Showing posts with label food. Show all posts
Showing posts with label food. Show all posts

Tuesday, August 24, 2021

Trzeba kuć żelazo póki gorące!

Nie znoszę jazdy samochodem, a dłuższa trasa to dla mnie katorga. Cóż, tak mam. Ale żeby jakoś znieść te męczarnie, bo czasami gdzieś pojechać trzeba, stosuję metodę małych kroków to znaczy patrzę na tablice z wypisanymi nazwami miast i odległością, i staram się nie widzieć, że do docelowego miejsca mamy jeszcze 500 km... Trzymam się myśli, że najpierw do miasta A jest 50 km, a potem kiedy miniemy miasto A, to do miasta B jest już stamtąd 30 km, i tak dalej. I w ten sposób jakoś mi ta podróż mija w miarę bezboleśnie. *^-^*



Tak samo ostatnio zrobiłam z szyciem - zamiast nastawiać się na wykonanie danej rzeczy od początku do końca za jednym posiedzeniem, robiłam małe kroczki. Do pokoju dziennego przyniosłam maszynę, papier do kopiowania, pudło z tkaninami. W związku z tym zrobił się tam bałagan, no ale cóż, mieszkanie nie jest z gumy i go nie rozciągnę, żeby uzyskać dodatkową pracownię!... Każdego dnia (albo prawie każdego, jak mi kondycja pozwalała) robiłam troszeczkę - odrysowałam wykrój z Burdy na bluzę, albo wykroiłam elementy do szycia, albo tylko zaszyłam tunel na gumkę w spódnicy i wpuściłam tę gumkę. Nic na siłę i na szybko. W związku z tym miałam satysfakcję, że coś udało mi się tego dnia zrobić, i na dzień dzisiejszy po dwóch tygodniach mam gotową jedną bluzkę i spódnicę, druga bluzka jest wycięta w kawałkach, bluzie z kapturem brakuje mankietów i dołu, a spodnie jeansowe, które dłubię powoli od zeszłego roku urosły do etapu gotowych przodów i tyłów! *^v^*



Na razie pokazuję fragmenty, bo zabieram to wszystko ze sobą na wakacje we wrześniu i tam mam nadzieję będzie piękna słoneczna pogoda do obfotografowania nowych uszytków! Na razie do Warszawy przyszła mokra i wietrzna jesień, a jak u Was?

 


 

Brak energii zmęczył mnie na tyle, że zdecydowałam jednak zrobić badania. W zeszłą środę dostałam od lekarza skierowanie - morfologia, magnez, potas, żelazo, tarczyca, w piątek rano oddałam krew a po południu już wiedziałam, co mi jest. Nie uwierzycie!!!...

Nie mam żelaza, stąd ta senność, brak siły, zawroty głowy, łapanie oddechu jak ryba po przejściu kilkudziesięciu metrów. Znam też źródło tego problemu, ale nie będę się tu nam nim rozwodzić, w każdym razie jestem pod opieką lekarza, dostałam leki i z czasem będzie dobrze! *^O^*~~~

***

W zeszłą sobotę były moje imieniny i dałam się Robertowi namówić na wizytę u fryzjera... Wiem jak dziwnie to brzmi, normalne kobiety lecą do fryzjera z własnej inicjatywy, ale nie ja. Moje włosy są niestety trudne - cienkie, puszące się i falujące w dowolnie wybrane kierunki, i naprawdę trzeba być dobrych w swoim fachu, żeby wiedzieć jak dobrze obciąć takie włosy, dlatego całe życie noszę włosy cięte na prosto, długie, bez grzywek czy cieniowania, bo po prostu trafiałam na takich partaczy, że wychodziłam z zakładu z płaczem... 

Dałam się namówić, ale powiedziałam sobie, że jak mnie Siergiej od razu posadzi na stanowisku do mycia głowy zamiast najpierw obejrzeć moje włosy na sucho, poczesać, pomyśleć - to uciekam! Na szczęście nie posadził, najpierw skonsultowaliśmy co ja bym chciała i czy się tak da, a potem zaczął pracę. Efekt na zdjęciu poniżej widzicie wstępny, bo tuż po skończeniu byłam mocno wyprostowana na szczotkach i było dziwacznie, potem jak trochę sama i z pomocą wiatru pomiąchałam włosy, i troszkę się spociłam to zaczęły wracać do swojego naturalnego stanu czyli zaczęły się kręcić.


