Showing posts with label Dr Irena Eris. Show all posts

Najlepsza czerwona pomadka z drogerii!

Wednesday, March 2, 2016 -


Marka Provoke sukcesywnie mnie zaskakuje. Miałam tę przyjemność, sprawdzić jakość kilku produktów do makijażu, o których na pewno Wam w najbliższym czasie napiszę. Dzisiaj jednak zajmę się dwoma pomadkami. Dwoma kompletnymi skrajnościami w kolorach oraz w wykończeniach. 


Pierwszą z nich jest kolor Rock Star Pink z serii Bright Lipstick /59zł/, to pomadka, która ma w sobie lekką dozę pigmentu. Ma w sobie wiele subtelnych drobinek rozświetlających. Dzięki temu, daje ona efekt zdrowych i połyskliwych ust. Nie można się w jej wypadku martwić o wydostanie się poza kontur ust. Jej lekka konsystencja pozwala łatwo manipulować intensywnością koloru. Jest jedwabiście gładka i cechuje ją niewątpliwa jakość noszenia - dzięki Witaminie E, daje uczucie komfortu i nawilżenia. 


Kolejną z nich jest matowa czerwień, w której absolutnie się zakochałam. Jak wiecie, uwielbiam czerwone usta. Można nawet powiedzieć, że są w pewien sposób, moim znakiem rozpoznawczym. Co prawda, nie noszę ich codziennie, ale uważam, że wyjątkowo mi pasują. W sumie, zawsze zbieram masę komplementów, gdy decyduję się na taką barwę na ustach. W każdym razie, najchętniej sięgam po te kolory, które mają w sobie niebieskie tony - te sprawiają, że zęby wydają się bielsze, a cera nabiera blasku. I Flamenco Red z serii Real Matt Lipstick  właśnie taka jest. Jest intensywnie napigmentowana, ładnie sunie po ustach i utrzymuje się długie godziny, nie schodząc z nich w brzydki sposób. Mimo swej matowej formuły, nie wysusza przesadnie ust - ma w sobie sporo składników nawilżających, które delikatnie pielęgnują usta. Jest to zdecydowanie moja ulubiona czerwień z drogerii. 


Która podoba się Wam bardziej?

Ulubieńcy maja

Friday, May 30, 2014 -

 Nastała wiekopomna chwila! 
Mój blog ma już ponad rok i sama nie wierzę, że jeszcze nigdy nie opublikowałam ulubieńców. Dlatego myślę, że w końcu przyszła na to pora. Dzisiaj podzielę się z Wami moimi faworytami z maja. I już nie mogę się doczekać czerwca, bo to mój ulubiony miesiąc w roku. Głównie ze względu na moje urodziny :)


Właściwie, to ulubieńców wielu nie będzie. Jest sporo rzeczy z kolorówki, jedna z pielęgnacji i dwie kompletnie nie związane z tymi kategoriami. 


W  tym miesiącu wręcz męczę moje meteoryty Guerlain. Lubię ich używać i powiem szczerze, że już sobie nie wyobrażam bez nich makijażu. Jeszcze kilka lat temu twierdziłam, że to jest produkt dla dojrzałych pań, a na pewno nie dla mnie. Zmieniłam zdanie. I Wam (jeśli też tak uważacie) też tego życzę.

Bronzer z The Body Shopu, to mój jedyny bronzer, ale nie będę ukrywać, że chwilowo nie mam ochoty na żaden inny. Jest fajnie wytłoczony w kształt plastra miodu, ma odpowiedni dla mnie kolor i długo się utrzymuje.  Szkoda tylko, że opakowanie się zaczyna trochę niszczyć.

Żel utrwalający brwi z Revlonu udało mi się kupić już dawno temu, w Pepco. Jak dla mnie, to świetny produkt. Wiem, że wiele dziewczyn na niego narzeka, że nie spełnia ich oczekiwań, ale dla mnie jest ok. Trzyma moje brwi w jednym miejscu przez cały dzień. Jestem z niego zadowolona.


Jestem wręcz zakochana w płynie do czyszczenia pędzli, który nie wymaga spłukiwania. Kupiłam go w Sephorze. Pięknie pachnie, pędzle są czyściutkie a ja zadowolona, że ratuje mnie od prania :)

L'oreal Blur Cream był zakupowym rozczarowaniem, bo nie sądziłam, że dałam się nabrać na podkładową bazę. Okazało się właśnie, że producent sobie zakpił i opisał produkt, jako rożny dla innych kolorów cery. Mimo wszystko, jestem bardzo zadowolona z jej działania. Używam bazy przy każdym makijażu i nic złego się nie dzieje.

Clarins, Lip Perfector, to mój powrót do karmelowego polepszacza ust ;) Pięknie pachnie i znakomicie nawilża moje usta. Kolor ma niezobowiązujący, więc jest idealny na co dzień. 

Maskara Twist Up the Volume jest moją ulubioną i na razie nie znalazłam lepszej. Chociaż szukam :) Dwie szczoteczki w jednym zapewniają mi taki efekt, na jaki mam ochotę danego dnia. 


Notes Moleskine udało mi się wygrać na portalu lubimyczytac.pl. To już moja druga wygrana na tej stronie i bardzo się z niej cieszę. Notes jest poręczny i przede wszystkim bardzo cieszy moje oko. Jest solidnie wykonany i bardzo mi pomaga w sesji, którą już zaczęłam na dobre. 

Róż z Celii kupiłam w Biedronce. Kosztował mnie całe 7.99! Jest bardzo mocno napigmentowany i po prostu przepiękny. Używam go ostatnio bardzo często.


Krem do rąk z serii SPA RESORT Hawaii, od Dr Ireny Eris trafił do mnie podczas konsultacji w Douglasie. Towarzyszyłam Marcie, gdy miała umówioną hennę brwi i sama rozglądałam się po szafach w drogerii. W tym momencie zaczepiła mnie pewna pani, która przeprowadziła mi badanie skóry. Dowiedziałam się właściwie tego, co sama o swojej skórze myślałam, ale dostałam parę produktów, które sobie teraz sprawdzam. I ten krem do rąk bardzo mi się spodobał. Tubka wygląda na małą, ale mieści w sobie 30ml kremu, który pięknie pachnie i jest leciutki. Bardzo się polubiliśmy. 

Intensywnie używam też pomadki w kredce z Bourjois. Mój kolor, to Peach on the Beach, który jest fantastyczny. Sam produkt fajnie utrzymuje się na ustach, daje ładny połysk i maksimum nawilżenia na ustach. 


Tam taram tam tam!
Jeśli nie śledzicie mnie na Facebooku (gdzie Was serdecznie zapraszam!), to nie wiecie jeszcze, że stałam się posiadaczką torebki Michaela Korsa. W gruncie rzeczy jest to pokrowiec na MacBooka Air, ale dla mnie jest to prześliczna kopertówka. Jest biała, solidnie wykonana. W środku ma złotą podszewkę. Serce mi bije mocniej, gdy na nią patrzę.

Nie zmienia to faktu, że nadal marzy mi się duża torba i DAJ BOŻE, jak wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami, to (TFU TFU przez ramię) już niedługo będzie moja. 
Co myślicie o mojej nowej kopertówce?



Uff! To już wszystko. Obiecuję, że postaram się robić takich ulubieńców już co miesiąc. 
A co z Waszymi ulubieńcami? Coś nam się powtarza? ;)

DO GÓRY