Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DIY. Pokaż wszystkie posty

MATEMATYKA GUZIKA I TEORIA DZIURKI (dla koszuli lub bluzki)

Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się podczas szycia koszuli, czy bluzki mieć problem z rozmieszczeniem guzików i dziurek? Zastanawialiście się kiedyś jak przesunąć guziki, albo zamienić pionowe dziurki na poziome? 
Mnie to spotkało przy okazji szycia Hawajskiej Betty. Jej pierwowzór, Landrynkowa Betty, posiada trzy guziczki z pionowymi dziurkami - tak jak na wykroju.
Listwy zapięcia uszyłam z dosyć sztywnej bawełny z domieszką lnu. Odszycie przodów wzmocnione jest flizeliną, a dziurki taśmą, której zapasy obcięłam. W takim wydaniu mogłam sobie pozwolić na zaledwie trzy guziczki z pionowymi dziurkami. Co jednak z letnią wersja sukienki szytą z cienkiego batystu? 
Przy Hawajskiej Betty postanowiłam zrobić poziome dziurki, które znacznie lepiej sprawują się przy lekkich tkaninach i lepiej znoszą naprężenie materiału. 
MATEMATYKA GUZIKA
Rozmieszczenie guzików jest w dużej mierze sprawą indywidualną i zależy od wielu elementów projektu nad którym pracujemy, jest jednak kilka zasad, czy też dobrych praktyk, które sprawią, że gotowe ubranie będzie funkcjonalne i estetyczne.
Posłużę się przykładowym rysunkiem wykroju przodu z dwoma pionowymi zaszewkami. Wasz przód będzie oczywiście wyglądał inaczej, ale powinien być podobny pod kilkoma względami. Najważniejsze jest, aby na wykroju był zaznaczony środek przodu (center front), oraz tzw. bust point, czyli najbardziej wypukły punkt biustu. 
Jeśli korzystacie z gotowego wykroju, środek przodu powinien być na nim zaznaczony - przy jednorzędowym zapięciu będzie to zazwyczaj linia prosta przebiegająca przez punkty oznaczające rozmieszczenie guzików.
Bust point możemy łatwo zaznaczyć przykładając papierową formę, bądź model próbny do ciała. Jeśli czujecie się na siłach, można również zaznaczyć go ściągając miarę centymetrem krawieckim.
Bust point wyznacza nam pozycję pierwszego guzika. W tym miejscu chcemy mieć pewność, że nic nie wypadnie, ani nie zostanie niespodziewanie odsłonięte!
Aby wyznaczyć pozycję guzika, wystarczy przeprowadzić linię prostopadle do środka przodu, przechodzącą równocześnie przez wierzchołek biustu (bust point). Jeśli brzmi to zawile, poniższy obrazek powinien rozwiać wątpliwości. Punkt przecięcia linii będzie środkiem pierwszego guzika.
Dobra praktyka mówi, że brzeg górnego guzika powinien znajdować się 6mm od górnego brzegu bluzki. To nam daje elegancki odstęp od krawędzi, ale równocześnie sprawnie zamyka zapięcie pod szyją. Nic nie powinno odstawać.
Na wykroju zaznaczamy środek guzika: 6mm odstępu, plus połowa średnicy guzika. Jeśli nasz guzik ma, powiedzmy, średnicę 14 mm, połowa to oczywiście 7mm. Na linii środka przodu (center front) odmierzamy 13mm - 6mm odstępu od krawędzi, plus połowa średnicy guzika, czyli 7mm. Tym sposobem mamy zaznaczone położenie dwóch pierwszych guzików. 

