Showing posts with label Anastasia Beverly Hills. Show all posts

Porównanie najlepszych i najgorszych automatycznych kredek do brwi: Zoeva, Sephora, Catrice, Nabla i inni

Wednesday, April 19, 2017 -

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Obiecałam Wam już spory czas temu, że na blogu w końcu pojawi się zestawienie najlepszych produktów do brwi. Codziennie mam z tego tytułu mnóstwo wyszukań na stronie, a pewnie same możecie zobaczyć, że post z najlepszymi produktami do brwi, wciąż wisi na pierwszym miejscu top 5 w prawej kolumnie bloga. 

Nadal podtrzymuję moje zdanie na temat tych produktów, więc jeśli jesteście zainteresowane co sądzę o żelach do brwi, pomadach i paru kredkach, wpadajcie pod ten link. 

Dzisiaj przedstawię Wam kilka nowych propozycji i minirecenzji produktowych. Mam nadzieję, że Wam się ta wiedza przyda! 

GRZEBYCZKI

Grzebyczki w tych przypadkach dzielimy na dwa rodzaje. Jedne z nich są po prostu przypominające kształtem grzebień. I takiej ewentualności szczerze nie rozumiem. Po prostu, uważam to rozwiązanie za kompletnie nieprzydane. Nie nadają się one bowiem do wyczesania nadmiaru produktu z brwi, nie nadają się też do nadania włoskom idealnego kształtu. Generalnie, nie rozumiem w ogóle po co są tworzone. 
Jest jednak jeszcze druga opcja, która zdecydowanie bardziej się sprawdza. Jest praktyczna, po prostu. Same z resztą widzicie, że grzebyczki na zdjęciu różnią się od siebie minimalnie (prócz jednego, w kredce Burberry). Te szczoteczki są bardzo zbliżone do siebie i wszystkie, jak jeden mąż, dobrze wyczesują nadmiar produktu. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

SZTYFTY

Tutaj mamy do czynienia tak naprawdę z dwoma rodzajami sztyftów. Chciałabym zaznaczyć, że w poście skupiam się tylko na produktach automatycznych. Nie recenzuję Wam dzisiaj kredek, które można temperować.
Jedne z produktów mają kształt spłaszczony, który nadaje się bardzo dobrze do szybkiego wyrysowywania kształtu brwi. Zarówno zaznaczania kształtu łuku, jak i wypełniania luk. Można nim jednak bardzo łatwo osiągnąć efekt przerysowany.
Drugim rodzajem jest sztyft w kształcie zaokrąglonego rysika, na kształt automatycznych ołówków. Tutaj mamy znacznie większą precyzję, bo taką kredą równie dobrze można wyrysować idealne brwi, ale też i pojedyncze włoski. Jest on przy okazji najlepszym i najbardziej praktycznym kształtem kredki do brwi. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory
Od lewej strony: Nabla, Golden Rose, Soap&Glory, Zoeva, Sephora, Anastasia Beverly Hills, Burberry.

Nabla, Brow Divine

NABLA, Brow Divine w odcieniu Mercury widzicie na zdjęciu poniżej. Kredka do dostania jest na stronie Mintishopu. Jej cena to 49.90zł. Tak, jak praktycznie wszystkie kredki, które Wam dzisiaj przedstawiam, charakteryzuje się wysuwanym, cieniutkim sztyftem. Z drugiej strony zakończona jest wygodną szczoteczką, która pozwala na swobodne wyczesanie nadmiaru produktu. Z łatwością też sunie po skórze i pozwala wyrysować idealny kształt brwi. Ma lekko ciepły odcień brązu, więc idealnie wpasowała się w moje włoski. Polubiłyśmy się i szczerze ją polecam. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Golden Rose Longstay Precise Browliner

Z kredką Golden Rose Longstay Precise Browliner w kolorze 107 polubiłam się najmniej. Mimo że jej cena jest najprzyjemniejsza, bo kosztuje tylko 19.90zł, nie jestem zadowolona z efektu. Kredka oczywiście ma dwa końce, wygodny grzebyczek naprawdę dobrej jakości i cieniutki sztyft. To w tym ostatnim tkwi największy problem. Niestety, ale jest dla mnie zbyt woskowa. W porównaniu do innych kredek, które miałam, niestety zawodzi. Za mało w niej pigmentu, a wosk wręcz oblepia mi włoski, a nie daje odpowiedniej ilości koloru. Co prawda, da się ją rozpracować, bo przy rozgrzaniu, produkt pracuje znacznie lepiej, ale szczerze? Nie mam na to czasu, jak robię makijaż. Wolę dopłacić i mieć produkt, który spełnia oczekiwania. NIE POLECAM. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Soap&Glory Archery

Kredka Soap&Glory Archery nie jest dostępna w Polsce. Pewnie znacie ją z YouTube'a, bo często się tam pojawia. Można ją jednak łatwo upolować na Allegro lub po prostu, podczas wypadu do Anglii. Kiedyś robiłam z nią na blogu makijaż krok po kroku. Mój odcień, to Hot Chocolate. Jak widzicie, jest trochę chłodny, jak na czekoladę. Ma jednak bardzo dobrze napigmentowany sztyft i wygodną szczoteczkę do wyczesywania włosków. Brak mi w niej jednak małej dozy woskowości, przez co nie trzyma włosków w ryzach, a sam produkt potrafi zniknąć w ciągu dnia. Nie jestem z niej zadowolona na tyle, żeby ją polecić, chociaż spróbować warto. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Zoeva Graphic Brows