 

A teraz to już mam aktywator do loków i żel, i spróbuję popracować nad mocniejszym skrętem, żeby uzyskać efekt, na jakim mi zależało - lekkiego falowanego bałaganu. Mam nadzieję, że mi się uda, so stay tuned! *^v^*

Na imieninowy obiad poszliśmy do włoskiej Dziurki od Klucza w Forcie 8, zawsze są tam kolejki i już wiemy dlaczego - pyszne jedzenie, błyskawiczna kompetentna miła obsługa, czego chcieć więcej? ^^*~~ Na pewno wrócimy tam na pizzę!




A propos pizzy, w niedzielę robiłam pizzę na lunch, pierwszy raz w życiu wyszły mi okrągłe!!! Natomiast co do piekarnika... Nagrzewałam piekarnik do maksymalnej temperatury czyli 280 stopni, kiedy osiągnął 277 - zgasła lampka, zatrzymał się wiatrak... Robert szybko wyłączył piecyk i zaczął przestawiać go na inne ustawienia, a ja rzuciłam się do ratowania pizzy, która już czekała na blacie do upieczenia! Włożyłam ją do szybko stygnącego piekarnika, żeby się jednak upiekła... O dziwo, po dwóch, trzech minutach piecyk się włączył!... Czyli przegrzał się, zadziałał bezpiecznik, a jak troszkę przestygł to mu się polepszyło i zaczął działać. Idiotyczna sprawa, najwyraźniej temperatura 280 stopni to tylko myślenie życzeniowe producenta, Amica nie potrafi zrobić piekarnika z prawdziwego zdarzenia. A zresztą, jak widzę reklamy tego piecyka w tv to mówią tam tylko o pieczeniu na parze, hm..... A już miałam nadzieję, że oddamy dziada do sklepu i dostaniem zwrot pieniędzy, i wreszcie kupimy porządny piekarnik innej firmy!

A pizze się na szczęście udały! *^o^*

 


 

 

Ostatnio w ogóle jadamy dużo włoskiego jedzenia, byliśmy z przyjaciółmi w Bottega del Gusto w Ursusie, pisałam już kiedyś o tym sklepie, ale jest to również restauracja z winem i pysznym jedzeniem!

 


 

A takie kolacje szykował mąż:




No i na dzisiaj tyle. Byle do września i byle się nie zaziębić w tych pluchach wietrznych, wtedy wsiadamy w samochód i uciekamy na południe! *^v^* Czego i Wam życzę!


Saturday, August 01, 2020

Missing pieces



Zastanawiałam się ostatnio (ponieważ na razie i tak mogę tylko teoretyzować...) czy gdybym miała możliwość wyjechania do Japonii na stałe/na długi czas, czego z produktów żywnościowych by mi brakowało.
I've been thinking recently (because at the moment I can only theorize about going to Japan...) - if I had a chance to live there, what products would I miss most as far as food goes.