Rozmieszczenie pozostałych guzików, to już kwestia naszej wyobraźni. Najłatwiej i najbardziej klasycznie będzie wyznaczyć guziki w regularnych odstępach od siebie. Kwestia tego, czy pomiędzy górną krawędzią, a wierzchołkiem biustu będzie jeden, dwa, czy inna ilość guzików, zależy od nas. Decydującym czynnikiem będzie wielkość guzików, konstrukcja bluzki, rodzaj tkaniny i nasza wizja, jako projektanta.
Tak, czy inaczej, sprawa przedstawia się prosto. Punkty A i B (rysunek poniżej) mamy już wyznaczone, należy je zmierzyć. Jeśli, dajmy na to, odległość pomiędzy środkami guzików A i B wynosi 14 cm, to guzik C umieścimy w równej odległości pomiędzy A i B, czyli 7 cm od każdego. Jak pamiętacie, nasz guzik miał średnicę 14 mm co oznacza, że przy tym scenariuszu mamy 56 mm odstępu pomiędzy brzegami kolejnych guzików. To może być dobra odległość jeśli szyjemy bluzkę na przykład z grubszej, stabilnej bawełny.
Jeśli pomiędzy A i B chcemy umieścić jeszcze dwa guziki, to nasze 14 cm podzielimy na 3 równe odcinki, co nam da ok 47 mm odległości pomiędzy środkami guzików. W tej wersji odległość pomiędzy brzegami guzików wyniesie już tylko 33 mm! Tak gęste rozmieszczenie guzików może pomóc utrzymać w ryzach cienki batyst, podobnie jak w przypadku mojej Hawajskiej Betty.

Pozostałe guziki poniżej wierzchołka biustu zaznaczamy na linii środka przodu według schematu, który obraliśmy w poprzednim kroku. 
Odległość ostatniego, dolnego guzika, od dolnego brzegu bluzki to kwestia otwarta. Znów - będzie to zależeć od naszej estetyki, konstrukcji bluzki, ale i od tego w jakiej odległości zdecydujemy się rozmieścić guziki powyżej środka biustu. Jeśli dolny guzik nie wygląda dobrze, jest za daleko, albo za blisko dolnego brzegu, trzeba przemyśleć całą koncepcję raz jeszcze. Może warto zmniejszyć, lub zwiększyć odległość pomiędzy guzikami? Być może któryś guzik nie musi być umieszczony w równej odległości od innych? 

TEORIA DZIURKI

Matematykę guzika mamy za sobą, teraz czas zabrać się za oznaczanie dziurek. Dziurka jaka jest, każdy widzi. Zazwyczaj jest pozioma, lub pionowa. Pionowe dziurki mają to do siebie, że łatwo je wyznaczyć, ale nie zawsze będą w stanie znieść naprężenie materiału (czy kiedykolwiek rozpinały Wam się guziki w koszuli w miejscu, w którym nie powinny?), natomiast teoria mówi, że poziome dziurki są w tej kwestii stabilniejsze. Niestety są też troszkę bardziej skomplikowane do rozmieszczenia.
Zasada mówi, że przy płaskich guzikach koszulowych małej i średniej wielkości, dziurka powinna być o 3 mm szersza, niż średnica guzika. Te 3 mm luzu są potrzebne, aby guzik, który nigdy nie jest zupełnie płaski, mógł elegancko przejść na drugą stronę. Możecie sprawdzić, czy przy użyciu stopki do wyszywania dziurek, po zamontowaniu do niej guziczka, powstanie dziurka o 3 mm szersza niż jego średnica. Powinna :)

Jak wspominałam, pionowe dziurki są bardzo łatwe do zaznaczenia. Cała filozofia polega na tym, że pionowa dziurka powinna być po prostu wyśrodkowana względem guzika. Nasz przykładowy guzik miał 14 mm, co oznacza, że dziurka powinna być o 3 mm szersza. Daje nam to łącznie 17 mm. 17 mm nie dzieli się ładnie przez pół, ale na wykroju zaznaczymy na linii środka przodu odcinki po ok 8,5 mm względem środka guzika. Te dwa punkty będą naszymi brzegami dziurki. 
Przy poziomych dziurkach jest inaczej. Na wykroju mamy zaznaczony środek guzika i linię środka przodu. Na wysokości środka guzika najlepiej będzie wyznaczyć linię pomocniczą prostopadłą do linii środka przodu. Na tej linii będzie znajdowała się dziurka do guzika. Cały trik polega na tym, że 3 mm luzu dodajemy po jednej stronie od środka guzika w kierunku brzegu zapięcia. Pozostałą długość (równą średnicy guzika) dodajemy po drugiej stronie, od strony szwu bocznego. Znów, brzmi to dosyć zawile, ale poniższa ilustracja powinna pomóc.