Kolekcja Zoeva Graphic Brows mnie zachwyciła i mogłyście już o niej poczytać tutaj. Kredkę możecie kupić w sklepie internetowym Mintishop. Tam zapłacicie za nią 36.90zł. To mój niekwestionowany ulubieniec. Przyjemnie się jej używa i powiem szczerze, że zastanawiam się, czy nie zostanie moim ulubionym produktem do brwi ever. Odcień Ammos idealnie pasuje do moich włosów, które są czymś na granicy blondu, rudości i lekkiego, ciepłego brązu. Jest idealnie woskowa, nie za mocno, ale też nie za mało. Ma dużą ilość pigmentu, który pozwala na łatwe wyrysowanie brwi, a grzebyczek wspomaga wyczesywanie nadmiaru produktu, który rzeczywiście daje się stopniować nie "rozchodząc się" na boki. Idealny kształt brwi zostaje nienaruszony i nie potrzeba w jej przypadku korektora, by poprawić błędy. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Sephora Retractable Brow Pencil

Sephora Retractable Brow Pencil w odcieniu 03 Rich Chestnut, to jedna z tych pozycji, które warto sprawdzić. Dlaczego? Ten wysuwany, wodoodporny ołówek do brwi, ma naprawdę dobry sztyft. Idealna ilość wosku z perfekcyjną ilością pigmentu. Miękko sunie po skórze i pozwala na szybkie wypełnienie luk w łuku brwiowym. Cena też spoko, bo kosztuje 39zł. Ma jednak jeden mankament. W sumie to dwa. Grzebyczek i wydajność. Szybko znika, więc starcza na jakieś 1-1.5 miesiąca regularnego używania, podczas reszta wystarcza na około 2-3 miesiące. A grzebyczek jest po prostu śmieszny. Widzicie go z resztą na jednym ze zdjęć. Ani tym wyczesać nadmiar produktu, ani ułożyć grzywkę. Mogli sobie podarować! 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz w kolorze Taupe, była moim ulubieńcem przez bardzo długi czas. Zużyłam kilka opakowań tego produktu, do momentu, w którym skapnęłam się, że jest na rynku wiele zamienników, które naprawdę dobrze się sprawdzają i nie ma potrzeby wydawać na kredkę około 21$ plus podatki i przesyłki. Naaah. Mimo to, nadal uważam ją za jeden z lepszych produktów do brwi, aczkolwiek nie wiedzieć czemu, po jakimś czasie końcówka z grzebyczkiem łamie się i odpada. Dzieję się tak u większości dziewczyn, więc coś jest nie halo. W każdym razie, cała reszta jest super, bo produkt jest idealnie napigmentowany i ma odpowiednią ilość wosku. Nic dziwnego, że jest tak wiernie kopiowany przez inne marki. Na zdjęciu widzicie ją tylko w minimalnej ilości, bo szczerze powiedziawszy - miałam jej tylko dosłownie ogryzek, który z ledwością wystarczył na pomalowanie jednej brwi. Too bad. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Burberry Effortless Eyebrow Definer

Burberry Effortless Eyebrow Definer w kolorze Ash Brown, to jedna z najdroższych propozycji w tym zestawieniu. Kosztuje 129zł i dostaniecie ją w internetowym sklepie Sephory. Ma też zupełnie inny kształt szczoteczki oraz sztyftu. Co prawda, grzebyczek jest chyba najlepszym na rynku. Ma idealną wielkość i najprzyjemniejsze włosie. Dzięki temu naprawdę dobrze wyczesuje włoski. Ma też dziwnie zakończony sztyft, z którym poradzą sobie tylko osoby, które wiedzą, jak malować brwi. Nie jest zbyt prosty w obsłudze i powiem szczerze, że miałam na początku z nim niemałe problemy. Przyzwyczajona byłam bowiem do cieniutkich końcówek, które są ołówkami. Tutaj płaska i szeroka końcówka jest trudniejsza na początku jej używania. Później, szczerze powiedziawszy, jest już tylko lepiej, a co za tym idzie pozwala na większą kontrolę i precyzję podczas używania. Dlaczego? Dzięki temu kształtowi, łatwiej jest namalować prostą, równą linię łuku brwiowego, który czasami niełatwo uzyskać. Kolor, jak widzicie jest dość ciemny i chłodny, ale pozwala na stopniowanie intensywności. Pigment przykleja się do skóry i nie sprawia problemu w makijażu, w zależności czy chcemy uzyskać efekt lekkich, niedokończonych brwi, czy takich rodem z Instagramu. 

Przy okazji, na wszystkich brwiowych zdjęciach widzicie maskarę Cat Lashes. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Catrice, Slim'matic Ultra Precise Waterproof

I jako bonus dodaję tutaj szybką recenzję kredki do brwi Catrice. Gdy robiłam zestawienie produktowe, nie miałam jeszcze okazji używać tej właśnie kredki, dlatego zdjęcie będzie odbiegać od stylistyki całej reszty. Mam jednak nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. O całej kolekcji możecie poczytać tutaj. Kredka Slim'Matic Ultra Precise Waterproof mnie oczarowała, ale niestety na krótko. Dlaczego? Już tłumaczę. Jest genialna! Fantastycznie wygląda na brwiach, ma przepiękny kolor, który idealnie wpisywał mi się do mojej fryzury, do tego kosztuje zaledwie 12.99zł. Z jednej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który świetnie wyczesuje nadmiar produktu. Produktu, który jest tak niewydajny, że po prostu szok. Poużywałam jej dwa tygodnie! Dwa tygodnie i po kredce. No... chyba nie o to chodzi. Nawet przy tak niskiej cenie, to nie o to chodzi! Znika w ekspresowym tempie i bardzo mi się to nie podoba.Dlatego mimo fajnych właściwości, jestem na nie. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Która z nich podoba się Wam najbardziej? Macie swoje ulubione kredki do brwi?
Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!

YouTube made me buy it

Wednesday, October 12, 2016 -


Niedawno dziewczyny z blogów A piece of Ally oraz Paulinablog, wrzucały swoją odpowiedź na TAG, który jakiś czas temu krążył po Internecie. Razem z aGwer uznałyśmy, że jest on na tyle fajny, że same również chcemy go u siebie opublikować. Dlatego dzisiaj chcę Wam pokazać kosmetyki, które kupiłam pod wpływem moich ulubionych youtuberek i blogerek, bo nie będę się ograniczać tylko do jednego medium :) Zaczynamy!

