Showing posts with label Catrice. Show all posts

Nowości w mojej kosmetyczce, które ostatnio intensywnie testuję

Friday, June 14, 2019 -




Cześć! 
Sporo u mnie ostatnio nowości i postanowiłam przybliżyć Wam odrobinę moje makijażowe, i pielęgnacyjne podboje. Spośród zbiorów, które ostatnio zdołałam zgromadzić wybrałam garstkę, która została napoczęta i cieszę się teraz ich właściwościami. Wszystkie z tych produktów, to dla mnie nowości (niektóre również na rynku), więc żal by było nie wrzucić Wam tutaj kilku słów na ich temat. 

Zacznę może od pielęgnacji, bo tutaj nastąpiła mała rewolucja i przetasowanie. 



Dr Jart+ Peptidin Radiance Serum, czyli serum rozświetlające, które składa się z ośmiu kompleksów peptydów. Jest lekkie, szybko się wchłania i pozostawia przyjemnie nawilżoną skórę, gotową na kolejny krok pielęgnacyjny. Wygaja też wszelakiego rodzaju zmiany skórne. 
Youth To The People, Superberry Hydrate+Glow Dream Mask Całonocna maska nawilżająca z kwasem hialuronowym, jagodami maqui (czyt. maki), skwalanem oraz witaminą C.
Od dłuższego czasu twarz myję żelem oczyszczającym marki Fresh, Soy Face Cleanser. Fresh szturmem podbił Sephorę i nie ukrywam, że premiera tej marki naprawdę mnie podnieciła. Czasy się zmieniają, a ja się starzeję i coraz chętniej spoglądam w kierunku dobrej pielęgnacji, niż nowości makijażowych. Sojowy żel, to wybawienie dla mojej skóry twarzy - przyjemnie oczyszcza, nie pozostawiając skóry suchą i napiętą. Doskonale domywa każdy makijaż. 
W kwestiach peelingu do twarzy postawiłam ostatnio na Pixi, Peel & Polish. To dość ciekawy produkt, bowiem łączy w sobie równocześnie właściwości peelingu mechanicznego, jak i enzymatycznego. W dni, gdy mogę sobie pozwolić na odrobinę więcej czasu spędzonego w łazience, pozostawiam go na twarzy na kilka minut i cieszę się jego enzymatycznych właściwości. Dobrze działa też, jako doraźny peeling mechaniczny. 
Zanim nałożę krem pod oczy, szybko przejeżdżam po tej okolicy serum Sepai, Light Circles, które ma za zadanie rozjaśniać i odświeżać tę okolicę. To dość ciekawy, specyficzny produkt w formie rollera.
Neostrata, Intensive Eye Treatment, to kuracja pod oczy, którą ostatnio testuję. Zaobserwowałam u siebie coraz więcej zmarszczek w tej okolicy i wizja starości oraz pomarszczonej skóry nieco mnie przeraża. Naprawdę nie wiem, jak to się stało, że bliżej mi już powoli do 3 z przodu. Kuracja, to ukojenie mojej wyjątkowo cienkiej i suchej okolicy pod oczami, która wymaga intensywnej pielęgnacji, a zwykłe kremy niestety sobie tutaj nie radzą na tyle, abym była zachwycona ich działaniem dłużej niż przez około miesiąc do dwóch. Dlatego teraz intensywnie testuję tę nowość i mam niezmiernie wielką nadzieję, że stanie się ona remedium na moje problemy. 


Makijaż

W makijażu praktycznie same rynkowe nowości, za to przy okazji hity od pierwszego użycia, które ogromnie mi przypasowały. Zacznijmy od królowej - paletki NABLA Secret Palette, która stosunkowo niedawno miała swoją premierę. Ma w sobie wszystko to, czego mogę chcieć i pragnąć w makijażu dziennym oraz wieczorowym. Cieszy mnie, że nie jest kolejną ciepłą paletką, że ma niezłe spektrum odcieni, które są neutralne. Dużo w niej złota, w różnych wariantach nie tylko kolorystycznych, ale też wykończeniach. Folie, błyski, brokaty - do wyboru jest naprawdę wiele. Uwielbiam ją w połączeniu z NABLA Major Pleasure Mascara. Mogę ją śmiało porównać do wysokopółkowych tuszy do rzęs, które miałam okazję używać. Daje ultraczarne wykończenie, dodaje rzęsom objętości, pięknie je podkręca i ich nie obciąża. Jest naprawdę super! A to duże zaskoczenie, bo szczerze mówiąc, spodziewałam się rozczarowania. Maskara potrzebowała około tygodnia na przeschnięcie, bo wcześniej była zdecydowanie zbyt mokra. Po tym czasie była już super.
Deborah Milano Formula Pura naturalny róż do policzków w kolorze 01. Jestem zachwycona jego odcieniem, ponieważ bardzo lubię takie kolory, które nie wyglądają na twarzy sztucznie. W codziennym makijażu sięgam po barwy, które imitują to, jak wygląda prawdziwa skóra. 
Catrice, Glow Illusion Loose Powder, to produkt, który podejrzewam, że powstał w ramach wysokopółkowego odpowiednika w szafach w Douglasie. Pewnie doskonale wiecie, że mam na myśli puder sypki w Laury Mercier. Nie mam niestety porównania, bo kosmetyku z LM w rękach nigdy nie miałam, ale mogę śmiało powiedzieć, że z pudrem z Catrice bardzo się polubiliśmy. Daje piękne wykończenie skórze, nie sprawiając, że wygląda ona na przetłuszczoną. Całe szczęście! Daje za to przepiękne wykończenie nawet dojrzałej cerze (przetestowałam, wiem!).
NYX, #thisiseverything Lip Oil, to nowość w asortymencie marki. Przyjemny, treściwy olejek do ust z leciutkim zabarwieniem. Idealny do makijażu w stylu makeup no makeup. Nie polecam przy rozpuszczonych włosach, ale to chyba każda z nas zdaje sobie z tego sprawę. Ma przyjemny aplikator i właściwie dzięki swojemu wykończeniu można go schować do torebki i robić poprawki w ciągu dnia nie zwracając uwagi na to, czy w pobliżu jest lusterko. 


