Hej!
Jakoś ostatnio tracę moc i nie mam siły. Jak sobie pomyślę, że całe to wolne zaraz się kończy, że rodzice byli na chwilę i znowu się nie spotkamy przez pół roku, że za drzwiami czyha szara rzeczywistość, no to same wiecie najlepiej, co opada :)
Jednak nie mogę Was zaniedbywać, prawda? Dlatego dzisiaj przyszła pora na parę słów o lakierze zakupionym podczas promocji w Rossmannie. Mowa tutaj o piaskowym lakierze z Wibo, Wow Glamour Sand(efekt brokatowego piasku nr 3).
Tak, wiem. To zdjęcie nie zdobyłoby tytułu miss podczas konkursu na najlepszą ostrość, ale znakomicie oddaje to, w jaki sposób lakier połyskuje na mnóstwo barw. W słońcu prezentuje się naprawdę uroczo. Efekt brokatowego piasku, to wykończenie, którego starałam się unikać. Zwyczajnie mi nie podchodziło. Bałam się, że będzie się tragicznie zmywać ze względu na wspomniany brokat. Dlatego stawiałam na zwykłe piaski.
Zaobserwowałam, że wystarcza już jedna warstwa lakieru. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie dołożyła drugiej. Tak dla większego komfortu. Piaski utrzymują się u mnie bardzo długo. Tak, naprawdę bardzo. Biorąc pod uwagę, że nie używam przy nich żadnego utrwalającego top coat'u, to jednak jest się czym pochwalić.
Tydzień. Słownie siedem dni. Tyle wytrzymał u mnie brokatowy piasek Wibo. I co szczególne, miałam tylko lekko starte końcówki. Musiałam go zmyć, bo zwyczajnie odrosły mi już paznokcie, ale gdyby nie to, to nie wiem ile by jeszcze pociągnął. Nie zanosiło się na to, żeby chciał mnie opuścić :) Czytałam wiele opinii na temat tego, że lakier schodzi dziewczynom płatami po pierwszym dniu albo szybko odpryskuje. Kompletnie tego nie zaobserwowałam. Każdy z piasków w mojej kolekcji utrzymuje się u mnie znakomicie.
Zmywanie też nie przysporzyło mi problemów. Zabieg był szybki i bezbolesny. Rachu-ciachu i po strachu ;)
A tak na serio, to po prostu przykładam wacik nasączony zmywaczem, czekam chwilę i ściągam cały lakier praktycznie przy pierwszym pociągnięciu. Nie wymaga on jakichś dziwnych zabiegów z owijaniem sobie folii aluminiowej wokół palców.
Drobinki pięknie mienią się w słońcu, ale w pomieszczeniach lakier wygląda równie pięknie i szykownie. Takie ciemne kolory moim zdaniem wyglądają elegancko, wyszczuplają optycznie dłonie. Gdy oglądałam jego zdjęcia (w buteleczce) w Internecie, to myślałam, że jest on czarny z drobinkami. Jednak nie do końca tak jest. Mamy tutaj do czynienia z ciemnym fioletem, może wpadającym w śliwkę. Drobinki opalizują na srebrno, złoto, jasny fiolet, niebieski i ciężko zliczyć, jakie kolory jeszcze. Wszystko zależy od padającego na nie światła.
Dobrze się rozprowadza, pędzelek jest wygodny. Chociaż nie wiem, czy mi się taki trafił, czy to norma w każdym. Mianowicie jest delikatnie skośnie ścięty. Nie przeszkadza mi to jednak ani odrobinkę w aplikacji. Lakier schnie praktycznie błyskawicznie, co sobie bardzo cenię. Nie lubię czekać godzinami, aż lakier zaschnie mi na paznokciach. Tutaj odbywa się to w mgnieniu oka.
Kosztuje 7.40 (ja kupiłam ze zniżką)
Podoba się Wam? Mnie bardzo!
Czujecie to, że za chwilę zaczniemy nowy rok? I znowu miliony deklaracji, które będzie trzeba spełnić. Z racji tego, że moja dieta mi idzie raczej... średnio, to moim noworocznym postanowieniem jest pójście na siłownię (i nie to, że dam czterech liter i nie pójdę, tylko już od stycznia) i większego pilnowania się przy diecie. Nie tylko ja sama, ale Kubę też ścignę. Pewne kroki w tym kierunku już zostały poczynione i nie ma to tamto. A Wy? Macie jakieś postanowienia?