Showing posts with label Avene. Show all posts

Oj, nie polubiliśmy się... || Płyn micelarny z Avene

Sunday, July 27, 2014 -

Rzadko mi się to zdarza, bo większość kosmetyków, które się u mnie nie sprawdzają po prostu prędzej wyrzucam w świat, zamiast zastanawiać się nad ich tragicznością tutaj, na blogu. Postanowiłam to jednak zmienić, bo przecież przydałoby się Was ostrzegać przed produktami, których wypadałoby unikać. 

Takie uczucia towarzyszą mi, gdy myślę o płynie micelarnym Lotion micellaire z Avene. Jego właścicielką zostałam poprzez wygraną w konkursie, jeszcze w tamtym roku. Czekał jednak na swoją kolej, bo zużywałam wtedy inny micel.




Kolejne nowości

Sunday, January 5, 2014 -

Witam Was serdecznie i dzisiaj zapraszam na małe podsumowanie tego, co wpadło do mnie podczas poświątecznych wyprzedaży. Powiem Wam szczerze, że gdybym mogła, to w tym poście pokazałabym znacznie więcej, ale rozum przyszedł do głowy i postanowiłam nie przesadzać. Chociaż promocje kuszą z każdej strony, a ja mogłabym sobie kupić parę "bardzo potrzebnych" rzeczy, które potem walnęłabym w kąt.
Zacznę od TK Maxxa, w którym NIGDY nie mogę znaleźć nic ciekawego. Ceny już po obniżkach często są nadal wysokie, a mnie boli serce, jak mam wydać dużo. Dlatego nigdy nie znajduję tam nic fajnego. Chociaż nie, bywają takie sytuacje, że widzę mnóstwo ciekawych kosmetyków, ale nie wiem, czy to nie dzieje się przez pryzmat pustego portfela. Podczas ostatnich zakupów skusiłam się na odżywkę do włosów Macadamia. Jest to nawilżająca formuła, w formie bardzo gęstej odżywki, nazwałabym ją nawet masełkiem, którego nie spłukujemy. Okazja była niemała, bo za największe opakowanie 300ml zapłaciłam 29zł. I tutaj chcę zwrócić Waszą uwagę. Celowo umieściłam zdjęcie przyklejonych kolejno naklejek z cenami. Nie pierwszy raz zdarza się taka sytuacja w TK Maxxie, że ceny są znacząco zawyżane. Na pierwszej, białej nalepce widnieje napis "ICH CENA 120zł. NASZA CENA 79zł". I tutaj człowiek może albo zacząć się śmiać, albo zacząć płakać. Dlaczego? Ponieważ na stronie producenta ten produkt, w tej pojemności kosztuje 83zł. Po co aż tak znacząco zawyżać cenę? Ja wiem, że ludzie się nabiorą, ale wypadałoby zachować jakąś przyzwoitość, a nie wciskać ludziom ciemnotę, że odżywka kosztuje 40zł więcej. Kłamstwa nie lubię.
29zł za ten produkt byłam w stanie przełknąć. Zwłaszcza, że od dawna miałam na nią chrapkę. Nie lubię jednak bezsensownie tracić pieniędzy i postanowiłam postąpić wedle sentencji "cierpliwość popłaca".
Kosmetyki Avene udało mi się wygrać podczas jednego z ich kreatywnych konkursów. A że ja ich kosmetyki lubię, to nie mogłam nie wziąć udziału. Parę dni temu zapukał do mnie kurier i dał mi paczuszkę. W środku znalazłam płyn micelarny (Świetnie! Jestem już na etapie kończenia mojego biedronkowego - którego już szczerze nienawidzę, zaczął mnie podrażniać) i chętnie go wypróbuję oraz krem pod oczy, z którym nie wiem, co zrobić. Z jednej strony zastanawiam się już od pewnego czasu nad rozpoczęciem pielęgnacji przeciwzmarszczkowej, ale z drugiej boję się, że będzie za mocny. Naczytałam się już o nim trochę i w sumie nikt nie odradza. Może Wy coś o nim wiecie?
Mleczko pod prysznic z Luksji, pewnie wpadło nie jednej z Was w oko na dziale z czasopismami. Tak, kupiłam gazetę z takim, pełnowymiarowym dodatkiem. Dokładniej mówiąc jest to Flesz i kosztuje 2.49zł. Żal nie brać! :)
Lakiery Essie to zakup podczas promocji w Super-Pharmie. -40% na te lakiery nie zdarza się zbyt często, więc chciałam tę okazję wykorzystać na zakup lakierów, które chodziły mi po głowie. Co prawda, z braku laku, musiałam się zdecydować na inną czerwień. Moim łupem padła Laquerd Up (chociaż nadal wzdycham do Russian Rulette i na pewno jeszcze będzie moja). Z kolorów, których jeszcze w pudełeczku lakierowym NIGDY nie miałam, znalazł się Eternal Optimist, czyli piękny, beżowy nude. 
Na samym końcu widzicie pomadkę z Sephory, która jest tak naprawdę lakierem do ust. Niestety nie jestem do końca zadowolona z zakupu, ponieważ zapewnienia pani w Sephorze, że to jest na pewno ta, której szukam (czyli wysychająca na mat), okazały się być ... warte. Za 19zł kupiłam kolejną pomadkę, której nie nazwałabym też lakierem. Z łatwością się rozmazuje i nie zastyga na ustach. Za ten kolor jestem jej jednak w stanie wybaczyć. Ostatnio przekonuję się do czerwieni na ustach i bardzo mi się ona podoba.
Na koniec książka i gra. W Świecie Książki, czy Weltbildzie (cholera wie, jak oni się nazywają, bo co chwilę zmieniają nazwę :P ) traficie teraz na promocję, w której kupicie 3 książki za cenę dwóch. Najfajniejsze jest w niej to, że promocja obejmuje WSZYSTKIE książki. Kuba zgarnął sobie dwie, a ja zrobiłam ładne oczy przy tym tytule. 
W Saturnie szukaliśmy laptopów, ale zawędrowałam na stoisko z grami na Xboxa i zdecydowaliśmy się na Kinect Sports. Zestaw dwóch pełnych wersji. Nie powiem, zabawa jest przednia. Tylko mój facet się wkurza, jak go ogrywam :)

