Showing posts with label Golden Rose. Show all posts

Porównanie najlepszych i najgorszych automatycznych kredek do brwi: Zoeva, Sephora, Catrice, Nabla i inni

Wednesday, April 19, 2017 -

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Obiecałam Wam już spory czas temu, że na blogu w końcu pojawi się zestawienie najlepszych produktów do brwi. Codziennie mam z tego tytułu mnóstwo wyszukań na stronie, a pewnie same możecie zobaczyć, że post z najlepszymi produktami do brwi, wciąż wisi na pierwszym miejscu top 5 w prawej kolumnie bloga. 

Nadal podtrzymuję moje zdanie na temat tych produktów, więc jeśli jesteście zainteresowane co sądzę o żelach do brwi, pomadach i paru kredkach, wpadajcie pod ten link. 

Dzisiaj przedstawię Wam kilka nowych propozycji i minirecenzji produktowych. Mam nadzieję, że Wam się ta wiedza przyda! 

GRZEBYCZKI

Grzebyczki w tych przypadkach dzielimy na dwa rodzaje. Jedne z nich są po prostu przypominające kształtem grzebień. I takiej ewentualności szczerze nie rozumiem. Po prostu, uważam to rozwiązanie za kompletnie nieprzydane. Nie nadają się one bowiem do wyczesania nadmiaru produktu z brwi, nie nadają się też do nadania włoskom idealnego kształtu. Generalnie, nie rozumiem w ogóle po co są tworzone. 
Jest jednak jeszcze druga opcja, która zdecydowanie bardziej się sprawdza. Jest praktyczna, po prostu. Same z resztą widzicie, że grzebyczki na zdjęciu różnią się od siebie minimalnie (prócz jednego, w kredce Burberry). Te szczoteczki są bardzo zbliżone do siebie i wszystkie, jak jeden mąż, dobrze wyczesują nadmiar produktu. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

SZTYFTY

Tutaj mamy do czynienia tak naprawdę z dwoma rodzajami sztyftów. Chciałabym zaznaczyć, że w poście skupiam się tylko na produktach automatycznych. Nie recenzuję Wam dzisiaj kredek, które można temperować.
Jedne z produktów mają kształt spłaszczony, który nadaje się bardzo dobrze do szybkiego wyrysowywania kształtu brwi. Zarówno zaznaczania kształtu łuku, jak i wypełniania luk. Można nim jednak bardzo łatwo osiągnąć efekt przerysowany.
Drugim rodzajem jest sztyft w kształcie zaokrąglonego rysika, na kształt automatycznych ołówków. Tutaj mamy znacznie większą precyzję, bo taką kredą równie dobrze można wyrysować idealne brwi, ale też i pojedyncze włoski. Jest on przy okazji najlepszym i najbardziej praktycznym kształtem kredki do brwi. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory
Od lewej strony: Nabla, Golden Rose, Soap&Glory, Zoeva, Sephora, Anastasia Beverly Hills, Burberry.

Nabla, Brow Divine

NABLA, Brow Divine w odcieniu Mercury widzicie na zdjęciu poniżej. Kredka do dostania jest na stronie Mintishopu. Jej cena to 49.90zł. Tak, jak praktycznie wszystkie kredki, które Wam dzisiaj przedstawiam, charakteryzuje się wysuwanym, cieniutkim sztyftem. Z drugiej strony zakończona jest wygodną szczoteczką, która pozwala na swobodne wyczesanie nadmiaru produktu. Z łatwością też sunie po skórze i pozwala wyrysować idealny kształt brwi. Ma lekko ciepły odcień brązu, więc idealnie wpasowała się w moje włoski. Polubiłyśmy się i szczerze ją polecam. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Golden Rose Longstay Precise Browliner

Z kredką Golden Rose Longstay Precise Browliner w kolorze 107 polubiłam się najmniej. Mimo że jej cena jest najprzyjemniejsza, bo kosztuje tylko 19.90zł, nie jestem zadowolona z efektu. Kredka oczywiście ma dwa końce, wygodny grzebyczek naprawdę dobrej jakości i cieniutki sztyft. To w tym ostatnim tkwi największy problem. Niestety, ale jest dla mnie zbyt woskowa. W porównaniu do innych kredek, które miałam, niestety zawodzi. Za mało w niej pigmentu, a wosk wręcz oblepia mi włoski, a nie daje odpowiedniej ilości koloru. Co prawda, da się ją rozpracować, bo przy rozgrzaniu, produkt pracuje znacznie lepiej, ale szczerze? Nie mam na to czasu, jak robię makijaż. Wolę dopłacić i mieć produkt, który spełnia oczekiwania. NIE POLECAM. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Soap&Glory Archery

