Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolice. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 25 listopada 2012

Wychodzę z domu, bo remont

Sobota była krótka, acz intensywna. Późna pobudka nie sprzyja wychodzeniu z domu, zwłaszcza gdy pogoda średnia. Słońce nie chce wyjść za chmur, lecz doskonałym bodźcem są panowie remontujący chodniki na Stalowej. Od rana z przycinarkami walczyli z krawężnikami. Nie zabrakło również ugniataczek - jakkolwiek się nazywa to urządzenie. Na Stalowej praca wre, może w tym wypadku nie będzie piękniej, ale na pewno będzie wygodniej. Liczne chodnikowe dziury nie sprzyjały spacerom. Tymczasem stwierdziliśmy, że im szybciej wyjdziemy z domu tym lepiej.


Pierwszy punkt naszej wycieczki to Urban Market, bardzo ładna kolorowa impreza. W dodatku pachnąca i w dużej części kulinarna. Nie mogłam oderwać oczu od słoików z przetworami, kaw, herbat, ciast, lizaków, ciasteczek, tortów, ryb, kiełbas, chlebów i wielu innych smakołyków. O tej imprezie nie da się opowiedzieć, tam trzeba być. Kolejna edycja Urban Marketu już wiosną. Może tych kilka zdjęć zachęci kogoś do przyjazdu do Warszawy.






Druga część Urban Market należy do designu, mody, dzieci i ciuchów. Stoisko, które wpadło mi w oko to oczywiście gadżety kuchenne ze sklepu makutra.com - polecam, i książki, oczywiście kulinarne.

Z Urban Marketu pobiegliśmy na Jazdów, niestety to jedna z ostatnich okazji by oglądać tamtejsze domki fińskie. Szkoda, że tak piękne miejsce zniknie z mapy stolicy. Szkoda mieszkańców, ogrodów, przestrzeni.

Ostatnim punktem naszej wycieczki była ulica Polna, dokładnie Okienko, gdzie zjedliśmy podobno najlepsze frytki w Warszawie. Mała porcja 5 zł, duża 8. Wzięliśmy dwie duże i było to dla nas dużo za dużo, choć frytki są wyborne, podawane z różnymi sosami (1 sos 1 zł).

Z resztką frytek w torebce pobiegłam do pracy - muszę dodać, że od kilku dni, dzięki dziewczynom z Melona na Inżynierskiej, podróżuje ze mną "Magazyn Smak". Po Urban Markecie dołączyło do niego "Zwykłe życie" - obie gazety pachną jak dawne pisma. Zapraszają do świata, który lubię, pełnego dobrego jedzenia, wina, spokoju ale to już zupełnie inna historia... może na kolejny wpis.

p.s. wyleciało mi z głowy. Wieczorem po pracy, skoczyliśmy jeszcze w kilka miejsc. Między innymi na zimne nóżki i bułkę z pieczarkami do Starej Pragi - lubię fajne miejsca niedaleko Stalowej.


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wiosna jest. Nowa Warszawa

Wiosna jest. Dobrze, że chociaż mam czas to zauważyć. Ostatnio mało tu piszę, za to często biegam po Warszawie. Nie wiedziałam nawet, że spacer spod kościoła św. Aleksandra do Zamku Ujazdowskiego może zająć 3 godziny (dla niewtajemniczonych powiem, że zwykle zabierał mi jakieś 20 minut - maks). A po drodze można spotkać naprawdę fascynujące budynki. Podobno do jednej z kamienic jej właściciel sprowadzał z Paryża kryształowe windy. A na tyłach (w przybliżeniu) placu Trzech Krzyży istnieje do dziś grota, w której życie towarzyskie organizował Kazimierz Poniatowski (brat króla Stanisława Augusta Poniatowskiego). Tam też odnajdujemy dom jednego z najważniejszych architektów warszawskich - Dominika Merliniego. Och dużo dużo ciekawostek jest odkrywanych przede mną. Jutro kolejna część (od czasu do czasu będę się nimi dzielić).