Na poniższej ilustracji zaznaczyłam czerwonymi X środki guzików i niebieskimi liniami rozmieszczenie dziurek. Być może zastanawialiście się dlaczego na moim przykładowym wykroju jest zaznaczona listwa zapięcia przodu. Nie bez powodu. Przy bluzkach, czy koszulach z zapięciem, które znajduje się na listwie, trzeba pamiętać, że jeśli zdecydujemy się na poziome dziurki, to im większy wybierzemy guzik, tym jeden z brzegów dziurki będzie bliżej brzegu listwy. 
Być może jest to oczywiste, ale wierzcie mi, że w ferworze projektowania i szycia łatwo przeoczyć ten fakt. Jeśli przyjrzycie się zapięciu w Hawajskiej Betty zobaczycie, że poziome dziurki bardzo niebezpiecznie zbliżają się do brzegu listwy... Otóż drewniane guziczki wygrzebałam z domowych zapasów, beztrosko je wszyłam, po czym przy odmierzaniu i nanoszeniu dziurek (tak, robiłam to na uszytej górze koszulowej!) z przerażeniem zauważyłam, że od brzegu listwy dzielą mnie milimetry. Dramatu nie ma, ale parę milimetrów guzika więcej i dziurki albo przecinałyby brzeg listwy, albo były pionowe i groziły rozciągnięciem i permanentnym rozpinaniem się. 

Dużo gadania za mną, ale mam nadzieję, że ilustracje rozwiązują wszelkie niejasności (a nie na odwrót). 

Z racji wielkości i grubości, guziki i dziurki do płaszczy, czy żakietów rządzą się troszkę innymi prawami. Być może w przyszłości stworzę podobny wpis poświęcony właśnie tego typu zapięciom, ale pozwólcie, że najpierw sprawdzę swoje informacje w praktyce ;)

Jeśli o czymś zapomniałam, coś przekręciłam, z czymś nie możecie się zgodzić, dajcie znać w komentarzu. Jestem tylko człowiekiem :)

KRYPTONIM CALINECZKA - czyli o testowaniu konstrukcji płaszczy na modelach w skali 1:5 i 1:6


Natura ludzka przekorna jest i jakoś tak wychodzi, że post w którym przyznaję szczerze, że mi nie wyszło, cieszy się największym powodzeniem. Dzisiaj też się przyznam, że mi nie wyszło.

MISSION IMPOSSIBLE

Jakiś czas temu postanowiłam podjąć wyzwanie i uszyć płaszcz na podstawie oryginalnego modelu z Postępu Krawieckiego z 1959 roku. Poświęciłam na to naprawdę sporo czasu. Powstał płócienny model, który całkiem dobrze leżał na mnie z jednym wyjątkiem - kołnierz. Kołnierz, niby prosty, a za nic w świecie nie mogłam go dopasować aby wyglądał jak na ocalałej ilustracji. Prób było milion, kilkukrotnie doznawałam objawienia, wszystko na nic. Poddać się? Nigdy!


Po trochę zbyt dużej ilości napoju energetycznego, który (wstyd przyznać) pozwala mi ostatnio w ogóle funkcjonować, przejrzałam jeszcze raz wszystkie magazyny w poszukiwaniu czegoś prostszego. Oczywiście nic z klasycznie marynarkowych kołnierzyków mnie nie porwało... Moją uwagę przykuły za to dwa bardzo fikuśne płaszcze.