Kredka Soap&Glory Archery nie jest dostępna w Polsce. Pewnie znacie ją z YouTube'a, bo często się tam pojawia. Można ją jednak łatwo upolować na Allegro lub po prostu, podczas wypadu do Anglii. Kiedyś robiłam z nią na blogu makijaż krok po kroku. Mój odcień, to Hot Chocolate. Jak widzicie, jest trochę chłodny, jak na czekoladę. Ma jednak bardzo dobrze napigmentowany sztyft i wygodną szczoteczkę do wyczesywania włosków. Brak mi w niej jednak małej dozy woskowości, przez co nie trzyma włosków w ryzach, a sam produkt potrafi zniknąć w ciągu dnia. Nie jestem z niej zadowolona na tyle, żeby ją polecić, chociaż spróbować warto. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Zoeva Graphic Brows

Kolekcja Zoeva Graphic Brows mnie zachwyciła i mogłyście już o niej poczytać tutaj. Kredkę możecie kupić w sklepie internetowym Mintishop. Tam zapłacicie za nią 36.90zł. To mój niekwestionowany ulubieniec. Przyjemnie się jej używa i powiem szczerze, że zastanawiam się, czy nie zostanie moim ulubionym produktem do brwi ever. Odcień Ammos idealnie pasuje do moich włosów, które są czymś na granicy blondu, rudości i lekkiego, ciepłego brązu. Jest idealnie woskowa, nie za mocno, ale też nie za mało. Ma dużą ilość pigmentu, który pozwala na łatwe wyrysowanie brwi, a grzebyczek wspomaga wyczesywanie nadmiaru produktu, który rzeczywiście daje się stopniować nie "rozchodząc się" na boki. Idealny kształt brwi zostaje nienaruszony i nie potrzeba w jej przypadku korektora, by poprawić błędy. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Sephora Retractable Brow Pencil

Sephora Retractable Brow Pencil w odcieniu 03 Rich Chestnut, to jedna z tych pozycji, które warto sprawdzić. Dlaczego? Ten wysuwany, wodoodporny ołówek do brwi, ma naprawdę dobry sztyft. Idealna ilość wosku z perfekcyjną ilością pigmentu. Miękko sunie po skórze i pozwala na szybkie wypełnienie luk w łuku brwiowym. Cena też spoko, bo kosztuje 39zł. Ma jednak jeden mankament. W sumie to dwa. Grzebyczek i wydajność. Szybko znika, więc starcza na jakieś 1-1.5 miesiąca regularnego używania, podczas reszta wystarcza na około 2-3 miesiące. A grzebyczek jest po prostu śmieszny. Widzicie go z resztą na jednym ze zdjęć. Ani tym wyczesać nadmiar produktu, ani ułożyć grzywkę. Mogli sobie podarować! 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz w kolorze Taupe, była moim ulubieńcem przez bardzo długi czas. Zużyłam kilka opakowań tego produktu, do momentu, w którym skapnęłam się, że jest na rynku wiele zamienników, które naprawdę dobrze się sprawdzają i nie ma potrzeby wydawać na kredkę około 21$ plus podatki i przesyłki. Naaah. Mimo to, nadal uważam ją za jeden z lepszych produktów do brwi, aczkolwiek nie wiedzieć czemu, po jakimś czasie końcówka z grzebyczkiem łamie się i odpada. Dzieję się tak u większości dziewczyn, więc coś jest nie halo. W każdym razie, cała reszta jest super, bo produkt jest idealnie napigmentowany i ma odpowiednią ilość wosku. Nic dziwnego, że jest tak wiernie kopiowany przez inne marki. Na zdjęciu widzicie ją tylko w minimalnej ilości, bo szczerze powiedziawszy - miałam jej tylko dosłownie ogryzek, który z ledwością wystarczył na pomalowanie jednej brwi. Too bad. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Burberry Effortless Eyebrow Definer