A dziś ciastka owsiane
A robię je tak:
kostka masła - 200 gram
szklanka cukru (niecała)
2 jajka
2/3 bakalii - mogą być różne- ja daję żurawinę, rodzynki, orzechy, słonecznik, migdały - czyli to co mam w domu
1 i 1/3 szklanki mąki
1 i 1/3 szklanki płatków owsianych
1 łyżeczka proszku do pieczenia


Mąkę mieszam z płatkami i proszkiem. Masło z cukrem, jajkami i bakaliami. Wszystkie składniki łączę razem. Formuję kulki, trochę je spłaszczam i układam na blasze posmarowanej masłem. Piekę około 20 minut aż ciastka nabiorą złotego koloru. Wyciągam ciastka z piekarnika i układam na kratce aby przestygły. Potem powinnam włożyć do słoika i wyciągać codziennie po jednym. Niestety z 40 ciastek po dwóch dniach niewiele zostaje. 

poniedziałek, 27 września 2010

Stadion z dorszem

Za nami pierwszy jesienny weekend. W sobotę, na Powiślu obserwowałam mewy i postępy budowy warszawskiego stadionu. Zdałam sobie sprawę jak bardzo zmieni on obraz stolicy, już zmienił. Przez kilka miesięcy konstrukcja rosła i rosła. Dziś widać już cały szkielet budynku, taki stalowy, dla mnie na swój sposób piękny, mocny. Lubię też patrzeć na stadion z Placu Zamkowego albo nocą, gdy rysowany jest czerwonymi światełkami okalających go dźwigów.

Tu widziany z za mostu Poniatowskiego.
 
Powiślański spacer sprawił, że na obiad zrobiłam rybę, dorsza (choć mam nadzieję, że nie pływał w naszej Wiśle). Inspiracji dostarczył mi przepis Agnieszki z Kuchni nad Atlantykiem, myślę, że oryginał jest wyborny.

Dorsz
Składniki:
1 duży płat dorsza (u mnie około 700g - mrożonego dorsza) lub 2 mniejsze
30 g masła (trochę więcej niż 1/4 kostki)
2 łyżki pokrojonej w kosteczkę szynki parmeńskiej
1 łyżka płatków migdałowych
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
2 łyżki bułki tartej
1/4 cytryny
sól i pieprz do smaku

Rybę rozmroziłam. Pokroiłam na mniejsze kawałki (wszystkich miałam 6), skropiłam cytryną i delikatnie oprószyłam pieprzem, obsmażyłam z dwóch stron na patelni. Ułożyłam w naczyniu żaroodpornym. Rozgrzałam piekarnik do 230 stopni. W miseczce wymieszałam pokrojone w kostkę masło, płatki migdałowe, szynkę, natkę i bułkę tartą. Taką masę wyłożyłam równo na podsmażoną rybę. Naczynie z dorszem włożyłam do piekarnika, piekłam 10-15 minut.Podałam z ziemniakami polanymi, masłem, które zostało w naczyniu.

poniedziałek, 13 września 2010

Ząbkowskie wspomnienie

W jedną z wrześniowych niedziel na ulicach Ząbkowskiej i Brzeskiej mamy okazję spotkać niemal cały świat od Brazylii, przez Afrykę, Bałkany, Gruzję i inne, o warszawskiej Pradze nie zapominając. Każda brama, podwórko, to trochę inny świat. Inne zabawy, konkursy, muzyka i jedzenie. Nie będę pisała jak było, pokażę kawałek tego świata.











Chciałam opowiedzieć też o Święcie Saskiej Kępy, które odbyło się wczoraj, lecz niestety chyba nie ma za bardzo o czym opowiadać. Miałam wrażenie, że idąc Paryską wszędzie obijam się o snobizm. Najbardziej zaskoczona byłam lożą dla vipów pod sceną. Myślałam, że takie imprezy organizuje się dla mieszkańców, wszystkich mieszkańców...

Aby nie kończyć pesymistycznie to zakończę grzybowo. Grzybów u nas dostatek i w lasach (tak myślę), i na bazarkach. Dlatego zakupiwszy 25 dag podgrzybków i 25 dag maślaków przystąpiłam do octowania.
Grzybki w occie:
Zagotować grzyby 15-20 minut (woda, sól do smaku, cebula). Gorące grzybki wkładać do słoików i zalać wrzącą zalewą o składzie 1 część 10% octu, 3 części wody, ziele angielskie, 1/2 łyżki cukru. I zamknąć słoiki. Udało mi się zrobić 3 słoiczki - jeden z podgrzybkami, jeden z maślakami i jeden mieszany.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Nie ma już Parowozowni

Trochę nie mogę znaleźć słów. Za oknem deszcz. Szaro dziś na Pradze, ale wreszcie chłodno. Niestety w sobotę 24 lipca Praga straciła jeden ze swych zabytków - XIX-wieczną Parowozownię, o której pisałam tu.