Bardzo mi się podoba to, że w Japonii tak wielki nacisk kładzie się na jedzenie sezonowe, mają wręcz na tym punkcie niezłego hopla! *^v^* Kiedy przychodzi sezon na konkretne owoce czy ryby, dania z tym składnikiem są wszędzie, zachwalane i reklamowane często w piękny albo zabawny sposób. Ludzie autentycznie świętują fakt, że dany składnik właśnie wszedł do menu i że można się nim teraz cieszyć, a niedługo będzie coś nowego, na co czekali cały rok! Ta sezonowość istnieje również u nas, ale nie w tym stopniu co w Japonii. Owszem, czekamy na nowalijki wiosną, na szparagi, rabarbar czy czereśnie, ale nie robimy z tego takiego święta kulinariów. Dodatkowo, bardzo rozwinięta jest tradycja specjalności danego regionu albo miasta, i z podróży (służbowej czy prywatnej) przywozi się pudła z regionalnymi słodyczami, owocami, makaronami, kiszonkami pochodzącymi z miejsca, które odwiedziliśmy. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale z tej kategorii w Polsce znam tylko toruńskie pierniki, oscypki (dostępne w całej Polsce) i świętomarcińskie poznańskie rogale sprzedawane tylko w okolicach 11 listopada.
I really like the fact that Japan loves seasonal food, they're crazy about seasons! *^v^* When some fruit or fish are in season, dishes with this ingredient can be bought everywhere, often advertised in a beautiful or funny way. People are genuinely happy that now it's time for this food and there will be something different soon. Cherishing the seasons is also present in Poland but not to that extent. Yes, we cannot wait for the Spring young veggies to appear, we buy first asparagus, rhubarb or cherries, but it's not such a culinary fiesta like in Japan. Also, there is a strong tradition of speciality of the region or a town, when you go on a business trip or on holidays, you always bring presents for the co-workers or friends in a form of some regional sweets, fruit, noodles, pickles from the place you visited. In Poland I only know cookies from Toruń, mountain cheese called oscypek (but it's available everywhere in the shops in Poland) and the croissants baked for the Independence Day in November in Poznań.



Przejdźmy do szczegółów.
(Na początku chciałabym zaznaczyć, że poniżej podaję ceny, na które trafiałam w momencie robienia zdjęć, oczywiste jest, że produkty bywają tańsze ale też i droższe, w zależności od rodzaju sklepu, jego lokalizacji, itp).
Bardzo lubię kuchnię japońską i wszystkie jej składniki (jest tylko jedno danie, za którym nie przepadam... *^u^*)↓, więc na pewno nie miałabym problemu z żywieniem się tam na miejscu smacznie i do syta. Wybór ryb, owoców morza, glonów (to oczywiste, szczególnie w porównaniu z Polską) i mięsa w Japonii jest cudownie ogromny, zarówno pod względem gatunków jak i form przygotowania - np.: mięso jest sprzedawane pokrojone na najróżniejsze sposoby dla wygody gotującego, który już się z tym nie musi sam bawić w domu. Inną sprawą jest bardzo wysoka cena mięsa.
Let's go down to details. (Let me stress that all the prices I gave here were valid in the moment of taking the photos, af course you can buy food in Japan cheaper and more expensive, depending on the type of shop, location, ect).
I love Japanese cuisine and all its ingredients (there's only one dish I'm not too keen on... *^u^*)↓, so I wouldn't have any problems with eating. The selection of fish, sea food, algae (which is obvious compared to Poland) and meat is enormous, both in types and pre-prepared stages. For example, meat can be bought cut in many different ways to make the cooking faster and easier at home. The high prices of meat is another story.


 Wołowina różna części, najtańsza to 315 jenów za 100 g (ok. 110 zł za kilo).







Stoisko z różnymi odmianami rybiej ikry.

Podobnie jest z warzywami - różnorodność w warzywniaku jest niesamowita, oprócz podstawowych znanych u nas są różne odmiany świeżych i suszonych grzybów (suszonego borowika od baby na bazarku nie kupię, wiadomo, ale są inne podobne), najpyszniejszy gatunek dyni!, kilka odmian smakujących nam ziemniaków i ziemniakopodobnych (np.: nagaimo, satoimo, satsumaimo), spory wybór roślin szpinakopodobnych i kapustnych u nas nieznanych, odmiany bakłażana. Za to nie znają za bardzo buraków i kalafiora, nie spotykałam ich często w sklepach i tego na pewno by mi brakowało.
It's similar with vegetables - the variety of types is huge, apart from the basics you can buy many types of fresh and dried mushrooms, the most delicious pumpkin!, a few tasty types of potato (nagaimo, satsumaimo, satoimo), big selection of spinach-like leafy greens and cabbages, different aubergines. But I never saw beetroot and cauliflowers, and I know I'd miss them. 


Świeże glony, 500 jenów za miskę (ok. 18 zł).

Na pierwszym planie korzeń łopianu, 100 jenów (ok. 3,5 zł).

Kilo jabłek - 14 zł.