Burberry Effortless Eyebrow Definer w kolorze Ash Brown, to jedna z najdroższych propozycji w tym zestawieniu. Kosztuje 129zł i dostaniecie ją w internetowym sklepie Sephory. Ma też zupełnie inny kształt szczoteczki oraz sztyftu. Co prawda, grzebyczek jest chyba najlepszym na rynku. Ma idealną wielkość i najprzyjemniejsze włosie. Dzięki temu naprawdę dobrze wyczesuje włoski. Ma też dziwnie zakończony sztyft, z którym poradzą sobie tylko osoby, które wiedzą, jak malować brwi. Nie jest zbyt prosty w obsłudze i powiem szczerze, że miałam na początku z nim niemałe problemy. Przyzwyczajona byłam bowiem do cieniutkich końcówek, które są ołówkami. Tutaj płaska i szeroka końcówka jest trudniejsza na początku jej używania. Później, szczerze powiedziawszy, jest już tylko lepiej, a co za tym idzie pozwala na większą kontrolę i precyzję podczas używania. Dlaczego? Dzięki temu kształtowi, łatwiej jest namalować prostą, równą linię łuku brwiowego, który czasami niełatwo uzyskać. Kolor, jak widzicie jest dość ciemny i chłodny, ale pozwala na stopniowanie intensywności. Pigment przykleja się do skóry i nie sprawia problemu w makijażu, w zależności czy chcemy uzyskać efekt lekkich, niedokończonych brwi, czy takich rodem z Instagramu. 

Przy okazji, na wszystkich brwiowych zdjęciach widzicie maskarę Cat Lashes. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Catrice, Slim'matic Ultra Precise Waterproof

I jako bonus dodaję tutaj szybką recenzję kredki do brwi Catrice. Gdy robiłam zestawienie produktowe, nie miałam jeszcze okazji używać tej właśnie kredki, dlatego zdjęcie będzie odbiegać od stylistyki całej reszty. Mam jednak nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. O całej kolekcji możecie poczytać tutaj. Kredka Slim'Matic Ultra Precise Waterproof mnie oczarowała, ale niestety na krótko. Dlaczego? Już tłumaczę. Jest genialna! Fantastycznie wygląda na brwiach, ma przepiękny kolor, który idealnie wpisywał mi się do mojej fryzury, do tego kosztuje zaledwie 12.99zł. Z jednej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który świetnie wyczesuje nadmiar produktu. Produktu, który jest tak niewydajny, że po prostu szok. Poużywałam jej dwa tygodnie! Dwa tygodnie i po kredce. No... chyba nie o to chodzi. Nawet przy tak niskiej cenie, to nie o to chodzi! Znika w ekspresowym tempie i bardzo mi się to nie podoba.Dlatego mimo fajnych właściwości, jestem na nie. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Która z nich podoba się Wam najbardziej? Macie swoje ulubione kredki do brwi?
Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!

Golden Rose, LONGSTAY Liquid Matte Lipstick

Wednesday, September 21, 2016 -


Dobrze wiecie o tym, że mam problem. Szminkowy problem. Problem, który jest niezwykle przyjemny, ale jednak powoli zaczyna się robić zbyt wielki, ponieważ już nie mam gdzie te wszystkie szminki trzymać. NAPRAWDĘ. A szkoda, bo wszystkie kocham tak samo mocno. 
Matowe pomadki, to mój konik. Kocham, w jaki sposób można sobie łatwo powiększyć usta różnymi odcieniami nude. Uwielbiam idealnie wyrysowane wargi i fakt, że kolor potrafi trzymać się długimi godzinami. Bardzo to lubię i niezwykle satysfakcjonuje mnie moment, w którym kończę nakładać pomadkę i jestem dumna z tego, jak ją nałożyłam. 

O produktach do ust z Golden Rose możesz poczytać też tutaj:
Najlepsze konturówki do ust! 

Longstay Liquid Matte Lipstick, to pomadka, która łączy w sobie właściwości płynnego matu i intensywnego koloru.  Za 5,5ml produktu trzeba zapłacić 19,90zł. Producent twierdzi, że wzbogacona formuła o Witaminę E oraz olej z awokado, sprawia że usta są nawilżone i gładkie. Bujda na resorach. NIE MA JESZCZE NA RYNKU MATOWEJ POMADKI, KTÓRA W OGÓLE NIE WYSUSZYŁABY UST. Jest jedna, która bardzo się do tego wyniku zbliżyła, ale nadal odrobinkę wysusza. Możecie o niej poczytać TUTAJ.  


