Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Postęp Krawiecki. Pokaż wszystkie posty

PŁASZCZ ANNA - uzbrojenie na zimę (Postęp Krawiecki 1957) - struktura i kształt




TRADYCYJNE TECHNIKI KRAWIECKIE

Dzisiaj mam bardzo dobrą wymówkę dla smutnego faktu odnoszącego się do częstotliwości pojawiania się nowych wpisów. Otóż szyję płaszcz. Nic wielkiego, ale szyję go tradycyjnymi metodami krawieckimi (głównie ręcznie) i robię to po raz pierwszy w życiu!

Od jakiegoś czasu fascynuje mnie szycie na miarę męskich garniturów i rzędy tajemniczych fastryg pojawiających się na różnych etapach ich szycia. Do tego te dosyć abstrakcyjne formy obce wewnątrz marynarek. Bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej i spróbować wykorzystać tę wiedzę w moim domowym szyciu. Poszperałam po sieci i znalazłam (wychwalane przeze mnie już wcześniej) kursy na craftsy, a mianowicie trzyczęsciowy Essential Guide to Tailoring prowadzony przez Alison Smith.

Dzisiaj pokaże Wam efekt mojej pracy w oparciu o pierwszą część kursu - Structure & Shape. Na kolejnych etapach opowiem Wam więcej także o kolejnych - Construction i Finishing


photo via craftsy.com

ZBROJA NA ZIMĘ

Z pierwszej części kursu dowiedziałam się jakie techniki krawieckie są najodpowiedniejsze dla poszczególnych typów materiału i odzieży. Do płaszczy z dosyć ciężkiej i zbitej wełny polecana jest metoda hybrydowa (na zdjęciu powyżej widoczna w środku), polegająca na łączeniu elementów tradycyjnego krawiectwa (model z prawej) z współczesnym "speed tailoring" opartym przede wszystkim o klejonkę, czy flizelinę (model po lewej). Ponieważ mój płaszcz pochodzi z marcowego wydania Postępu Krawieckiego z 1957 roku, postanowiłam trochę wbrew poradom uszyć go w oparciu o tradycyjne metody. Moja wełna jest dosyć zbita, ale wydawała mi się cienka i w miarę lekka, w związku z czym postanowiłam zaryzykować i stworzyć prawdziwy, pancerny płaszcz.

Możecie zapytać o wybór koloru, który nie specjalnie pasuje do mojego typu urody... Płaszcz pierwotnie miał być z granatowej wełny, która po dokopaniu się na spód sterty tkanin, okazała się cienko-sukienkowa. Padło więc na inną wełnę "z dna szafy", bo uparłam się, żeby zacząć uwalniać piętrzące się poza kontrolą zasoby. Miodowej wełny było troszkę mało, więc na kołnierz, odszycie przodów i drobne wstawki dokupiłam pół metra ciemno oliwkowej wełny o podobnej grubości i strukturze (na razie widoczne tylko przy wykończeniu kieszeni).

Forma płaszcza jest dosyć ciekawa. Jak (mam nadzieję) zobaczycie na poniższych zdjęciach, płaszcz jest dosyć taliowany, natomiast w biodrach, pod pachami i na placach jest trochę luzu umożliwiającego swobodne poruszanie się i zakładające istnienie ciepłego swetra pod.


RUSZTOWANIE

Musicie wybaczyć mi te nieładnie odstające szwy na lewej stronie. Będą one wszystkie oczywiście zabezpieczone ściegiem zakopiańskim. Zdjęcia robiłam nagle, korzystając z wyjątkowo przyjemniej aury na zewnątrz i przyzwoitego oświetlenia.

Do rzeczy: jako wkładu postanowiłam użyć płótna lnianego, dosyć lekkiego, ale przy tym sztywnego. Idealny byłby wkład wełniany (włosianka), ale nie udało mi się takowego znaleźć ani przez internet, ani w lokalnych hurtowniach. Jeśli macie sprawdzone miejsca, gdzie włosiankę można dostać, podzielcie się proszę!

Kolorowy materiał wypełniający linię ramion to bawełniana flanela. Niestety wzorek nie będzie widoczny w gotowym płaszczu. Dobór tkaniny można powiedzieć przypadkowy - flanela była kupiona na ciuchach za parę złotych z nieznanym przeznaczeniem.

Z taśmami miałam mały problem. Bawełniana w jodełkę idealnie nadała się do wzmocnienia załamania linii kołnierza, ale za czort nie chciała się modelować w łuki kiedy są traktowałam parującym żelazkiem. Musiałam dokupić taką taśmę, która mi na to pozwoli i stanęło na dosyć cienkiej, ale plastycznej tasiemce poliestrowej. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale chyba spełni swoje zadanie, więc ostatecznie wyszło nie najgorzej.

Całość płaszcza podszyłam płótnem bawełnianym, dzięki czemu mogę pozwolić sobie na zamontowanie tych wszystkich kształtów i warstw w sposób względnie niewidoczny od prawej strony. Mówię względnie, bo na tym etapie przebija dużo fastryg, które znikną z gotowego płaszcza.

