Showing posts with label tusz do rzęs. Show all posts

Benefit, Roller Lash Mascara | Podkręcający tusz do rzęs

Tuesday, July 4, 2017 -

benefit-roller-lash-mascara-tusz-do-rzes-podkrecajacy

Jakiś czas temu zapowiadałam Wam, że na blogu regularnie będą pojawiać się recenzje maskar, które trafiają w moje ręce. W ten sposób zrecenzowałam Wam już maskarę Burberry, Cat Lashes oraz Pupa Vamp! Definition. 

Dzisiaj przyszła pora na tusz marki Benefit, który nosi nazwę Roller Lash Mascara. Swoją przygodę z tuszami tej marki już miałam i nie wspominam dobrze They're Real. Wyglądała u mnie okropnie. Ta skusiła mnie jednym - podobno każdy kto nienawidzi They're Real, kocha Roller Lash. 

benefit-roller-lash-mascara-tusz-do-rzes-podkrecajacy

Taką miniaturę, którą Wam pokazuję na blogu, można kupić sobie na stronie Sephory. Jej cena wynosi wtedy dokładnie 63zł za 4g produktu. Jednak, maskara ta w regularnej wielkości i cenie wynosi odpowiednio 8.5g oraz 139zł. Silikonowa szczoteczka dobrze rozczesuje rzęsy i powiedziałabym, że poza tym, że jest lekko zakrzywiona, to nic w niej nadzwyczajnego nie zauważyłam.

benefit-roller-lash-mascara-tusz-do-rzes-podkrecajacy

Producent twierdzi, że z tym tuszem zapomnieć możemy o zalotce. I same z resztą widzicie, że na zdjęciu moje rzęsy są wyraźnie podkręcone i uniesione. Piękny efekt. Niestety, wolałabym tylko, żeby masakra miała jeszcze dodatkowe wydłużenie. A tak to niestety, nie ma szału. Co prawda, pięknie podkręca rzęsy i efekt ten utrzymuje się dosłownie cały dzień, ale przez to, że nie jest spektakularnie czarna albo spektakularnie wydłużająca - nie robi na mnie takiego wrażenia, jak na innych. A szkoda! 


benefit-roller-lash-mascara-tusz-do-rzes-podkrecajacy

Każda kolejna warstwa tuszu niestety skleja rzęsy i nie wygląda estetycznie. Nie mówiąc już o tym, że wtedy je obciąża i zaczyna się nieładnie kruszyć. Zostaję więc przy jednej warstwie. Jest w porządku, ale jak na tę cenę, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. 

Macie swoje ulubione maskary? Co sądzicie o maskarze Roller Lash z Benefitu?
Dajcie mi znać w komentarzach!

Pupa Vamp! Definition Mascara

Wednesday, March 22, 2017 -

pupa-vamp-definition-mascara

Ostatnio mówiłam Wam, że częściej będę wrzucać recenzje tuszów do rzęs. Przy okazji wpisu o Cat Lashes od Burberry stwierdziłam, że trzeba Wam pokazać więcej tego typu produktów, którymi się zachwycam, bądź nie. 

Dzisiaj pogadam sobie o tuszu, do którego mam dość mieszane uczucia. Trudne jest określenie tutaj swojej opinii, bo najzwyczajniej w świecie nie do końca wiem, o czym myśleć. Pupa Vamp! Definition Mascara, to nowość marki, dostępna w perfumerii Douglas. Jej cena to 75zł. Już po samej nazwie łatwo jest wywnioskować, że ma ona zwiększać objętość rzęs.

pupa-vamp-definition-mascara

Ma wygodną, silikonową szczoteczkę, która nabiera idealną ilość produktu. Ma krótkie włoski, które rzeczywiście pozwalają na wygodną aplikację oraz precyzyjne rozczesanie rzęs. Jak widzicie na zdjęciu, koncentracja tuszu pojawia się na wysokości nasady rzęs. W tym miejscu produkt się przykleja najbardziej i sprawia, że rzęsy wyglądają na bardzo gęste. Niestety, nie mogę powiedzieć, że fenomenalnie je wydłuża, w tej kwestii brak efektów. 

Ale, kocham ją za brak osypywania oraz trzymanie podkręcenia przez cały dzień. Dosłownie cały dzień rzęsy są sprężyste i pięknie wywinięte.

pupa-vamp-definition-mascara

Jej dodatkowa zaleta? Świetny skład, który został przebadany oftalmologicznie i nadaje się dla osób o wrażliwych oczach oraz noszących soczewki. Dla mnie to plus, bo podczas wiosennych alergii muszę uważać na to, jak i czym robię makijaż.