Przede wszystkim, kosmetyki które Wam dzisiaj pokazuję są przeze mnie bardzo lubiane. Drugą stronę medalu, gdy wydałam kasę a nie było warto, na pewno pokażę Wam na blogu za jakiś czas.
Dzisiaj jednak tylko o tych fajnych rzeczach.

NARS, Laguna Bronzer

Na ten bronzer czaiłam się bardzo długo. Amerykańskie youtuberki zachwycały się nim na prawo i lewo, twierdząc że to jeden z produktów, który po prostu trzeba mieć. Desi Perkins i Lustrelux go uwielbiały. Co jakiś czas docierała do mnie jednak informacja, że ten kosmetyk jest za ciepły w swej tonacji. Albo że drobinki, które się w nim znajdują są zbyt błyszczące. Dla mnie jednak, okazał się być idealny. Dlatego, gdy NARS wszedł do polskiej Sephory, przestałam szukać wymówek i po prostu go kupiłam.

MAC, Paintpot w kolorze Painterly

Tutaj uległam namowom NikkiTutorials, która akurat używa zupełnie innego odcienia tego kremowego cienia do powiek/bazy pod cienie. Mimo wszystko, podobał mi się efekt jaki daje, czyli wyrównanie kolorytu powieki. Co u mnie przydaje się dość mocno, bo mogę się pochwalić faktem, że Matka Natura była bardzo zabawna tworząc moje okolice oczu ;)


MAC, pigment Vanilla

Tutaj zachwyty przyszły po jednym z filmów dziewczyn z Love and great shoes. Justyna twierdziła, że używa tego pigmentu na każdej pannie młodej. Miał dawać przepiękne, ale i nienachalne rozświetlenie oka. Cieszę się, że upolowałam go w miniaturze, bo nawet z taką ilością mam problem przy zużyciu. Nie chcę wiedzieć, ile lat zajęłoby mi zużycie pełnego opakowania.

Zoeva, pędzle

Tutaj za moje zakupy mogę posądzić całą blogosferę. Pędzle pałętały się na wszystkich blogach, każdy się nimi zachwycał i widząc setną recenzję tych cudaków, postanowiłam skusić się na set w kolorze Rose Gold. I to był chyba jeden z najlepszych pędzlowych zakupów. Nie mogę na nie narzekać. Są mięciutkie, świetnie się sprawdzają  w makijażu oka i nic złego się z nimi nie dzieje. 


Anastasia Beverly Hills, Brow Powder Duo, w kolorze Taupe

Ten gagatek trafił do mnie za namowami aGwer. Fakt, że  miałam ten komfort, że oprócz zobaczenia pewnych rzeczy u niej na blogu, mogłam też sobie najzwyczajniej w świecie pomacać na żywo. Takie są zalety przyjaźni z blogerkami ;) W każdym razie, pigmentacja powaliła mnie na kolana. Aga ma całą "brwiową książkę" od Anastasii i mogłam sobie swobodnie sprawdzić, jaki kolor będzie odpowiadać mi najbardziej. 

Kylie Cosmetics, matowa płynna pomadka

Tutaj ciężko mi powiedzieć, przez kogo byłam najbardziej nakręcona na te pomadki. Z jednej strony, śledząc SM Kylie, byłam zachwycona nowościami, jakie wypuszcza. Z drugiej strony, YouTube był zawalany recenzjami tych matowych szminek. I w ten sposób, od recenzji do recenzji, postanowiłam wypróbować ich na własnej skórze. Co o nich sądzę, mogłyście poczytać podczas #loveyourlipsweek tutaj! 

Peter Thomas Roth, Pumpkin Enzyme Mask

Na ten kosmetyk namówiła mnie Vivianna Does Makeup, a teraz właściwie The Anna Edit. Zachwalała ją i na YT, i na blogu. Nie pozostałam temu obojętna i postanowiłam, że musi być moja. Był to strzał w dziesiątkę. To jedna z najlepszych  maseczek, jakie posiadam. Jest mocna, ale efekt daje natychmiastowy. O niej też już mogłyście poczytać na blogu - tutaj.

Na koniec odsyłam Was do wpisu Agnieszki, w którym przedstawiła swoje zakupy pod wpływem youtuberek i blogerek. Wpadajcie na post tutaj!

A ja mam do Was pytanie. Ile rzeczy kupiłyście z polecenia blogerek? Jaki jest Wasz ulubiony kosmetyk kupiony pod wpływem blogów?

Anastasia Beverly Hills || Veronica, Pure Hollywood oraz Dusty Rose

Sunday, September 25, 2016 -


Dzisiaj o trzech pomadkach Anastasia Beverly Hills. Chyba trzech najbardziej znanych i trzech, które są najczęściej kupowane. Mowa oczywiście o Dusty Rose, Pure Hollywood oraz Veronice. 

Każda pomadka ABH kosztuje około 130zł. Oczywiście, marka nadal nie jest dostępna w Polsce (może już niedługo) i trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby coś sobie kupić. Zwłaszcza pomadki w tych odcieniach są najtrudniejszejsze do zdobycia. Co nie oznacza, że jest to niemożliwe! 

Jest to jedna z przyjemniejszych formuł pomadek, jakie miałam okazję nosić. Są supertrwałe, mocno napigmentowane oraz fenomenalnie lekkie. Tak, można ich formułę porównać do wody. Kompletnie nie czuć ich na ustach. Aplikator jest precyzyjny i pozwala na wyrysowanie ust na tyle, na ile chcemy sobie pozwolić. Jedyny zarzut, to niestety opakowanie, z którego prędzej, czy później znika z niego złote tłoczenie. Troszkę szkoda. 


Pure Hollywood, to kolor, który można opisać, jako nude z dawnych lat. Właśnie kojarzący się z Hollywood. Trochę różu, trochę beżu, trochę brązu. Kompletnie nieoczywista barwa. Jest bardzo elegancki, stonowany, dodaje klasy. 