NABLA Close Up Foundation, to najnowsza propozycja marki, która jest dla mnie dość nietypowa. Po pierwsze, spodziewałam się po nim bardziej wykończenia w stylu next to skin. Po drugie, jego formuła nie będzie grała z każdym typem cery. Mam wrażenie, że dobrze wygląda tylko na porządnie wypielęgnowanej, nawilżonej skórze. W innym przypadku łatwo o podkreślenie zmarszczek, suchych skórek itp. 
Charlotte Tilbury Hollywood Flawless Filter, to zakup planowany od bardzo, bardzo dawna. W końcu zdecydowałam się na kolor 02 Light. Charlotte Tilbury Hollywood Flawless Filter, to produkt dość nietuzinkowy, niespotykany i wyjątkowy w swoim rodzaju. Równocześnie jest to baza oraz rozświetlacz w jednym. Możemy ją stosować pod podkład, na podkład i solo. Na całą twarz, jak i wybiórczo, tylko na szczyty kości policzkowych. Daje naprawdę niespotykany efekt, szklanej skóry, zupełnie jakbyśmy zerwały się z wybiegu dla modelek Victoria's Secret.
Wielki powrót do mojego ulubieńca sprzed i od lat, Yves Saint Laurent, Le Touche Eclat Foundation. Mam nadzieję, że nie sprawdzi mi się tak samo dobrze, jak lata temu. Swego czasu byłam jego ogromną fanką i zużyłam dobrych kilka buteleczek. W międzyczasie marka zrobiła małe ulepszenie formuły i nie powiem, nie narzekałam na jego trwałość po tych zmianach. Jednak, nie mam już tej samej cery, którą miałam 5 lat temu. Trochę więcej na mej twarzy zmarszczek mimicznych i jestem zwyczajnie ciekawa, czy moje wspomnienia będą się pokrywać z aktualną rzeczywistością. 


Zapachy

Coach, Floral Blush - to nowość w asortymencie marki, której dotychczasowe zapachy bardzo przypadły mi do gustu. Z tą odsłoną jest jednak mały zgrzyt. Niewielki, ale jednak. I choć baza wciąż mi się podoba, to nie jestem jeszcze stuprocentowo pewna, czy polubimy się na tyle, bym z chęcią sięgała po niego latem. Możecie się za to po nim spodziewać bogatej, kwiatowej woni peonii. 
Lanvin, A Girl in Capri - pisałam o nim nawet na blogu, przed tą moją planowaną-nieplanową dość długą przerwą. Odsyłam Was więc do posta, w którym jest o nim zdecydowanie więcej. 
s.Oliver, Friendship - seria dwóch zapachów dedykowanych przyjaciółkom. Dwie kompletne skrajności. Niebieska jest bardziej orzeźwiająca i rześka, fuksjowa natomiast słodka i figlarna. Obie ładne, ale jednak chętniej sięgam po niebieską. Latem lubię czuć się świeżo i lekko, dlatego takie zapachy wrzucam do mojej torebki bardzo chętnie. Mała pojemność też na plus - nie zajmuje zbyt wiele miejsca w mojej już i tak do granic możliwości wypchanej torebeczce. 


Zainteresował Was jakiś kosmetyk z moich nowości? Na co ostatnio wydałyście pieniądze i nikomu się do tego nie przyznałyście? ;) 

Moje ulubione kosmetyki ostatnich tygodni || Chiodo, Blend it, Essence, NARS, Rituals i inni

Monday, May 22, 2017 -

ulubiency-kosmetyczni

O maseczkach COSRX, Holy Moly Snail Mask pisałam Wam przy okazji ostatniego przeglądu pielęgnacyjnego z Azji. Staram się wybierać produkty mądrze i chciałabym dzielić się z Wami informacjami na tematy tych, na które naprawdę warto zwrócić uwagę. A właśnie na to zasługuje ta maseczka. O mucynie śluzu ślimaka pisałam we wpisie, do którego zalinkowałam w nazwie maseczki, ale przypomnę Wam tylko szybko, że to naprawdę superprodukt nawilżający. Na bok odstawcie swoje obrzydzenie (które łapie też i mnie), gdy myślicie o śluzu i ciągnącym się glutku. Mamo, jak to nawilża! Skóra jest gładka i napięta po kilkunastominutowym relaksie z tym produktem, więc liczę, że znajdziecie dla niego miejsce w swojej pielęgnacji. 