Jest fajna solo, ale ja lubię jej używać w połączeniu z czymś, co daje mi świetne wydłużenie. W duecie wygląda znacznie lepiej.

pupa-vamp-definition-mascara

A jaka jest Wasza ulubiona maskara? Podoba Wam się efekt Pupa Vamp! Definition Mascara?
Dajcie znać w komentarzach!

Burberry, Cat Lashes Mascara

Tuesday, March 7, 2017 -

burberry-cat-lashes-mascara

Makijaż Burberry na dobre zdominował moją codzienną kosmetyczkę. Z przyjemnością sięgam po te kosmetyki każdego dnia. Zachwyca mnie nie tylko ich design, ale przede wszystkim jakość. Jakość, która jest naprawdę fenomenalna. 

Rzadko, naprawdę rzadko zachwycam się tuszami do rzęs. W swoim życiu znalazłam tylko kilka takich, z których byłam naprawdę zadowolona. Na palcach jednej ręki mogę je zliczyć. I teraz, powiem szczerze, że znalazłam jeden z tych, do których z przyjemnością będę wracać w przyszłości.

burberry-cat-lashes-mascara

Mascara Cat Lashes /135zł/7ml/ od Burberry w kolorze 01 Jet Black, to mój ulubieniec do makijażu zarówno dziennego, jak i wieczorowego. Pozwala ona bowiem na uzyskanie dwóch, niezwykle kobiecych i niezwykle seksownych efektów.

burberry-cat-lashes-mascara

Ten pierwszy, to rzecz jasna lekkie podkreślenie rzęs, które idealnie sprawdzi się w makijażu do pracy, czy do szkoły. Jest lekko i dziewczęco, ale równocześnie intensywnie! Jej formuła pozwala na swobodne dokładanie warstw, dzięki czemu nietrudno o uzyskanie prawdziwie uwodzicielskiego spojrzenia pełnego głębi. To prawdziwe kocie oko!

Ten drugi, do możliwość dołożenia maskary w ciągu dnia, aby nadać spojrzeniu jeszcze więcej dramaturgii, intensywnej czerni rzęs i wyostrzyć makijaż oka.

burberry-cat-lashes-mascara

Rzęsy, w obu przypadkach, są rozdzielone, wydłużone i podkręcone od nasady aż po same końce. Oko optycznie zostaje powiększone, otwarte i wyrazistsze. Bardzo elastyczna szczoteczka wykonana została z polimeru (elastomer). Jej kształt przypomina odrobinę klepsydrę i jest niezwykle użyteczny. Końcówka pozwala na szybkie podkreślenie zewnętrznego kącika. Formuła jest bardzo lekka, dzięki czemu rzęsy nie są obciążone w ciągu dnia. Wręcz przeciwnie! Są miękkie i elastyczne, pozwalając w ten sposób na poprawki w ciągu dnia (jeśli zdecydujecie się na przykład na pogłębienie makijażu).

burberry-cat-lashes-mascara

burberry-cat-lashes-mascara

Maskara nie osypuje się i nie odbija na dolnej powiece. Jestem autentycznie - zachwycona. Chylę czoła i mam nadzieję, że reszta tuszy do rzęs Burberry okaże się równie świetna.

Ogólnie, na blogu bardzo rzadko pojawiają się maskary i powiem szczerze, że musi się to zmienić. Mam kilka ciekawych pozycji, które muszę Wam przybliżyć. Takich z wyższej, jak i z niższej półki. I niech dzisiejszy post będzie rozpoczęciem serii recenzji o maskarach do rzęs ;) 

Co sądzicie o Cat Lashes od Burberry? Jaka jest Wasza ulubiona maskara?

Test duetu, czyli maskara i cienie

Tuesday, January 7, 2014 -

Hej!

W sumie, to trio! Jakby tak dobrze policzyć :) Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją dwóch kosmetyków kolorowych. Poddane testom zostały kosmetyki firmy Ados i Art De Lautrec, dokładniej mówiąc maskara i duet cieni. 


Zacznijmy od cieni.
W opakowaniu znajdziemy duo, którym spokojnie możemy wykonać cały makijaż. Oczywiście, taki bardzo podstawowy, dzienny, do pracy, czy na uczelnię. Cienie, to piękne, satynowe kolory, które trafiły mi się w numerze 216. I ktoś tutaj trafił w dziesiątkę, bo takie barwy uwielbiam i najczęściej maluję się właśnie w ten sposób. Tylko od czasu do czasu pozwalam sobie na szaleństwo z innymi barwami. Dlatego te kolory, spisują się u mnie idealnie. 