To by było na tyle. Kupiłam też parę ciuszków, ale to raczej nic ciekawego, więc nie będę się nimi chwalić. Na razie żadnych zakupów nie planuję, bo spłukałam się już wystarczająco i doszczętnie. Z resztą, chyba pora, żeby na blogu pojawiały się już sukcesywnie recenzje, a nie same haule i haule :)
A Wam coś ciekawego wpadło na wyprzedażach? Pochwalcie się!

Avene - na ratunek suchym dłoniom

Friday, December 13, 2013 -

Witajcie! 

Dzisiaj parę słów o kremie do rąk, który ratuje mnie z różnych opresji. Zimą szczególnie narzekam na problem suchych dłoni. Używałam już wielu specyfików,ale tak naprawdę mam swoje dwa ulubione kremy do rąk. Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o jednym z nich.


Avene, Cold Cream odkryłam około dwa lata temu. Wtedy też doprowadziłam moje dłonie do takiego stanu, że obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię. Byłam dość powściągliwa w kwestii używania kremu do rąk. Tak naprawdę traktowałam ten temat po macoszemu. No i niestety skończyło się na dłoniach suchych, jak papier ścierny.  

Właściwie nie wiedziałam, co wtedy zrobić. Pobiegłam więc po pomoc do działu aptecznego w Super-Pharmie. Wierzcie mi, patrząc na moje dłonie byłam pewna, że zwykły krem sobie z tym nie poradzi. Potrzebowałam czegoś delikatnego i kojącego, ale działającego ze zdwojoną siłą. 

Kupiłam Cold Cream i przystąpiłam do działania. Krem jest bardzo gęsty i treściwy. Mimo tego, u mnie szybko się wchłania. Nie pozostawia tłustej, nieprzyjemnej otoczki. Czuć na dłoniach ochronny film, jaki po sobie pozostawia, ale nie ma to nic wspólnego z czymś niekomfortowym. Jest porządnym nawilżaczem. Naprawdę dociera głęboko i radzi sobie z tragicznymi przypadkami.

Powiecie, że cena jest wysoka przy 50ml kremu do rąk. Owszem, 30zł piechotą nie chodzi, ale uważam, że przy tak fantastycznej wydajności, cena jest adekwatna do jakości. Poza tym, jest często objęty różnymi promocjami (nawet za 10zł!), więc można na niego polować. 

Poradził sobie znakomicie z moim problemem dawno temu. A jak jest teraz? Prewencyjnie używam w ciągu dnia kremu z mocznikiem. Mimo to, wypracowałam sobie jesienno-zimowy rytuał, który pozwala mi cieszyć się gładkością dłoni. Raz, czasem nawet dwa razy w tygodniu sięgam po Cold Cream i nakładam jego grubszą warstwę na noc. Staram się też nakładać wtedy rękawiczki, żeby czasem nie wytrzeć kremu w pościel. 
Rano budzę się z mocno odżywionymi i gładkimi dłońmi. 


Krem na malutką, wygodną i estetycznie wyglądającą tubkę. Nie zajmuje dużo miejsca w torebce. Ma apteczny zapach, więc trzeba się na to nastawić. Markę Avene szczególnie ukochała sobie moja znajoma, alergiczka. W składzie ma dużą zawartość wody termalnej. Nie wiem, jak jest u Was, ale moja skóra zawsze bardzo mi dziękuje, gdy używam produktów z wodą termalną.

Pokochał go też mój facet. W tamtym sezonie używał go namiętnie i nawet często mi go podkradał zanim dostał swoją tubkę.

Ja Wam go szczególnie polecam. W tym chłodnym okresie wypracowałam sobie metodę, dzięki której, przy pomocy dwóch kremów (o drugim napiszę niedługo) zapomniałam, czym są suche i podrażnione dłonie. A Wy? Znacie ten krem? Lubicie? A może używacie czegoś innego?



DO GÓRY