Dusty Rose, to jeden z trudniejszych do uchwycenia kolorów. Jest to typowy brudny róż, który świetnie będzie wyglądał u większości dziewczyn. Taki z niego uniwersalny typ. To idealny kolor do powiększa optycznego ust. Mnie przypomina odrobinę Posie K, o której mogłyście przeczytać tutaj!


Veronica natomiast jest chyba najodważniejsza z całej gromadki, którą Wam dziś pokazuję. Jest to chłodny brąz, który jak widzicie ma w sobie odrobinę różu, może nawet fioletu. Z mojej cery wyciąga niebieskie tony i ją rozjaśnia. 

Podsumowując, pomadki ABH, to pozycja obowiązkowa u każdej maniaczki szminek. U KAŻDEJ ;) 

Dzisiaj już ostatni dzień naszego wyzwania #loveyourlipsweek
Wpadajcie do dziewczyn!


Bardzo dziękuję każdej z dziewczyn, która entuzjastycznie zareagowała na pomysł mój i Agnieszki, i zgodziła się dołączyć do naszego grona. Tydzień codziennych publikacji był i łatwy, i trudny. Trudny pod względem logistycznym, ale łatwy pod względem pisania. Powiem Wam, że na nowo znalazłam przyjemność w blogowaniu. To na pewno nie będzie ostatnia taka akcja, którą organizujemy z aGwer! Atmosfera w urodowej blogosferze stała się zbyt gęsta i nieprzyjemna. A my chciałybyśmy, żeby ta, jaka panowała wśród blogerek, gdy my zaczynałyśmy - wróciła :) 

Dziewczyny, raz jeszcze Wam dziękuję za udział! <3
A Wam za obecność podczas tego tygodnia pod znakiem ust.
Na koniec dajcie mi znać w komentarzach, jak się Wam podobało! Czy poznałyście jakieś nowe blogi? No i, przede wszystkim, co sądzicie o dzisiejszych kolorach szminek! 

Ulubieńcy sierpnia

Wednesday, August 31, 2016 -

Twarz

Jako podkładu i pudru używałam dwóch produktów z marki Shiseido. Ostatnio, na nowo zakochałam się w pudrze Sheer &Perfect Powder Foundation. Jak sama nazwa wskazuje, można go używać samodzielnie, jako podkładu na co dzień. I w tej kwestii sprawdza się idealnie. Zapewnia wyjątkowo piękne wykończenie, bardzo naturalne i minimalnie pudrowe. Stapia się z moją cerą i lubię go w pojedynkę, ale ostatnio zaczęłam go używać, jako pudru wykończeniowego w połączeniu z podkładem Synchro Skin, który jest nowością marki na ten rok. Wyjątkowo lekka formuła (zupełnie, jak woda) i efekt drugiej skóry, to rzeczy które działają na jego plus. Dodatkowo, jego kolor jest wyjątkowo jasny i neutralny. Uważam, że to ogromna zaleta marki. Coraz częściej można zobaczyć, że wychodzi na przeciw oczekiwaniom kobietom, które zmagają się z bardzo jasnym typem karnacji i nawet "najjaśniejszy" podkład, czy to drogeryjny, czy wysokopółkowy, okazuje się być nadal za ciemny. W Shiseido tego problemu nie ma. Po prostu.

Korektor, to kosmetyk, którego nie mogę pominąć w swoim makijażu. Czy robię makeup no makeup, czy coś konkretniejszego - jest koniecznością. W tym miesiącu założyłam sobie powolne, ale skuteczne denkowanie korektorów. Posiadam zdecydowanie zbyt przytłaczającą ilość tych produktów, więc powolutku, powolutku, chcę zostawić tylko te, które naprawdę mi się podobają i spełniają moje oczekiwania. Rimmel Match Perfection, to kosmetyk, który na pewno zostanie przeze mnie kupiony ponownie. Znakomicie stapia się z moją cerą, fajnie zakrywa cienie, a ja już pogodziłam się z faktem, że nie będę nigdy w stanie zrobić tego idealnie i na tyle naturalnie, żeby wyglądało to dobrze. Dlatego postanowiłam używać produktów, które pod oczami wyglądają dobrze i dają mi tyle krycia, z którym czuję się pewnie. 

Róż z urodzinowej edycji Sephora. Nie wiem, czy będziecie w stanie go dostać poza opcją urodzinową, ale wydaje mi się, że są to kolory normalnie dostępne w ofercie perfumerii. Ja wyjątkowo polubiłam mieszankę soczystego pomarańczu i mocnego różu, które znajdziemy w środku. Razem dają efekt naturalnego, dziewczęcego rumieńca. 

Puder brązujący Artdeco z kolekcji Hello Sunshine, to mój ulubieniec praktycznie całych wakacji. I pomyśleć, że kiedyś nawet nie tknęłam bronzera. Uważałam, że wyglądam w nim "brudno", a wystarczyło po prostu znaleźć swój odcień. I na szczęście udało mi się taki znaleźć. Nadaje się do lekkiego, dziennego makijażu i z przyjemnością używam go właśnie w tym celu. A czasami, z lenistwa - ląduje też na moich powiekach. Szybko i skutecznie fundując mi spójny makijaż. 

Usta

Konturówka Kylie Cosmetics w kolorze Koko K, to jedna z moich ulubienic. I boję się, co to będzie, gdy mi się skończy. Jednak, trochę szkoda mi wydać 18$ (plus wysyłka) na konturówkę. Powiem Wam jednak bardzo szczerze, że jest to najlepsza konturówka, jaką miałam do tej pory. Nie ma lepszej. Niektórym jej konsystencja może nie odpowiadać, ale dla mnie jest wszystkim, czego szukam w tego typu produkcie. Wyjątkowo miękka, ale nie na tyle by się łamać. Sunie po ustach niczym masełko i pozwala na precyzyjne wyrysowanie ust. Produkt-marzenie!  Dodatkowo kolor, który jest moim "my lips but better". Polecam z ręką na sercu.