Aplikator, to miękka gąbeczka, która łatwo daje sobą manipulować i pozwala na przyzwoite wyrysowanie ust. Jednak, jak w przypadku każdej matowej pomadki, radziłabym wcześniej użyć konturówki. W tej sposób będzie Wam znacznie łatwiej uzyskać kształt, który będzie Was w stu procentach satysfakcjonować. Jej wytrzymałość, to jakieś cztery godziny, jeśli nie będziecie nic jeść i pić. Próba jedzeniowa niestety nie jest zdana i wypada średnio. Jednak, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właśnie dzięki temu, nie ma większych problemów ze zmyciem produktu z ust podczas demakijażu. 

Warto przy okazji wspomnieć, że są wyczuwalne na ustach. Nie nazwałabym ich do końca matowymi. Nie zastygają na sto procent i dają uczucie, jakby były trochę satynowe. Jako posiadaczka wielu, naprawdę wielu matowych pomadek w płynie, jestem w stanie z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że coś je minimalnie różni od ich koleżanek po fachu. I broń Boże, nie jest to na minus. Myślę, że takie maty z domieszką satyny wyglądają naprawdę ciekawie. 


03, to piękny neutralny fiołkoworóżowy. Tak zwany mauve. Dzięki temu, że każdy typ urody może spodziewać się innego wykończenia (u niektórych bardziej różowy, u innych więcej w nim fioletu), nadaje się świetnie do makijażu codziennego, jeśli nie boicie się mocniej zaznaczyć ust. Serdecznie polecam, bo to chyba mój ulubiony kolor z całej serii. 


Numer 04, to odcień, który niezwykle trudno jest oddać na zdjęciach. I tak nie udało mi się uchwycić jego prawdziwej warstwy, ale postanowiłam się w nim pokazać, mimo to. Na żywo jest zdecydowanie bardziej różowy, cieplejszy. Na zdjęciu, jak z resztą możecie zobaczyć, wydaje się być lekko pomarańczowy, z pomidorowym akcentem. No... przykro mi, ale nie dałam rady go oddać na fotce. Musicie go sobie zmacać na żywo.


Odcień 05, to śliwka, która znakomicie spisze się jesienią. Już widzę ją w połączeniu z szarymi, grubymi swetrami. Fajnie będzie wyglądać też u dziewczyn, które na co dzień są nieco chłopczycami, lubią skórzane ramoneski, spodnie motocyklisty i sztyblety. To odzwierciedlenie takiej osobowości w kolorze pomadki! 


Nie muszę chyba się Wam tłumaczyć z tego, że to właśnie 09 jest według mnie najpiękniejszy z całej gamy kolorystycznej. Kocham czerwienie, nieważne jakie są. Ta tutaj jest odrobinę ciepła, ale tak minimalnie. Nie wybiela więc zębów na tyle, co jej koleżanki z niebieskimi tonami. Mimo wszystko, jest intensywna i rzuca się w oczy. A o to chodzi! 


Kolor 10, to jeden z najczęściej kupowanych odcieni. Nie bez powodu. Jest jednym z bardziej kontrowersyjnych i zdaje się, że najmniej pasującym ogółowi. Szarawy odcień może wyglądać trupio na wielu typach urody. U mnie ewidentnie wychodzą na wierz te szare tony i wyglądam w niej, jakby coś mi dolegało. U innych potrafi wyglądać na bardziej fioletową, siną wręcz. Nie podoba mi się, ale spokojnie, przyjdzie jesień i oszaleję na jej punkcie. Boże, jak wiele jest w stanie zmienić pogoda za oknem! 


Kolor 11, to dla mnie dziwak. Niby brzydal, ale w sumie fajny. Takie z niego trochę brązowe błotko, zmieszane z odrobiną złotej, rudawej barwy. Kolor jesiennych liści. Myślę, że nawet trochę mi pasuje. Całkiem ciekawy i odważny kolor. 


Dzisiaj mija kolejny dzień z naszej blogerskiej akcji #LOVEYOURLIPSWEEK!
Wpadajcie poczytać u dziewczyn, o czym mają do powiedzenia dzisiaj!

Macie swoją pomadkę Longstay Liquid Matte Lipstick? Dajcie znać w komentarzach, co o nich sądzicie! 