Rituals, to marka, którą do tej pory potrafiłam dorwać tylko na strefie bezcłowej na lotniskach. Cudowne produkty do pielęgnacji ciała w końcu są już w naszej Sephorze i bez problemu można je kupić w każdej chwili. Rituals of Sakura, to pianka w żelu pod prysznic /38zł/100ml/, która jest bardzo gęsta i fantastycznie się sprawdza podczas brania szybkiego prysznica. Przy okazji jest wydajna i pięknie pachnie, a zapach ten na długo utrzymuje się na skórze. Polecam serdecznie. Nie mogę też zapomnieć o peelingu Good Luck Scrub /86zł/450ml/, którego składem rządzi energizująca słodka pomarańcza i drzewo cedrowe. Każda miłośniczka cukrowych peelingów do ciała, które mają w sobie mnóstwo dobroczynnych olejków będzie zachwycona. Fenomenalne złuszczenie, nawilżenie przy okazji dobrych jakościowo składników i superzapach. Ja pod prysznicem nie oczekuję niczego więcej. No, może poza pojemnością :) 

ulubiency-kosmetyczni

Jimmy Choo, Flash, to zapach który lata temu udało mi się zgarnąć na mega wyprzedaży w Sephorze. Wracam do niego kilka razy w roku, bo mam na niego ochotę tylko czasami. Ostatecznie, lubię go, ale mamy dość trudny romans. Jest słodki i ciężki, z wyczuwalną nutą truskawki. Doskonale uzupełnia niezdecydowanie pogodowe tegorocznej wiosny, a co za tym idzie, rozchwianie emocjonalne w mojej głowie. Jest trwały i pięknie się na mnie rozwija. Lubimy się, teraz.

Chiodo, Primer bezkwasowy, to produkt który zrewolucjonizował moją przygodę z manicurem hybrydowym. Używam go namiętnie nie tylko na sobie. Odtłuszcza płytkę paznokcia i przedłuża trwałość lakieru hybrydowego. Wystarczy nałożyć go na paznokieć i odczekać około 30 sekund by produkt odparował. Stanowi on bardziej lepką warstwę, do której może przykleić się baza. Superprodukt i naprawdę go Wam polecam, nawet jeśli nie macie problemu z trwałością manicure. 

ulubiency-kosmetyczni

thisworks, Deep Sleep Pillow Spray, to produkt który pokochałam na nowo. Dlaczego? Miałam go już od dawna, skuszona wyjazdem koleżanki do UK, która przywiozła mi go na moje życzenie. Miałam już wtedy małą wersję tego produktu, jednak postanowiłam zaopatrzyć się w większy rozmiar. To nic innego, jak uspokajający, lawendowy spray na poduszkę, który używamy przed snem. Warto uważać z ilością. Dwa-trzy psiknięcia w zupełności wystarczą. Zbyt wiele może odnieść odwrotny skutek od zamierzonego. Pomaga mi zasnąć i mieć przyjemniejszy, bardziej regenerujący sen, więc zdecydowanie polecam tego typu aromaterapię. Z tego co mi wiadomo, marka ma wejść do polskiej Sephory, także wypatrujcie jej uważnie. 

ulubiency-kosmetyczni

Catrice, 24 h made to stay makeup, to podkład, z którym nie sądziłam, że się polubię. Głównie przez fakt, że nie jestem fanką matujących podkładów. Ten jednak robi na mojej buzi cuda i wygląda naprawdę ładnie. Boję się, że przez niego jeszcze kiedyś przejdę na stronę matu! Nie grozi mi to jednak, bo moja sucha cera nie przepada za mocnym matem. Ten tutaj w połączeniu z bazą, o której wspominam poniżej, daje mi idealny efekt. Szkoda, że potrafi oksydować (właściwie nie wiem dlaczego). Robi to niezależnie ode mnie i pielęgnacji, jakiej używam - jakby żył swoim życiem. 

Becca First Light Priming Filter, to nowość, która szturmem zdominowała mój makijaż. Używam jej dosłownie przed każdym pomalowaniem się, nieważne czy jest to makijaż na tak zwaną szpachlę, czyli każdy z możliwych kroków mający na celu wyglądanie nieskazitelnie, czy też makeup no makeup, który preferuję na co dzień. Ma niebieskie zabarwienie, które znika przy rozsmarowywaniu. To zastrzyk nawilżenia dla skóry. Daje cudowny, wypoczęty i rozświetlony efekt. Jest najlepsza! 

ulubiency-kosmetyczni

Sephora Beauty Amplifier, to spray, który służy mi nieustannie do utrwalania mojego makijażu na co dzień. Używam go tak często, że aż zaczyna się to robić nudne. Polecam jednak każdej z Was, która nie chce tracić milionów na setting spray. Ma wygodny atomizer, nie tworzy plam jak Fix+ z MACa i świetnie daje radę. 

Juicy Shaker w kolorze Berry Talk, to produkt, z którym bardzo rzadko się ostatnio rozstawałam, a za każdym razem, gdy przytrafiło mi się go ze sobą nie zabrać z domu, było mi zwyczajnie go brak. To olejek do ust, który ma w sobie delikatny tint. Fajny gadżet do torebki, bo jego wygląd na pewno zwraca uwagę, ale poza tym, jest też przyjemnym, lekkim produktem do ust, którym nie trzeba się przejmować w ciągu dnia. Można go nałożyć bez lusterka, a jak się zje podczas posiłku, to nie robi tego w brzydki sposób. 

ulubiency-kosmetyczni

NARS, Bumpy Ride, to mój róż idealny, od którego mnie aktualnie nie odciągniecie żadną siłą. Wygląda na moich policzkach delikatnie, naturalnie, dziewczęco, a ja się tylko nim zachwycam i zachwycam. Piękny woal koloru, lekka i błyszcząca poświata oraz świetna jakość, a co za tym idzie trwałość. 

