Showing posts with label Estee Lauder. Show all posts

Estee Lauder, Revitalizng Supreme+ Global Anti-Aging Wake Up Balm

Wednesday, May 31, 2017 -


Nie jestem ogromną fanką kosmetyków Estee Lauder. Pisałam Wam o tym kilkukrotnie i sporo razy powtórzyłam to w różnych sytuacjach na Instagramie. Nie jestem zadowolona z kremu EE, na który kiedyś napaliłam się kiedyś, jak szczerbaty na suchary. Miał być idealnym zamiennikiem podkładu na co dzień. Czymś co łączy produkt kryjący z pielęgnacyjnym. Co wyszło? 
Nic dobrego, jest dla mnie za ciemny i za tłusty. Lubię, gdy produkty nadają mi rozświetlony, nabłyszczony efekt, ale gdy skóra wygląda na spoconą - wysiadam. 

Nie zachwycam się też serum Advanced Night Repair. Pisałam Wam kiedyś o nim w nowościach i właściwie nie doczekał się recenzji, więc muszę to jeszcze kiedyś nadrobić. Albo jestem za młoda na to serum, albo moja skóra nie reaguje dobrze na jego działanie. Działanie, którego tak naprawdę nie ma. Nie widzę żadnej różnicy, czy go użyję, czy nie - efekt jest taki sam. 

Miałam też na swojej drodze epizod z niewypałem korektorowym Double Wear i kremem pod oczy Revitalizing Supreme Eye Cream. Nie sprawdziły się u mnie oba. Tak samo było też w przypadku podkładu Double Wear. 



Możecie więc sobie wyobrazić moją minę, gdy zobaczyłam nowości pielęgnacyjne z serii Revitalizing Supreme+. Najnowszy krem, to ulepszona formuła serii Revitalizng Supreme. Krem ten bardzo polubiła moja mama, osoba po 45. roku życia. Ja co prawda lubię gęste konsystencje i treściwe kremy, ale miałam nieodparte wrażenie, że jakoś ani z kremem, ani z balsamem się nie polubię. 
Muszę Wam powiedzieć, że kremu dziś nie opiszę. Jeszcze go nie otwierałam i nie sprawdzałam, jak spisuje się włączony do rytuału pielęgnacyjnego. Przetestowałam jednak intensywnie Revitalizing Supreme+ Global Anti-Aging Wake Up Balm /30ml/285zł/, czyli multifunkcyjny balsam rozświetlający do twarzy. Jest to produkt o ciekawej konsystencji. Jest lżejsza niż typowy, gęsty krem - właściwie balsamiczna, aczkolwiek nadal treściwa i dobrze nawilżająca. Opakowanie oczywiście podoba mi się najbardziej. Mimo wrażenia ciężkości, zostało stworzone z lekkiego plastiku, który ułatwia podróżowanie. Produkt został wyposażony w pompkę i dozuje dobrą ilość balsamu. Podczas wieczornej pielęgnacji używam dwie pompki kosmetyku, który dystrybuuję na twarzy oraz szyi i dekolcie. Nie stosuję go w pojedynkę, bo wcześniej oczywiście nakładam na twarz esencję ze śluzem ślimaka, o której mogłyście już poczytać podczas wpisu o koreańskiej pielęgnacji z kosmetykami COSRX.



W jego składzie, prócz rozświetlających perełek odbijających światło, znajduje się kompleks przeciwstarzeniowy oparty na wyciągu z kwiatu morskiej lawendy. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej, lepiej warstwy. Skóra za to jest automatycznie nawilżona i przyjemnie sprężysta oraz błyszcząca. 


Można go używać zarówno rano, jak i wieczorem. Fajnie spisuje się, jako produkt pod makijaż i nie ukrywam, że namiętnie używam go ostatnio dwa razy dziennie. Ma błyszczące wykończenie i słyszałam już kilkukrotnie, że można go nakładać na szczyty kości policzkowych w celu osiągnięcia efektu rozświetlonej cery. To dla mnie zabieg całkowicie zbędny. Lepiej używać go po prostu, jako pielęgnację, bo jako rozświetlacz się nie sprawdza. 



Dlatego, podsumowując - jestem z niego bardzo zadowolona. Cieszy mnie to tym bardziej, bo to pierwszy produkt od Estee Lauder, który sprawdził mi się w stu procentach i z ręką na sercu mogę go Wam polecić. 

Na koniec, dajcie mi znać, czy miałyście już kiedyś możliwość testować pielęgnacyjne produkty Estee Lauder? Sprawdziły się u Was te kosmetyki?
Czekam na Wasze komentarze! 

Sephora Trend Report 2016

Monday, October 10, 2016 -


W poprzedni weekend miało miejsce jedno z większych wydarzeń w świecie beauty. Sephora Trend Report, to jedna z najciekawszych imprez o tej tematyce i mnie oczywiście, nie mogło tam zabraknąć. Dzisiaj chcę się z Wami podzielić informacją na temat trendów na zbliżającą się jesień. 