Tak wygląda świeży korzeń wasabi.

Owoce - hm... Tu musiałabym zapomnieć o kupowaniu na kilogramy czego dusza zapragnie, bo owoce w Japonii w sklepach są naprawdę drogie, niezależnie od sezonu na nie. Pięknie zapakowane owoce kupuje się na ekskluzywny prezent! Inna sprawa, że kupione za rękę, nogę i nerkę jabłko, brzoskwinia albo kiść winogron na pewno będą dobrze dojrzałe i przepyszne, a w Polsce to zawsze jest loteria... Jednak - szczególnie po ostatniej wizycie na wsi, gdzie rwaliśmy soczyste papierówki prosto z drzewa, brakowałoby mi tej swobody w dostępie do tanich owoców (i nie jestem pewna, czy mają tam jadalne odmiany wiśni, a to mój ukochany owoc! o agreście to nawet bym nie marzyła...).
Fruit, well... I'd have to forget about buying kilos of whatever I'd fancy on a whim because fruits in Japan are really expensive, irrespective of the season. Beautifully packed fruits are bought as an exclusive gift! On the other hand, when you pay a lot for an apple, a peach or a bunch of grapes you'll know you paid for the ripeness and taste, in Poland it's always a lottery... I know I'd miss this opportunity to get cheap apples for example, and I'm not sure they have the cherries, my favourites, not to mention gooseberries... ^^*~~


Kiść winogron za 5000 jenów (ok. 180 zł)... Garść za 2000 jenów.

Stoisko z owocami na patyku w uliczce handlowej, 4 truskawki za 200 jenów (ok. 7 zł), cząstka ananasa i melona 100 jenów (3,5 zł).

Na pewno nie miałabym takiego jak w Polsce wyboru serów i wędlin, nie mówiąc już o supermarketowym chlebie (porażka!!!!). Pojawiają się piekarnie specjalizujące się w porządnym chlebie i innych wypiekach, ale nie są tak popularne jak w Polsce, bo jednak podstawą ich żywienia jest ryż (albo biały jak śnieg i miękki jak wata chleb bez skórki!... A potem się dziwią, skąd te ciągłe zaparcia, za przeproszeniem... *^w^*) Twarożek robiłabym sama z mleka, ale już serów pleśniowych czy fety bym raczej nie produkowała, można je kupić (nawet w supermarkecie, chociaż na pewno są też sklepy specjalistyczne) ale wiadomo, nie są tanie.
Unlike in Poland, I wouldn't have the big selection of cheeses and cold meats to choose from, not to mention the supermarket bread (terrible!!!). There are good bakeries here and there but they're not that common because rice is the staple food here (and the snow-white sponge-like bread without the crust... And they're surprised when they have constipation all the time!... *^w^*). I could make my own cottage cheese from milk but I wouldn't bother making blue cheeses or feta, they're available even in supermarkets (most probably also in the special shops dedicated to them) but not cheap.

Kiszonki. ^^*~~

Kiszonki. ^^*~~

Mieszkając w Japonii na pewno żyłabym w osobistym Raju Kiszonkowym. *^O^* Uwielbiam kiszone jedzenie, zarówno produkowane za pomocą fermentacji solą jak i octem czy też za pomocą innych bakterii (nuka, koji), a tam są całe sklepy wypchane po sufit wyłącznie najróżniejszymi odmianami kiszonek - fermentowanych warzyw, owoców, ryb, glonów! Jednakże, Japończycy nie znają typowych polskich przetworów jak kapusta kiszona, ogórki kiszone i małosolne, te musiałabym robić sobie sama. Jeśli jesteśmy przy produktach fermentowanych, jest duża dostępność mleka i jogurtów, no ale kefiru czy maślanki już nie kupisz, ech... (jest jedne napój kefiropodobny Skal).
For sure, living in Japan would mean living in the Pickle Heaven for me! *^O^* I absolutely adore pickled food, made with all kinds of fermenting agent - whether it's salt, acid or other sources like nuka or koji. There are shops filled with pickled up to the ceiling - veggies, fruit, fish, algae! But in Japan they don't  know Polish salt pickled cabbage or cucumbers pickled in salty brine, so those I'd have to make myself. When we talk about the fermented foods, there's a good selection of milk and yoghurts, but no kefir or buttermilk unfortunately (there's only the kefir-like soda called Skal).