Na koniec przedstawiam mojego włochatego pomocnika, który od razu przyleciał na dźwięk otwieranego balkonu :) Do zdjęcia jednak nie chciał zapozować.

CRAFTSY

Z oczywistych względów nie jestem Wam w stanie opowiedzieć ze szczegółami co, jak i dlaczego się dzieję na lewej stronie płaszcza, ale jeśli Wam się to podoba i chcielibyście spróbować zgłębić tę sztukę magiczną, naprawdę polecam Wam zapolować na kursy na Craftsy. Oprócz tych prowadzonych przez Alison Smith jest jeszcze kilka innych propozycji dotyczących modelowania marynarek i żakietów. Jeśli przeraża Was cena, śledźcie promocje, bo przeceny pojawiają się dosyć często i większość kursów spada do ok 20 euro. Warto założyć tam konto i zapisać się do newslettera, bo craftsy lubi robić niespodzianki i np. przecenić dla Was trzy kursy z Waszej listy ulubionych :)

Jeśli macie jakieś pytania, czy wątpliwości, z chęcią postaram Wam się pomóc! 

***

Co myślicie o takim krawiectwie? Czy warto inwestować czas i miękkość opuszek palców na takie zabawy? Z drugiej strony trochę to chyba wyjaśnia dlaczego płaszcze z szafy babci potrafiły przetrwać taki szmat czasu i nie tracić fasonu! Wolicie szybkie rozwiązania na jeden sezon, czy tradycję na lata? :) 

Ja chyba coraz bardziej lubię dłubaninę, pokłute palce i choć wciąż popełniam proste błędy, to porywam się z motyką na księżyc. Nie umiałabym inaczej... :)

KRYPTONIM CALINECZKA - czyli o testowaniu konstrukcji płaszczy na modelach w skali 1:5 i 1:6


Natura ludzka przekorna jest i jakoś tak wychodzi, że post w którym przyznaję szczerze, że mi nie wyszło, cieszy się największym powodzeniem. Dzisiaj też się przyznam, że mi nie wyszło.

MISSION IMPOSSIBLE

Jakiś czas temu postanowiłam podjąć wyzwanie i uszyć płaszcz na podstawie oryginalnego modelu z Postępu Krawieckiego z 1959 roku. Poświęciłam na to naprawdę sporo czasu. Powstał płócienny model, który całkiem dobrze leżał na mnie z jednym wyjątkiem - kołnierz. Kołnierz, niby prosty, a za nic w świecie nie mogłam go dopasować aby wyglądał jak na ocalałej ilustracji. Prób było milion, kilkukrotnie doznawałam objawienia, wszystko na nic. Poddać się? Nigdy!


Po trochę zbyt dużej ilości napoju energetycznego, który (wstyd przyznać) pozwala mi ostatnio w ogóle funkcjonować, przejrzałam jeszcze raz wszystkie magazyny w poszukiwaniu czegoś prostszego. Oczywiście nic z klasycznie marynarkowych kołnierzyków mnie nie porwało... Moją uwagę przykuły za to dwa bardzo fikuśne płaszcze.


MODEL D6

Kurtka damska, jednorzędowa, trzyćwierciowa, z kolorowej, grubej wełny, zapinana na dwa guziki. Wyłogi szerokie, okrągło zakończone. Duży, płasko leżący kołnierz zachodzący na pod wyłogi. Plecy krojone z trzech części, z ostębnowaniami. Przody cięte od szwa barkowego do linii kieszeni, w przecięciach poziomych wszyte kieszenie sięgające do szwów bocznych. Rękawy o jednym szwie, od spodu przy dłoni zwężone.

Pierwszy to model D6 z wrześniowego numeru "postępu Krawieckiego" z 1956 roku. Prostu, pudełkowy, z ładnie skrojonymi kieszeniami i wielkim kołnierzem. Ponieważ nie chcę znów marnować czasu na kolejną nieudaną misję myśląc, że przecież "co może pójść nie tak?", postanowiłam spróbować wykroić i skleić model płaszcza z pergaminu.... W skali jak w gazecie - 1:5. Powstało coś takiego:


Płaszcz troszeczkę wygląda jak na Bukę, ale to przez to, że w pierwszej chwili zapomniałam, że modele są rozrysowane z uwzględnieniem zapasów, a ja zaczęłam sklejać linie "na styk". Także płaszczyk oryginalnie byłby węższy i bardziej smukły. Zresztą to wszystko nieważne... Kołnierzyk magicznie dał się dopasować i wywinąć i uważam, że wygląda bardzo obiecująco! Takim kołnierzem aż przyjemnie otulić się zimą.



Z oczywistych technicznych przyczyn pominęłam sklejanie jednoczęściowego rękawa.

Wydaje mi się, że ten model nadawałby się do pokombinowania i pójścia w stronę, w którą Marchwekowa po mistrzowsku przerobiła swój śliwkowy płaszcz z odzysku. Oj, jak mi się marzy takie cudeńko!