MODEL D6

Kurtka damska, jednorzędowa, trzyćwierciowa, z kolorowej, grubej wełny, zapinana na dwa guziki. Wyłogi szerokie, okrągło zakończone. Duży, płasko leżący kołnierz zachodzący na pod wyłogi. Plecy krojone z trzech części, z ostębnowaniami. Przody cięte od szwa barkowego do linii kieszeni, w przecięciach poziomych wszyte kieszenie sięgające do szwów bocznych. Rękawy o jednym szwie, od spodu przy dłoni zwężone.

Pierwszy to model D6 z wrześniowego numeru "postępu Krawieckiego" z 1956 roku. Prostu, pudełkowy, z ładnie skrojonymi kieszeniami i wielkim kołnierzem. Ponieważ nie chcę znów marnować czasu na kolejną nieudaną misję myśląc, że przecież "co może pójść nie tak?", postanowiłam spróbować wykroić i skleić model płaszcza z pergaminu.... W skali jak w gazecie - 1:5. Powstało coś takiego:


Płaszcz troszeczkę wygląda jak na Bukę, ale to przez to, że w pierwszej chwili zapomniałam, że modele są rozrysowane z uwzględnieniem zapasów, a ja zaczęłam sklejać linie "na styk". Także płaszczyk oryginalnie byłby węższy i bardziej smukły. Zresztą to wszystko nieważne... Kołnierzyk magicznie dał się dopasować i wywinąć i uważam, że wygląda bardzo obiecująco! Takim kołnierzem aż przyjemnie otulić się zimą.



Z oczywistych technicznych przyczyn pominęłam sklejanie jednoczęściowego rękawa.

Wydaje mi się, że ten model nadawałby się do pokombinowania i pójścia w stronę, w którą Marchwekowa po mistrzowsku przerobiła swój śliwkowy płaszcz z odzysku. Oj, jak mi się marzy takie cudeńko!


MODEL D41

Płaszcz damski dopasowany do figury. Jednorzędowe zapięcie na trzy guziki. Kołnierz duży, fantazyjny. Plecy ze szwem po środku, w stanie pasek. Rękawy gładkie, dwuczęściowe. Kieszenie boczne wszyte ozdobnie do wewnątrz.
Drugi model pochodzi z marcowego wydania "Postępu..." z 1957 roku. Bardzo, bardzo lubię dopasowane kroje. Luźne podoba mi się bardziej na innych. Sama mam wrażenie, że wyglądam w luźnym jak krasnal bez nóg i proporcji... Tak więc wybór padł na taliowany krój i fantazyjny kołnierz z guzikiem. Jest nawet podobny patent na ciekawą kieszeń.



Ilość zaszewek i łuków sprawiła, że model z pergaminu nie miałby większego sensu, więc uszyłam go z resztek bawełnianego batystu. Skala 1:6. Szerokość zapasów na szwy? 2,5 mm... Dlatego musicie wybaczyć niechlujstwo przy łączeniu kołnierzyka, ale ciężko zgrać wszystko co do ułamka milimetra. Z jednej strony wszystko się pięknie zgrało. Rozumiem teraz jak abstrakcyjny rysunek przekłada się na trójwymiarowy model. Kołnierz się "składa" na linii załamania tak jak powinien, a guziki pięknie go zepną (niestety nie jestem tego w stanie pokazać na tym malutkim modeliku, musicie uwierzyć mi na słowo, że to działa). Czarne ciągłe linie pokazują linię ozdobnego stębnowania.

Mini model jest trochę niedoprasowany i przyciasny na modelkę - wieszak na biżuterię z Pepco! Mam nadzieję, że mimo wszystko wizualizacja Wam się podoba.