Kiszonki. ^^*~~

Kiszonki. ^^*~~

Pod względem słodyczy, deserów i przekąsek Japonia jest cudowna, moim zdaniem dlatego, że znowu wchodzi tu aspekt sezonowości - kiedy przychodzi czas brzoskwiń, arbuza czy winogron znajdziemy tam sezonowe pyszności w tych smakach! Ogrom cukierków i czekolad do wyboru, mnóstwo wyjątkowych japońskich pomysłów - m.in. słodka pasta z fasoli adzuki, kulki ryżowe mochi, herbata matcha i smak japońskiej wiśni w słodyczach i ciastkach. No i cała gama suszonych rybek i owoców morza do pogryzania, kocham miłością wielką!!!
As far as sweets, desserts and snacks, Japan is wonderful because there is again the aspect of seasonality - when the time comes for peaches, watermelon or grapes, we will find not only fruit but also sweets, puddings and snacks in those flavours! The plethora of candies and chocolates to choose from, many special Japanese flavour ideas - e.g.: sweet azuki beans paste, rice balls mochi, matcha tea and sakura cherry in sweets and cookies. And there is a huge sellection of dried fish and seafood to snack on while drinking beer, I love it!!!


 Jesienna słodka bułka z nadzieniem z kasztanów jadalnych.

Liście klonu smażone w cieście, park Minoo, Osaka

Suszone rybeńki z migdałami.

Sklep z suszonymi rybami i owocami morza, do pogryzania do piwa! ^^*~~

Specjalność regionu Kansai – warabi mochi. Galaretki robione z odmiany paproci, które tradycyjnie zjada się z kuromiso (rodzaj rzadkiej melasy produkowanej z czarnego cukru z Okinawy, bogatej w minerały) i kinako (prażona mąka sojowa).


Przekąski, jakie powitały nas w hotelu Ohito na Izu: słony yokan z hanamame (galaretka z fasoli adzuki, cukru i agaru, z dodatkiem pasty z czerwonej fasoli), miękkie "patyczki" z dodatkiem wasabi i sezamem, ryżowe wafle o smaku krewetek.

Poniżej - stoisko sprzedające świeżo smażone chikuwa - coś jak nasze paluszki "krabowe", w najróżniejszych smakach!

 


Poniżej - tradycyjne słodycze w typie naszych andrutów czy gum kulek! ^^*~~ (można powiększyć zdjęcia)





Regał z suplementami i witaminami, w płynie, w galaretce. ^^*~~ (w języku japońskim mówi się "wypić lekarstwo", pewnie wywodzi się to z picia leczniczych naparów ziołowych, ale jak widać przeszło na formy suplementacji! Oczywiście leki w tabletkach też istnieją.)


Dodatkowo istnieje coś, co jest moją wielką miłością - wafle ryżowe (senbei)!!! Oczywiście są całe sklepy poświęcone temu specjałowi - zdjęcia poniżej (ale można też kupić pyszne wafle w supermarketach, a nawet w stujenówkach!). *^v^*
Also, there is my next huge love affair - rice crackers called senbei!!! Of course there are whole shops devoted to this snack - photos below (but they're of course available in supermarkets and even 100 yen shops, too!) *^v^*






Wychodzi na to, że jedyną rzeczą, którą musiałabym sobie sprowadzać z Polski (i byłoby to możliwe, bo nie mówię o przesyłaniu w paczkach łubianek z agrestem czy butelek kefiru!... *^0^*) jest kasza gryczana palona ze Szczytna, całą resztą japońskiego jedzenia jakoś byśmy się wyżywili!...
It looks like the only thing we'd have to import from Poland somehow (and it would be possible because I'm not going to say baskets of gooseberries or bottles of kefir!... *^0^*) would be dried buckwheat, the rest of the Japanese ingredients would do!...



