Czas
zadumy nad śmiercią, przemijaniem i ceną zniczy, po raz kolejny, spędziliśmy na
Podlasiu, ale ja tym razem nie o tym, gdyż post będzie na nieco inny temat,
choć z mało soczystą Doliną w tzw. tle.
Otóż,
Mili Moi - jak się zapewne domyślacie - pstrykanie przyrodniczych fotek jest
fajne, bo ... jest fajne i tyle! Bo to przecież Pani Przyroda zmysłowy buduar, bo to świt
krwawiący nieba czerwienią, bo to - imaginujcie to sobie wewnętrznie - światło
wyzywające i chłodek miły, jak - nie przymierzając - pan w parku
zakątku, zmyślnie kuszący gminne dziewczę miejskim łakociem. To w końcu te wszystkie, zdziczałe żyjątka wpatrzone hipnotycznie w obiektywy naszych aparatów, niczym ludzie w ten obraz po
wsiach obwożony, co to podobno przecudownym jest.
Tyle
tylko, że później trzeba z tych wszystkich, wypstrykanych gigabajtasów, wybrać
te nienajgorsze, co nie zawsze jest łatwym, bo przyjemnym jest nigdy.
I tu
właśnie pojawia się problem, który - uczeni w psychologii lenistwa - nazywają
... najpoważniejszą fotografii patologią właśnie.
Zazwyczaj
wygląda to tak.
Przedświt. Wbijamy w teren niegdyś bagienny, niczym ten Ramba nóż wszechstronny w letnie, wietnamskie masło. Pierwsza polanka? Niczego nie ma. Druga polanka? Podobnie. Trzecia
polanka? Tudzież dupa, ale aby nie przedłużać postu, przejedźmy od razu do polanki czternastej, gdzie wreszcie jest łoś we mgle mglistej, jak wata z cukru pudru zrobiona, więc trzaskamy! Z monopodu, z ramienia, z biodra, z podrobów, z trzewi, z jestestwa
i z bani! Trzaskamy, jak oszalali, jakby od tego zależało życie nasze i Wasze
też trochę poniekąd! Strzelamy foty tak, jakby nam - w tym właśnie momencie - Pani
Przyroda wlała litr najprzedniejszego cud-samogonu w mroczne zakamarki wątroby i w ciasne zaułki trzustki!
Następnie
łąki przy ... tia, już! Zadzieram kiecę, lecę i zdradzam miejsce! Niech będzie,
że łąki przy... i ponownie łoś! Trzaskamy, jak w transie, bo to przecież łoś, a
przynajmniej tak uważa gŁośka. Nieważne! Robimy zdjęcia, choć ten łoś, to ciągle
jeszcze łosie dziecko, maluszek, pluszaczek, byczuś taki! Nieistotne! Endorfiny
mkną poprzez labirynty mózgów naszych, niczym strugi moczu przez ciemne i kręte koryta średniowiecznych,
olsztyńskich rynsztoków. Poziom kortyzolu gwałtownie rośnie, a wszystko to razem
buzuje na podobieństwo wielkanocnego żuru na kuchni opalanej chwastem-brzozą, choć wszakże
do wiosny nieblisko. Bez znaczenia! Jest byczek i choć to - czas cały - maskot-bibelot
zaledwie, trzaskamy!!
Zachód słońca,
czyli na kresach, jakaś siedemnasta, a teraz to już pewnie i szesnasta, albo i piętnasta. Spoceni, niczym
laboratoryjne szczury po tygodniu zbrodniczych eksperymentów biologiczno-weterynaryjnych,
wracamy do auta i - o Światowidzie Umiłowany Ponad Krzewiną - są sarenki! Sarenki
są o ludzie dobrzy! Trzaskamy ponownie! Sarenki! O Pani Naturo Śliczna, co
unosisz się litościwie ponad Przekopem przez Mierzeję Wiślaną! Sarenki są!
Jak te dziewice na niwie płowych, jak te - nie uwłaczając nikomu - ludzie głupie - choć
kiedyś tam deklarowaliśmy, że sarenek nie i już - trzaskamy!
Albo inaczej. Tłuczemy się wolno, wolniutko, wolniusieńko kulawym, podlaskim szutrem do przyjaciół domu, by ukoić - rozedrgane porannym Natury nerwem - synapsy i nagle pojawia się taki skoczek-lisek-nielisek (na przykład!), który wyłazi nam bezczelnie przed soczewy! I co zrobisz nieszczęsny
człowiecze zaczadzony fotografią przyrodniczą? Nie trzaśniesz?! Trzaśniesz! Z
lewej liska! Z prawej myszojada! Od tyłu cietrzewiego ciemiężcę ... no żesz! Niby cztery karty, ale znowu zabrakło miejsca na tym cyfrowym łez padole.
Gdy wreszcie
przychodzi opamiętanie, wracamy do naszego, warmińskiego mieszkania, a ja umęczony, niczym wędrowny ekshumator, albo handlarz lewymi relikwiami, siadam przed komputerem i ... opończa lenistwa otula mnie tak czule, jak sobotnia mgła otulała
drogę ze Szczytna do Olsztyna. I nic na to nie poradzę, gdyż takie jest niestety
życie przyrodniczego fotkoroba.
PS. Przepraszam, ale odpowiedzi na komentarze i komentarze właściwe będą jutro, gdyż dziś jest masakra!
PS. Przepraszam, ale odpowiedzi na komentarze i komentarze właściwe będą jutro, gdyż dziś jest masakra!