Oczy

Chanel, Stylo Eyeshadow w kolorze Beige Dore skradł moje serce od samego początku. Jest przepięknie napigmentowany. To trzeba zobaczyć na żywo. Idealnie odbija światło i wygląda dobrze nie tylko w wewnętrznych kącikach oczu, ale też naniesiony na szczyty kości policzkowych. Miłośniczki mocnego błysku będą nim oczarowane. Jest świetny! 

theBalm, maskara Mad Lash, to moje zaskoczenie. Nie sądziłam, że się polubimy, ale jakoś tak się stało, że całkiem dobrze mi się sprawdza. Utrzymuje podkręcenie przez cały dzień, nie osypuje się i przede wszystkim - jest ultraczarna. Teraz moje oczy już nie giną w tłumie.

Na koniec brwi i parę słów o cieniu przeznaczonym do ich zaznaczania od marki Anastasia Beverly Hills. Chyba każda szanująca się urodomaniaczka wie, że to największa specjalistka w branży brwiowej. Nie bez powodu zdecydowałam się tym razem na cień w kolorze Taupe. Po wcześniejszym długim romansie z kredką Brow Wiz, szukając czegoś nowego, chciałam postawić na pewność, że będę zadowolona z jakości produktu. I tak jest. 

Pielęgnacja 

Kerastase to marka, do której mam sporą rezerwę zaufania. Jest droga, nie oszukujmy się. Właśnie z tego względu, ciężko mi się do niej przekonać. Głównie dlatego, że jakoś szkoda mi pieniędzy na produkty do włosów. Jednak, z tego względu, że ostatnio bawiłam się (i nadal bawię) w rozjaśnianie włosów, byłam zmuszona zadbać o moje pasma. I uważam inwestycję w olejek Elixir Ultime, za bardzo udaną. Jego przyjemny zapach, którego dużą inspiracją były perfumy Chanel, Mademoiselle, otula moje włosy i pozostaje na nich do momentu kolejnego mycia. Wygładza moje kosmyki, dyscyplinuje je i przede wszystkim, nie obciąża ich. Jest super!

Maseczka Peter Thomas Roth, Pumpkin Enzyme Mask, to mój ulubieniec pielęgnacyjny. Pisałam już o niej na blogu i nadal nie mogę wyjść z podziwu tego, co jest w stanie zrobić z moją cerą. Pozbywa się każdej, nawet najmniejszej suchej skórki i odświeża moją skórę. Jest wyjątkowo dobra i niezwykle wydajna. Za każdym razem, gdy potrzebuję wyprowadzić moją cerę na prostą, sięgam właśnie po nią. 

A jacy są Wasi ulubieńcy w tym miesiącu?

Kosmetyczne nowości

Saturday, July 16, 2016 -



Moje kochane! Dawno nie było żadnych nowości, prawda? Tak się cieszę, że w końcu mogę podzielić się z Wami moimi łupami z ostatnich tygodni, że sobie tego nawet nie wyobrażacie. Głównie dzieje się tak dlatego, że najzwyczajniej w świecie - jak każda kobieta - bywam próżna. I lubię wydawać pieniądze. Na nowe kosmetyki, to już w ogóle.

Zacznę od pielęgnacji, bo tej jest u mnie najwięcej. Kto by się tego spodziewał jeszcze kilka lat temu, gdy wszelkiego rodzaju kremy do twarzy omijałam szerokim łukiem? Teraz jednak poszłam po rozum do głowy i wiem, że kolagen, to sprawa indywidualna, a moje coraz większe zmarszczki mimiczne może i są urocze, i mówią o tym, że jestem ekspresyjną i dużo uśmiechającą się osobą, ale... nie oszukujmy się. Każda z nas chce cery niczym pupa niemowlaka. A do tego potrzebna jest niemała artyleria.



Krem Estee Lauder, Revitalizing Supreme Global Anti-Aging Supreme, to tak naprawdę zakup dla mojej mamy. Przydał jej się nowy krem, a okazja do jego zakupu była naprawdę wyjątkowa. Jego regularna cena, to 389zł/50ml, ale nie powiem Wam za ile udało mi się go kupić, bo mnie zwyczajnie znienawidzicie i wydrapiecie mi oczy na mieście. Poprzestanę więc na informacji, że bardzo się opłacało. Sama kiedyś wypróbowałam ten krem, dlatego z przyjemnością poleciłam go mamie. I liczę, że będzie z niego tak samo zadowolona, jak kiedyś byłam ja. Spod skrzydeł koncernu Estee Lauder wyszedł jeszcze jeden produkt, dla którego - mam nadzieję - stracę głowę. Mowa bowiem o serum Advanced Night Repair. Jego cena jest jeszcze bardziej zatrważająca, niż poprzednika. Za 50ml tego cudotwórcy pani Lauder liczy sobie całe 439zł. To również była okazja nie do przegapienia, ale nie chcę, żebyście znienawidziły mnie jeszcze bardziej :) Wspominałam Wam już, że boję się zmarszczek. Dlatego wszystko co przeciwdziała oznakom starzenia i spłyca zmarszczki jest teraz bardzo w "moim stylu". Skończone 25 lat, to nie przelewki...


Maseczka do twarzy Peter Thomas Roth, Pumpkin Enzyme Mask, to moje kosmetyczne odkrycie życia. Nie warto inwestować w GlamGlow, takie jest moje zdanie, niestety. Mam dwie maseczki spod ich skrzydeł i prawda jest taka, że nie są w niczym nadzwyczajne. Obiecałam Wam o tym wpis i na pewno się jeszcze pojawi. Niedobra ja. Wracając do dyniowej maseczki - musicie ją mieć. Polecam poprosić o próbkę w Sephorze, bo zakochacie się w niej, tak jak ja. Pachnie pierniczkami, jesienią i ciepłą herbatą. Jej zapach potrafi przenieść w zacisze ciepłej kawiarni, gdzie siedzimy w wygodnym fotelu, popijamy korzenną kawę z przyjaciółką i patrzymy, jak za oknami mokną ludzie. Enzymy z dyni złuszczają martwy naskórek, a maseczka pozostawia skórę gładką i świeżą. Poza tym, jej zakup opłaca się o wiele bardziej, niż jej osławione koleżanki z gwiazdką, za które trzeba zapłacić (już!) 229zł/50ml. Pumpkin Enzyme Mask kosztuje 199zł za 150ml. Prawda, że lepiej?