Essence My Must Haves z naciskiem na cień w kolorze Cotton Candy, który w każdym z możliwych makijaży, jakie ostatnio wykonywałam na sobie, lądował w wewnętrznym kąciku oka. Jest pastelowy, ale niezwykle błyszczący i pięknie ożywia spojrzenie. No i świetnie się trzyma, nie traci na intensywności w ciągu dnia, a ja jestem szczerze zaskoczona jego jakością! 

ulubiency-kosmetyczni

Cat Lashes od Burberry mówiłam Wam już wielokrotnie i nie wiem... muszę się powtarzać? Same wiecie, jak dobrze wygląda na moich rzęsach. Jak pięknie je podkręca, jak cudownie utrzymuje ten efekt przez cały dzień i otwiera spojrzenie. Jestem nią zachwycona i obawiam się, że nie będę chciała już nigdy żadnej innej maskary. Oczywiście, nadal będę testować mi nieznane, taka praca blogera, ale... chyba znalazłam ulubieńca wszech czasów. 

Marmurowa gąbeczka od Blend it, to nie jest mój must have, bo równie dobrze zakochać się można w jej każdym innym kolorze. Dla mnie nadal BB jest lepszy, nadal przyjemniej mi się go używa, ale nie ukrywam, że jest to najlepsza konkurencja z dostępnych na rynku. Idealnie miękka, świetnie radzi sobie z podkładem, korektorem i innymi kremowymi produktami. Jest miękka i po prostu super. A jej cena, totalnie niższa niż oryginalnego różowego jajka. Jak dla mnie zwycięstwo. 

I to tyle. Uff! Pozdrawiam wszystkich, którzy dotarli do końca ;)
Znacie jakieś kosmetyki, które dzisiaj wymieniłam?
Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach!

Porównanie najlepszych i najgorszych automatycznych kredek do brwi: Zoeva, Sephora, Catrice, Nabla i inni

Wednesday, April 19, 2017 -

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Obiecałam Wam już spory czas temu, że na blogu w końcu pojawi się zestawienie najlepszych produktów do brwi. Codziennie mam z tego tytułu mnóstwo wyszukań na stronie, a pewnie same możecie zobaczyć, że post z najlepszymi produktami do brwi, wciąż wisi na pierwszym miejscu top 5 w prawej kolumnie bloga. 

Nadal podtrzymuję moje zdanie na temat tych produktów, więc jeśli jesteście zainteresowane co sądzę o żelach do brwi, pomadach i paru kredkach, wpadajcie pod ten link. 

Dzisiaj przedstawię Wam kilka nowych propozycji i minirecenzji produktowych. Mam nadzieję, że Wam się ta wiedza przyda! 

GRZEBYCZKI

Grzebyczki w tych przypadkach dzielimy na dwa rodzaje. Jedne z nich są po prostu przypominające kształtem grzebień. I takiej ewentualności szczerze nie rozumiem. Po prostu, uważam to rozwiązanie za kompletnie nieprzydane. Nie nadają się one bowiem do wyczesania nadmiaru produktu z brwi, nie nadają się też do nadania włoskom idealnego kształtu. Generalnie, nie rozumiem w ogóle po co są tworzone. 
Jest jednak jeszcze druga opcja, która zdecydowanie bardziej się sprawdza. Jest praktyczna, po prostu. Same z resztą widzicie, że grzebyczki na zdjęciu różnią się od siebie minimalnie (prócz jednego, w kredce Burberry). Te szczoteczki są bardzo zbliżone do siebie i wszystkie, jak jeden mąż, dobrze wyczesują nadmiar produktu. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

SZTYFTY

Tutaj mamy do czynienia tak naprawdę z dwoma rodzajami sztyftów. Chciałabym zaznaczyć, że w poście skupiam się tylko na produktach automatycznych. Nie recenzuję Wam dzisiaj kredek, które można temperować.
Jedne z produktów mają kształt spłaszczony, który nadaje się bardzo dobrze do szybkiego wyrysowywania kształtu brwi. Zarówno zaznaczania kształtu łuku, jak i wypełniania luk. Można nim jednak bardzo łatwo osiągnąć efekt przerysowany.
Drugim rodzajem jest sztyft w kształcie zaokrąglonego rysika, na kształt automatycznych ołówków. Tutaj mamy znacznie większą precyzję, bo taką kredą równie dobrze można wyrysować idealne brwi, ale też i pojedyncze włoski. Jest on przy okazji najlepszym i najbardziej praktycznym kształtem kredki do brwi. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory
Od lewej strony: Nabla, Golden Rose, Soap&Glory, Zoeva, Sephora, Anastasia Beverly Hills, Burberry.

Nabla, Brow Divine

NABLA, Brow Divine w odcieniu Mercury widzicie na zdjęciu poniżej. Kredka do dostania jest na stronie Mintishopu. Jej cena to 49.90zł. Tak, jak praktycznie wszystkie kredki, które Wam dzisiaj przedstawiam, charakteryzuje się wysuwanym, cieniutkim sztyftem. Z drugiej strony zakończona jest wygodną szczoteczką, która pozwala na swobodne wyczesanie nadmiaru produktu. Z łatwością też sunie po skórze i pozwala wyrysować idealny kształt brwi. Ma lekko ciepły odcień brązu, więc idealnie wpasowała się w moje włoski. Polubiłyśmy się i szczerze ją polecam. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Golden Rose Longstay Precise Browliner