Liczyłam, nie tylko ja, że konserwatorzy zabytków staną na wysokości zadania i doprowadzą do odbudowy parowozowni, że zabytek zacznie znów służyć ludziom, a firma niszcząca go zostanie stosownie ukarana. Niestety tak się nie stało. W sobotę rano (bardzo rano) na teren parowozowni wjechał ciężki sprzęt i dokończył dzieła. Już nie ma czego odbudowywać. A jeśli nawet, to już nie będzie to budynek XIX-wieczny, zabytkowy. Został gruz.

Zastanawiające jest, kto przeprowadza rozbiórki w sobotę rano... Myślę, że barbarzyńcy dokonujący dewastacji obawiali się wystąpień mieszkańców Pragi i stowarzyszeń broniących tych niewielu zabytków, które Warszawie zostały.

Dziś nie ma już czego bronić.



Na pocieszenie brukselka w beszamelu (jeden z przepisów z domowego archiwum - dawno nie gotowany):

Sos beszamelowy:
2 łyżki masła
1 łyżka mąki
0,5 szklanki mleka
starta gałka muszkatołowa
sól
pieprz

Na patelni rozpuszczam masło, wsypuję mąkę - dokładnie mieszam na jednolitą masę. Wlewam mleko - mieszam tak aby nie było grudek. Jeśli sos jest za gęsty dodaję mleka. Doprawiam solą, pieprzem i gałką muszkatołową.

0,5 kg brukselki
20 dkg boczku
sos beszamelowy
trochę startego żółtego sera

Brukselkę podgotowuję w lekko osolonej wodzie z małym dodatkiem cukru. Wykładam do (w moim przypadku) tartownicy. Boczek kroję w kosteczkę, podsmażam na patelni. Gotowy wysypuję na brukselkę. Całość zalewam sosem beszamelowym, posypuję startym żółtym serem. Wkładam do piekarnika na 10 minut w temperaturze 180 stopni.


I inny kawałek Pragi - ulica Inżynierska numer 3. Miejsce kilku klubów, pracowni i galerii artystycznych. Ale o tym innym razem...

niedziela, 18 lipca 2010

Upał i 26 muszelek

Upał. Dzielnie siedzimy w domu - całymi dniami niestety. Młody jest za młody na takie temperatury, dlatego czekamy do 18- 19 aby wyjść na spacer. Spacer w praskiej okolicy: Park Praski, Park Skaryszewski, Inżynierska, Wileńska, 11-Listopada... To też doskonała pora na zimne piwo dla mojego męża, a dla mnie jeszcze tylko na sok jabłkowy... (dlatego odwiedzamy Sen Pszczoły, Saturator lub barek w Parku Praskim, a jak mamy ochotę na ciasto to wypuszczamy się do Misianki w Parku Skaryszewskim). Wędrujemy dobrze znanymi nam praskimi uliczkami, wciąż odkrywając je na nowo, trochę inaczej. Zwracamy uwagę na place zabaw, przedszkola, centra zabaw dla dzieci.

Podobno Praga robi się coraz droższa - jeśli mowa o cenach lokali użytkowych (choć i ceny mieszkań skoczyły do góry). Podobno nasz urząd dzielnicy szaleje, narzucając bardzo wysokie ceny za wynajem lokali. Nie zmienia to faktu, że takie powstają. Czekamy na otwarcie kolejnej kawiarni-knajpki (?) na Wileńskiej i cieszymy się nowootwartym sklepem-pracownią z obrusami, zasłonami, krzesłami, meblami, o którym już wspominałam.

Powoli planujemy wakacje, szukamy jakiegoś fajnego miejsca nad wodą (rzeka, jezioro, morze), gdzie możemy się wybrać z bardzo małym maluchem. Może (drodzy czytelnicy i czytelniczki) znacie godne polecenia gospodarstwo agroturystyczne? domki? pensjonat?...