Nie dalej, jak miesiąc temu rozjaśniłam włosy. Robię to regularnie od dłuższego czasu, ale mój fryzjer-magik dobrze wie, że o włosy trzeba dbać. Dlatego mój blond bardzo kontrolujemy i docieramy do niego powoli, małymi kroczkami. Muszę się Wam jednak przyznać do pewnej rzeczy: ŻADNA ZE MNIE WŁOSOMANIACZKA. Nie dbam (a właściwie nie dbałam) o moje włosy. Mam wysokoporowate, grube, gęste i niezniszczalne pasma. W dodatku jest ich dużo. aGwer mnie nienawidzi i wiecznie powtarza, że gdybym tylko o nie zadbała, to byłyby piękne. Dlatego zaczęłam przechodzić na dobrą stronę mocy. Co prawda, w dużej mierze spowodowane jest to rozjaśnianiem, które bez pytania wysusza włosy. Dlatego uzbroiłam się w kilka lepszej jakości szamponów (nie zrezygnuję z SLS-ów, inaczej mam wrażenie, że głowa jest niedomyta). Schowane głęboko w szafce maski do włosów wykorzystam, jako odżywki. A te dwa nowe produkty, które widzicie dzisiaj w nowościach, to rzeczy, na które się czaiłam i postanowiłam wypróbować. Kerastase mnie mocno intryguje. Głównie dlatego, że jest drogie, jak zboże. Kiedyś u Sylwii użyłam sobie olejku, który kupiłam niedawno i pamiętałam, że byłam nim oczarowana. Piękna woń inspirowana zapachem Chanel, Mademoiselle oraz kilkudniowe nawilżenie włosów - to właśnie przekonało mnie do zakupu. Elixir Ultime Oleo-Complexe kupiłam na stronie Friser.pl za 96.90zł (w każdej innej drogerii internetowej cena waha się od 115zł do 150zł). Do zamówienia dorzuciłam jeszcze kąpiel do włosów z tej samej serii Oleo-Complexe, Elixir Ultime. Głównie dlatego, że chciałam spróbować, a mniejsze opakowanie zawierające 80ml wydawało się być idealną ilością do dowiedzenia się, czy warto inwestować w tak drogi szampon. Moimi spostrzeżeniami na pewno podzielę się na łamach strony. 

Przyszła też odpowiednia pora na zakup nowego zapachu, dlatego zdecydowałam się na J'adore Eau de Toilette (499zł/100ml). Dawno nie zdecydowałam się na lekką i zwiewną nutę, dlatego tym razem wybór padł właśnie na takie świeże i "czyste" perfumy. Ich świeża, ale i kwiatowa woń jest przyjemną odskocznią od słodkich i ciężkich zapachów, z których jestem znana. Swoją drogą... chyba muszę Wam pokazać moją kolekcję perfum. Trochę się ich nazbierało.




Strasznie marzy mi się rozświetlacz Cushion z Sephory, ale... niestety, jest wiecznie niedostępny, dlatego nie mogłam kupić sobie nic ciekawego podczas promocji 3 za 2. Byłam wtedy w perfumerii z Agnieszką (aGwer) i w ten sposób obie skusiłyśmy się na pomadkę w gąbeczce Wonderful Cushion. Mój chwyciłam w kolorze 04 Wonderful Fuschia (39zł). Złapałam też miniaturę żelu micelarnego, bo od dawna byłam go ciekawa, a nie chciałam od razu decydować się na duży rozmiar (nie to, żebym dużych rozmiarów nie lubiła ;)). Z okazji urodzin w czerwcu dostałam też prezencik od Sephory, którym jest duo różów do policzków. Urocze i fajnie napigmentowane. 


Przyjechała do mnie też mama, która przywiozła mi dwie nowości. Kiedyś zagorzale obstawałam przy podkreślaniu brwi kredką. Teraz coraz chętniej sięgam po cień. Po długim czasie namysłu, doboru koloru i szukaniu odpowiedniej trwałości, zdecydowałam się na podwójny cień do brwi w odcieniu Taupe od Anastasia Beverly Hills. Wystarczy delikatnie oprzeć włosie pędzelka w pudrze by móc cieszyć się pigmentacją, której inne produkty mogą mu tylko pozazdrościć. 


U Marleny  wyczytałam gdzie dorwę Drying Lotion od Mario Badescu. (Dziękuję! <3) Polowałam na niego na jednej z norweskich stron przez kilka tygodni i się udało. To taki specyfik, którym bezpośrednio atakuje się zmiany skórne. Wszelkie "bomby" hormonalne, pryszcze, które paraliżują pół twarzy przy jego pomocy idą w zapomnienie. I Bóg zapłać! Wyobraźcie sobie, że wystarczyło jedno zdanie i moja mama była już kupiona. Chciała ten produkt tak samo, jak ja. Zaraz po niej wytłumaczyłam Agnieszce (tak, tak, to znowu aGwer), że też potrzebuje go w życiu i... nie mylicie się. Zamówiłam trzy buteleczki :)



Będąc podczas jednych zakupów w Biedronce, natrafiłam na kosmetyki marki Lirene. Prawdę mówiąc, z ich kolorówką nie miałam zbyt wiele do czynienia, dlatego postanowiłam skusić się na dwa produkty do makijażu twarzy. Padło na rozświetlacz oraz różo-bronzer. Oba w cenie 15.99zł. 

A na koniec creme de la creme. Oto one, pomadki Kylie Jenner we własnej osobie. Albo we własnym uosobieniu. Zdecydowałam się na jeden Lip Kit, czyli pomadkę matową z dedykowaną do niej konturówką (Koko K/29$), jedną pojedynczą pomadkę matową (Mary Jo K/17$) oraz błyszczyk (So Cute/15$). Najbardziej bolesną była cena przesyłki. Wartość jednego błyszczyka, to całkiem sporo i mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni, bo jedno wiem na pewno - chcę ich więcej. Pachną, jak waniliowe ciastko, utrzymują się fenomenalnie, czerwień jest niezwykle piękna, a na dodatek nigdy nie kochałam tak błyszczyka, jak teraz. 