Sephora Pro, zachwyciła mnie chyba najbardziej, oprócz Burberry. Drugi makijaż, który widzicie na zdjęciu powyżej, trafił do mojego serca najbardziej i postaram się go Wam na dniach odwzorować. Jest prześliczny. Jak z resztą widzicie, Sephora promuje mocno podkreślone, kocie oko. Czy w przypadku makijażu z lekką opcją ust, czy tego z intensywnymi wargami, mamy przestać bać się łączyć te dwa aspekty. Mocne oko i mocne usta, to kwintesencja tej jesieni. 




Smashbox promuje ostatnio zabawę w idealny kolory cery. Ma być naturalnie i zjawiskowo. Najlepiej przy użyciu produktów colour correcting. Do tego mocne, matowe usta, ale zachowane w jesiennych klimatach czekolady, bordo i wina. 


NARS tym razem promuje bardzo mocne, intensywne usta w ciemnych i wyrazistych kolorach, które skupiać będą uwagę  wszystkich dookoła. Jasna cera, wyrównany kolory, rozświetlenie. Zabawa makijażem brwi oraz oko podkreślone tylko przy użyciu maskary. To bardzo odważny, ale i efektowny look. 


Urban Decay w tym sezonie inspirowało się mocno Courtney Love i makijażem w stylu lat 90. Grunge, to temat przewodni. Mocno podkreślone oko, intensywne smokey eyes, ciemne i wyraźne usta. Oczy zostały oczywiście wykonane przy użyciu najnowszej paletki cieni Naked Ultimate Basics. Na pewno już się w niej zakochałyście! 


Jednym z dwóch najważniejszych trendów, promowanych przez markę Marc Jacobs Beauty, jest draping. Jest to dość odważna forma aplikacji różu do policzków. Ma on bowiem pełnić funkcję bronzera i jego nakładanie sprawiać ma frajdę, zakrawając trochę o inspirację wczesną Madonną. Bowiem, znajdzie się on nie tylko na tak zwanych "jabłuszkach", ale powinno się go rozblendować aż po kość policzkową, migrując kolorem nad łuk brwiowy. Odważne, nie do końca dla mnie, ale same róże Air Blush od Marca Jacobsa, które są nowością w tym sezonie, to must have każdej kosmetycznej maniaczki. 


Estee Lauder w tym sezonie uczy nas na nowo, jak dobierać podkład by wglądał, jak druga skóra. Dlatego właśnie, przy użyciu ich podkładów, będziecie w stanie zafundować sobie perfekcyjny makijaż nude. Usta tym razem zostały nastawione mocno na błysk. Nieważne, czy będzie to jasny, czy ciemny i odważny kolor - ma się błyszczeć i optycznie powiększać wargi, sprawiając przy okazji, że będą wyglądały na wypielęgnowane i ponętne. 


Dom mody Dior postawił na bardzo mocne, wyraziste usta. To chyba jeden z najczęściej powielanych trendów w tym sezonie. Ta pora roku tak naprawdę wymusza na nas więcej odwagi. Dlatego, nie ma się co bać, tylko trzeba eksperymentować. Sięgnijcie tym razem po pomadki w kolorze śliwki, czerwonego wina, mocnego bordo lub te wpadające nawet w czerń. Jeśli do tej pory omijałyście jakiś kolor w obawie, że się dla Was nie nadaje - to jest idealny moment, żeby przełamać się i wyjść ze strefy komfortu, przy okazji wyglądając megamodnie! 

Zdjęcia z STR zostały zaczerpnięte z Facebooka marki Sephora

Burberry w tym sezonie stawia na makijaż nude. Inspiracją na ten sezon okazał się być też makijaż pokazu mody, w którym użyto przepięknie błyszczącego się brokatu. Został on zaaplikowany na dolną powiekę, jakby miał dawać wrażenie iskierek/łez. Co prawda jest on dość odważny i nie nada się na co dzień, ale wygląda zjawiskowo i nie ukrywam, że naprawdę się w nim zakochałam. 


Przy okazji tego wpisu, muszę Wam wspomnieć o nowej stronie z kuponami, czyli www.rabble.pl, która zrzesza u siebie informacje na temat wszystkich promocji dostępnych online. Rabble daje możliwość zrobienia tańszych i wygodnych zakupów oraz szybkiego zaoszczędzenia. Słysząc o nowościach z Sephora Trend Report, na pewno macie ochotę na jakieś małe, jesienne i bardzo modne zakupy. Dlatego polecam Wam zajrzeć na stronę, bo właśnie tutaj znajdziecie rabaty do perfumerii Sephora.