***

Czy macie takie produkty, bez których nie wyobrażacie sobie Waszego talerza? Czy gdybyście wyjechali za granicę, to czegoś by Wam brakowało? A może już mieszkacie w kraju, w którym czegoś polskiego nie ma, ale coś nowego pysznego przybyło? Jestem bardzo ciekawa! *^V^* 
Do you have any types of food that you cannot imagine your plate without? If you lived abroad, would you miss anything tasty? Maybe you already live in a foreign country and cannot get one thing but you fell in love with other ingredients? I'm curious, please tell me! *^V^*


↓ - to danie to chawan mushi, gotowany na parze niby-budyń, niby-galaretka z jajka z wytrawnymi składnikami (np.: grzyby, kurczak)... Jakoś mi nie pasuje ta kombinacja smaków i konsystencji, ale może nie jadłam dobrej wersji. *^-^*
↓ - this dish is called chawan mushi and it's a type of steamed egg pudding but with meat or fish inside... I somehow cannot agree with this combination, but maybe I haven't tried a good one yet. *^-^*

Zdjęcia nasze i naszych towarzyszy podróży Leny i Ciecha.

Wednesday, June 24, 2020

A w Lublinie...

Takie teraz czasy, że żyjemy z dnia na dzień, no bo nie bardzo wiadomo, co się wydarzy za tydzień, za miesiąc, trudno zaplanować wakacje albo wyjazd na koncerty/targi. Kiedy przepadła nam Japonia w maju wiedzieliśmy, że jedynymi pewniakami w tym roku są dwa śluby, na które zostaliśmy zaproszeni, a pierwszy z nich odbył się w zeszły weekend, 20 czerwca. *^v^*
We live in the times when we cannot really plan anything, let it be holidays or going to a concert or fairs, we don't know what's going to happen in a week, a month. When we didn't wait for the Japan in May any more we knew that the only points in time we were looking forward to this year were two weddings, and the first one took place last weekend, on 20th June. *^v^*




Ania i Błażej postanowili pobrać się w Lublinie (obydwoje są z Warszawy) i w piątek pojechaliśmy tam, żeby towarzyszyć im w tym specjalnym dniu. Ślub był nietypowy, bo braliśmy w nim udział tylko oni i my oraz koleżanka fotograf, nie było rodziny bo takie życzenie mieli państwo młodzi, w związku z tym cały weekend był kompletnie na luzie i dokładnie o to chodziło! *^0^*
Ania and Błażej decided to have a wedding in Lublin (they're both from Warsaw) and we went there to join them on this occasion. It was unusual because they didn't want anybody at the wedding apart from me, Robert and the photographer friend, no families. In this way the whole weekend was all about relaxing and having fun, and that was the idea behind it! *^0^*


 
 


Pierwszy raz w życiu byliśmy w Lublinie i wywarł na nas jak najbardziej pozytywne wrażenie! Miasto (a przynajmniej ta część, którą udało nam się obejrzeć) jest bardzo ładne, czyste, Starówka pięknie odnowiona i zagospodarowana mnóstwem restauracji i kawiarni. Oprócz wzruszeń ślubnych (tak, panna młoda uroniła łezkę, a ja zaraz za nią... *^-^*) skupiliśmy się głównie na jedzeniu, a było na czym! W drodze do Lublina zatrzymaliśmy się w karczmie Jakubowa Izba w Rykach, gdzie nas nakarmili obficie i smakowicie, a była to dopiero zapowiedź dalszego ciągu, ponieważ...
We were in Lublin for the first time and it was a totally positive experience! The city (at least the parts we saw) was very nice, clean, the Old Town is beautifully restored and full of restaurants and cafes. Apart from the wedding ceremony, we concentrated on eating good food! First, we stopped on the way to Lubin in the Jakubowa Izba inn where we were fed great lunch, but it was only the prelude to the symphony, because...




na kolację w piątek z okazji naszej 16-stej rocznicy ślubu zaprosiliśmy przyjaciół do żydowskiej restauracji Mandragora. Wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się z tradycyjną kuchnią żydowską a tu ugoszczono nas prawdziwą ucztą dla oka i podniebienia!!! Gęsie pipki, wątróbka w winie i miodzie, gefilte fish z lubelskim cebularzem, pierogi smażone z czosnkiem i tymiankiem, kreplach z karpiona, kaczka z cymesem, malabi, ach!... 
on Friday we had a 16th wedding anniversary and we invited our friends to the Jewish restaurant Mandragora. We never had a chance to eat traditional Jewish food before and it turned out to be a total delight!!!