MODEL D41

Płaszcz damski dopasowany do figury. Jednorzędowe zapięcie na trzy guziki. Kołnierz duży, fantazyjny. Plecy ze szwem po środku, w stanie pasek. Rękawy gładkie, dwuczęściowe. Kieszenie boczne wszyte ozdobnie do wewnątrz.
Drugi model pochodzi z marcowego wydania "Postępu..." z 1957 roku. Bardzo, bardzo lubię dopasowane kroje. Luźne podoba mi się bardziej na innych. Sama mam wrażenie, że wyglądam w luźnym jak krasnal bez nóg i proporcji... Tak więc wybór padł na taliowany krój i fantazyjny kołnierz z guzikiem. Jest nawet podobny patent na ciekawą kieszeń.



Ilość zaszewek i łuków sprawiła, że model z pergaminu nie miałby większego sensu, więc uszyłam go z resztek bawełnianego batystu. Skala 1:6. Szerokość zapasów na szwy? 2,5 mm... Dlatego musicie wybaczyć niechlujstwo przy łączeniu kołnierzyka, ale ciężko zgrać wszystko co do ułamka milimetra. Z jednej strony wszystko się pięknie zgrało. Rozumiem teraz jak abstrakcyjny rysunek przekłada się na trójwymiarowy model. Kołnierz się "składa" na linii załamania tak jak powinien, a guziki pięknie go zepną (niestety nie jestem tego w stanie pokazać na tym malutkim modeliku, musicie uwierzyć mi na słowo, że to działa). Czarne ciągłe linie pokazują linię ozdobnego stębnowania.

Mini model jest trochę niedoprasowany i przyciasny na modelkę - wieszak na biżuterię z Pepco! Mam nadzieję, że mimo wszystko wizualizacja Wam się podoba.



***

Co sądzicie o modelach odzieży w tej skali? Który model sprawdzi się Waszym zdaniem lepiej podczas zimowych śnieżyc?

MISSION IMPOSSIBLE - czyli uszyję płaszcz z 1959 roku!



Czy uszyję to się okaże! Z Tomem Cruzem jak na razie może mnie łączyć co najwyżej wzrost...

CEL MISJI: 
uszyć płaszczyk z lipcowego wydania "Postępu Krawieckiego" z 1959 roku.

Wybór modelu jest bardzo prozaiczny: jest to jeden z niewielu modeli, do którego przetrwała ilustracja. Pierwotnie wybrałam dwa inne na podstawie samych rysunków technicznych i po przeliczeniu obwodów okazało się, że w biuście mam prawie 30 cm luzu... Nie wygląda to jednak na błąd moich obliczeń, bo przykładowa "figura" podana w magazynie ma podobny luz, więc chyba po prostu taki urok konstrukcji. Może w przyszłości powrócę do tych namiotowatych płaszczy, na razie postanowiłam się zabrać za coś, co przynajmniej z grubsza wiem jak ma wyglądać docelowo.



MODEL D91

"Płaszcz z kolorowej wełny dopasowany do figury, dołem rozkloszowany, jednorzędowy, zapinany na jeden guzik przyszyty w stanie. Kołnierz odstający, wyłogi długie, Przody i tyły przecinane na całej długości. Rękawy zwykłe ozdobione mankietami.W przecięciu przodów wszyte kieszenie zapinane na guziki."

KONSTRUKCJA "METODĄ PROCENTOWĄ"

Zarówno w "Postępie Krawieckim" jak i "Modnym Krawiectwie" nie ma arkuszy z wykrojami do skopiowania. Wszystkie konstrukcje są opisane metodą procentową. Co to takiego? Jest to opis krok po kroku jak obliczyć na podstawie wymiarów zasadniczych (wzrost, obwód klatki piersiowej, biustu, pasa i bioder) i wymiarów proporcjonalnych (wyznaczonych na podstawie stosunku proporcji do wymiarów zasadniczych) odcinki pomiędzy poszczególnymi punktami konstrukcji stroju i jak je prawidłowo nanieść na siatkę konstrukcyjną. Brzmi bardzo skomplikowanie i na początku dla takiego laika jak ja właśnie było, ale im więcej czasu poświęcam tej idei, tym bardziej mi się ona podoba. 

Metoda procentowa ma umożliwiać skonstruowanie wykroju na miarę! Nie dajmy się jednak zwieść, wykroje z lat 50tych tworzone były z myślą o innej modzie, ale też innej kobiecej sylwetce! Ostrożności więc nigdy za wiele i nie wolno zapominać o centymetrze krawieckim, modelu próbnym i mózgu. Czy po blisko 60ciu latach ten prosty krój płaszcza ma prawo się obronić? Zamierzam to sprawdzić!

***
Następny etap: sporządzić rysunek wykroju w skali 1:1 i skopiować wykrój. Będę informować na bieżąco o postępach, postaram się też zaprezentować moje inne krawieckie dzieła.

Trzymacie kciuki!