O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pokląskwa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pokląskwa. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 sierpnia 2018

Dlaczego żuraw i owszem, ale wiewiór to już niekoniecznie?


       No właśnie, dlaczego? Nie wiecie? Ja też nie, więc pozwólcie, że nie będziemy dłużej zajmować się tą kwestią.
       Jak zapewne sami zauważyliście, przeklęty upał nie chce zelżeć nawet na milisekundę. W takie dni nawet pisanie postów, to orka na ugorze, a nie radosny i spontaniczny proces twórczy. Nie pomaga wkładanie głowy pomiędzy skrzydła wentylatora kupionego cudem i tylko dlatego, że byłem haniebnie szybszy od inwalidy. Nie pomaga otwarcie wszystkich okien, gdyż wywołany w ten sposób przeciąg nie dość, że nie chłodzi, to na dodatek - jak pisał niejaki Georges Vigarello - "wywołać może konwulsje, a także prowadzić do śmierci". Konwulsji co prawda nie doznałem, ale w zamian znacząco podniósł mi się poziom agresji i jednocześnie spadł mi na pysk wskaźnik empatii. Przyznam, że sam siebie nie poznaję. Pół biedy o brzasku, gdy temperatury oscylują wokół, względnie bezpiecznych, dwudziestu dwóch stopni. O tej porze przeprowadzę harcerza przez autostradę i będę miły. Gdy jednak, w tzw. międzyczasie, słupek rtęci dotrze do trzydziestki, bez wahania wepchnę gnoja pod TIR-a z ołowiem! Dostrzegę na ulicy niewinne dziecko z napojem? Zaczaję się, wyrwę i ucieknę! Zauważę psią miskę z wodą? Miski nie ruszę, ale kundel, jeżeli nie ma gabarytów bernardyna, raczej nic w niej nie znajdzie! Usłyszę syreny wozów strażackich? Straż do pożaru może i dojedzie, tylko po co, skoro nie będzie miała czym gasić? O tym, że regularnie odwiedzam parki i ogrody, by plądrować ptasie poidełka, chyba nawet nie muszę wspominać. Poza tym okradam lodownie, włamuję się ludziom do zamrażarek, penetruję kostnice, wychlewam płyny z chłodnic, zawłaszczam cienie, gotuję na zimnych ogniach, wysysam wilgoć z cudzych prań, myję przyrodzenie w ciekłym azocie i chadzam do urzędów, by zostać chłodno potraktowanym. 
        Oczywiście później jest mi potwornie wstyd, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Przecież ja tylko walczę o życie! Jestem wszakże nieodrodnym synem klimatu umiarkowanego, a to, co się aktualnie dzieje, nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek umiarkowaniem! Przyszedłem na ten świat w miejscu otoczonym cienistymi, brzozowymi lasami, chłodnymi łąkami i nasiąkniętymi wodą murszowiskami, a nie na jakiejś, pieprzonej pustyni Gobi! Nic zatem dziwnego, że nie mam wystarczająco dużo pigmentu w skórze i kędzierzawych loków, by z uśmiechem witać środek dnia!
       W sobotę, zrozpaczony i nienawidzący samego siebie, pojechałem szukać ratunku w jednym z warmińskich, śródleśnych jezior. Niestety woda okazała się być idealną, ale wyłącznie do oparzenia świńskiej szczeciny, a nie do schłodzenia wysuszonego kadłuba i takichże kończyn. Nawet ryby były tego dnia wyjątkowo niemrawe, a zwiewne zazwyczaj ważki poruszały się ociężale, niczym maleńkie, obdarzone ażurowymi skrzydełkami, kowadełka! Zniknęły ptaki, płazy, nicienie, bakterie, płazińce, kleszcze i świerzb. Wszystko bez wyjątku pochowało się, by przetrwać ten okrutny, niczym gestapo, upał.
       Wróciłem do Olsztyna ze świadomością totalnej porażki. Próbowałem coś zrobić, ażeby powrócić na uczciwsze ścieżki i przestać być postrachem akwarystów, panów basenowych oraz właścicieli saturatorów i komercyjnych wodotrysków, ale spełzło to na niczym. Dlatego też lojalnie uprzedzam! Jeżeli zawitacie do stolicy Warmii przed nadejściem arktycznego powietrza, raczej unikajcie osobnika z szalonym tikiem w oczach i naręczem pustych wiader na biodrach, grasującego po spalonych słońcem trotuarach, gdyż będę to właśnie ja!
       PS. Poniżej kolejna porcja dokfotek z nieludzko umęczonej, warmińskiej Ziemi.

















wtorek, 2 czerwca 2015

Migawki z terenu IX.

-        Płoty … Do czego są płoty panie Matoszko?
-        Żeby było: do płotu  - moje. Za płotem nie moje.
-        Moje powietrze?
-        Trawa, jak to mówią, moja. Kamienie moje. Drzewa moje.
-        A ptaszek na drzewie?
-        Póki siedzi na moim drzewie, trochę on poniekąd jakby mój.
-        A chmury?
-        E, chmury są wszystkich. Chociaż … te po mojej stronie – jakby bardziej moje, niż tamte po niemojej.
-        A słońce?
-        Słońce? Jak patrzę wzdłuż płotu – i widzę, że ono powiedzmy przeszło już na moją stronę, między moje płoty – słońce też niewątpliwie jakby zaczyna być moje.
-        To i niebo?
-        Ten kawałek nad moim paświskiem, między moimi płotami – obowiązkowo też bardziej mój niż czyjś.
-        To i  … gwiazdy ma pan swoje, panie Matoszko?
-        Hm, tu mnie pan zaskoczył, panie Redliński. Ale, żeby nie skłamać, powiem: niewątpliwie parę mam.
-        Ziemię pan zapisał synowi panie Matoszko?
-        Jeszcze nie zapisałem. Ale zapiszę. Najmłodszemu.
-        Ziemię, budynki i inwentarz?
-        Wszystko.
-        I płoty?
-        Niewątpliwie ma się rozumieć: płoty i temu podobne.
-        To i ten kawałek nieba między płotami?
-        To wynika samo przez się, że owszem.
-        To i gwiazdy chyba, panie Matoszko?
-        Hy … Niewątpliwie mimo wszystko gwiazdy … też1.

Ten i inne zapisy rozmowy pana Redlińskiego z panem Matoszką, pochodzą z albumu pt. "Wołkow". Polecam, gdyż mam nadzieję, że fotografowanie i pisanie, które w nim znajdziecie, pozwolą Wam  zrozumieć, czym jest Podlasie. Zdobądźcie, obejrzyjcie, przeczytajcie i pojedźcie. No chyba, że już tam mieszkacie:)

PS. Wyjeżdżam na trochę w niefotogeniczne krainy, więc następny post dopiero w niedzielę 14 czerwca.
 
_______________________
1Wołkow. Wiktor Wołkow - fotografie. Edward Redliński - tekst. Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok 1984
 
 
















PS. A to zapowiedź następnego postu.


 

środa, 20 maja 2015

Autofotografowanie.


Dziką przyrodę można fotografować na wiele sposobów. Do najczęściej stosowanych, należą różnej maści czatownie, budy itp. Ta metoda jest bardzo skuteczna, ale niestety wymaga nakładu pracy, który często może zostać zniweczony przez lokalną chuliganerkę.

Dużą popularnością cieszą się również metody podchodu, podkucu i podczołgu. Przydatny jest wtedy strój maskujący, jak np. ghillie czyli, mówiąc po ludzku, takie kudłate wdzianko, używane głównie przez snajperów. Trzeba jednak uważać, gdyż to coś maskuje na tyle skutecznie, że niekiedy może być przyczyną kłopotów. Pewien fotoamator tak wtopił się w łąkę, że maszerujący po niej rolnik dostrzegł go dopiero w momencie, gdy ten wyrósł mu nagle spod nóg. Reakcja zaskoczonego i przerażonego tym faktem człowieka, była adekwatna do sytuacji i tylko refleks fotografa uchronił go od, wyprowadzonego z biodra, ciosu widłami.

Zatem jeżeli nie chce się Wam tracić czasu na budowanie ukryć lub boicie się o całość trzewi, proponuję wariant trzeci, czyli fotografowanie z samochodu. Wbrew pozorom nie potrzebujecie w tym celu wypasionego SUV-a, a to mianowicie z dwóch powodów. Po pierwsze tam gdzie wjedzie to auto, wjedziecie i Wy, a tam gdzie ono nie da rady i tak potrzeba ciągnika. Po drugie pseudoterenówki są zwykle wysokie, co sprawia, że fotografuje się z kiepskiej perspektywy. Do celów fotograficznych, wystarczy posiąść jakiegokolwiek auto i już można zaczynać zabawę. No może jednak nie jakiekolwiek. Jeżeli jesteście posiadaczem np. Lamborghini Diablo VT 6.0 Special Edition lub Ferrari Enzo, raczej nie pohasacie po podlaskich szutrach i groblach. W zasadzie nie pohasacie po żadnych krajowych drogach, może za wyjątkiem niedawno oddanych autostrad, ale to już zupełnie inna historia.

Fotografowanie z auta ma wiele zalet i jedną wadę. Po pierwsze nie tachacie całego sprzętu na plecach. Po drugie jeżeli w danym miejscu nic się nie dzieje, przerzucacie się w inne. Po trzecie zawsze można wykorzystać samochód, jako noclegownię (nie dotyczy to Smartów i … SUV-ów). Po czwarte, o ile ptaki w większości przypadków boją się pieszych, o tyle kierowców już znacznie mniej. A wspomniana wada? No cóż, jest co prawda tylko jednak, ale niezmiernie dokuczliwa. Wożenie się samochodem utrudnia odwiedziny podsklepowej ławki i nie wierzcie zapewnieniom, że ostatni raz policję widziano w tej okolicy w czasach, gdy nazywała się jeszcze Otdielenije po ochranieniuju poriadka i obszczestwiennoj biezopastnosti, czyli na przełomie XIX i XX wieku.

Przejdźmy teraz do tego, co najważniejsze, czyli do techniki autofotografowania. Otóż jest ona … bajecznie prosta. Podjeżdżacie po prostu wolno pod obiekt, trzaskacie fotki i tyle. Zasada jest tylko jedna. W przypadku niektórych gatunków nie wolno się zatrzymywać. Auto ma się cały czas toczyć i wtedy wszystko będzie OK co, mam nadzieję, pokazują poniższe zdjęcia.