Nie pojechałam (jeszcze...) nad morze, ale mam muszelki. Dokładnie 26 muszelek. Potrawę obmyślałam dość długo, musiałam też zaczekać aż Pani Wanda z warzywniaka dowiezie dla mnie makaron muszelki - właściwie muszle. Dziś serwuję delikatne muszle ze szpinakiem:


Składniki:
makaron muszle - sztuk 28 ugotowałam - 2 mi się rozwaliły więc zostało 26
paczka mrożonego szpinaku - choć wiadomo - lepszy świeży
1 jajko
1 serek topiony - śmietankowy, kanapkowy - jak kto lubi
sól
cukier
trochę żółtego sera startego na tarce - może być też parmezan.


Makaron gotuję - zgodnie z instrukcją (czyli u mnie jakieś 13 minut). Po odcedzeniu wszystkie muszelki rozdzieliłam - układałam na talerzu, aby się nie posklejały. Na patelni lekko podsmażyłam rozmrożony szpinak, doprawiłam solą i cukrem, wbiłam do niego jedno jajko i dokładnie wymieszałam. Serek topiony rozdrobniłam i małe jego kawałki wrzucałam do szpinaku, aby się rozpuściły. Wystudzonym szpinakiem faszeruję muszelki, które układam obok siebie w żaroodpornym naczyniu. Posypuję starty żółtym serem. Wkładam do piekarnika i zapiekam przez 10 minut w 180 stopniach. I już. Pewnie smakowały by podane z białym winem.


sobota, 5 czerwca 2010

Kurczak, który porwał pomidory

Dostałam od męża czterolistną koniczynę, włożyłam do portfela, którego ostatnio się dorobiłam, tym samym pozbywając się wszelkich drobnych z kieszeni. Drobne mają to do siebie, że zawsze lądują na podłodze, gdy wieczorem ściągam spodnie kładąc się spać. W dodatku najczęściej uciekają pod łóżko. Ehh, mnie się pieniądze nigdy nie trzymały. A podobno takie czterolistne koniczyny przynoszą szczęście.

Ostatnio czas jakby zwolnił - akurat teraz, gdy czekam, gdy chciałabym żeby przyspieszył.

Dzisiejsza pobudka zaskoczyła nas bardzo. 6.15 a my już z kubkami kawy w rękach. Wcześnie zaczęła się ta sobota. Poranek wykorzystam na zakupy na bazarze przy rondzie Wiatraczna, tym już nieraz wspominanym.

Kilka dni temu pisałam o kurczaku, który zagarnął pomidory, dlatego powstała sałata z truskawkami. A całe pudełko małych, czerwonych kuleczek zostało zapieczonych w piekarniku.

Kurczak z pomidorami i pieczarkami
250 g pieczarek
pudełko pomidorków koktajlowych
6 podudzi z kurczaka
kilka gałązek świeżego tymianku
sól
pieprz
pół szklanki rosołku
olej do smażenia

Podudzia myję i podsmażam na rozgrzanym oleju na patelni. Solę i pieprzę. Lekko podsmażone - z dwóch stron, przekładam do żaroodpornego naczynia. Na patelni krótko podsmażam umyte i obrane pieczarki, wykładam je na mięso. Pomidorki myję, kroję na połówki, układam na mięsie i pieczarkach. Na wszystkie składniki kładę kilka gałązek tymianku (z balkonowego ogródka). Podlewam wszystko rosołkiem, delikatnie solę i pieprze po wierzchu. Przykrywam naczynie pokrywką i wkładam do piekarnika. Piekę jakieś 30 minut, na oko. Po czym ściągam pokrywkę naczynia i piekę jeszcze około 15 minut, aby kurczak zrobił się chrupiący. Można go podać i z ziemniakami i z ryżem, też innymi dodatkami.

czwartek, 3 czerwca 2010

Znowu burza na różowo

Chyba tym razem obejdzie się bez deszczu, choć wieje a nad Warszawę nadciągnęły straszne chmury. Grzmi i błyska się. Na Stalowej spadło kilka kropel deszczu i nic. Czyżby przysłowiowa cisza przed burzą?