I to by było na tyle moich kosmetycznych nowości. Powiedzcie mi, czy miałyście do czynienia z tymi produktami i czy coś szczególnie wpadło Wam w oko. Dajcie znać w komentarzach!

11 najlepszych i najgorszych produktów do brwi

Thursday, October 8, 2015 -



Dzisiaj sposoby na brwi idealne. Wiem, że każda z nas jest inna i każda z nas metodą prób i błędów dochodzi do kształtu brwi, który naprawdę nam pasuje, ale ja chyba z powodzeniem mogę powiedzieć, że jestem ze swoich zadowolona. Przynajmniej na razie. Może za kilka lat złapię się za głowę :) 

Jednak mam ochotę przybliżyć Wam trochę ten temat. Jako że jestem brwiową maniaczką i nie wyobrażam sobie makijażu bez zrobionych brwi, to wydaje mi się, że mam coś-niecoś na ten temat do powiedzenia. 

ŻELE 

Maybelline browDRAMA (ok. 25zł)
Zaczynamy od produktu, który niespecjalnie polecam. Pamiętam, że bardzo go chciałam, gdy jeszcze nie był dostępny w Polsce. Swój pierwszy, z tintem koloru, kupiłam w Norwegii. Wtedy zapłaciłam za niego krocie, bo kosztował jakieś 160kr (co w przełożeniu na polskie pieniądze daje nam niezłą sumkę, około 70zł). Szczoteczka jest, jak w moim mniemaniu, do bani. Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdyby nie była zakończona taką dziwną kulką. Sam żel w środku, niestety, nie jest zbyt imponujący. Mam dwie wersje - transparentną oraz barwioną. Ta barwiona wykazuje zdecydowanie lepsze właściwości, zwłaszcza jeśli chodzi o utrzymanie włosków w miejscu. Jednak, jak dla mnie, na dwóch-trzech godzinach spokoju się kończy. Wieczorem moje brwi wyglądają, jakby chciały, a nie mogły. Mimo lepszej trwałości, można mu zarzucić fakt, że brudzi przestrzeń dookoła brwi. Jak nie jesteście wystarczająco uważne i nie depilujecie włosków, które są niewidoczne, to... niestety się na nich osadzi. A wszystko przez tę dziwną, kosmiczną końcówkę. Proponuję więc sięgnąć po nożyczki i samemu skrócić włoski do równej długości, tak żeby szczoteczka była, taka jak wszędzie. 


L'Oreal Brow Artist Plumper (ok. 40zł)
A to mój niekwestionowany ulubieniec. Nic mu nie jest w stanie zaszkodzić. Moje brwi trzyma w miejscu cały dzień, a jak już wiecie, bywają niesforne. Dlatego z ręką na sercu mogę go polecić każdemu. Ja akurat mam wersję z kolorem, ale na pewno, podczas jakiejś promocji w Rossmannie, zaopatrzę się też w wersję transparentną. Nie sprawia, że brwi są błyszczące, doskonale je trzyma i ma wygodną szczoteczkę. Aplikator ma długą rączkę, ale malusią spiralkę na końcu. IDEAŁ!

Essence, Make me brow (ok. 10zł)

Jako jedyny żel z mojej kolekcji, ma w sobie delikatne włoski, które przyczepiają się do naszych naturalnych i udają, że są prawdziwe :) Tani, jak barszcz! A jaki dobry! Może nie ma mocy wymienionego wyżej (tutaj polecam użyć jeszcze jakiegoś utrwalacza), ale za to fenomenalnie wypełnia brwi. Co prawda, nie spodziewajcie się dwóch, wyrysowanych ideałów, ale co prawda, to prawda - świetnie się nada na dni, w których nie będziecie mieć ochoty w precyzyjne zabawy. 


KREDKI 

Kiko Precision Eyebrow Pencil (ok. 25zł)

To moja ulubiona kredka do brwi z tych tanich propozycji. Jedynym jej minusem jest fakt, że trzeba ją temperować. Ja jednak wolę te wysuwane, chociaż nie dają one takiego idealnego konturu. Mimo wszystko, Kiko daje mi maksimum precyzji. Szczoteczka/grzebyczek, który znajduje się na końcu... przemilczmy sprawę, bo się do wyczesywania nie nadaje, ale tutaj najważniejsza jest kredka. A ta, zasługuje, żeby znaleźć się w zbiorach każdej kosmetykomaniaczki.

Golden Rose, Eyebrow Pencil/ Classics (ok. 8zł) 
Kupiłam je stosunkowo niedawno i powiem szczerze, że szału nie robią. Wiem, że są tutaj też ich duże fanki, ale ja niestety nie mogę się do nich zaliczyć. Nie zrobiły na mnie fenomenalnego wrażenia. Przede wszystkim, uważam, że są trochę za miękkie - przynajmniej dla mnie. Chociaż wybór kolorystyczny jest świetny, bo znajdziecie w asortymencie mnóstwo odcieni, to niestety... konsystencja, a co za tym idzie - trwałość, to rzecz nie dla mnie. Zostanę więc przy konturówkach do ust.


