czarnej dupie, potrafię czasem pomyśleć o sobie i na chwilę zapomnieć o problemach. A co poprawia humor? Zakupy ;)
Wpadłam ostatnio zupełnie przypadkowo do Sephory. A tam co? Przeceeeeenyyyyy. Na razie kupiłam tylko jedną rzecz, ale czaję się może na jakiś sephorowy cień. Chociaż, jak sobie pomyślę, że Sephora testuje na zwierzętach, to mi się odechciewa. Mam jednak ochotę na Aqua Brow. Może któraś z Was już ma? Dajcie znać, co o niej myślicie. Jestem w ogóle ciekawa, czy jest ta promocja 20%, bo nigdzie o tym nie piszą a dziewczyny mówią, że jest.
W momencie, w którym pisałam posta nie miałam jeszcze swojego Aqua Brow. Dzisiaj jednak wpadłam do Sephory z 10% zniżką. I rzadko się to zdarza, ale pani w Sephorze była MIŁA I POMOCNA! Ja nie wiem, może Wy trafiacie lepiej, ale ja zawsze jestem totalnie olewana. Aż do dziś. Pani dobrała mi odpowiedni kolor, pomalowała brwi inaczej niż ja sama robię to na co dzień i powiem Wam, że wyjątkowo mi się to spodobało. Chyba zmienię sposób podkreślania brwi. No. Także ja już mam swoją Aqua Brow z Make Up For Ever, za którą zapłaciłam 81zł. Dobrałam też sephorowy pędzelek numer 10 za 29zł, ale czaję się jeszcze na nr 15.
W każdym razie kupiłam sobie nowe perfumy. Niedługo w ogóle zrobię post z moimi wszystkimi zapachami, taki przegląd. W moje ręce trafił Jimmy Choo"Flash". Za 60ml zapachu i 100ml perfumowanego balsamu zapłaciłam 119zl. Pierwotna cena to 279. Prawda, że się opłacało? A zapach podoba mi się tak mocno, że to jest aż przesada. Pachną tak na pół kwiatowo, na pół słodko. Idealnie.
Kupiłam sobie też małą torebkę. Są wakacje, lato a ja mam chwilowo dość noszenia ze sobą wszędzie moich wielkich torebek. Tak przynajmniej MUSZĘ się zmieścić do tej, nie biorę niepotrzebnych mi rzeczy i jest mi lżej. Upolowałam ją na promocji w Housie za 30zl.
Te lakiery chodziły za mną jeszcze zanim weszły na rynek a pojawiły się na paru blogach. Strasznie podobały mi się kolory, ale nie po drodze miałam Naturę. W końcu jednak moje drogi z drogerią się zbiegły i wzięłam trzy. Niebieski, zielony i malinowy. Wszystkie pachną podczas wysychania. Wszystkie niedługo doczekają się osobnej recenzji i swatchy. Ja już dzisiaj mogę Wam powiedzieć, że jestem z nich bardzo zadowolona. (Ok.8 zl /szt)
Kule do kąpieli trafiły mi się w Biedronce. Nie wiem niestety ile kosztowały, ale drogie na pewno nie były. Są trzy, ale jedna już poszła na wypróbowanie. Są spore, fajnie pachną, barwią wodę, ale nie są to te, które robią pianę. Co dziwne, pachnie się nimi po wyjściu z kąpieli przez dłuższy czas, ale podczas kąpieli już średnio je czułam. Chyba, że po prostu przyzwyczaiłam się do tego zapachu.
Peeling ze Sweet Secret to taki zakup, z którego nie potrafię się wytłumaczyć. Poluję na zapach szarlotki z cynamonem, więc po co wzięłam ten, to ja nie wiem. W ogóle jest jakiś dziwny. Zapach podoba mi się bardzo średnio a konsystencja jest co najmniej zaskakująca. Dla mnie jak kisiel. (Ok. 10zl)
W Ives Rocher chciałam sobie kupić malinowe perfumy. Strasznie za mną chodziły, ale gdy je powąchałam, to jakoś tak sobie uświadomiłam, że ten zapach, który miałam w głowie był zupełnie inny. Powąchałam inne i"kokos za słodki", "wanilia nie", "mango eeeee"... i tak dotarłam do tych z limitowanej edycji -pachną owocami leśnymi. Fajny zapach, wzięłam małą pojemność i zapłaciłam 19,90. Jak spełnią moje oczekiwania, to sobie sprezentuję większe.
Natrafiłam też na promocję na stoisku z biżuterią w szczecińskim Outlet Parku. Najbardziej spodobał mi się pierścionek, taki delikatny bardzo. Nie mam parcia na to wszystko Svarowskiego, czy bez niego. Tutaj się skusiłam, bo była promocja i zapłaciłam tylko 46zł za srebrny pierścionek. Nie mogę nosić tych fajnych ze sklepów z ciuchami, jeśli nie są one srebrne. Od razu mam zielonego palca na najbliższe kilka dni.