Mam nadzieję, że ta krótka relacja się Wam podobała, a zaprezentowane makijaże przypadły do gustu. Tak, jak wspominałam, postaram się odwzorować kilka z nich i na pewno niedługo ukażą się na blogu. Dajcie mi znać, który spodobał się Wam najbardziej!

Pomadkowe nowości! MUFE, Shiseido, Sephora, Estee Lauder i NARS

Thursday, October 6, 2016 -


Z takich życiowych porażek, to mogę Wam się przyznać do jednej. Nie potrafię sobie odmówić zakupów kosmetycznych. Co prawda, bywają momenty, że udaje mi się być na detoksie, nie kupować nic nowego, dać sobie na wstrzymanie. Jednak, zawsze prędzej, czy później kończy się to nalotem na drogerię/perfumerię. 

Dzisiaj pokazuję Wam moje nowe nabytki. Wszystkie nowe szminki są tutaj zachowane mocno w klimacie jesieni, która już na dobre rozgościła się za oknem. Nie wiem, jak ja teraz będę robić zdjęcia na bloga, bo przecież pogoda przypomina raczej kadry z Silent hill. 

Są momenty, że cieszę się na jesień. Na przykład wtedy, gdy jestem opatulona cieplutkim kocem, w ręku trzymam kubek herbaty i oglądam ulubiony serial. Wtedy jest nawet spoko. Jak dodamy do tego jeszcze gruby sweter i mocne usta, to podskoczymy do rangi, "jest bardziej, niż spoko".


Jak widzicie, znowu w większości pokazuję Wam czerwienie. KAŻDA się oczywiście od siebie różni i KAŻDA jest totalnie nowa w mojej kolekcji. Takich jeszcze nie miałam ;) 

Make Up For Ever wypuściło na rynek nowe pomadki, których nazwa to Artist Rouge. Posiadam dwa kolory, w dwóch zupełnie różnych wykończeniach. Pierwszym z nich jest kolor Orange Coquelicot M301 i jest to matowa czerwień, złamana intensywnym różem. Na myśl przywodzi mi kolor Good Kisser z MACa (KLIK), który trafił kiedyś do limitowanej sprzedaży.  Drugi kolor, to Rouge Scene C405. Literka C oznacza tutaj kremowe wykończenie. Sama barwa zaś, jest niesamowicie intensywna, napigmentowana i pozostawia prawdziwie krwiste usta pełne blasku.


Pomadki Shiseido już mogłyście podziwiać na moim blogu TUTAJ. Pokazywałam Wam wówczas dwa kolory z najnowszej kolekcji, czyli Poppy i Crime of Passion. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie odbijają światło. A czerwień Poppy jest chyba moją ulubioną.


Sephora, Rouge Matte, to nowość w szafach marki własnej znanej perfumerii. Na pewno widziałyście już całe mnóstwo informacji na temat tego, że Sephora wprowadziła nową serię matowych pomadek. Mnie trafił się kolor Rebel Chic i jest to bardzo ciemna czerwień, która właściwie tylko minimalnie przebija się przez kolor... hmm... zaschniętej krwi? Bardzo mocnego, czerwonego wina? To bardzo ciekawa, nieoczywista barwa.


Estee Lauder, Pure Color Envy, Hi-Lustre  230 Pretty Shocking, to dla mnie totalna nowość. Jeszcze nigdy nie miałam żadnej pomadki Estee Lauder i powiem szczerze, że rzadko mi z tą marką po drodze. Nawet jak mi się wydaje, że jakiś kosmetyk jest w sam raz dla mnie, to później okazuje się, że jednak nie do końca. Tak jest na przykład w przypadku kultowych podkładów tej marki. Jeszcze żaden mi się nie sprawdził. Zobaczymy jednak, jak będzie w przypadku intensywnie błyszczącej pomadki w odcieniu malinowej czerwieni.


W ogóle, też zauważyłyście, że mocnym trendem są błyszczące pomadki? Niby mat nadal króluje na ustach i uwielbiamy go za trwałość, ale jakoś tak te intensywnie połyskliwe kolory zdominowały nowości marek makijażowych.

Na sam koniec zostawiłam pomadkę w kolorze nude oraz błyszczyk, który tak właściwie jest hybrydą. Wszystko oczywiście z szafy NARS w Sephorze. Widziałyście już jak wygląda Velvet Lip Glide w kolorze Danceteria na moich ustach TUTAJ. To przepięknie odbijająca światło, długotrwała formuła. Odrobinę przekłamana nazwą, bo jednak Velvet kojarzy mi się bardziej z matem lub satyną, ale powiem Wam, że pomadka ta jest tak komfortowa w noszeniu, że nie  będziecie mieć jej nic do zarzucenia. 


