Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skrzynia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skrzynia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 sierpnia 2017

Skrzynia na kółkach

Dziś ciąg dalszy metamorfoz przedmiotów z klamociarni. 
Rok temu nabyłam na starociach starą, drewnianą skrzynię po owocach. To nie byle co z listewek, ale porządna rzecz z drewna, solidnie wykonana.
Spodobało mi sie, że ma napisy i potencjał do ewentualnych zmian.
Nie odbyła tak spektakularnej metamorfozy. Po prostu chciałam ją odświeżyć, czyli postarzyć:)))))
Hmmm, trudno to wytłumaczyć, ale wiadomo o co chodzi:)
Ci co odnawiają starocie wiedzą, że wystarczy umyć przedmiot, żeby go odmienić:))))

Ja poszłam dalej i oprócz mycia, przetarłam czarną farbą, świeczką, pomalowałam białą farbą, a miejscami białą bejcą, żeby nie zasłonić całkowicie napisów.
Oczywiście, trzeba było popracować papierem ściernym, żeby wióry nie wchodziły w ręce:))
Pod spodem przymocowałam kółka, które krecą się we wszystkie strony.
Skrzynia jest ostatnio moim ulubionym podręcznym magazynkiem. Wkładam w nią potrzebne przydasie i maszeruję z nią na taras. Uniknę w ten sposób biegania po zapomniane rzeczy. Mam teraz wszystko do danego projektu w jednym miejscu.










Lubię robić przecierki wełną stalową, by uwypuklić słoje drewna.






Mam nadzieję na jeszcze kilka dni przebywania na tarasie w słoneczku.
Tego i Wam życzę 


Wasza


sobota, 9 marca 2013

Walka zimy z wiosną

Kiedy dwa dni temu myślałam nad tym tytułem posta, zupełnie co innego miałam na myśli.
Znalazłam w moich zasobach zdjęcia niciarki, którą popełniłam dla mamy pod choinkę. Niestety tak, skleroza nie boli.
Natomiast kilka dni temu, w pierwszych promieniach wiosennego słońca, rozpoczęłam produkcję kartek wielkanocnych.
Miałam więc na myśli ostatnie prezenty gwiazdkowe i pierwsze wielkanocne.

Natomiast to, co spłatała nam marcowa pogoda, było nie do przewidzenia i nadało mojemu tytułowi inne znaczenie.
Owszem, kiedy drobniutkie płatki śniegu zaczęły spadać z nieba topiły się od razu.
Ale potem, o zgrozo śnieg zaczął się gromadzić na trawniku i było go coraz więcej i więcej. Teraz na Mazowszu mamy grubą pokrywę śniegu i odśnieżanie na całego. Nieeeeee, a było już tak cieplutko.
Pokomplikowało nam to wiele spraw, ale narzekanie nic nie pomoże, zresztą zapowiadają jeszcze większy mróz.

A wracając do mojego znaleziska...
Moja mama od czasu przejścia na emeryturę ukochała hafty krzyżykowe. Dlatego ja się za tę sztukę nie zabieram, bo nie chcę jej robić konkurencji :)))
Pomyślałam, że Mikołaj mógłby przynieść mamie skrzynię na muliny i rozpoczęte robótki. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.A zrobiłam z użyciem papierów do decu z wielokrotnym lakierowaniem w pakiecie :)
 
  
 



 

 
Mam w zwyczaju przyklejać przestrzenne elementy, żeby moje skrzynie nie były całkiem płaskie.
Tu użyłam ceramiczne guziki


 

 
 
Z przodu skrzyni nakleiłam duży drewniany guzik z przewleczonym sznurkiem.
 
 
 
 
Wewnątrz wieka przykleiłam kraciastą poduszkę do igieł.
 
 
 
Uff, skoro pożegnałam się ze wspomnieniami z Gwiazdki, przygotowania wielkanocne czas zacząć.
A oto część produkcji karteczkowej :)
 
 
 

 

 

 

 

 
 
Wczorajszy dzień upłynął w miłej "Dniokobiecej" atmosferze. Niespodziewanie wraz z przyjściem listonosza stało się jeszcze bardziej miło.
Zdziwiona i zaskoczona otworzyłam paczkę-niespodziewajkę od Petry Bluszcz, która w tak bogaty sposób podziękowała mi za życzenia, jakie wysłałam jej po narodzinach  córeczki. Ale, ale... ja nic takiego nie zrobiłam, żeby mi tu takie paki wysyłać!
 