#Makeup Menu - dziewczęcy makijaż krok po kroku

Tuesday, April 5, 2016 -

Dzisiaj duże #MakeupMenu, przy którym sporo się napracowałam. Dajcie mi znać, czy lubicie takie rzeczy, krok po kroku. Chciałam Wam pokazać mój szybki i bardzo prosty makijaż, do którego przemyciłam odrobinę różu. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.


Pierwszym krokiem, od którego zawsze zaczynam makijaż, jest oczywiście zaaplikowanie bazy pod cienie. Niezmiennie w tej kwestii, używam Primer Potion z Urban Decay. Warta jest każdej złotówki i jako jedyna, perfekcyjnie trzyma makijaż oczu. Wklepuję ją palcem, by mieć pewność, że rozłożę ją równomierną oraz cienką warstwą. Następnie sięgam po róż do policzków z Bourjois. Jego różowo-złota barwa sprawiła, że chciałam się nim pobawić. Jako produkt wypiekany, daje trwałość oraz intensywny kolor. Dlatego nie przesadzam z jego ilością, nakładam go lekką ręką. Chcę uzyskać bardzo delikatny efekt. Chwytam pędzel do blendowania, nabieram odrobinę bronzera z paletki Wibo i starannie rozcieram go w załamaniu powieki. 


Lubię optycznie zagęszczać linię rzęs, a w tej kwestii idealnie sprawdza mi się eyeliner Pupa Milano, którego czekoladowa barwa daje naturalny, nienachalny efekt. Po nałożeniu i roztarciu go pędzelkiem w celu uzyskania miękkiego przejścia, chwytam po maskarę Maybelline, Lash Sensational, która sprawdza się u mnie rewelacyjnie. Nie osypuje się, nie odbija na powiece i pięknie podkręca mi rzęsy - aGwer, to potwierdzi ;) 

Następnie przechodzę do makijażu twarzy. Ujednolicam cerę jedną pompką podkładu Chanel, Les Biege w kolorze 10. Aplikuję podkład gąbeczką beautyblender, bo według mnie, najlepiej wygląda właśnie wtedy. Pędzel mi się w jego przypadku nie sprawdza. Chcę też zakryć moje cienie pod oczami, dlatego wklepuję odrobinę kryjącego korektora Clarins, Instant Concealer



Kryjący korektor, to nie wszystko. Nigdy nie omijam kroku z rozświetleniem okolic pod oczami. W tym celu używam korektora Shiseido, Sheer Eye Zone Corrector. Następnie starannie przypudrowuję całą twarz oraz okolice pod oczami pudrem wykańczającym Provoke, którego jasny kolor, znakomicie rozświetla mi cerę. Następnym krokiem jest wyczesanie brwi, precyzyjne wypełnienie wolnych przestrzeni kredką Soap&Glory oraz pokrycie włosków żelem utrzymującym się cały dzień, L'Oreal


Dobrze i starannie przypudrowana twarz stanowi dla mnie bazę pod nadawanie koloru. Dzięki temu wiem, że mam zdecydowanie mniejsze szanse na to, żeby zrobić sobie plamy bronzerem i różem. W celu lekkiego zaznaczenia kości policzkowych, sięgnęłam tym razem po bronzer z paletki Wibo. Jest ona moim osobistym ulubieńcem. Jestem szczerze zaskoczona, jak dobra jakościowo się okazała. Róż, który jest w zestawie, fajnie nadaje cerze blasku i zdrowego wyglądu. A rozświetlacz jest jednym z piękniejszych, dostępnych w drogerii. Jeśli jeszcze nie macie tej paletki, warto się w nią zaopatrzyć. 


Na koniec jeszcze usta. Na samym początku obrysowuję je konturówką Golden Rose, która służy mi tutaj tylko, jako wyznacznik linii, której nie chcę przekroczyć aplikatorem pomadki Bourjois, Rouge Edition Velvet. Kolor, na który postawiłam dziś, to Pink Pong - odważny róż w odcieniu magenta. 



A na koniec efekt przed i po. 

Mam nadzieję, że dzisiejszy post przypadł Wam do gustu. Dajcie znać, co dla Was oznacza dziewczęcy makijaż.