Dziś aktywny dzień. Mieliśmy odwiedzić nowonarodzone zwierzątka w zoo - przede wszystkim żyrafkę. Jednak zdecydowaliśmy się na spacer po Żoliborzu. Zjedliśmy bardzo smaczny obiad w restauracji "Dziki ryż". Odwiedziliśmy ją akurat w momencie awarii prądu, więc trudno mi napisać coś o wnętrzu. Pod parasolami zjadłam danie kuchni japońskiej o nazwie Beef, mąż natomiast Tandoori pork sizzler (pieczona wieprzowina w ostrym sosie, serwowana na gorącym półmisku). Oboje byliśmy zadowoleni i z pełnymi brzuchami, bo porcje nie należały do małych.

Żoliborz to dzielnica pełna eleganckich, starszych pań i par oraz dzieci. To dzielnica spacerów.

Na deser wskoczyliśmy do Kalimby, koło parku Żeromskiego, a na Czarnieckiego zakochaliśmy się w jednym z przedwojennych domów. Tarta malinowa była tak pyszna, że nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia, ale talerzyk też niczego sobie.


Powrót na Pragę był niemniej zajmujący. Byliśmy już zmęczeni, całodzienny spacer dawał nam się we znaki. Ale na kilka chwil odwiedziliśmy Galerię Nizio. Bardzo lubię jej wnętrze. A na ścianach od dziś - chińskie plakaty. Zachęcam do wyprawy.

Przed powrotem do domu - piwo na różowo, na podwórku 11. Listopada 22.

Skoro od wczoraj ciągnie się przez moje wpisy ten różowy. To i wieczorna przekąska znów na różowo. Tym razem delikatny chłodnik.
Składniki na 2 porcje:
400 ml maślanki (ja pomieszałam maślankę z kefirem)
pęczek botwinki - lekko sparzony
szczypta soli
pęczek szczypiorku
szczypta cukru
troszkę posiekanego koperku
pół długiego ogórka
kilka rzodkiewek

Sparzoną botwinkę drobno kroję (może być cała wraz z buraczkami) i wrzucam do maślanki. Pozostałe warzywa kroję w kosteczkę, szczypiorek i koperek szatkuję - wszystko wrzucam do garnka. Doprawiam solą, cukrem i pieprzem. Podaję najlepiej następnego dnia po zrobieniu, mocno schłodzony z jajkiem na twardo. To moja dzisiejsza przekąska przed burzą.

Na Stalowej nadal nie pada...

środa, 2 czerwca 2010

Sałata inaczej i chińskie plakaty

Wczoraj - dzień poznawania nowych smaków. Przygotowując obiad stwierdziłam, że skoro kurczak zagarnął pomidory, to może tym razem w sałacie wylądują truskawki. Pomysł nie okazał się wcale odkrywczy, bo zawsze pomocne google i durszlak.pl, pomysłów na sałatki z truskawkami znają tysiące. Ja jak zwykle nie mogłam się zdecydować na jeden, okien z przepisami otworzyłam mnóstwo. I od strony do strony, dodając i wykluczając te składniki, których albo nie miałam w domu, albo nie lubię (zdecydowana mniejszość)skomponowałam coś takiego - mojego.

W związku z tym prezentuję sałatę z truskawkami i mozarellą:
Składniki:
garść rukoli
2 garści poszarpanych liści sałaty lodowej
garść pokrojonych migdałów lub płatków migdałowych
10 truskawek pokrojonych w ćwiartki
pół kulki mozarelli pokrojonej w kostkę

Wszystkie składniki mieszam razem, a oddzielnie przygotowuję sos.
Składniki:
8 truskawek
4 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki octu winnego (u mnie śliwkowy)
pieprz do smaku
Wszystkie składniki miksuję dokładnie. Uzyskanym sosem zalewam sałatę na chwilę przed podaniem.
A na koniec znowu fragment mego lokalnego patriotyzmu. Już 3 czerwca o 18.00 w Galerii Nizio na Inżynierskiej odbędzie się wernisaż wystawy Nowa Twarz- plakaty z Chin, 22 Międzynarodowego Biennale Plakatu. Kuratorem jest Jianping He, który urodził się w Chinach w 1973 , obecnie mieszka w Berlinie, pracując jako grafik, profesor oraz wydawca.