Pomadki Audacious Lipstick, to niekwestionowany hit tego sezonu. Doskonale wiecie, że dziewczyny oszalały na punkcie formuły i kolorów, którymi dysponuje NARS. Nie pozostałam obojętna na te zachwyty i na własność mam teraz odcień Apoline. Jest to przepiękny odcień nude, który nada się idealnie na co dzień, zwłaszcza przy takiej jesiennej aurze. Ożywia on cerę, dzięki temu, że jest w nim naprawdę spora dawka różu. No i opakowanie zamykane jest na magnes. 


I to by było chyba na tyle. W tym momencie mogę Wam powiedzieć, że nie kupiłam sobie kolejnej, dziewiątej już pomadki do kolekcji, ale znam siebie i nie obiecam też, że moja kolekcja się nie powiększy. Tak wiem... to już jest problem, ale co zrobić! Każdy musi mieć jakiegoś bzika ;) 

Poczytajcie też o: 

Oczywiście, każdy z nowych kolorów doczeka się osobnej recenzji na blogu i już niedługo przedstawię Wam, jak wszystkie odcienie prezentują się na ustach. 

Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach, czy moje nowe nabytki się Wam podobają! Kupiłyście ostatnio jakąś nową szminkę?

Kosmetyczne nowości

Saturday, July 16, 2016 -



Moje kochane! Dawno nie było żadnych nowości, prawda? Tak się cieszę, że w końcu mogę podzielić się z Wami moimi łupami z ostatnich tygodni, że sobie tego nawet nie wyobrażacie. Głównie dzieje się tak dlatego, że najzwyczajniej w świecie - jak każda kobieta - bywam próżna. I lubię wydawać pieniądze. Na nowe kosmetyki, to już w ogóle.

Zacznę od pielęgnacji, bo tej jest u mnie najwięcej. Kto by się tego spodziewał jeszcze kilka lat temu, gdy wszelkiego rodzaju kremy do twarzy omijałam szerokim łukiem? Teraz jednak poszłam po rozum do głowy i wiem, że kolagen, to sprawa indywidualna, a moje coraz większe zmarszczki mimiczne może i są urocze, i mówią o tym, że jestem ekspresyjną i dużo uśmiechającą się osobą, ale... nie oszukujmy się. Każda z nas chce cery niczym pupa niemowlaka. A do tego potrzebna jest niemała artyleria.



Krem Estee Lauder, Revitalizing Supreme Global Anti-Aging Supreme, to tak naprawdę zakup dla mojej mamy. Przydał jej się nowy krem, a okazja do jego zakupu była naprawdę wyjątkowa. Jego regularna cena, to 389zł/50ml, ale nie powiem Wam za ile udało mi się go kupić, bo mnie zwyczajnie znienawidzicie i wydrapiecie mi oczy na mieście. Poprzestanę więc na informacji, że bardzo się opłacało. Sama kiedyś wypróbowałam ten krem, dlatego z przyjemnością poleciłam go mamie. I liczę, że będzie z niego tak samo zadowolona, jak kiedyś byłam ja. Spod skrzydeł koncernu Estee Lauder wyszedł jeszcze jeden produkt, dla którego - mam nadzieję - stracę głowę. Mowa bowiem o serum Advanced Night Repair. Jego cena jest jeszcze bardziej zatrważająca, niż poprzednika. Za 50ml tego cudotwórcy pani Lauder liczy sobie całe 439zł. To również była okazja nie do przegapienia, ale nie chcę, żebyście znienawidziły mnie jeszcze bardziej :) Wspominałam Wam już, że boję się zmarszczek. Dlatego wszystko co przeciwdziała oznakom starzenia i spłyca zmarszczki jest teraz bardzo w "moim stylu". Skończone 25 lat, to nie przelewki...


Maseczka do twarzy Peter Thomas Roth, Pumpkin Enzyme Mask, to moje kosmetyczne odkrycie życia. Nie warto inwestować w GlamGlow, takie jest moje zdanie, niestety. Mam dwie maseczki spod ich skrzydeł i prawda jest taka, że nie są w niczym nadzwyczajne. Obiecałam Wam o tym wpis i na pewno się jeszcze pojawi. Niedobra ja. Wracając do dyniowej maseczki - musicie ją mieć. Polecam poprosić o próbkę w Sephorze, bo zakochacie się w niej, tak jak ja. Pachnie pierniczkami, jesienią i ciepłą herbatą. Jej zapach potrafi przenieść w zacisze ciepłej kawiarni, gdzie siedzimy w wygodnym fotelu, popijamy korzenną kawę z przyjaciółką i patrzymy, jak za oknami mokną ludzie. Enzymy z dyni złuszczają martwy naskórek, a maseczka pozostawia skórę gładką i świeżą. Poza tym, jej zakup opłaca się o wiele bardziej, niż jej osławione koleżanki z gwiazdką, za które trzeba zapłacić (już!) 229zł/50ml. Pumpkin Enzyme Mask kosztuje 199zł za 150ml. Prawda, że lepiej?