Moim oczom ukazało się ręcznie szyte serducho (uwielbiam!), ptaszek własnoręcznie robiony z masy solnej (jak ulał na Wielkanoc), koronki i wstążeczka wiosenna bardzo, herbatki i karteczka z życzeniami (przyda się do albumu). A zapachniały - mydełko własnoręcznie robione przez Petrę i perfumiki.
 
Muszę też wspomnieć o fioletowym naszyjniku. Uśmiałam się, jak go zobaczyłam, bo kwiatki z materiału na nim przyszyte są wykonane akurat tą metodą, jakiej chcę się nauczyć, a nie miałam "żywego" przykładu :))) No to mam :))) Dziekuję Petro i za to. Zaraz idę szukać szyfonowej bluzki, z której wyrosłam i będę produkować kwiatki-broszki według naszyjnikowego wzoru :)
Petro, dziękuję za wszystkie skarby, ale nie zasłużyłam, naprawdę.
 
 
 
 
A Was chcę poinformować o candy u Petry Bluszcz, na które z pewnością warto się zapisać!
 
 
 
 
Żegnam was tulipankami, które dostałam wczoraj od moich panów. Tradycyjnie, tak jak lubię :)
 
Oby do wiosny!
 
Wasza
 


niedziela, 17 lutego 2013

Retro dziewczynki

Kolejna porcja shabby chic, która dawno temu powędrowała do Ani na naszą drugą wymiankę. Aż wstyd powiedzieć JAK dawno to było. Zdjęcia ciemnawe, bo robione w ponurym czasie pod koniec grudnia.
Ania zażyczyła sobie "pod choinkę" przecieraną skrzynię z retro dziewczynkami.
 
Tak się szczęśliwie złożyło, że pożądany papier do dekupażu dostałam od Kasi, która przywiozła go z Czech.
Nie przypuszczałam, że tak szybko się przyda. Dzięki Kasiu!
 
Zrobiłam wszystko według marzeń Ani, shabby, zdjęcia dziewczynek w sepii i czerwone róże.
Skrzynia z uchwytami z boku ma służyć do przechowywania zdjęć i pamiątek rodzinnych.
Jestem zaszczycona, jeżeli tak naprawdę jest.
 

 

 

 

 

 
 
 Dokleiłam listy z papieru ryżowego, żeby uwydatnić przeznaczenie skrzyni.
 
 
 
 
 Drugim marzeniem Ani była ramka ze stemplami i paryskimi motywami.


 

 
Wykonałam to w kombinowany sposób. Wieża Eiffla pochodzi z serwetki, zegary i skrzydła to stemple odbite farbą akrylową.
Napis Paris i pieczątki to transfery.
Do zdjęć ramki wyjęłam szybę, żeby uniknąć refleksów.
 
Zawsze zastanawiałam się, ile właściwie razy lakieruję pracę z papierem do dekupażu, robiłam to na wyczucie. Tym razem postanowiłam stawiać kreskę po każdym lakierowaniu i zliczyć ich ilość. Okazało się, że wyszło mi .....32 razy! I jeszcze na siłę można by wyrównywać powierzchnię papieru do powierzchni skrzynki.
Jednak praca z serwetkami jest o niebo szybsza:))))!
 
Jak dziewczynki retro, to jedziemy dalej!
Zrobiłam jeszcze notesik do torebki. Mam nadzieję, że się przyda.
 
 
 
Wewnątrz okładki - kieszonka, gdzieniegdzie koronki.
 
 
 
 
 Jak ja lubię robić przekładki w notesikach! Niedługo ilość przekładek dorówna ilości kartek! :)))
Żartowałam :)


 

 

 
 
 

 
 
Niedługo zobaczycie jakie skarby ja dostałam od Ani.
 
Dziękuję Wam Kochane za komentarze pod postem walentynkowym.
Życzę leniwej niedzieli i udanego tygodnia.
 
Wasza
 

niedziela, 4 grudnia 2011

Duża skrzynia ... i nie było już nikogo

Nie bójcie się dziewczyny.
Jeszcze mnie te duże skrzynie aż tak nie wykończyły, żebym przestała dekupażyć. To tylko tytuł sztuki teatralnej, na której byliśmy, ale o tym po ... tym.