Z kredką Golden Rose Longstay Precise Browliner w kolorze 107 polubiłam się najmniej. Mimo że jej cena jest najprzyjemniejsza, bo kosztuje tylko 19.90zł, nie jestem zadowolona z efektu. Kredka oczywiście ma dwa końce, wygodny grzebyczek naprawdę dobrej jakości i cieniutki sztyft. To w tym ostatnim tkwi największy problem. Niestety, ale jest dla mnie zbyt woskowa. W porównaniu do innych kredek, które miałam, niestety zawodzi. Za mało w niej pigmentu, a wosk wręcz oblepia mi włoski, a nie daje odpowiedniej ilości koloru. Co prawda, da się ją rozpracować, bo przy rozgrzaniu, produkt pracuje znacznie lepiej, ale szczerze? Nie mam na to czasu, jak robię makijaż. Wolę dopłacić i mieć produkt, który spełnia oczekiwania. NIE POLECAM. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Soap&Glory Archery

Kredka Soap&Glory Archery nie jest dostępna w Polsce. Pewnie znacie ją z YouTube'a, bo często się tam pojawia. Można ją jednak łatwo upolować na Allegro lub po prostu, podczas wypadu do Anglii. Kiedyś robiłam z nią na blogu makijaż krok po kroku. Mój odcień, to Hot Chocolate. Jak widzicie, jest trochę chłodny, jak na czekoladę. Ma jednak bardzo dobrze napigmentowany sztyft i wygodną szczoteczkę do wyczesywania włosków. Brak mi w niej jednak małej dozy woskowości, przez co nie trzyma włosków w ryzach, a sam produkt potrafi zniknąć w ciągu dnia. Nie jestem z niej zadowolona na tyle, żeby ją polecić, chociaż spróbować warto. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Zoeva Graphic Brows

Kolekcja Zoeva Graphic Brows mnie zachwyciła i mogłyście już o niej poczytać tutaj. Kredkę możecie kupić w sklepie internetowym Mintishop. Tam zapłacicie za nią 36.90zł. To mój niekwestionowany ulubieniec. Przyjemnie się jej używa i powiem szczerze, że zastanawiam się, czy nie zostanie moim ulubionym produktem do brwi ever. Odcień Ammos idealnie pasuje do moich włosów, które są czymś na granicy blondu, rudości i lekkiego, ciepłego brązu. Jest idealnie woskowa, nie za mocno, ale też nie za mało. Ma dużą ilość pigmentu, który pozwala na łatwe wyrysowanie brwi, a grzebyczek wspomaga wyczesywanie nadmiaru produktu, który rzeczywiście daje się stopniować nie "rozchodząc się" na boki. Idealny kształt brwi zostaje nienaruszony i nie potrzeba w jej przypadku korektora, by poprawić błędy. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Sephora Retractable Brow Pencil

Sephora Retractable Brow Pencil w odcieniu 03 Rich Chestnut, to jedna z tych pozycji, które warto sprawdzić. Dlaczego? Ten wysuwany, wodoodporny ołówek do brwi, ma naprawdę dobry sztyft. Idealna ilość wosku z perfekcyjną ilością pigmentu. Miękko sunie po skórze i pozwala na szybkie wypełnienie luk w łuku brwiowym. Cena też spoko, bo kosztuje 39zł. Ma jednak jeden mankament. W sumie to dwa. Grzebyczek i wydajność. Szybko znika, więc starcza na jakieś 1-1.5 miesiąca regularnego używania, podczas reszta wystarcza na około 2-3 miesiące. A grzebyczek jest po prostu śmieszny. Widzicie go z resztą na jednym ze zdjęć. Ani tym wyczesać nadmiar produktu, ani ułożyć grzywkę. Mogli sobie podarować! 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz w kolorze Taupe, była moim ulubieńcem przez bardzo długi czas. Zużyłam kilka opakowań tego produktu, do momentu, w którym skapnęłam się, że jest na rynku wiele zamienników, które naprawdę dobrze się sprawdzają i nie ma potrzeby wydawać na kredkę około 21$ plus podatki i przesyłki. Naaah. Mimo to, nadal uważam ją za jeden z lepszych produktów do brwi, aczkolwiek nie wiedzieć czemu, po jakimś czasie końcówka z grzebyczkiem łamie się i odpada. Dzieję się tak u większości dziewczyn, więc coś jest nie halo. W każdym razie, cała reszta jest super, bo produkt jest idealnie napigmentowany i ma odpowiednią ilość wosku. Nic dziwnego, że jest tak wiernie kopiowany przez inne marki. Na zdjęciu widzicie ją tylko w minimalnej ilości, bo szczerze powiedziawszy - miałam jej tylko dosłownie ogryzek, który z ledwością wystarczył na pomalowanie jednej brwi. Too bad. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Burberry Effortless Eyebrow Definer

Burberry Effortless Eyebrow Definer w kolorze Ash Brown, to jedna z najdroższych propozycji w tym zestawieniu. Kosztuje 129zł i dostaniecie ją w internetowym sklepie Sephory. Ma też zupełnie inny kształt szczoteczki oraz sztyftu. Co prawda, grzebyczek jest chyba najlepszym na rynku. Ma idealną wielkość i najprzyjemniejsze włosie. Dzięki temu naprawdę dobrze wyczesuje włoski. Ma też dziwnie zakończony sztyft, z którym poradzą sobie tylko osoby, które wiedzą, jak malować brwi. Nie jest zbyt prosty w obsłudze i powiem szczerze, że miałam na początku z nim niemałe problemy. Przyzwyczajona byłam bowiem do cieniutkich końcówek, które są ołówkami. Tutaj płaska i szeroka końcówka jest trudniejsza na początku jej używania. Później, szczerze powiedziawszy, jest już tylko lepiej, a co za tym idzie pozwala na większą kontrolę i precyzję podczas używania. Dlaczego? Dzięki temu kształtowi, łatwiej jest namalować prostą, równą linię łuku brwiowego, który czasami niełatwo uzyskać. Kolor, jak widzicie jest dość ciemny i chłodny, ale pozwala na stopniowanie intensywności. Pigment przykleja się do skóry i nie sprawia problemu w makijażu, w zależności czy chcemy uzyskać efekt lekkich, niedokończonych brwi, czy takich rodem z Instagramu. 