Cienie są dobrze napigmentowane i bardzo łatwo się nimi pracuje. Świetnie się blendują, ale nie znikają z powieki. Jaśniejszy służy mi zazwyczaj do rozjaśnienia wewnętrznego kącika. Są trwałe. Specjalnie wypróbowałam je bez bazy i z bazą, na której pozostały bez najmniejszego uszczerbku. Za to bez bazy spisały się świetnie, bo 6-8 godzin wytrzymania na moich powiekach opiewa na niemały sukces


Opakowanie troszkę tandetne, ja takich osobiście nie lubię i gdyby nie fakt, że nie zmieszczą mi się do magnetycznej palety, to już dawno bym je rozbroiła. Do kompletu dołączona jest pacynka, która nie jest najgorszej jakości. W sumie fajnie jest wziąć takie duo ze sobą do torebki. Dużo miejsca nie zajmuje, a my możemy zrobić poprawki w ciągu dnia. 

Cienie są bardzo tanie, za 3g zapłacimy 9.50zł. Cena marzenie, przy takiej jakości. Dla mnie bomba. Możecie dostać je tutaj.


I teraz maskara firmy Ados Cosmetics. 


W tubce znajduje się 12ml kosmetyku. Wersja False Lash Volume ma na celu pogrubiać i wydłużać rzęsy. Jest to zwykły tusz, nie wodoodporny, przez co mniej obciąża rzęsy. Szczoteczka jest zaprzeczeniem tego, co w tuszach lubię. Jest dość duża, może nie ogromna jak w maskarach Astor, ale duża i wykonana standardowo. Ja osobiście wolę małe i sylikonowe. I co mogę powiedzieć na jej temat? UWIELBIAM! Jestem w niemałym szoku, bo do tej pory tak naprawdę żadna zwykła szczoteczka mi się nie podobała. Zawsze się upaćkałam tuszem na powiekach, albo sklejała mi przesadnie rzęsy nie rozczesując ich w ogóle. Tutaj nie ma takiego problemu. Szczoteczka pięknie podkreśla rzęsy, ładnie je rozczesuje i wydłuża. Tusz się nie osypuje w ciągu dnia i nie rozmazuje. Uzyskuję nią pożądany przeze mnie efekt, więc nakładam na rzęsy tylko jedną warstwę tuszu. Taka ilość mnie satysfakcjonuje. Nie lubię go mieć za dużo.



Dla mnie rewelacja. Zwłaszcza, że kosztuje tylko 9.10 zł. Zauważyłam ostatnio (na własnym przykładnie, nie mówię tutaj o nikim innym), że maskary, które nie kosztują za dużo sprawdzają się u mnie znacznie lepiej niż niektóre, na które wydałam znacznie więcej. Możecie go zamówić http://tutaj.

Przy poprzednich paczkach od drogerii uholki.pl miałam mieszane uczucia. Przy niektórych kosmetykach byłam zadowolona, przy czym inne mnie nie zachwycały. Tym razem jestem bardzo zadowolona z obu produktów, które trafiły do mojej paczki.

Miałyście może któryś z tych produktów? Lubicie? :)

Clinique, High Impact Mascara

Wednesday, September 25, 2013 -

Hej!
Wiecie pewnie o tej promocji, która panuje albo jest już tylko wspomnieniem. Miała trwać do wyczerpania zapasów, więc nie wiem, jak to wygląda w Waszych Douglasach. Ja wybrałam się do sklepu na drugi dzień od ogłoszenia całej akcji wymiany starego tuszu na miniaturę nowego i było ich jeszcze całkiem sporo. 

Podobają mi się takie akcje, bo ja pozbywam się starych kosmetyków, a dostaję w zamian coś, na co pewnie sama bym się nie skusiła. Kompletnie obce są mi tusze Clinique i nawet nie zwracałam na nie uwagi. A w ten sposób mam możliwość przetestowania produktu. 


Pech chciał, że tydzień wcześniej robiłam taki NAPRAWDĘ generalny porządek i pozbywałam się rzeczy, które leżą a ja ich nie używam. Wyrzuciłam w ten sposób cztery maskary. I Bogu dzięki, że jedna się jeszcze uchowała, bo pewnie serce by mi pękało, że nie mogę sobie wymienić tuszu. 


Miniaturka maskary z Clinique ma 3,5g, podczas gdy jej cała wersja ma 8. To całkiem spora próbka. Producent obiecuje, że ma ona zwiększać objętość i długotrwale podkręcać. 

