Wybaczcie, ale jeszcze raz wrócę do tematyki polowań i myśliwych. Jak już wielokrotnie pisałem, nie jest wrogiem samego łowiectwa podobnie, jak nic nie mam do wycinki drzew na, utworzonych w tym celu, plantacjach. Rozumiem, że w sytuacji, w której zawodzą wszystkie, inne metody, odstrzał redukcyjny jest koniecznością, związaną z zachowaniem części siedlisk, kondycji poszczególnych populacji itp. Zdaję sobie sprawę z faktu, że tam, gdzie np. chcemy utrzymać lub reintrodukować kuraki (cietrzewie, głuszce, kuropatwy) zmuszeni jesteśmy do redukcji ich naturalnych wrogów – lisów, borsuków, kun itp.
Ci z Was, którzy tu zaglądają, pamiętają zapewne nasze ubiegło- i tegoroczne posty, w których pokazywaliśmy jelenie. Nie jest to nasz główny, fotograficzny cel, rzadziej od innych chadzamy po lasach w ich poszukiwaniu, ale od czasu do czasu lubimy zajrzeć pod Olsztyn, gdzie udawało nam się coś sfotografować. Ot, taka bardzo przyjemna odmiana od pstrykania ptaków i widoczków.
Ci z Was, którzy tu zaglądają, pamiętają zapewne nasze ubiegło- i tegoroczne posty, w których pokazywaliśmy jelenie. Nie jest to nasz główny, fotograficzny cel, rzadziej od innych chadzamy po lasach w ich poszukiwaniu, ale od czasu do czasu lubimy zajrzeć pod Olsztyn, gdzie udawało nam się coś sfotografować. Ot, taka bardzo przyjemna odmiana od pstrykania ptaków i widoczków.
O tym, że poruszamy się po terenie polowań (w tym dewizowych) wiedziałem,
ale łudziłem się, że może tej jesieni będzie inaczej. Może tym razem nasi odpuszczą, a bogate nacje nie przyjadą, a jak już się pojawią, to może będą bardziej
wstrzemięźliwi, może…
Myśliwi się jednak pojawili i zaczęło się strzelanie, ale nie takie, jak w
ubiegłym roku. Byli praktycznie codziennie i codziennie ubywało byków. Tych atrakcyjnych i tych mniej.
Tych, których czaszki można zawiesić nad kominkiem i chwalić się swoim łowieckim sukcesem i tych mniej spektakularnych, ale za to tanich. Tyle tylko, że to nie jest sukces
i to nie jest łowiectwo. To jest egzekucja.
Lubię oglądać dokumenty w National Geographic i Discovery, pokazujące ludzi, zamieszkujących zadupia
Alaski, którym zdarza się zabijać zwierzęta, żeby przeżyć zimę. Nie po to, żeby zawiesić głowę trupa na ścianie, ale żeby jeść! I ja to szanuję. I uwierzcie mi, że gdybym był tam razem z nimi, to bez wahania pomógłbym im zastrzelić łosia, karibu, pardwę,
czy cokolwiek innego i myślę, że to
byłoby w porządku.
Polowania były, są i będą, ale polowania W CZASIE RYKOWISKA nie są w porządku i nie ważne kto strzela, nasi,
czy ci zza granicy. Nie są w porządku i już! Rykowisko, to misterium.
Słowo wyświechtane, jak ostatnia, bura szmata, ale oddające wszystko to, co o tej porze roku dzieje się w lesie. Kto był,
słuchał i słyszał, ten wie o czym piszę.
Niestety w naszym, ulubionym miejscu jelenie już nie ryczą. I właśnie dlatego mam kilka pytań do myśliwych. Czy naprawdę macie jakąkolwiek satysfakcję strzelając z bliska do ogłupionych testosteronem zwierząt? Czy nie myślicie, że podprowadzając dewizowych myśliwych, stajecie się tubylcami, którzy za perkal i paciorki są w stanie zrobić wszystko? Jak się czujecie
dzwoniąc do domu i mówiąc, że nie wrócicie na noc, bo Niemiec/Francuz/Belg, czy
inny EuroPan strzelił i polewa wódkę przy ognisku? Co myślicie, wiedząc że zaczniecie polowanie dopiero wtedy, gdy dewizowcy nasycą się trofeami i opuszczą Wasz teren, zabierając najfajniejsze okazy? Pytania są oczywiście retoryczne i nie oczekuję na nie żadnych odpowiedzi. Mam tylko nadzieję, że jeżeli czyta to ktoś polujący, to przynajmniej się trochę nad tym wszystkim zastanowi.
PS. Te dwa byczki, to wszystko, co zostało z letniej chmary. Nie nadają się na ścianę, więc żyją. Na razie.
Żeby nie było tak ekstremalnie ponuro, przedstawiam LTzW, czyli Latające Trio z Warmii.