Przy okazji, na wszystkich brwiowych zdjęciach widzicie maskarę Cat Lashes. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Catrice, Slim'matic Ultra Precise Waterproof

I jako bonus dodaję tutaj szybką recenzję kredki do brwi Catrice. Gdy robiłam zestawienie produktowe, nie miałam jeszcze okazji używać tej właśnie kredki, dlatego zdjęcie będzie odbiegać od stylistyki całej reszty. Mam jednak nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. O całej kolekcji możecie poczytać tutaj. Kredka Slim'Matic Ultra Precise Waterproof mnie oczarowała, ale niestety na krótko. Dlaczego? Już tłumaczę. Jest genialna! Fantastycznie wygląda na brwiach, ma przepiękny kolor, który idealnie wpisywał mi się do mojej fryzury, do tego kosztuje zaledwie 12.99zł. Z jednej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który świetnie wyczesuje nadmiar produktu. Produktu, który jest tak niewydajny, że po prostu szok. Poużywałam jej dwa tygodnie! Dwa tygodnie i po kredce. No... chyba nie o to chodzi. Nawet przy tak niskiej cenie, to nie o to chodzi! Znika w ekspresowym tempie i bardzo mi się to nie podoba.Dlatego mimo fajnych właściwości, jestem na nie. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Która z nich podoba się Wam najbardziej? Macie swoje ulubione kredki do brwi?
Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!

Najnowsza kolekcja makijażowa Catrice

Monday, April 3, 2017 -

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Najnowsza kolekcja marki Catrice, to szerokie spektrum produktów przeznaczonych na sezon wiosenno-letni. Dzisiaj przybliżę Wam trochę te nowości i dam znać, na co warto zwrócić uwagę, a co lepiej ominąć. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Jedną z nowości jest paletka dziewięciu cieni do powiek pod nazwą The Collection Eyeshadow Palette (20.99zł). Do wyboru są cztery wersje kolorystyczne, z czego dziś na blogu prezentuję Wam tę o nazwie The Precious Copper 010 Metallux.

Paletka praktycznie w całości składa się z cieni o wykończeniu błyszczącym. Mimo tego, jeden z nich, ten na którym wytłoczony został napis Sculpt, ma najmniej błyszczących drobinek i nadaje się do zaznaczenia kształtu oka. Co prawda, jest według mnie za ciemny do dziennego makijażu. Brak mi tutaj jakiegoś lekkiego, beżowego matu. 

Cała reszta jednak, przypadła mi do gustu. Nie są może jakoś fenomenalnie napigmentowane, ale prawdę mówiąc, przyzwoicie wyglądają na powiece. Same z resztą możecie to zobaczyć, bo w poście przedstawiam Wam przy okazji makijaż wykonany produktami, które dziś pokazuję z bliska. Uznałam, że warto będzie je zaprezentować w akcji. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Nowy podkład Catrice, czyli 24H Made To Stay (28.99zł), to produkt o matowym wykończeniu. Dostępny będzie w czterech odcieniach: 005 Ivory Beige, 010 Nude Beige, 015 Vanilla Beige, 025 Warm Beige. Zawiera antyoksydacyjny kompleks ochronny i ma niezmazującą formułę, która zapewnia trwałość do 24 godzin. Na razie jestem po kilku dniach testów, i mnie zadziwił. Nie jestem zwolenniczką matowych wykończeń. Staram się raczej tego unikać w makijażu. Tutaj jednak, jestem zaskoczona faktem, jak dobrze radzi sobie ten produkt z moją przesuszoną cerą. Nie wygląda też jak ciastko. Na razie jestem z niego zadowolona, ale to tylko pierwsze wrażenie. Zobaczymy, jak się będzie spisywać w dłuższej perspektywie. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Na zdjęciu widzicie swatch koloru 010 Nude Beige.

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

W kategorii produktów do ust znajdziecie aż trzy nowości. Pierwszą z nich jest Instant Lipstick Mattifier(18.99zł), czyli bezbarwny żel służący do przemiany wszystkich pomadek o wykończeniu błyszczącym w matowe. Jego lekka, żelowa formuła nałożona na szminkę nadaje jej aksamitnego wykończenia i przedłuża jej trwałość. Na razie produkt jest w fazie testów, ale jeśli dobrze pójdzie, to będziemy mieć godnego następcę droższej wersji żelu ze Smashboxa