Nie dalej, jak miesiąc temu rozjaśniłam włosy. Robię to regularnie od dłuższego czasu, ale mój fryzjer-magik dobrze wie, że o włosy trzeba dbać. Dlatego mój blond bardzo kontrolujemy i docieramy do niego powoli, małymi kroczkami. Muszę się Wam jednak przyznać do pewnej rzeczy: ŻADNA ZE MNIE WŁOSOMANIACZKA. Nie dbam (a właściwie nie dbałam) o moje włosy. Mam wysokoporowate, grube, gęste i niezniszczalne pasma. W dodatku jest ich dużo. aGwer mnie nienawidzi i wiecznie powtarza, że gdybym tylko o nie zadbała, to byłyby piękne. Dlatego zaczęłam przechodzić na dobrą stronę mocy. Co prawda, w dużej mierze spowodowane jest to rozjaśnianiem, które bez pytania wysusza włosy. Dlatego uzbroiłam się w kilka lepszej jakości szamponów (nie zrezygnuję z SLS-ów, inaczej mam wrażenie, że głowa jest niedomyta). Schowane głęboko w szafce maski do włosów wykorzystam, jako odżywki. A te dwa nowe produkty, które widzicie dzisiaj w nowościach, to rzeczy, na które się czaiłam i postanowiłam wypróbować. Kerastase mnie mocno intryguje. Głównie dlatego, że jest drogie, jak zboże. Kiedyś u Sylwii użyłam sobie olejku, który kupiłam niedawno i pamiętałam, że byłam nim oczarowana. Piękna woń inspirowana zapachem Chanel, Mademoiselle oraz kilkudniowe nawilżenie włosów - to właśnie przekonało mnie do zakupu. Elixir Ultime Oleo-Complexe kupiłam na stronie Friser.pl za 96.90zł (w każdej innej drogerii internetowej cena waha się od 115zł do 150zł). Do zamówienia dorzuciłam jeszcze kąpiel do włosów z tej samej serii Oleo-Complexe, Elixir Ultime. Głównie dlatego, że chciałam spróbować, a mniejsze opakowanie zawierające 80ml wydawało się być idealną ilością do dowiedzenia się, czy warto inwestować w tak drogi szampon. Moimi spostrzeżeniami na pewno podzielę się na łamach strony. 

Przyszła też odpowiednia pora na zakup nowego zapachu, dlatego zdecydowałam się na J'adore Eau de Toilette (499zł/100ml). Dawno nie zdecydowałam się na lekką i zwiewną nutę, dlatego tym razem wybór padł właśnie na takie świeże i "czyste" perfumy. Ich świeża, ale i kwiatowa woń jest przyjemną odskocznią od słodkich i ciężkich zapachów, z których jestem znana. Swoją drogą... chyba muszę Wam pokazać moją kolekcję perfum. Trochę się ich nazbierało.




Strasznie marzy mi się rozświetlacz Cushion z Sephory, ale... niestety, jest wiecznie niedostępny, dlatego nie mogłam kupić sobie nic ciekawego podczas promocji 3 za 2. Byłam wtedy w perfumerii z Agnieszką (aGwer) i w ten sposób obie skusiłyśmy się na pomadkę w gąbeczce Wonderful Cushion. Mój chwyciłam w kolorze 04 Wonderful Fuschia (39zł). Złapałam też miniaturę żelu micelarnego, bo od dawna byłam go ciekawa, a nie chciałam od razu decydować się na duży rozmiar (nie to, żebym dużych rozmiarów nie lubiła ;)). Z okazji urodzin w czerwcu dostałam też prezencik od Sephory, którym jest duo różów do policzków. Urocze i fajnie napigmentowane. 


Przyjechała do mnie też mama, która przywiozła mi dwie nowości. Kiedyś zagorzale obstawałam przy podkreślaniu brwi kredką. Teraz coraz chętniej sięgam po cień. Po długim czasie namysłu, doboru koloru i szukaniu odpowiedniej trwałości, zdecydowałam się na podwójny cień do brwi w odcieniu Taupe od Anastasia Beverly Hills. Wystarczy delikatnie oprzeć włosie pędzelka w pudrze by móc cieszyć się pigmentacją, której inne produkty mogą mu tylko pozazdrościć. 