***

Co sądzicie o modelach odzieży w tej skali? Który model sprawdzi się Waszym zdaniem lepiej podczas zimowych śnieżyc?

BLOCK PRINTING II - czyli co ma ziemniak do designu



Chciałam zacząć wpis od doniosłego faktu - postanowiłam, że coś dziś zrobię i udało mi się to! Po intensywnym weekendzie, mając przed sobą pracowity miesiąc przed wytęsknionym urlopem, poszłam spać wczoraj po 20, skończyłam pracę dziś o 14 i niczym pszczółka zabrałam się za pieczątkowanie!

Dzisiaj pokaże Wam prostą i niedrogą metodę na wspomniany w niedawnym poście block printing. Zacznę od początku, a w kolejnych postach poświęconych temu tematowi, podzielę się zgromadzonym doświadczeniem w wycinaniu wzorów w troszkę bardziej kapryśnych materiałach. Dzisiaj jednak zajmiemy się wyłącznie naszym swojskim ZIEMNIAKIEM.

PIECZĄTKA Z ZIEMNIAKA - SMACZNIE I NIEDROGO

Dla początkujących, dla dzieci, dla tych, którym natura poskąpiła talentu, cierpliwości i wybujałych zdolności manualnych, ale podarowała ten pierwotny zew tworzenia czegoś z niczego, proponuję bardzo prostą wersję pieczątkowania. Nie dajcie się jednak zwieść, ziemniak ma naprawdę (prawie) nieograniczone możliwości w tej dziedzinie.


ZESTAW MINIMUM

Do przyrządzenia prostej pieczątki do tkanin, oprócz rzeczy ogólnie dostępnych w każdej kuchni, będziecie potrzebować tkaniny, na której chcecie stworzyć wzór i farby do tkanin. Tkanin na pierwsze eksperymenty proponuje poszukać w tzw. "second handach", lub na przecenach w hurtowniach. Moja pochodzi akurat z pobliskiego sklepu, gdzie za grosze kupiłam ścinek białej, cienkiej bawełny o szerokości 0,6 m. Do dzisiejszych eksperymentów zużyłam jedynie 1/3! Farbki można dostać bez problemu na allegro, jak i w każdym dobrze wyposażonym sklepie dla plastyków. Sklep ma tę oczywistą przewagę, że możemy poprosić sprzedawcę o poradę. Jak pisałam poprzednio, warto sprawdzić etykietę i uwagi od producenta, aby dobrać rodzaj farby do gatunku i jasności tkaniny. 

Radzę podłożyć pod tkaninę coś, co spowoduje, ze farba, która może przeniknąć przed cienką tkaninę, nie upaprze nam na przykład kuchennego stołu. Wystarczy stara gazeta.



WYBÓR WZORU

Proponuję zacząć przygodę od czegoś łatwego, zwłaszcza jeśli dysponujemy jedynie nożykiem, bądź obieraczką do warzyw jako głównym narzędziem rzeźbiarskim. Mało szczegółów, dużo prostych linii - przy odrobinie wyobraźni można stworzyć niezłe cuda. Ja wybrałam jednak turkusową strzałkę. Ponieważ jest to wersja minimum, strzałka jest w bardzo nieregularnym rozmieszczeniu. Przy pierwszym kawałku materiału pozwoliłam sobie na to niesamowite szaleństwo.


Kiedy już poczujemy, że to jest to, milion kolorowych wizji gna z prędkością światła przez nasze synapsy, można pokusić się o zakup dłutek i spróbować czegoś bardziej odjazdowego. Nauczona doświadczeniem polecam kupić naprawdę małe dłutka do linorytu. Ja się troszeczkę porwałam z motyką na słońce i nabyłam zestaw nadający się chyba do wyrycia posągu z drewna w skali 1:1... Wrodzona subtelność powaliła mi jednak operować nimi w sposób, który mogę zaprezentować bez dużego wstydu ;)

Jeśli zależy Wam na regularnym rozłożeniu wzoru, przydatne do konstrukcji siatki będą linijka i ekierka (albo linijka do patchworku), oraz samo-znikający pisak do tkanin. Nie polecam kredy krawieckiej, która pyli i może sprawić, że motyw nie odbije się w całości, ani ołówka, który ma tendencje do niespierania się z jasnych tkanin. Wystarczy postawić punkcik w miejscu gdzie ma być odbity wzór i możemy łatwo osiągnąć uporządkowany układ wzoru.