Przepis ten wrzucam do akcji Sezon Truskawkowy 2010.
Sezon Truskawkowy 2010

poniedziałek, 31 maja 2010

Ostatnia sobota maja

Dzieją się różne rzeczy. Te dobre, jasne i kolorowe przeplatają się z tymi złymi, czarnymi, w które nie chce się wierzyć. Taki był ostatni weekend. Ciepły i słoneczny, z letnią burzą w niedzielę wieczorem. O smutnych rzeczach nie będę pisała, niestety wszyscy wiemy, że są.

Sobota rozpoczęła się dla mnie bardzo rano, tak sama z siebie, o 7.30 już byłam na nogach. W piekarniku czekał wystudzony biszkopt, w lodówce dwie masy do tortu. Szybko przygotowałam zaczyn na chałkę. Sobota była dniem urodzin, wszystko musiało być gotowe, przed spotkaniem z jubilatami.

Dobrze, że niczego nie pomieszałam. Na pierwszy ogień poszedł tort truskawkowy inspirowany przepisem Asi z Kwestii smaku.

Składniki:
Na biszkopt (tortownica o średnicy około 23 cm):
6 jajek - oddzielnie białka, oddzielnie żółtka
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki cukru pudru
6 czubatych łyżek mąki pszennej (czyli około szklanka)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Do nasączenia:
16 łyżek białego wina wytrawnego
2 łyżki soku z cytryny
4 łyżki chłodnej herbaty

Masa #1:
1/2 słoika dżemu truskawkowego
1/2 kg truskawek pokrojonych w kostkę

Masa #2:
400 g sera mascarpone
100 g serka białego typu Bieluch, Fresk
1/2 słoika dżemu truskawkowego
cukier puder do smaku
250 ml śmietanki kremówki (30%, ja dałam 36%)

Biszkopt: białka ubiłam w misce na sztywną pianę, dodałam do nich szczyptę soli, stopniowo dosypywałam cukier (oba), cały czas miksując. Następnie pojedynczo dodawałam żółtka. Powoli wsypałam mąki (obie) i proszek do pieczenia. Przez ciągłe miksowanie (ale nie na zbyt dużych obrotach) uzyskałam puszystą masę. Przygotowałam okrągłą formę do pieczenia (wysmarowałam ja delikatnie masłem) i wlałam do niej puchatą masę. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika. Piekłam w średniej temperaturze (około 220 stopni) ponad godzinę, aż biszkopt urósł i po wbiciu w niego patyczka szaszłykowego wyciągałam suchy patyczek, a nie oblepiony ciastem biszkoptowym. Biszkopt został na całą noc w piekarniku. Myślę, że dobrze, żeby był studzony właśnie w taki sposób - żeby nie wyciągać go nagle z ciepełka.

Wystudzony biszkopt pokroiłam na 3 części. Okruchy pozostawiłam do dekoracji. Przygotowałam nasączenie (wymieszałam wszystkie jego składniki). Każdą część biszkoptu dokładnie nasączyłam.

W garnuszku przygotowałam masę #1. Podgrzałam dżem i wrzuciłam do niego pokrojone w kostkę truskawki. Masę wystudziłam i rozsmarowałam na górze każdego z biszkoptowych blatów.

W misce przygotowałam masę#2. Ubitą śmietankę wymieszałam z serkiem mascarpone, białym serkiem, dżemem, cukrem. Gotową masę rozsmarować na masie #1. Troszkę masy zostawić dla rozsmarowania na boki tortu.

Trzy biszkoptowe blaty złożyć jeden na drugi. Resztką masy #2 wysmarować boki tortu. Tort ubrać truskawkami, biszkoptowymi okruchami, czekoladowymi listkami czy jak kto lubi.
U mnie wyszedł tak.

Tort należy przechowywać w lodówce.
Po zrobieniu tortu zabrałam się z chałkę dla Natalii. Podobno smakowała.

Moja sobota nie skończyła się na gotowaniu. Razem z przyjaciółmi wyskoczyliśmy na Mariensztat, na kiermasz książek i gazet.


Fajnie, że na takich imprezach myśli się też o najmłodszych.

Sobota obfitowała, jeszcze w wiele atrakcji: rozrywkowo-jedzeniowych. Ale o tym już w kolejnych wpisach.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails