No właśnie, dlaczego? Nie wiecie? Ja też nie, więc pozwólcie, że nie będziemy dłużej zajmować się tą kwestią.
Jak zapewne sami zauważyliście,
przeklęty upał nie chce zelżeć nawet na milisekundę. W takie dni nawet pisanie
postów, to orka na ugorze, a nie radosny i spontaniczny proces twórczy. Nie
pomaga wkładanie głowy pomiędzy skrzydła wentylatora kupionego cudem i tylko
dlatego, że byłem haniebnie szybszy od inwalidy. Nie pomaga otwarcie wszystkich
okien, gdyż wywołany w ten sposób przeciąg nie dość, że nie chłodzi, to na
dodatek - jak pisał niejaki Georges Vigarello - "wywołać może konwulsje, a także prowadzić do śmierci". Konwulsji
co prawda nie doznałem, ale w zamian znacząco podniósł mi się poziom agresji i jednocześnie
spadł mi na pysk wskaźnik empatii. Przyznam, że sam siebie nie poznaję. Pół biedy
o brzasku, gdy temperatury oscylują wokół, względnie bezpiecznych, dwudziestu dwóch
stopni. O tej porze przeprowadzę harcerza przez autostradę i będę miły. Gdy jednak, w tzw.
międzyczasie, słupek rtęci dotrze do trzydziestki, bez wahania wepchnę gnoja pod
TIR-a z ołowiem! Dostrzegę na ulicy niewinne dziecko z napojem? Zaczaję się, wyrwę i ucieknę!
Zauważę psią miskę z wodą? Miski nie ruszę, ale kundel, jeżeli nie ma gabarytów
bernardyna, raczej nic w niej nie znajdzie! Usłyszę syreny wozów strażackich? Straż do
pożaru może i dojedzie, tylko po co, skoro nie będzie miała czym gasić? O tym,
że regularnie odwiedzam parki i ogrody, by plądrować ptasie poidełka, chyba nawet nie
muszę wspominać. Poza tym okradam lodownie, włamuję się
ludziom do zamrażarek, penetruję kostnice, wychlewam płyny z chłodnic, zawłaszczam
cienie, gotuję na zimnych ogniach, wysysam wilgoć z cudzych prań, myję przyrodzenie w ciekłym azocie i chadzam do urzędów, by zostać chłodno potraktowanym.
Oczywiście później jest mi potwornie wstyd, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Przecież ja tylko walczę o życie! Jestem wszakże nieodrodnym synem klimatu umiarkowanego, a to, co się aktualnie dzieje, nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek umiarkowaniem! Przyszedłem na ten świat w miejscu otoczonym cienistymi, brzozowymi lasami, chłodnymi łąkami i nasiąkniętymi wodą murszowiskami, a nie na jakiejś, pieprzonej pustyni Gobi! Nic zatem dziwnego, że nie mam wystarczająco dużo pigmentu w skórze i kędzierzawych loków, by z uśmiechem witać środek dnia!
Oczywiście później jest mi potwornie wstyd, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Przecież ja tylko walczę o życie! Jestem wszakże nieodrodnym synem klimatu umiarkowanego, a to, co się aktualnie dzieje, nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek umiarkowaniem! Przyszedłem na ten świat w miejscu otoczonym cienistymi, brzozowymi lasami, chłodnymi łąkami i nasiąkniętymi wodą murszowiskami, a nie na jakiejś, pieprzonej pustyni Gobi! Nic zatem dziwnego, że nie mam wystarczająco dużo pigmentu w skórze i kędzierzawych loków, by z uśmiechem witać środek dnia!
W sobotę, zrozpaczony i nienawidzący samego siebie, pojechałem szukać ratunku w jednym z warmińskich, śródleśnych jezior.
Niestety woda okazała się być idealną, ale wyłącznie do oparzenia świńskiej szczeciny, a nie do schłodzenia wysuszonego kadłuba i takichże kończyn. Nawet
ryby były tego dnia wyjątkowo niemrawe, a zwiewne zazwyczaj ważki poruszały się ociężale, niczym maleńkie, obdarzone ażurowymi skrzydełkami, kowadełka! Zniknęły ptaki, płazy, nicienie, bakterie, płazińce, kleszcze i świerzb. Wszystko bez wyjątku pochowało się, by przetrwać ten okrutny, niczym gestapo, upał.
Wróciłem do Olsztyna ze
świadomością totalnej porażki. Próbowałem coś zrobić, ażeby powrócić na uczciwsze ścieżki
i przestać być postrachem akwarystów, panów basenowych oraz właścicieli saturatorów i komercyjnych wodotrysków, ale spełzło to na niczym. Dlatego też lojalnie uprzedzam! Jeżeli zawitacie do stolicy Warmii przed nadejściem arktycznego powietrza, raczej unikajcie osobnika z szalonym tikiem w oczach i naręczem pustych wiader na biodrach,
grasującego po spalonych słońcem trotuarach, gdyż będę to właśnie ja!
PS. Poniżej kolejna porcja dokfotek z nieludzko umęczonej, warmińskiej Ziemi.
PS. Poniżej kolejna porcja dokfotek z nieludzko umęczonej, warmińskiej Ziemi.