Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 listopada 2014

Oliwki z Kalamaty

Wróciliśmy z wakacji w Grecji, a konkretnie z Peloponezu dość późno, pod koniec września. Co nie tłumaczy, że wrzucam parę słonecznych fotografii dopiero teraz:) Pomimo szczerych chęci nie mogłam wcześniej opisać wrażeń z urlopu, ponieważ laptop odmówił mi posłuszeństwa.
Wybaczcie brak komentarzy z mojej strony i przerwy w postach u mnie.
Po bezskutecznych naprawach podjęłam decyzję o kupnie nowego laptopa i wreszcie wracam do gry:)))
Zanim zasypie nas śnieg, chcę nadrobić zaległości i pokazać Wam migawki z naszych wakacji.
Zawsze chcieliśmy jechać do tej części Grecji - na południe półwyspu Peloponez, do kolebki cywilizacji, ale nie mogliśmy znaleźć dobrej oferty pobytowej.

Wybierając miejsce wypoczynku kierowałam się jak zawsze tym, żeby móc jak najwięcej zwiedzić, kręcąc się po okolicy.
Z niewielu propozycji polskich biur podróży wybrałam hotel "Elite City Resort"  w Kalamacie, obierając go jako bazę wypadową.
Najpierw sprawdziłam, czy w jeden dzień da się z naszego hotelu dojechać wypożyczonym samochodem do Aten.
Tak, prowadzi tam wygodna autostrada, więc Kalamata jest OK.
Wszystkie inne historyczne miejscowości, które chciałam zobaczyć też dało się odwiedzić w czasie jednodniowej wycieczki. Przywieźliśmy całe mnóstwo zdjęć, ale ich uporządkowanie i prezentacja wymagają czasu, więc wybaczcie, dziś fotki lżejszego kalibru:)
Kalamata to drugie pod względem wielkości  miasto na Peloponezie, ale tak naprawdę to niewielka miejscowość ze starym i nowym miastem, portem i nadmorską promenadą:)
Wystarczy powiedzieć, że pod nasz hotel zajeżdżał autobus nr 1!!! Jedyny jaki jeździł wzdłuż miejscowości:))))))

Hotel okazał się czysty, wygodny, nowoczesny, z miłą restauracją.


Z tarasu restauracyjnego mieliśmy rewelacyjny widok na morze i promenadę, a z basenu i domku na zachwycające góry Tayget.


Na śniadanie serwowano nam soki z pomarańczy świeżo wyciskane (gratis) i to sprawiało, że z wigorem zaczynaliśmy każdy dzień.
Ten widok śni mi się teraz po nocach:))
,
Zamieszkaliśmy  w dwupoziomowej willi w ogrodzie z oleandrami i innymi krzewami i  widokiem na góry Tayget.


Wejście na basen

Basen ze scrablami na murku

Góry schodzące do morza :) Uwieeeeelbiam taki widok!


Kryształowo czysta  woda w morzu. Widać tylko żwirkowe dno przy wejściu do wody:) 

Nieliczne chwile na leżaczku(głównie zwiedzaliśmy) umilała nam mrożona kawa Caffe Freddo

Na terenie hotelu mieliśmy też kościółek, uroczy szczególnie nocą


Tytuł posta bierze się stąd, że okolice Kalamaty to praktycznie same gaje oliwne. Najbardziej znane oliwki pochodzą właśnie z Kalamaty. Nie są zielone, ani czarne, ale głęboko brązowe. Wspaniałe, mięsiste, soczyste (uwaga na pestkę!) o podłużnym migdałowym kształcie.
Stąd Kalamata jest masowym producentem najwyższej jakości oliwy z oliwek.


Skoro jesteśmy przy potrawach regionalnych - codziennie jadałam sałatkę horiatiki z pysznymi miejscowymi oliwkami. A ser feta mogę jeść na okrągło:)


Tu z kolei kawałek musaki, pomidor zapiekany z ryżem i warzywami i gotowane warzywa.
Oprócz tego często jedliśmy souvlaki, sałatkę z ośmiornicą, nadziewane bakłażany, gulasz z warzyw, wędzone kiełbaski, ryby i inne greckie specjały.
W naszym hotelu gośćmi byli głównie Grecy i dlatego mieliśmy pyszne jedzonko, a nie" byle co" dla turystów:)


Uwielbiam ten alfabet! Fascynowały mnie podwójne napisy

Wejście do ruin zamku ze wspaniałą bugenwillą

Widok ze wzgórza zamkowego na Kalamatę

Są i takie urocze ruinki



Kalamata słynie również z wyrobu jedwabnych chustek. W klasztorze żeńskim Kalogreon zakonnice
hodują jedwabniki i tkają jedwab na wielkich krosnach.