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Najbardziej intrygująca wydaje się być tutaj pomadka Ombre Two Tone w kolorze Cosnova. To kremowa szminka, która łączy w sobie dwa kolory. Niestety, nie jestem fanką takich rozwiązań. Jeszcze nie spotkałam się z produktem, który by w tej kwestii się sprawdził. Może gdyby sztyft nie był zakończony w tak niekomfortowy do nakładania sposób, to byłoby znacznie łatwiej aplikować ją na usta. W tym wypadku niestety nie do końca udaje się uzyskać ładny kontur. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Ostatnim produktem jest Lip Cushion (20.99zł), który przedstawiam Wam w kolorze 020 Better Make A Mauve. Jest to jeden z sześciu dostępnych odcieni. Zaprezentowałam go Wam również w makijażu. Jestem oczarowana kolorem, ale to, że mam słabość do fiołkowego różu, to już chyba wiecie. Produkt działa na zasadzie twist-up, jak większość kosmetyków opartych o gąbeczkę. To coś pomiędzy pomadką a mocniej napigmentowanym błyszczykiem. Przepięknie wygląda na ustach i jeszcze lepiej pachnie! 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Rozświetlacz w płynie Liquid Luminizer Strobing Pen w kolorze 020 Ready For Champagne (16.99zł), to coś co mnie zaintrygowało. Jego blask jest naprawdę mocny i jak widzicie na swatchu, ma konkretny efekt tafli. Pozwala się jednak ładnie rozetrzeć. Ja mimo wszystko widzę dla niego inne przeznaczenie i myślę, że zamiast na policzki, będzie trafiać na powiekę, w wewnętrzny kącik. Zobaczymy, jak się sprawdzi. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Ostatnim produktem do makijażu twarzy jest rozświetlacz i róż w jednym Light and shadow (16.99zł). To ultra delikatny róż, który dostaniecie w drogerii w trzech odcieniach: 010 Bronze Me Up, 020 A Flamingo in Santo Domingo oraz 030 Rose Propose. Prawda, że fajne nazwy? Mnie się podobają. Na mojej twarzy podziwiać możecie ten ostatni kolor. Matowy róż jest przyzwoicie napigmentowany i pozwala fajnie się stopniować. Rozświetlacz natomiast jest lekki i błyszczący. Jednak, jako miłośniczka naprawdę intensywnego błysku muszę stwierdzić, że to dla mnie za mało. Zdecydowanie. Każda z Was, która lubi lekkie i naturalne rozświetlenie, będzie zachwycona. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

W kolekcji pojawia się również kredka do brwi Slim'Matic Ultra Precise Waterproof. Na mojej twarzy widzicie odcień 010 Light, chociaż kredka jest dostępna w jeszcze dwóch kolorach: 020 Medium oraz 030 Dark. Jest cieniutka i automatyczna. Z drugiej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który pozwala dobrze wyczesać nadmiar produktu. Sam rysik jest dobrze napigmentowany i nieprzesadnie woskowy. Jedynym problemem jest dla mnie wydajność, która niestety nie powala. Kredka dość szybko znika, więc nie starczy na zbyt długi czas. Z drugiej strony, jej cena, to 12.99zł, więc da się to przeżyć.

Kredka do oczu 18h Colour&Contour (9.99zł) zaskoczyła mnie swoją kremowością. Odcień 010 Me, My Black and I, został przeze mnie użyty na linii rzęs. Pozwolił się pięknie rozetrzeć i sprawić, że uzyskałam lekko przydymiony efekt. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Do makijażu oka użyłam paletki cieni oraz kredki do oczu. Rzęsy wytuszowałam maskarą Glam&Doll(16.99zł), która podkreśla każdą rzęsę z osobna. Jej silikonowa szczoteczka pozwala na świetne wyczesanie rzęs i piękne podkręcenie. Jestem nią naprawdę oczarowana. Zwłaszcza, że produkt naprawdę daje radę utrzymać taki efekt przez cały dzień i nie osypuje się nic, a nic. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Podoba się Wam najnowsza kolekcja Catrice? Skusicie się na jakiś produkt? 

Dajcie mi znać w komentarzach, co najbardziej przypadło Wam do gustu. 


Beauty Festival, beGlossy

Friday, July 29, 2016 -


Lipcowe pudełeczko beGlossy wyróżnia się na tle innych ciekawym printem. Żałuję troszeczkę, że to tylko papierowa nakładka, ale i tak podoba mi się pomysł z wakacyjny akcentem. Wpasowanie w sezon festiwalowy oceniam więc na piątkę! 

Na początek ręce i nogi! 

W pudełeczku znalazł się lakier do paznokci od Catrice (10,49zł). Jego kolor nazwany został Bloody Mary To Go. Czerwień wpadnie w gusta wielu dziewczyn. Niemniej jednak, muszę powiedzieć, że jestem tym produktem zawiedziona. Rozumiem, że nie każdy używa lakierów hybrydowych, jednak wydaje mi się, że zainteresowanie tym tematem nie maleje i coraz więcej kobiet decyduje się właśnie na tę metodę manicure. No cóż, może kiedyś doczekamy się w pudełeczku czegoś dla wyznawczyń hybryd :) 


Na festiwalach często przydają się żele antybakteryjne. W sumie, nie tylko na festiwalach, ale w sezonie wakacyjnym i podróżniczym - jak najbardziej. Zespół beGlossy wybrał w tym miesiącu antybakteryjny żel do rąk od marki Clean hands(3,29zł), który usuwa 99,9% bakterii. W składzie znajdziemy kompleks nawilżający, który wspomoże walkę z przesuszeniami, które są niestety częstym problem podczas używania żeli antybakteryjnych. Produkt ma fajną ideę, jednak... śmierdzi. Nie chciałabym wyciągać go z torebki wśród ludzi, bo jeszcze by się podusili. Szkoda, bo w dobie pięknie pachnących żeli (np. te z B&BW), zapach powinien być czymś normalnym. I gdyby nie to, używałabym go z przyjemnością. 