Nie wykluczone, że do tych czerwonych liści/ piórek dodam jakiś złoty motyw. Strasznie mnie korci, ale nie mogę wyczuć co do mnie krzyczy z tej tkaniny.



KOŃCOWE KROKI

Kiedy wzór jest już odbity, na koniec (lub przed nałożeniem kolejnej warstwy) tkaninę wywieszamy do osuszenia. Trzeba uważać przy rozwieszaniu, aby pokryte farbą powierzchnie nie miały ze sobą kontaktu i wzór się nie rozmazał. Dobrze suszyć na płasko, ale nie na poplamionej gazecie, która służyła za podstawkę, ponieważ w ten sposób zajmie to dużo więcej czasu. Kiedy farba wyschnie trzeba tkaninę jeszcze przeprasować na sucho (można dla ostrożności przez szmatkę). Dzięki temu nasz print jest utrwalony i możemy go prać i dalej przetwarzać.

ZA

   -    Cena i dostępność
   -    Świetnie wycina się w nim proste wzory; miękki, nie krwawią palce (opowiem o tym przy następnej okazji)
   -   Gładka powierzchnia (przetnijcie go "na raz") dobrze przyjmująca farbę, którą łatwo nałożyć już za pomocą najzwyklejszej gąbki do naczyń (czystej!)
wilgotna powierzchnia, dzięki której farba nie wysycha i nie wsiąka wgłąb pieczątki


PRZECIW

   -   Trwałość; pieczątka z ziemniaka jest raczej jednorazowego użytku
   -   Konsystencja i miękkość, która nie pozwoli wyciąć bardzo skomplikowanych wzorów
   -   Wilgoć - zarówno przy wycinaniu wzoru, jak i przed nałożeniem farby dobrze będzie ściągnąć nadmiar wody z wycinanego wzoru. Najlepszy, jak zawsze, papierowy ręcznik.

Co sądzicie o pieczątkach z ziemniaka? Dopadł Was sentyment z dzieciństwa, czy raczej uważacie tę metodę za stratę czasu? W kolejnych wpisach opowiem o trwalszych pieczątkach z linoleum i wersji dla wygodnych, czyli gotowych stemplach dostępnych w sieci. Zaczynam też poszukiwania jednokolorowej bawełny do patchworków, które powstaną z połączenia w powyższymi chudymi ćwiartkami.

BLOCK PRINTING - o co chodzi?


"Block printing", bądź "woodblock printing" jest bardzo starą techniką pochodzącą z Azji, a dokładniej z Chin, polegającą na zadrukowywaniu (jakie to nieładne słowo) tkanin. W telegraficznym skrócie polega ona na odbijaniu wzorów wyciętych w drewnianych blokach na rozłożonej na płasko tkaninie. Technik  takiego "pieczątkowania" jest wiele, za pieczątkę może nam posłużyć w zasadzie wszystko, więc warto poszperać w internecie, aby zobaczyć jakie cuda można sobie zadrukować na kuchennym blacie np. przy użyciu ukochanej w dzieciństwie pieczątki z ziemniaka, czy połówki jabłka, bądź innego owoca.

Dla leniwych i mało kreatywnych - jak ja - można zakupić piękne drewniane pieczątki np. na allegro pod hasłem "pieczątki do batiku". Dla tych, który - jak ja - mają zrywy twórczych pasji, można pieczątki wyciąć sobie samemu, w dowolnie wybranym wzorze za pomocą dłutka. Tworzeniu takich właśnie pieczątek do tkanin i nie tylko poświęcę kolejny wpis na blogu.