Na  zdjęciu kolejno: Anastasia Beverly Hills,  Brow Wiz w odcieniu Taupe; Golden Rose Dream Eyebrow Pencil 307 i 309; Golden Rose Classics Eyebrow Pencil 404; Kiko Precision Eyebrow Pencil 02; L'Oreal Brow Artist Shaper brunette; Maybelline browSATIN, medium brown; Inglot konturówka do brwi w żelu 12

Maybelline, browDRAMA (ok.25zł)
W przeciwieństwie do żelu, który według mnie jest niewypałem,  kredka zasługuje na pochwały.  Na wiele pochwał. To uroczy produkt do brwi, który jak na swoją cenę,  jest naprawdę dobry jakościowo.  Rysik jest wykręcany (takie lubię najbardziej), więc nie daje precyzji natemperowanej, ostrej kredki, ale nie ma tragedii, pozwala na dobre wyrysowanie kształtu brwi. Jedyny minus - rysik jest delikatny,  więc radziłabym uważać na to, żeby nie wysunąć go zbyt mocno, bo łatwo się łamie. Z drugiej strony mamy wykręcaną gąbeczkę, która nabiera odrobinę cienia, ukrytego w zatyczce. Daje to naturalny i delikatniejszy efekt, ale ja nie jestem jego fanką.

L'Oreal, Brow Shaper (ok. 30zł)
Jeśli chcecie ją kupić - zdecydowanie odradzam. Tutaj mamy sytuację odwrotną, niż z Maybelline. Tak już się niestety stało,  że żel jest genialny, a kredką można malować chyba tykko w kolorowance... z jednej strony zakończona woskiem, który...hm... nie daje nic? Moich włosków nie utrzymuje w ryzach, nieprzyjemnie je oblepia i sprawia że kredka nałożona przed, czy po - wygląda nieestetycznie. Wosk do wyrzucenia,  formuła do naprawy! Kredka jest miękka,  ale niestety aż za bardzo. Nie działa to na jej korzyść.  Rozmazuje się w ciągu dnia i nie wytrzymuje na miejscu zbyt długo.  Żywotność porównywalna do muszki owocówki (chociaż tamta daje radę dłużej :))

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz (ok. 90zł)
Najdroższa z kredek, jakie posiadam, ale zarazem najlepsza. Kiko jest fenomenalna, ale na dłuższą metę,  ta jest lepsza.  Przede wszystkim, nie marnuje się ani gram produktu. Dlatego nie lubię temperować kredek, wkurzam się,  że połowę wrzucam do kosza... Brow Wiz jest trwała, precyzyjna, idealnie woskowa. Jej formuła dlugo się utrzymuje.  Ta woskowość sprawia, że łatwo się z nią pracuje,  ale też nie trzeba się martwić, że w ciągu dnia zniknie z twarzy. Kredka ma też najlepszą szczoteczkę do wyczesywania nadmiaru produktu i układania włosków - cudo! Nawet takie szczoteczki z firm zajmujących się produkcją pędzli, jej nie dorównują.  Ja jestem szczerze zakochana.  Starczyła mi na kilka miesięcy używania i chcę kupić kolejne, trzecie już opakowanie. Chociaż waham się,  czy nie zdecydować się na pomadę. 

CIENIE I POMADY


Gosh (ok. 40zł)
Nie jestem fanką podkreślania brwi cieniami. Jakoś,  nie są to moje klimaty i nie podoba mi się ten efekt u mnie. Wiele z Was preferuje taką metodę i bardzo ją sobie chwalicie. Fakt, teraz wyszły (podobno genialne!) cienie do brwi z Golden Rose. Znany i lubiany jest też Brow Pow z theBalm. Ja jednak mam tylko paletkę z Gosha, która spisuje się nawet ok. Fanki makijażu brwi przy użyciu cieni, na pewno będą zadowolone. W palecie znajdują się trzy cienie o różnej barwie oraz wosk. Wosk uczczę minutą ciszy... tyle w tym temacie. Cienie jednak są ok. Mają ciekawe, chłodne tonacje a paletki są tak skonstruowane by każda z nas mogła sobie dobrać odpowiedni kolor do swoich brwi.

Inglot (ok. 35zł)
Ta pomada była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jest malutka i nie najtańsza, bo za 2g płacimy prawie 40zł, ale warto! Naprawdę warto ją mieć. Przede wszystkim, jest to ilość produktu, którą da się zużyć, przynajmniej w znakomitej większości, nim wyschnie, czy straci ważność. Jest wydajna, długo utrzymuje się na brwiach i nie znika z nich, z niewyjaśnionych przyczyn. Jest całe mnóstwo kolorów, które będą pasowały do każdego typu urody. Ja ją uwielbiam! Produkt naprawdę wysokiej jakości. 

Make Up For Ever (105zł)
Niewidoczna na zdjęciach, ale o niej napiszę, bo swoją miałam i zdanie o niej też jakieś tam posiadałam. Generalnie - nie polecam. Po pierwsze, na pewno nie nadaje się dla dziewczyn, które chcą szybkiego efektu. Ona wymaga precyzji i więcej roboty, niż dwa machnięcia kredką. Łatwo z nią przesadzić i zrobić sobie dwie brwi odrysowane od szklanki. Jej cena ciągle, ale to ciągle rośnie! Dwa lata temu kosztowała 86zł. Mnie udało się ją kupić taniej, ale jak zerknęłam dzisiaj na stronę i zobaczyłam cenę - nie warto! Naprawdę nie warto w nią tyle inwestować. Niby jest wodoodporna, niby trwała i wydajna, ale... jest tyle dobrych produktów na rynku, które są tańsze i lepsze, że naprawdę... uważam, że to jeden z produktów MUFE, w który nie powinno się ładować pieniędzy. Tym bardziej, że cena ciągle rośnie, a pojemność przecież i tak zostaje taka sama. W dodatku, według mnie, mamy słaby wybór kolorystyczny. Lepiej skierować swoje kroki w stronę Inglota. SERIO.


A co jest Waszym ulubionym produktem do brwi? Wolicie cienie, czy kredki? Czego nie polecacie?
A jeśli nie wiecie, jak malować brwi, to zapraszam Was na post Agnieszki ;) 

Brwiowa rutyna z Brow Wiz, Anastasia Beverly Hills

Tuesday, March 24, 2015 -


ANASTASIA BEVERLY HILLS CONTOUR KIT

Saturday, March 14, 2015 -


MONDAY MORNING MAKEUP

Monday, February 9, 2015 -

ULUBIEŃCY STYCZNIA

Sunday, February 1, 2015 -

DO GÓRY