#Makeup Menu na wrzesień

Wednesday, October 14, 2015 -


O mały włos, a zapomniałabym o tym, że przecież nie opublikowałam w tym miesiącu #makeupmenu. No ja nie wiem, że Wy się nie upominacie! ;) 


W każdym razie przypomniałam sobie w porę i raczę Was tym razem moim makijażem ostatniego miesiąca. We wrześniu już chętniej sięgałam po jesienne kosmetyki. Całe Fall Vibes dotknęło też mnie, więc na twarzy lądowały zupełnie inne kosmetyki, niż do tej pory. 


Przede wszystkim, odrobinę zaczynam odchodzić od lekkiego podkładu, jakim jest YSL, Le Teint Touche Eclat na rzecz, delikatnie bardziej kryjących i cięższych konsystencji. Co prawda, nigdy nie zależy mi na mocnym kryciu i prześwitujące wypryski jakoś mnie nie przejmują, ale jednak w zimnych miesiącach wolę te bardziej kryjące podkłady. Najczęściej mieszałam ze sobą dwa podkłady Chanel, Perfection Lumiere Velvet oraz Vitalumiere Aqua. Ten pierwszy daje mi odpowiednią ilość satynowego i lekkiego matu, a ten drugi pozwala na uzyskanie naturalnego wykończenia. Razem daj efekt drugiej skóry, przy okazji przyzwoicie kryjąc niedoskonałości. 


Najchętniej nie rozstawałabym się z moją paletką MAC, Burgundy Times Nine i to właśnie ona lądowała na moich powiekach najczęściej. Przy okazji pozwalałam sobie na kreskę eyelinerem Kat von D, w odcieniu Trooper i mocno tuszowałam rzęsy maskarą Shiseido Full Lash Volume


Policzki, to w tym miesiącu mocny sprawdzian dla duetu do konturowania z W7, Hollywood Bronze&Glow, ale na razie nie wypowiem się o nim zbyt wiele. Chcę go jeszcze poużywać i wydam wtedy wyrok. Często jednak pogłębiałam kontur różem z MACa, Harmony

A na ustach, królowała wręcz pomadka Golden Rose, Velvet Matte w kolorze 14. ISTNA BAJKA.



I to tyle ;) 

Jak tam? Już wpadłyście w jesienny szał? 

9 najlepszych pomadek na jesień!

Sunday, October 4, 2015 -


Jesień, to czas, na który czeka każda szminkomaniaczka. Nie oszukujmy się, to właśnie o tej porze roku, stajemy się odważniejsze i z większą chęcią sięgamy po mocne, intensywne kolory. Ja się już nie waham, tak jak kilka lat temu - nie boję się zdecydować na fioletowe, czy intensywnie czerwone, wręcz winne usta. 

Kiedyś to było dla mnie nie do pomyślenia. W końcu, ograniczałam się do leciutkich, niezbyt intensywnych różyków - a teraz! Teraz potrafię zaszaleć. I się tego ani nie boję, ani nie wstydzę. 

Dzisiaj pokażę Wam moje typy na jesień. Mam kilka kolorów, po które będę sięgać. W większości są to jednak pomadki dość tanie i tylko kilka z nich jest odrobinę droższych. To co? Jedziemy!




Golden Rose, Matte Lipstick Crayon

W kolorach 05, 06 oraz 09 (wszystkie zdjęcia w kolejności), to moje najnowsze nabytki w szminkowej szufladzie. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia - nie ma co! Cena jest bardzo przystępna, bo koszt jednej pomadki, to około 12zł. W zamian otrzymujemy cudowny produkt. Formuła jest trwała i matowa, chociaż nie jest tępa - sunie po ustach niczym masełko. Jedyny minus - trzeba je temperować. To jest niefajne, ale nie łamią się podczas tego procesu. Na razie mam tylko trzy kolory i tak, dobrze zrozumiałyście. Na razie. Zamierzam zaopatrzyć się w więcej wariantów. Zdecydowałam się na czerwienie, które nie są do końca oczywiste - z reguły okraszone są większą lub mniejszą dawką ciemnych barw, które sprawiają, że mamy do czynienia bardziej z winem, czy krwią.
TIP: Zawsze można usunąć kolorową końcówkę i przepchnąć jakimś przedmiotem sztyft. Nie wiem jednak, jak to zadziała ;) 