W sobotę po ślubie (Urząd Stanu Cywilnego znajduje się w samym sercu Starówki) i zdjęciach zasiedliśmy do obiadu w restauracji Niepospolita, gdzie serwują polską kuchnię z okresu II Rzeczypospolitej. Przemiły właściciel (który prowadzi stronę Przedwojenne Restauracje, Bary i Hotele) zasypywał panie komplementami a kiedy dowiedział się, że to obiad poślubny poczęstował nas bąbelkami na koszt firmy! ^^*~~ 
On Saturday after wedding (Registry Office is in the middle of the Old Town's square) and photos we went to the Niepospolita restaurant where they serve Polish food from the 1920s and 30s times. The owner was very nice, he complimented our dresses and gave us the bubbly on the house when he found out it was a wedding diner! ^^*~~




Wieczorem poszliśmy do pubu Św. Michał na piwo i kolację (jedliśmy m.in. lubelskie flaki z pulpetami i tartym żółtym serem).
In the evening we went to the Św. Michał's pub for a beer and grill, we ate for example traditional tripe with meatballs and grated cheese, characteristic of Lublin.




Za to niedzielne śniadanie zjedliśmy w podlubelskiej karczmie o nazwie Bida. Oczywiście wbrew nazwie biednie tam nie karmią, porcje są OGROMNE podane na talerzach niczym koła młyńskie (nie widać tego na zdjęciach, ale dostaliśmy do tych zestawów jeszcze dwie miednice masła i wannę ketchupu!... *^o^*) a przy tym smaczne, na miejscu wypiekają chleb, którego wielkie pajdy krojone na dwa grubaśne paluchy dostaliśmy do śniadania i można go też kupić na wynos, a miejsce jest czynne 24 godz/dobę.
And for Sunday breakfast we went to the inn called Bida (Poverty), but there was nothing poor about the food! The portions were GIGANTIC, served on the huge plates, it was tasty and they also bake their own bread that you can buy.



 ***

Żeby nie było monotematycznie, że tylko jedzenie i jedzenie, pokażę też trochę ciuchów, które na ten weekend przygotowałyśmy - ja i Anna.
Ania jest właścicielką sklepu Absynt i szyje gorsety na zamówienie, dlatego sama sobie na własny ślub uszyła gorset (którego nie widać bezpośrednio) oraz tę piękną chabrową suknię! *^V^*
To change the subject I'll show you what we prepared for this weekend as far as sewing.
Anna who has the corset shop Absynt made a corset for herself and this beautiful blue dress! *^V^*


 
 
 


Natomiast ja uszyłam trzy rzeczy, po pierwsze, luźną wygodną sukienkę jerseyową (taką "do latania" ^^*~~) którą znacie już z modelu 'A Pleat to Remember' czyli 119 z Burdy 03/2016. Odgrażałam się, że skorzystam z tego wykroju ponownie i słowa dotrzymałam, tym razem zwęziłam wykrój o 4 cm i skróciłam rękawy, materiał to jersey ze sklepu miekkie.com
I made three items, first - this loose comfy dress you may recall from the first version called 'A Pleat to Remember' , the pattern is 119 from Burda 03/2016. I promised to make another one of these and here it is! I made it 4 cm more narrow this time and shortened the sleeves. I bought this jersey online.