Kupiłam też pare nowych butów, ale pominę jakieś takie totalnie oczywiste "cichobiegi" i sandałki. Pochwalę się tylko tymi, których rodzaju ciężko szukać w mojej szafce na buty. Byłam sobie na jeden dzień nad morzem. I nie, Szczecin nie leży nad morzem, więc nie dojechałam tam tramwajem numer 9 :) A tam był sklepik Big Stara. To mówię sobie "wejdę, a co". I kupiłam jedne baletki, za 119zł. i te oto piękne...
OBCASY. Tak, ja kupiłam obcasy. Wysokie. Wysokie, jak cholera jasna. I się w nich nie zabiłam jeszcze. Jestem szczęśliwa i dumna z siebie, że mam i takie, i sobie je będę nosić, jak Kuba będzie pod ręką, żeby mnie w razie czego złapał. Kosztowały 129zł, mają bardzo stabilne obcasy i dodają mi jakieś mniej więcej 10cm.
No i największy, najdroższy i w ogóle NAJ zakup. Wiecie dobrze, że ostatnio straciłam swój ukochany telefonik. Byłam szczęśliwą posiadaczką Samsunga Galaxy S3. Cieszyłam się nim przez jakieś 8 miesięcy. Nie ukrywam, jestem ogromną gadżeciarą i telefon trafił do mnie w niecałe dwa miesiące od premiery na polskim rynku. Przeprowadziłam sporą akcję promocyjną dla mojego taty, która miała na celu "tato, tato! chcę!". Przy okazji jednak stwierdzę, że mimo bycia gadżeciarą, to jestem nią dosyć dobrą. To znaczy, że nie mam czegoś tylko dlatego, że mi się podoba. Ja naprawdę korzystam z wielu nowinek i to nie jest tak, że jak coś mam, to nie wiem, jak tego używać. Spec ze mnie konkretny :P
No, ale do rzeczy, bo zeszłam na bok. Telefon straciłam, policja już coś konkretnego ruszyła teraz i mam nadzieję, że szmaciarz niedługo odpowie za swoją chciwość i chamstwo.
Mam jednak kochanego tatę, który mimo tego, że jednak w tej sprawie jest 50% mojej winy i nieuwagi, kupił mi nową stację kontroli nad światem:) Tak oto jestem posiadaczką najlepszego telefonu na rynku (i nikt mi nie wmówi, że jest coś lepszego niż Samsung) - SAMSUNG GALAXY S4. Yhym, drogi jak cholera, ale jednak mój. Jaram się, jak pochodnia, jest mega mega, ale wiecie co? Tęsknię za swoim starym telefonem. Wartość sentymentalna, to jednak spory problem. Miałam tam mnóstwo zdjęć(na szczęście mam dropboxa, więc ich nie straciłam). Straciłam jednak wszystkie kontakty, nagrania z najlepszego koncertu na jakim byłam (Coldplay rok temu) i całe mnóstwo innych rzeczy. No, ale miejmy nadzieję, że niedługo już będzie po wszystkim. Sprawiedliwość musi być po mojej stronie.
Co do Galaxy S4. Kosztował 2,499zł, kupiony od ręki, ma Androida 4.2, ma mnóstwo fantastycznych funkcji, jak np. grupowanie zdjęć w domyślne albumy, przesuwanie stron za pomocą ruchu głową, odbieranie połączeń i przesuwanie menu głównego bez dotknięcia ekranu, zimą mogę go używać w rękawiczkach, ma ekran Full HD Super AMOLED - widoki, jak w supertelewizorze. Ogólnie stwierdzam, że mogę w nim śmiało zamieszkać :) Jestem z niego bardzo zadowolona, ma parę wad, ale są one do przetrzymania. Nie ma na rynku telefonu idealnego, ten jednak dla mnie jest do ideału bardzo mocno zbliżony.
To chyba już wszystko, co mnie spotkało (oprócz tego, że w dniu, w którym piszę tego posta przycięłam sobie palec drzwiami od samochodu. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale na drugie imię powinnam mieć Sierota. Teraz umieram z bólu i panikuję, że umrę :D Boje się, że mi paznokieć odpadnie, bo już się zrobił fioletowy. Także dziewczyny, nigdy nie mówcie "gorzej już być nie może" :) ). Zadbałam też w końcu o swoje zdrowie i byłam dzisiaj wykonać badania tarczycy. To śmieszne z jednej strony, że dbam o wszystkich dookoła, ciągam po lekarzach, a sama o sobie myślę na ostatnim miejscu. Też tak macie? W każdym razie, wyspowiadałam się ze wszystkich moich zakupów. W każdej wolnej chwili będę się starała pisać dla Was recenzje tych właśnie zakupów i tych poprzednich też, bo zdanie już sobie w miarę wyrobiłam. Pozdrawiam Was gorąco, dziękuję za wsparcie w komentarzach pod poprzednim poście i przepraszam, że tyyyyyle tego napisałam :)
Ala