Miniatury produktów do rąk i stóp od marki EUBOS (25-29zł) były dla mnie zaskoczeniem. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że to nie dla mnie. Jednak doszłam do wniosku, że malusi krem do rąk spisze się świetnie w mojej malutkiej torebce, z którą nie rozstaję od kilku miesięcy. Krem do stóp już zużyłam, ponieważ zrobiłam sobie małe, domowe i dwudniowe spa. Krem starczył mi na dwa, ale naprawdę szczodre użycia. I jestem zadowolona z efektu. Stopy mam przywrócone do normalności i mogę bez wstydu zakładać sandałki. 

I ciało! 

Masło do ciała z Efektimy (15,99zł), niestety nie było produktem, o którym bym marzyła. Jednak, mimo tego, że na co dzień nie używam żadnych nawilżaczy do ciała uznałam, że znajdę dla niego fajne zastosowanie. Wspominałam Wam wyżej o tym, że postanowiłam sprowadzić swoje stopy na dobrą drogę. Bawełniane skarpetki i gruba warstwa tego produktu, który jest właściwie masłem shea - robi fajną robotę przez noc. Polecam :) 

A potem włosy...

Suchy szampon od Aussie, to produkt, który występował w trzech wariantach zapachowych. Jego cena, to 16,99zł. Powiem Wam, że nie jestem największą fanką suchych szamponów, mam wrażenie, że wyglądam dzięki nim jeszcze gorzej, ale to prawda, że czasami zdarza mi się ich użyć. Na szczęście, robię to bardzo rzadko. Używanie suchego szamponu nie powinno być codziennością! W każdym razie, podoba mi się jego zapach, nie bieli włosów tak mocno, jak słynny Batiste, ale trwałość ma porównywalną. 


Na koniec twarz!

Krem z kwasem laktobionowym Lactobiotic Acid Cream (125zł/30ml) od YASUMI wpasował się w moje wymagania po prostu w stu procentach. Akurat dzień przed otrzymaniem pudełeczka, wybrałam się z moją mamą na zabieg do kosmetyczki. Przemiła pani zrobiła mi zabieg z wykorzystaniem peelingu kawitacyjnego, kwasu laktobionowego i maski ze złotem, i kwasem hialuronowym. Już przy pierwszym kontakcie kwas laktobionowy bardzo mi się spodobał. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam, gdy zobaczyłam ten krem w pudełku. Już nie raz mówiłam Wam, że markę YASUMI lubię ogromnie i mogłabym widzieć ją w każdym pudełeczku. Na razie krem trafił do mojej pielęgnacji i intensywnie go sprawdzam. Zobaczymy, czy się spisze.


I tak wyglądało pudełeczko w tym miesiącu. Do mojej wersji trafił jeszcze kartonik z produktami od Indigo. W środku znajdują się saszetki z kremami do rąk i do ciała.

Podoba się Wam edycja z lipca? 

Catrice, Camouflage Cream

Tuesday, May 6, 2014 -


W końcu udało mi się załapać na jedną sztukę kamuflażu z Catrice. W ramach promocji w Naturze zapłaciłam za niego około 7-8 złotych. Nawet nie wiem dokładnie i nie znam jego ceny regularnej.  O ile się nie mylę, jest to 13zł za 3 gramy produktu. Podekscytowana, że w ogóle jest w szafie, capnęłam 010 Ivory i pognałam do kasy, jakby ktoś miał mi go po drodze wyrwać z rąk ;)

W pierwszy dzień promo w szafie Catrice, w Naturze w szczecińskim Molo panowała cisza. Cisza i pustka taka, że aż gwizdało. Dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy udało mi się go zdobyć. 



Nadmienię jedynie, że się trochę spocił. No kurde, w tych szafach z kosmetykami chyba za mocno grzeją żarówki. Nie wspomnę o wystawionych na wierzch rozwarstwionych lakierach do paznokci. 

Dzięki Bogu, nic się nie dzieje z moim kosmetykiem i zachowuje się tak, jak powinien. Mimo wszystko, trochę się przeraziłam tym, co zastałam w szafach.


Produkt jest bardzo kremowy. Moje wyobrażenie o nim było zupełnie inne. Miałam wrażenie, że trafię na coś, co będzie konsystencją przypomniało chociaż odrobinę mus. Tak nie jest.

Jest bardzo kremowy i gęsty. Dobrze się rozprowadza i topi pod wpływem ciepła palców. Idealnie zakrywa większe i mniejsze zaczerwienienia. Świetnie sprawdza się u mnie pod oczami, gdzie mam niezłe cienie. Odpowiednio wcześniej używam kremu pod oczy, więc nie powiem Wam, czy wysusza te okolice, bo mnie to nie spotkało.


Nie wchodzi mi paskudnie w zmarszczki, nie zbiera się w nich i odpowiednio przypudrowany zostaje na swoim miejscu cały dzień. Mówiąc "odpowiednio" mam na myśli fakt, że używam całkiem sporo sypkiego pudru Ben Nye.


Jest bardzo wydajny. Co jest zaletą i wadą jednocześnie. Producent sugeruje, że powinnyśmy zużyć go w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Nie sądzę, żeby udało mi się go zużyć w tym czasie. Będę o niego dbała, żeby mi się nic złego z nim nie wydarzyło i by wytrwał dłużej :)

Nie lubię tylko w takich produktach tego, że się brudzą i przyklejają się do nich różne farfocle. Matko!


Mnie ten efekt zadowala. Cienie są zakryte już przy naprawdę bardzo cieniutkiej warstwie kosmetyku. Tak samo dzieje się z zaczerwienieniami oraz ewentualnymi niespodziankami na twarzy.

Znacie i lubicie? Czy raczej unikacie cięższych rzeczy pod oczami? :)
DO GÓRY