U Marleny  wyczytałam gdzie dorwę Drying Lotion od Mario Badescu. (Dziękuję! <3) Polowałam na niego na jednej z norweskich stron przez kilka tygodni i się udało. To taki specyfik, którym bezpośrednio atakuje się zmiany skórne. Wszelkie "bomby" hormonalne, pryszcze, które paraliżują pół twarzy przy jego pomocy idą w zapomnienie. I Bóg zapłać! Wyobraźcie sobie, że wystarczyło jedno zdanie i moja mama była już kupiona. Chciała ten produkt tak samo, jak ja. Zaraz po niej wytłumaczyłam Agnieszce (tak, tak, to znowu aGwer), że też potrzebuje go w życiu i... nie mylicie się. Zamówiłam trzy buteleczki :)



Będąc podczas jednych zakupów w Biedronce, natrafiłam na kosmetyki marki Lirene. Prawdę mówiąc, z ich kolorówką nie miałam zbyt wiele do czynienia, dlatego postanowiłam skusić się na dwa produkty do makijażu twarzy. Padło na rozświetlacz oraz różo-bronzer. Oba w cenie 15.99zł. 

A na koniec creme de la creme. Oto one, pomadki Kylie Jenner we własnej osobie. Albo we własnym uosobieniu. Zdecydowałam się na jeden Lip Kit, czyli pomadkę matową z dedykowaną do niej konturówką (Koko K/29$), jedną pojedynczą pomadkę matową (Mary Jo K/17$) oraz błyszczyk (So Cute/15$). Najbardziej bolesną była cena przesyłki. Wartość jednego błyszczyka, to całkiem sporo i mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni, bo jedno wiem na pewno - chcę ich więcej. Pachną, jak waniliowe ciastko, utrzymują się fenomenalnie, czerwień jest niezwykle piękna, a na dodatek nigdy nie kochałam tak błyszczyka, jak teraz. 



I to by było na tyle moich kosmetycznych nowości. Powiedzcie mi, czy miałyście do czynienia z tymi produktami i czy coś szczególnie wpadło Wam w oko. Dajcie znać w komentarzach!

Estee Lauder, Beautiful Eyes Duo - kosmetyczny niewypał

Friday, March 20, 2015 -


MONDAY MORNING MAKEUP

Monday, February 9, 2015 -

ULUBIEŃCY STYCZNIA

Sunday, February 1, 2015 -

Wyskoczył mi pryszcz! Co robić? || Moje SOS dla cery

Monday, January 26, 2015 -


Ten problem dotyczy każdego. Każdego, wierzcie mi. Idę o zakład, że Marilyn Monroe też miewała gorsze dni swojej cery. 

TMI - kilka miesięcy temu odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i mój organizm przechodzi teraz przez hormonalne wzloty i upadki.

Jeszcze rok temu nie pamiętałam czym jest PMS. Zapomniałam też o nieprzyjaciołach na twarzy. Ostatnio jednak regularnie walczę z bolącymi wypryskami, które według mnie są mocno widoczne, ale otoczenie ich nie dostrzega. Podobno kobiety mają tendencję do wyolbrzymiania... Nie zapominam też o sytuacjach, w których dostarczam sobie całe mnóstwo emocji i stresu - to też potrafi się odbić na moim wyglądzie.

Bolące grudki, które jeszcze nie wydostały się na powierzchnię, są chyba najgorszym typem. Paraliżują obszar dookoła. Często wyskakują mi na skroniach i na brodzie. Podbródek z reguły woła wtedy o pomoc. Nieciekawie jednak dzieje się, gdy okazuje się, że nawet rozmowa może boleć. Nie przepadam też za tym, że zostawiają po sobie ślady w postaci przebarwień.

Trudno - trzeba przeczekać.

To prawda. Niestety, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość. Ciężko o to, zwłaszcza jeśli jutro musimy wyglądać bosko, bo... mamy randkę/ważne spotkanie/przeprowadził się koło nas sąsiad, na którym chcemy zrobić wrażenie. 

Podzielę się z Wami moimi złotymi zasadami, które wdrażam za każdym razem, gdy wróg stoi u bram. 

Nadmienię tylko, że jestem posiadaczką cery mieszanej, ze skłonnością do przetłuszczania w strefie T oraz (wiecznie) przesuszającymi się  policzkami. Nie mam problemu z trądzikiem jako-takim. Nigdy nie leczyłam się dermatologicznie i nie widzę u siebie takiej potrzeby. Co ważne, to że dane metody sprawdzają się u mnie, nie znaczy, że zadziałają również u Was.

1. DELIKATNE MYCIE

Nie ma mowy o żadnej muślinowej ściereczce, czy peelingu. Cera jest już wystarczająco podrażniona, więc nie róbmy jej jeszcze większej krzywdy. Używam wtedy do mycia twarzy mydła Aleppo i właściwie na tym koniec. Nie potrzebuję niczego więcej. Nie podrażnia mi skóry, a dobrze oczyszcza.

2. ZŁUSZCZANIE 

W tym celu służy mi płyn złuszczający z Clinique. Naprzeciw może Wam wyjść tutaj każdy tonik z alkoholem. Delikatnie złuszczy obumarły naskórek. Ja cenię sobie go również za uczucie czystości, które przynosi mojej skórze (chociaż nie każdemu się ono spodoba). 