MAC Brick-O-La 

Kupiłam ją w zeszłym roku i nie poużywałam zbyt długo. Był to jeden z tych zakupów pod wpływem YouTube i EssieButton. Widziałam ją u niej i się nią zachwycałam. Na żywo, gdy dotarła do mnie, zrobiłam "meeh". Nie było szału. I powędrowała w kąt. Niedawno robiłam porządek w swoich kosmetykach, pozbywając się tych typowo wiosenno-letnich (schowałam je do pudełeczka i niech czekają na swoją kolej) i trafiłam na właśnie tę pomadkę. Chyba musiałam do niej dojrzeć. Tym razem podoba mi się już zdecydowanie bardziej. Jest to taka mieszanka delikatnej jagody z odcieniami terracotty, czy spalonej czerwieni. CUDO! Przy okazji, jako jedyna z wspominanych dziś pomadek, jest nawilżająca. To idealna propozycja dla tych z Was, które chcą odpocząć od matów, ale chcą zachować te jesienne klimaty.


MAC Flat Out Fabolous

Fiolet. Może nie taki... oczywisty, bo połączony z fuksją, ale jednak już bardziej fiolet. Kocham ją właśnie jesienią. Daje pozytywnego kopa, a ja lubię ją nosić na ustach na specjalne okazje. Jakiś koncert, wyjście do teatru, randka. 


Golden Rose, Velvet Matte 12 i 14 

Tak, znowu Golden Rose. W kwestii pomadek, jest to dla mnie niekwestionowana marka-królowa. Ich produkty są tanie, a formuły genialne. Pamiętacie pewnie, jak wszystkie szalałyśmy na punkcie tych pomadek. Ja się zaopatrzyłam w 5 kolorów, ale o tej porze roku z chęcią sięgam właśnie po te dwa numerki. Z czego częściej noszę nr 14. Oba, to takie bardzo mocno przybrudzone brązem róże, które wyglądają niezwykle jesiennie. Z resztą, mogłyście tę pomadkę widzieć u mnie na ustach w ostatnim filmiku (klik). 



Vipera 108

To moje największe zaskoczenie. Wino idealne. Bardzo intensywna pomadka, która wytrzymuje na ustach długie godziny. Kolor jest bardzo rzucający się w oczy, więc nadaje się raczej dla odważnych dziewczyn. Warto ją jednak w swoich zbiorach posiadać, bo za niewielkie pieniądze, otrzymujemy naprawdę wyjątkowo dobry produkt. 


Revlon Coloburst Matte Balm, Elusive 

Jedyna delikatna opcja w moim zestawieniu, to właśnie matowa pomadka (a raczej balsam) od Revlonu. Przyjemna formuła sunie po ustach, jak masełko. Nie podoba mi się jedynie zapach, bo jest miętowy, a ja raczej stronię od takich zapachów. Zwłaszcza jesienią i zimą. Mimo wszystko, zasługuje ona na wyróżnienie, bo to jeden z tych matów, które nie wysuszają ust, bo fajnie je pielęgnują. Niestety, przez to traci na trwałości, ale coś za coś ;) 



Jakie są Wasze ulubione kolory i pomadki tej jesieni? Jesteście odważne i próbowałyście już kolorów sepii i szarości? Ja jestem ich ogromnie ciekawa, ale chyba się nie odważę. 


Usta nie do zdarcia! Konturówki Golden Rose

Friday, February 27, 2015 -




ULUBIEŃCY STYCZNIA

Sunday, February 1, 2015 -

Pomadki Golden Rose

Friday, May 2, 2014 -

Z pomadkami Golden Rose przepadłam, jak większość koleżanek po fachu. Z dwudziestu dostępnych odcieni w swojej kolekcji mam aż pięć i powiem całkowicie szczerze, że mam ochotę na jeszcze dwa. Odpuszczę sobie je na razie, bo to typowo jesienne kolory i mam nadzieję, że do tego czasu nie znikną z asortymentu Golden Rose. 

Takie małe pytanie na marginesie. Dziewczyny! Czy Wy też tak macie, że jak widzicie promocję w sklepie (albo jakąś nowość, która jest absolutnie faboulous, jak mawiała Carrie Bradshaw), to Wasze styki w mózgu totalnie szaleją? Ja nie dość, że capnęłabym najlepiej kilka na raz, żeby mi się nigdy nie skończyły, to nie wiem dlaczego, ale mój mózg zaczyna się zachowywać, jakby taka promocja była jedyna na świecie i już nigdy miała się nie powtórzyć. Ehhh...