Swoją kolorową apaszkę w motylki wybrałam spośród wielu jedwabnych chustek(u dołu są ich pełne szuflady)
Dobrze, że sprzedawczynią i doradczynią okazała się przemiła Polka, bo zginęłabym w gąszczu jedwabiu:))  

Centrum Kalamaty

Miłym przerywnikiem zwiedzania w upalne dni jest chwila w kafejce przy mrożonej kawie Frappe

Szerokie ulice w centrum wysadzane są drzewkami pomarańczowymi


Zachwyciły mnie klimatyczne kafejki - ze skrzynkami ziół(u góry) i gitarzystą(u dołu)


Miejscowa cerkiew i jej otoczenie



I jak tu nie skusić się na miłą kolacyjkę w knajpce "pod abażurami". Uroczo dyndały na sznurach wszerz małej uliczki:) Każdy inny!

Jak mówiłam uwielbiam fotografować napisy w jęz.greckim


Oto specjały, które można przywieźć z Kalamaty - wina czerwone i białą Retzinę, oliwę w puszkach (cudnie zdobi kuchnię) i butelkach, oliwki do sałatek, ocet balsamiczny, sezamki i orzechy w miodzie, chałwwwwaaaa!
Moim odkryciem są miejscowe kosmetyki (po prawej) balsamy do ciała o zapachu lawendowo-pomarańczowym oraz mydełka oliwkowe. U dołu leży zamotana jedwabna apaszka w motylki, kupiona w sklepie, o którym wspomniałam wcześniej.

Mam Wam do pokazania mnóstwo cudownych zdjęć z Grecji  i jeszcze więcej do opowiedzenia. Uważam jednak, że w grudniu należy oddać palmę pierwszeństwa gwiazdkowym tematom, a Grecja musi poczekać do stycznia:)


niedziela, 22 stycznia 2012

W nagrodę - za karę


W grudniu opowiadałam Wam, że pojechałam do przyjaciółek na naszą DOROCZNĄ WIGILIĘ. Oczywiście nie z pustymi rękoma. Nie będę się chwalić wszystkim, co im podarowałam, bo nie jestem chwalipiętą (Hm, a na czym polega idea blogów, jak nie na tym, żeby się chwalić :) ).

A niech tam - pochwalę się, bo może podsunę Wam pomysł na prezent dla kogoś bliskiego. Stwierdziłam, że kumpelki za rzadko do mnie dzwonią i przyjeżdżają. Za karę będą patrzeć na moją facjatę (w ich towarzystwie oczywiście) przez cały przyszły rok.

Wyprodukowałam deseczki pod zdzierany kalendarz. U góry przykleiłam odbite na laserówce zdjęcie ze wspólnej imprezy. Na dole deseczki - serwetkę, na którą natknęłam się przypadkiem, przeglądając ofertę jednego ze sklepów internetowych. Balujące trzy dziewczyny ! Przecież to my !

Zaniemówiłam i od razu zamówiłam.



Wszystko odbyło się z przygodami. Najpierw kupiłam za krótkie deseczki i kalendarz zasłaniał wzór serwetki. Nastąpiło natychmiastowe zamówienie dłuższych. Potem popełniłam błąd nowicjuszki. Na ciemne, fioletowe tło nakleiłam jasną serwetkę ! O zgrozo ! Zaczęło prześwitywać. Kiedy zaczęłam to ścierać, poczułam się, jak Jaś Fasola w filmie "Totalny kataklizm". Kochany niezguła zawsze mnie rozśmiesza.

Wszystko dobrze się skończyło.



Deseczki wiszą w kuchniach u obdarowanych.


Poradziłam im, że jak nie będą już mogły patrzeć na moje zdjęcie, niech zwykłą klamerką przypną inną fotografię.

Żeby pociągnąć temat deseczek, wspomnę jeszcze o innych, które mogę produkować bez końca. Kupuję deseczki z MDFu z dziurką z tyłu, mogą więc wisieć jako obrazek lub służyć jako podkładka pod gorące naczynia na stole.

Pasuje do nich każda serwetka i są dobre na wszystkie okazje. Lubię postarzać im brzegi lub robię spękania - wszystko jest dozwolone.










W następnym poście o deseczkach, deskach, czy dechach ani słowa. Będzie o czymś zupełnie innym.

Ślę całuski !

A te z Was, które mają ferie, niech odpoczywają i nabierają sił do dalszej twórczej pracy !


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...