3. KREM Z KWASAMI

Ja używam Effaclar Duo z La Roche-Posay. Słyszałam o nowej, podobno lepszej wersji z plusem na końcu. Nie miałam jeszcze możliwości jej sprawdzenia, ale jakoś nie śpieszy mi się w jej kierunku.Gdybyście jednak chciały dowiedzieć się więcej o nowej wersji, zajrzyjcie tutaj: Effaclar Duo+. Krem nakładam punktowo w miejsce, w którym pojawił mi się wyprysk. Nigdy nie bawię się w takie "specjalne" punktowe kremy, czy plasterki. "Zwykły" złuszczacz działa u mnie świetnie w tej roli, więc nie widzę sensu gromadzenia kolejnych kosmetyków. 

4. SERUM

W momencie, gdy już uporam się z wchłonięciem całej wcześniejszej ferajny, sięgam po serum. Moim rycerzem na białym koniu jest Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate. To po prostu serum-ideał. Nie wiem, co zrobiłabym bez niego. 2-3 krople wystarczają na pokrycie całej twarzy. Rano budzę się z niesamowicie nawilżoną skórą, która jest wyraźnie uspokojona. 

5. PORZĄDNE NAWILŻENIE

Zważywszy na to, że wcześniej użyłam samych kosmetyków, które mają tendencję do wysuszania, zwracam uwagę na to, by potem porządnie nawilżyć swoją cerę. Krem, który dogłębnie nawilży cerę sprawdzi się w tej sytuacji idealnie. Na noc nie żałuję sobie go kompletnie i uznaję, że to inwestycja w przyszłość. To, jak dbam o siebie teraz, będzie miało przełożenie na mój wygląd, gdy będę mieć co roku 27 lat ;) Ja uwielbiam krem Estee Lauder, Revitalizing Supreme. Już mi się kończy, więc muszę zainteresować się nowym opakowaniem lub czymś innym, ale... mogę go z ręką na sercu polecić. Nawilżenie, jaki mi daje, to piękna sprawa. 

6. RANO - DOBRY KOREKTOR

Jeśli jeden wieczór i jedna noc nie wystarczyła mi na to, by poradzić sobie z niespodziankami - zawsze zostaje jeszcze użycie dobrze kryjącego korektora na dzień. Z reguły decyduję się na Pro Longwear z MAC albo Double Wear od Estee Lauder. Wieczorem powtarzam wszystko od początku i w dwa do czterech dni, pozbywam się wszystkiego, co zaskoczyło mnie na twarzy. Staram się nie rozdrapywać krostek, niczego nie wyciskać, ale nie zawsze mi się to udaje. Wiem, jak czasem potrafią świerzbić ręce, by pozbyć się pryszcza. Wyobrażam sobie wtedy, jak będę żałować za 5 minut, że w ogóle go dotykałam i w większości wypadków mi mija.

Jestem ciekawa, jakie są Wasze metody na radzenie sobie z niespodziankami na twarzy. Co robicie, by pozbyć się ich "na szybko"?

P.S. Dzisiaj pękłam i nie wytrzymałam. Zaczęłam dłubać przy wyprysku. Żałuję. Nie polecam. 

Ulubieńcy lipca

Monday, August 4, 2014 -

Kolejny miesiąc dumy za mną. Cieszę się, że nie odpuszczam sobie ulubieńców i z uwagą przyglądam się moim kosmetykom. Tym bardziej, że do tej pory nie zwracałam uwagi na to, gdzie ląduje moja ręka w czeluściach kosmetycznych zbiorów. To znaczy, że nie przyglądałam się specjalnie, co najchętniej używałam w danym miesiącu i co służyło mi najlepiej. Ulubieńcy to zmieniają :)

The damage is done! Ostatnie zakupy, prezenty i takie tam

Tuesday, July 15, 2014 -

 Hej!
W końcu mogę się z Wami podzielić moimi nowościami. Część z nich czekała sporo ponad miesiąc, żeby pokazać się na blogu w nowościach. Jeśli śledzicie mnie na bieżąco na Facebooku albo na Instagramie, to na pewno niektóre już widzieliście.



Najnowszy eyeliner Benefitu trafił mi się dzięki kochanej Ines Beauty. Wygrałam w rozdaniu i od tego czasu go testuję, żeby niedługo wrzucić Wam moją ocenę :)



Dior Addict, Fluid Stick w kolorze Wonderland, to urodzinowy prezent. Mogę się już zacząć zachwycać? Czy jednak poczekacie na recenzję? :) REWELACJA. Jest taka, jaką sobie wymarzyłam. /145zł/


Napaliłam się na ten samoopalacz, który jest zmywalny z St.Tropez w TK Maxxie. Recenzja na pewno się pojawi, ale nie ukrywam, że było to utopienie (na szczęście tylko!) 25zł. 