Pieczątka, lub cokolwiek nam posłuży do tej roli, jest warunkiem koniecznym, ale nie jedynym. Potrzebować będziemy także tkanin i farb. Jedne należy dobierać do drugich pamiętając, że im gładsza powierzchnia tkaniny, tym lepiej odwzorowany będzie odbity "print". Najbardziej dostępne są uniwersalne farby do tkanin nadające się zarówno do bawełny, jaki i lnu i zapewne szeregu sztucznych włókien (tutaj odsyłam do opisu producenta wybranej farbki). Farby do tkanin dzielą się na dwie grupy: do tkanin jasnych, i te bardziej kryjące - do tkanin ciemnych, warto więc świadomie je dobierać do konkretnego projektu. 

"Pieczątkowanie" (jakoś bardzo przypadło mi do gustu to określenie) najbardziej widowiskowo będzie wyglądać na jednobarwnej tkaninie. Odradzam jednak jedwab - tutaj raczej warto poczytać o technice jaką jest batik. Farby do jedwabiu, przynajmniej te z którymi się spotkałam, są bardzo wodniste i bez precyzyjnego impregnowania tkaniny tworzą lejące wzory - jak na akwarelach.


Dzisiejszy wpis w zamyśle miał być poświęcony głównie spódnicy z połowy koła, którą przystroiłam pieczątką liścia. Chciałyście kiedyś spódnicę z koła obrębioną przy dolnej krawędzi np. kwiatowym wzorem? Przy wzorzystej tkaninie istnieje możliwość uszycia takiej spódnicy jedynie z marszczonego w pasie prostokąta. Przy pomocy pieczątek i kilku farbek można stworzyć wymarzoną, jedyną w swoim rodzaju, spódnicę z całego - bądź jak w tym przypadku - połowy koła z własnym "dizajnerskim" wzorem!


Jak widzicie pokusiłam się o dwukolorowe liście, które łatwo zrobić nanosząc farby na poszczególne części pieczątki za pomocą dwóch kawałków gąbki. Tutaj naprawdę nie ma za dużo filozofii. Możliwości jest nieskończenie wiele. Przed ostatecznym podejściem do "pieczątkowania" warto jednak porobić próby na niepotrzebnym skrawku materiału. Błędy "w druku" będą się pojawiać, należy to wliczyć w poczet efektu handmade, którego moim zdaniem nie należy się wstydzić.



Na koniec coś z czym wciąż mam duży problem i nad czym pracuję - zdjęcie ciucha na człowieku. Zarówno człowiek, jak i ciuch mało wymiernie się prezentuje, ale postaram się to zmienić w przyszłych postach.


SPÓDNICA

- wykrój przy użyciu tego kalkulatora 
- płat tkaniny ok 1,5 m w zależności od preferencji co do długości spódnicy i szerokości materiału
- zestaw minimum do pieczątkowania - farba do tkanin, gąbka "z odzysku"
- kryty zamek
- opcjonalnie kolorowa lamówka

Trudno mi oszacować koszt całkowity takiej spódnicy. Przy wyżyciu domowej pieczątki z ziemniaka (nie śmiejcie się, można naprawdę cuda nią zrobić) i tkaniny upolowanej w second handzie wystarczy zamek i jedna farbka do tkanin, także bez cudowania można zmieścić się w 20 zł.

***
JUŻ WKRÓTCE NA BLOGU

Kolejny wpis obiecuję poświęcić robieniu własnych pieczątek w linoleum. Podzielę się swoimi doświadczeniami i dokonaniami. Planuję zakup mniejszych dłutek i kto wie, jeśli palce nie będą mi mocno krwawić, to może stworzę coś na miarę swoistego wpisu "DIY", czyli "zrób to sam" ;)