Moja opinia:

Tusz jest pięknie czarny i ma przyjemną konsystencję. Nie jest ani za rzadki, ani za gęsty. Nie uczula, co jest dla mnie bardzo ważne, bo ostatnio zaczynam płakać przy każdym malowaniu rzęs albo ni stąd ni zowąd oko mi płacze w ciągu dnia. Z nią na szczęście tego nie mam. 


Szczoteczka jest standardowa, z normalnego włosia. Osobiście wolę sylikonowe szczoteczki i szczerze mówiąc nie wiem dlaczego ostatnio je odstawiłam na rzecz tych normalnych. Wykończę swoje aktualne tusze i na pewno kupię jakiś z sylikonową szczoteczką. Ta w tuszu nie jest cudem świata i niestety nie oszalałam na jej punkcie. Jest niewygodna, trochę za długa - przynajmniej dla mnie.



Mimo to, bardzo podoba mi się efekt, jak nią uzyskałam. Nie pogrubia spektakularnie, ale ja nie lubię dramatycznych rzęs. Wolę naturalny look i ta maskara taki gwarantuje. Fajnie podkręca i rozdziela rzęsy , a efekt utrzymuje się dość długo. Nie odbija się i nie rozmazuje, więc mogłam zapomnieć o oku pandy. Jest jednak konkretny powód, dla którego jej nie kupię. Jaki? Taki sam efekt mogę uzyskać każdą, dużo tańszą maskarą.

Występuje w dwóch kolorach, czarnym i czarno-brązowym. Jej cena, to 115zł, a z kuponem dostaniemy gratis w postaci 30ml płynu do demakijażu. Skusicie się? Ja raczej nie.



Światowy Dzień Blogera

Saturday, August 31, 2013 -

Hej!
Dzisiaj, z racji niezwykle ważnego święta przyszedł czas na dosyć luźny, odrobinę refleksyjny post.
Przede wszystkim chcę życzyć wszystkiego najlepszego każdemu z nas. Tym, którzy blogi piszą i tym, którzy te blogi czytają.  Wiadomo, że jeśli zabrakłoby któregoś z elementów, to nie miałoby to sensu. Dlatego jeszcze raz życzę Wam wszystkiego najlepszego. Sporo pomysłów na nowe posty i wiecznej, niekończącej się weny twórczej.  I żeby ktoś to chciał czytać;-)

Trochę już czasu minęło odkąd napisałam swój pierwszy post i postanowiłam, że nie będę się wstydzić, bo nie ma czego. W blogosferze utrzymuję się już całe 5 miesięcy.  Współpracuję z dwoma portalami i wczoraj udało mi się nawiązać przepiękną współpracę (o której dowiecie się już niebawem). Od zawsze gardziłam osobami, które tworzą blogi po to, żeby coś dostać za darmo i piszą pochlebne opinie tylko dlatego, że nie wydali na produkt ani grosza. Nie, tego u mnie nie było i nigdy nie będzie.  Chcę Was o tym zapewnić,  bo traktuję Was jak taką jedną, troszkę większą przyjaciółkę, z którą rozmawiam o kosmetykach i zwierzam się, polecam dany produkt albo kompletnie go odradzam, zabraniając wręcz zakupu. Nie lubię, gdy ktoś oszukuje mnie, dlatego i Wam mydlić oczu nie będę.

Cieszy mnie to, że blog coraz bardziej się rozwija. Mam już 165 lubisiów na Fb, 226 tutaj. Do grona obserwatorów coraz częściej dołączają też dziewczyny, których blogi sama czytam - co jest dla mnie wyróżnieniem.  Ale równie wielką przyjemność sprawiają mi dołączenia osób, które trafiają do mnie i chcą zostać, bo im się podoba. Cieszę się też, że po organizowanych przeze mnie rozdaniach prawie nikt nie znika z bloga.

Uwielbiam czytać Wasze komentarze i z Wami rozmawiać.  Nie bójcie się więc pisać pod postami, choćby po dwa słowa :-)

Niby nie warto jarać się statystykami, ale to że po 5 miesiącach mamy już ponad 25 tysięcy odsłon, to -nie ukrywam - bardzo cieszy.

A na koniec tego mojego refleksyjnego posta, pragnę się z Wami podzielić moim dzisiejszym prezentem, w końcu mi się należał ;-) Niedługo więcej o nim. Dzisiaj samo zdjęcie z "w oczekiwaniu na tramwaj" ;-)

BUZIAKI DLA WSZYSTKICH :-*



DO GÓRY