Pomadkę Yves Saint Laurent sprawiłam sobie, jako urodzinowy prezent. Rodzice mieli mnie w ten sposób z głowy, a ja byłam zadowolona, bo wybrałam sobie to, co mi się podoba. Jej recenzja też wkrótce na blogu. /149zł/


W Super-Pharmie była przecena na lakiery Essie 1+1. więc skusiłam się na Splash of Grenadine i Fiji. Męczę je intensywnie. Sprawiłam sobie też żel do skórek Sally Hansen oraz płyn micelarny od Garniera.


Nie mogłam sobie odmówić Batiste w Biedronce i trochę żałuję, że w ogóle go wzięłam. Znalazłam lepszy szampon, który nie bieli mi włosów, a Batiste niestety to robi. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby go wziąć. Zużyję, ale nie jestem zachwycona.


Złuszczającą maskę do stóp znalazłam w... uwaga! Carrefourze. Tak. Za ok. 12zł. Szok. Już zużyłam i za chwilę podzielę się opinią. 


W Sephorze kupiłam sobie wymarzony róż Clinique, którym już chwaliłam się na blogu. Wytłaczany kwiatek musiał wyjść ze sklepu ze mną. Wpadła mi też do koszyka maskara z Benefitu, która poleci do rozdania ;) 



Miałam sobie kupić puder do twarzy Les Beiges, ale ostatecznie skusiła mnie promocja w Douglasie, która wydała mi się sensowna. Mimo kuponu rabatowego zapłaciłabym za Les Beiges około 180zł. A zdecydowałam się na transparentny puder za 130zł.  Na tamten przyjdzie jeszcze pora. 



Mam obsesję na punkcie Essie Button i to przez nią kupiłam primer z The Body Shopu. To baza pod makijaż, która walczy z rozszerzonymi porami. Liczę, że się sprawdzi :) /45zł/




Brick-O-La jest w końcu moja! Bardzo się z niej cieszę i myślałam, że żadnej już chcieć na razie nie będę. No... niestety... Teraz mam ochotę na Ruby Woo :D /ok.70zł/



Pędzle Real Techniques to kolejna zdobycz z TK Maxxa. Znów udało mi się upolować zestaw, chociaż nadal mam ochotę na ten Core. Tym razem rzuciłam się na skunksy w dość dobrej cenie.


A to moje zakupy z dzisiaj. Mamie nie udało się nic upolować na promie, bo niestety była nieciekawa oferta i postanowiła zrobić mi prezent w Douglasie. Kupiła mi wszystko to, na co miała zapolować w drodze do Polski. Miałam znichę do Douglasa, więc korektor z NYXa wyszedł za darmo. 


Mam już podkład Perfection Lumiere Velvet, ale chciałam też coś rozświetlającego. Dlatego skusiłam się na Vitalumiere Aqua. /189zł/ Chodził za mną od bardzo dawna i rzutem na taśmę udało mi się go chwycić. Ostatni egzemplarz najjaśniejszego koloru jest mój :)



Pomadka Rouge Coco /po przecenie ok. 99zł; poprzednia cena 149zł/ , to też moje małe marzenie. Trochę nie byłam pewna, czy się na nią skusić, czy nie, ale mama powiedziała "bierz!". To wzięłam ;) To pomadka z pełnym kryciem w kolorze pięknej, przełamanej fuksji. Pachnie różami (czego osobiście nie lubię), ale kolor mi wynagradza wiele:)


Dzisiaj skończył mi się korektor Lumi Magique :( Na razie poczekam na promocję, bo nie chcę płacić za niego całej ceny. Próbuję coś nowego w mojej kosmetyczce, czyli korektora z NYXa. 




Na koniec było parę przebojów w Douglasie, ale nie chce mi się zagłębiać w szczegóły. W każdym razie, w ramach przeprosin za pomyłkę, mama otrzymała sporą miniaturę kremu Estee Lauder, który... jej zarypałam :D  Trochę mam wyrzuty sumienia i chyba jej oddam ;) 

UFFF!!! Wszystkim, którzy dobrnęli do końca biję głośne brawo! Cieszę się, że udało się Wam wszystko przeczytać. Tak,wiem. Jest tego całkiem sporo. Na bogato. 
Tylko pamiętajcie, że miałam ostatnio urodziny ;) 
Mocno się cieszę z każdej nowej rzeczy i na pewno każda z nich doczeka się swojej recenzji. Niektóre są już gotowe i powoli będę się nimi z Wami dzielić. 

A jak Wam poszło polowanie na wyprzedażach w drogeriach? Udało się Wam kupić coś naprawdę zachwycającego w niskiej cenie? Dzielcie się linkami w komentarzach! Chętnie pooglądam Wasze zakupy :)

DO GÓRY