Skrzynia ma znów duże wymiary 35 x 40 cm. Jakieś wielkogabarytowe szaleństwo mnie ogarnęło.

Od dawna "chodził" za mną papier ryżowy z zaczytaną, zamyśloną dziewczyną. Chodził i wychodził. Musiałam przykleić go na wieczku.

U dołu zrobiłam bielenie pasujące odcieniem do wzoru. Najpierw drewno pokryłam bejcą orzechową. Lubię wcierać bejcę, bo wtedy pokazują się prześliczne słoje drewna. Następnie przetarłam kremową farbą z odrobiną niebieskiej.


Tym razem koronka musiała być.

W środku wkleiłam kopertę listu z papieru ryżowego i różę z serwetki.
Nie chwaląc się, bardzo podoba mi się efekt i żałuję, że w taki sposób nie zrobiłam wieczka. Ale nic straconego, mogę tak kiedyś zaprojektować wieko.



Po raz pierwszy zamiast użyć lakieru wtarłam w dół skrzyni wosk do mebli. Ale zapach !
Wietrzeje jednak szybko.
Wosk lepiej wygląda na bielonym drewnie, niż lakier, nawet półmat.

Kolejne skrzynki będą mniejsze i baaaaaaaaaardziej kolorowe.

Teraz zapowiadana minirecenzja sztuki. Dlaczego piszę tu o teatrze ? Bo go kocham, mogłabym z teatru nie wychodzić. Staramy się z mężem jak najczęściej w nim "bywać".

Teatr Dramatyczny - "I nie było już nikogo"


Ażeby efektownie rozpocząć długi listopadowy weekend, mąż zaprosił mnie do teatru na sztukę mojej ukochanej A.Christie. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że spektakl będzie wystawiany nie na scenie, a w foyer, i tylko dla 150-ciu osób. Zapowiadało się, że będzie inaczej, niż zwykle. Udało nam się usiąść w drugim rzędzie, a połowę pierwszego zajmowała biała ławka, która była elementem scenografii. Mieliśmy więc aktorów na wyciągnięcie ręki. Przedstawienie było oryginalne i zapadło nam w pamięć. Były slajdy, krótkie filmy, wiatr poruszający zasłonami, dużo efektów świetlnych i ruchu scenicznego, sugestywnych scen i niedomówień. Z powodu braku kurtyny (foyer) często zapadała ciemność, aby aktorzy mogli się "przegrupować".

Przez całą sztukę towarzyszyła aktorom śliczna, mała dziewczynka będąca narratorem.

Jeszcze w domu zastanawiałam się, jak rozwiążą problem pozbycia się 9-10 trupów ze sceny. Stało się jednak inaczej - one były tam cały czas ! Brrr...

Kto czytał, ten wie. A było to tak...

8 sierpnia przybywa na odludną Wyspę Żołnierzyków 10 osób. Wśród nich jest morderca. Wszyscy giną jeden po drugim w rytm makabrycznej dziecięcej rymowanki, którą upodobał sobie oprawca. Według niego każda z przybyłych osób jest winna śmierci innego człowieka, ale były to zbrodnie "przez zaniedbanie" - nie do udowodnienia w sądzie. Dlatego morderca sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość.

Efektowna muzyka przez całą sztukę podkreślała grozę sytuacji. Kostiumy kobiet bajeczne - nie mogłam się napatrzeć.

Ciekawostką jest fakt, że sztukę reżyseruje aktorka Aleksandra Konieczna - Honorata z serialu "Na Wspólnej".

Wyszłam z teatru zadowolona i pełna wrażeń. Polecam i sztukę, i książkę.

Jak wiadomo w czasie spektaklu nie wolno robić zdjęć, więc pokażę Wam tylko zdjęcia plakatu teatralnego, Teatru Dramatycznego i zdjęcie z gazety.



Gazeta Wyborcza

A oto dowód na to, jak bardzo lubię Agathę Christie. Na regale obok sypialni mam ok. 70-ciu książek tej autorki, czyli prawie wszystkie, jakie napisała. Mam też jej biografie.


Gratuluję wszystkim wytrwałym, którzy przeczytali ten post do końca.

Do następnego...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...