A na sobotę przygotowałam dla siebie taką sukienkę - góra zaczerpnięta z modelu retro 121 z Burdy 08/2019, a dół to splisowane 3 m. Bawełnę kupiłam w sklepie dresscode.pl. Z tą sukienką nie miałam większych problemów, kiedy już zrozumiałam konstrukcję dekoltu..... Jest on bowiem nieoczywisty a ja nie mam wyobraźni przestrzennej! *^0^*
For Saturday I made the following dress - chose the body part from the  retro pattern 121 from Burda 08/2019, the skirt is 3 m of fabric gathered. I bought this cotton online. I didn't have major problems with this dress when I finally understood the construction of the neckline.... *^0^*




Zrobiłam próbnik, pomagała mi Ania, która wcześniej szyła już taką sukienkę dla siebie, i metodą prób i błędów udało mi się osiągnąć sukces! Od razu powiem tym z Was, które chciałyby uszyć tę sukienkę - dekolt nie nabierze sensu, jeżeli przyjdzie Wam do głowy szyć go bez podszewki, bo dopiero doszyta odpowiednio podszewka zawija część dekoltu pod spód i tworzą się te zakładki "robiące" cały kształt sukienki wokół biustu! I dodatkowa uwaga - projekt zakłada raczej biusty od małych do średniawych, ja nie powiększałam wykroju i zmieściłam się z moim biustem na styk, Ania musiała robić dla siebie modyfikacje, gdy szyła ten model.
I made the muslin and Ania was helping me because she made this dress for helself before. Let me assure you that if you have an idea to sew this dress without the lining it won't happen because this construction is specifically designed to work with the lining, otherwise the neckline won't look like that and the pleats won't give you the final result! Also, this pattern is for the small to medium on the smaller side busts, I didn't enlarge the bust pieces and I fitted just about, Ania when she was making her version of this dress had to make adjustments for the bigger boobs.





Do kompletu, bo na ślubie lubię mieć nakrycie głowy, założyłam kapelusik który ozdobiłam w kolorach sukienki. Sam kapelutek kupiłam wiele lat temu w HM jako kapelusz dla lalki! ^^*~~
I decorated the matching minihat because I like to wear headdress to a wedding, I bought this straw hat ages ago in HM for my dolls! ^^*~~




A dla Roberta kraciaste spodnie! Tym razem zmieniłam wykrój wybierając model bez zaszewek na przodzie, model 133 z Burdy 03/2009. A mąż mi zrobił siurpryzę i w ciągu kilku ostatnich dni schudł i w sobotę spodnie okazały się na niego nieco za luźne w pasie!... Na szczęście są tak uszyte, że zwężenie ich w pasku nie stanowi problemu, zresztą sam mówił, że po tym całym objadaniu się miejsca było akurat tyle, żeby popuścić pasa i wciąż się w tych spodniach mieścić!... *^v^*
Nie mamy porządnych zdjęć spodni, bo Robert ciągle był w ruchu z aparatem... ^^*~~
For Robert I made new pair of pants! This time I didn't use the old pattern with two front pleats but a new one with the flat front, model 133 z Burdy 03/2009. And he was rude enough to loose some weight in the last few days so the trousers turned out a bit too big around the waist!... I made them the way I can make adjustments easily so no problem, and Robert said that when he ate the wedding diner he had enough room to ease off the belt a little!... *^v^*
We didn't take any decent photos of the pants' because Robert was always on the move with the camera... ^^*~~



Mistrz selfie z lustrzanki!... *^0^*
 


Jeszcze jedna rzecz, którą wykonałam na prezent ślubny - uszyłam dla nowożeńców lalki Nierozłączki. Inspiracją była strona Urban Magia, na której Kasia pokazuje tradycyjne lalki słowiańskie, która sama tworzy i tłumaczy ich symbolikę. Nierozłączki opierają się na wspólnym ramieniu i są dobrą wróżbą na przyszłe wspólne życie małżeńskie. ^^*~~
One more thing I made, namely the Inseparables dolls. These are the traditional Slavic wedding dolls that are made on one long arm which is the good omen of unity and love for the newly weds. Inspiration came from the webpage Urban Magia. ^^*~~




I taki to był nasz poprzedni weekend. A od teraz możemy kolejne rocznice ślubu obchodzić we czwórkę - my 19-go a oni 20-go czerwca! *^V^*
And that was our last weekend. Starting from next year, we can always celebrate our wedding anniversaries together the four of us, me and Robert on 19th June and Ania with Błażej on 20th June! *^V^*



Zdjęcia nasze oraz Martyny Seth Pawłowskiej.