Wracając do szminek. Seria Velvet Matte, zachwyciła już wiele z Was. Nie jestem jedyna. I wpadłam, jak śliwka w kompot. 

Te maleństwa przyciągają uwagę opakowaniem. Jest schludne, bardzo przyjemne dla oka i nie wygląda tandetnie. Tak samo, jak sztyft, który skrywa w środku, jest satynowe. Mieści w sobie 4.2g pięknej szminki i kosztuje około 10.99zł. Ja w szczecińskim Maczku (tylko tam znalazłam te szminki), zapłaciłam 9.99zł za sztukę. 


Jedynym mankamentem jest dla mnie naklejka z numeracją. Wolałabym, żeby Golden Rose w końcu przeniosło się na nazwy poszczególnych kolorów, a nie same numerki. Albo chociaż niech czarne naklejki zamienią kolorowe, odwzorowujące barwę pomadki znajdującej się w środku. To tylko taka moja sugestia.

Ja skusiłam się na kolory 04, 06, 12, 13 i 14. I jestem zadowolona z każdego z nich. Są piękne i kremowe. Tak, wysuszają usta. Jak każda pomadka, która jest matowa. Dlatego należy odpowiednio wcześniej zadbać o nie i należycie je wypielęgnować. Wtedy nie powinno być problemu z nadmiernym przesuszeniem warg. 



Każda z nich utrzymuje się fenomenalnie. Wiadomo, nie jest to noszenie szminki w takim samym stanie przez 24 godziny na dobę. Można być jednak bardzo zadowolonym z efektów, ponieważ 3-4 godziny w praktycznie nienaruszonej formie, to minimum. Szminka dobrze wygląda nawet po dłuższym czasie. "Zjada" się równomiernie i nie pozostawia po sobie paskudnych plam. 

Szminka rozprowadza się bardzo łatwo i przyjemnie. Oczywiście przy tak odważnych i mocno napigmentowanych kolorach, nie trudno o pomyłeczkę. Dlatego, jeśli nie macie pewnej ręki, warto trochę potrenować w domu, przed lusterkiem. Nie ukrywam, że i ja miałam z nimi na początku mały problemik. Co z resztą widać na zdjęciach. Teraz już poćwiczyłam i jest znacznie lepiej ;)


Z ręką na sercu Wam je polecam. Nie ma opcji, że Wam się nie spodobają. Nie rozumiem tylko porównywania ich "zapachowo" do szminek MACa. Tutaj się nie zgadzam. Mam jedne i drugie, i wcale tak samo nie pachną. Jednakże macie możliwość zaopatrzenia się w znakomite pomadki za niewielką cenę, dlatego uważam, że powinnyście w nie zainwestować. I gwarantuję Wam, że na jednej się nie skończy. 
Ja zachowuję się z nimi, jak w dzieciństwie z Pokemonami. Chcę mieć je wszystkie :D




Dzisiaj pokażę Wam tylko trzy kolory. Dwa pozostałe musza poczekać na swoją kolej. Jeszcze im foteczek nie zrobiłam, a też nie lubię dodawać zdjęć, które są z innej parafii. Dlatego dzielę pomadki na dwie części.

Przedstawiam Wam zatem 04, 06 i 13.

04, to piękny róż, który stoi na granicy koralu. Jest soczysty i żywy. U mnie na ustach sprawdza się fantastycznie. Przyjemny i dziewczęcy. Dodaje blasku całej twarzy i nie skupia przesadnie na sobie uwagi. Przepiękny.





06, to odważna pomarańcza. Chyba najśmielszy z moich szminkowych zakupów. Znakomicie sprawdza się aktualnie, gdy wiosenny oranżowy trend panuje na ulicach. Jest soczysta i bardzo przykuwa wzrok ludzi na ulicy. Lubię ją używać, gdy mam w sobie dużo odwagi i delikatny makijaż oka.



13, to piękna fioletowa wersja różu, czyli fuksja, jak się patrzy. Jest odważna, ładnie wybiela zęby i pięknie podkreśla urodę.



Ja jestem zadowolona z każdej z nich. Z tych dwóch, które dokupiłam również. Pokażę je Wam w następnym poście o pomadkach Golden Rose. I muszę się bić po łapkach, żeby nie kupić w tym czasie jeszcze dwóch ;)

Zakochałyście się już w nich, czy jeszcze nie? ;)
DO GÓRY