O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kukułka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kukułka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 lipca 2016

Migawki z terenu XIX.


Kolejny mix, niepokazywanych dotąd, zdjęć z naszych wyjść w teren. Co prawda w tym miejscu miały być zdjęcia najpiękniejszych polskich ptaków, czyli żołn, ale ich nie ma i nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek będą. Oczywiście nie dlatego, że ten temat nagle przestał nas interesować, ale dlatego, że jedyna znana nam kolonia tych ptaków na północnym wschodzie kraju, praktycznie przestała już istnieć.
O podlaskich żołnach dowiedzieliśmy się przed dwoma laty (choć kolonia jest nieco starsza), gdy na FB zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia, a właściwie dziesiątki zdjęć wrzucanych przez … chyba wszystkich. Naturalnie mógłbym teraz napisać, że akurat my nie chcieliśmy tam jechać, bo postanowiliśmy poczekać, aż liczebność ptaków w kolonii osiągnie stabilny poziom, ale nie będę się wygłupiał i udawał ultraekologa. Prawda jest taka, że w dwa lata temu nie pojechaliśmy, gdyż za bardzo nie wiedzieliśmy, gdzie szukać ptaków, a w ubiegłym roku zajęliśmy się czymś innym i, gdy przypomnieliśmy sobie o żołnach, było już za późno.
Dlatego właśnie ten rok miał być wreszcie żołnowy. Pierwszy raz zajrzeliśmy do tych ptaków w pierwszej połowie czerwca. Nie mieliśmy zamiaru fotografować, gdyż nie było na to czasu. Korzystając jednak z pobytu na Podlasiu, chcieliśmy przynajmniej przyjrzeć się temu miejscu. Kolonia zlokalizowana w czynnej (niestety) żwirowni wyglądała zachęcająco, więc postanowiliśmy, że wrócimy tam w fazie karmienia, a więc w okresie, gdy ryzyko porzucenia lęgów jest najmniejsze.
Po powrocie do Olsztyna, co jakiś czas, próbowaliśmy dowiadywać się, co słychać w kolonii, choć nie było to takie proste. Informacje były, albo bardzo skąpe, albo nie było ich wcale, gdyż nasz najlepszy informator (jeszcze raz dzięki Michale!) był w tym czasie mocno zajęty. Wreszcie nadszedł czas, gdy musieliśmy podjąć ostateczną decyzje - jedziemy, albo dajemy sobie spokój.  Ponieważ jednak na Podlasie jest kawał drogi, a oprócz żołn na nic innego nie liczyliśmy z powodu suszy, postanowiliśmy jeszcze raz podpytać miejscowych fotografów. Odpowiedziało nam dwoje z nich i niestety okazało się, że jest bardzo źle. Jeszcze w ubiegłym roku kolonia składała się z 11 par, a w tym tylko z dwóch, z których ostatecznie została jedna!  
Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim, jak już wspomniałem, żołny założyły kolonię w czynnej żwirowni. W ten sposób w 2012 r. i niestety również w tym, koparki zniszczyły część, wykopanych przez ptaki, nor. Drugi powód zniknięcia kolonii (w przyszłym roku żołn w tym miejscu raczej już nie będzie), to ... fotografowie. Ptaki założyły gniazda tuż przy szutrowej drodze, więc dostęp do nich był wyjątkowo łatwy i niestety korzystało z tego bardzo dużo osób. 
I tu właśnie dochodzę do sedna tego postu. Z roku na rok przybywa fotografujących przyrodę. I bardzo dobrze, bo to fajne hobby lub wręcz sposób na życie. Tyle tylko, że czasem w pogoni za wymarzonym ujęciem zapominamy o tym, że łąka, las, czy nawet taka żwirownia, to nie ogród zoologiczny. W dzisiejszych czasach dzikie zwierzęta są co prawda bardziej przyzwyczajone do naszej obecności, niż to miało miejsce przed wiekami, nie oznacza to jednak, że zatraciły swoją dzikość, a wraz z nią strach przed człowiekiem. Dlatego prawie zawsze, gdy poczują się zagrożone - odchodzą i w wielu wypadkach nigdy nie wracają. Warto o tym pamiętać, gdy na blogach, forach itp. odsądzamy od czci i wiary innych, w tym zwłaszcza myśliwych. Bo akurat tych ostatnich w żwirowni nikt jakoś nie spotykał, a żołny mimo to zniknęły.
PS. Żeby było jasne. Nie mam zamiaru rzucać żadnymi kamieniami, a już na pewno nie pierwszy.















poniedziałek, 7 lipca 2014

Fotoporady.



Pisałem już o tym, jak rozpoznawać ptaki i jak przetrwać w Dolinie Biebrzy. Tym razem pozwoliłem sobie przygotować krótki leksykon poświęcony fotografii.

Cz. I. Gadżety

Akumulatorki. Warto mieć i dobrze, jeżeli są naładowane. Co prawda psychiatrzy radzą by czasem dać upust narastającemu w nas stresowi i wykrzyczeć swoje frustracje, jednak niekoniecznie należy to robić w pięknych okolicznościach przyrody, gdy okazuje się, że cholerny akumulator padł.
Aparat fotograficzny. Na Podlasiu powiadają, że to nie aparat robi zdjęcia. Niby prawda, ale z drugiej strony spróbujcie zrobić dobre zdjęcie bez aparatu. Albo bez obiektywu.
Duży plecak fotograficzny. W terenie mało przydatny. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie takiego kloca tachał po krzakach. Co innego wernisaże fotografii przyrodniczej, imprezy okolicznościowe w Biebrzańskim PN i tego typu wydarzenia. W takich okolicznościach jest to przedmiot obowiązkowy, podobnie jak wskazujące na profesjonalistę ciuchy maskujące i broda.
Karta pamięci. Już sama nazwa wskazuje, że jest to element wyposażenia, o którym najczęściej zapominamy wychodząc w plener. Oczywiście samo robienie „pstryk” pustym sprzętem daje dużo radości, jednak uniemożliwia podzielenie się naszymi obserwacjami z tymi, którzy nie zdążyli dać nogi z domu przed naszym powrotem z terenu.
Monopod/statyw. Rzeczy absolutnie niezbędne! Ten pierwszy jest niezastąpiony gdy usiłujemy wymacać grunt na bagnach lub opadną nas wiejskie psy. Ten drugi doskonale nadaje się do zawieszania kociołka z zupą nad ogniskiem.
Pasek od aparatu. Służy głównie do złośliwego zahaczania o uchwyt hamulca ręcznego, gdy chcemy szybko zrobić zdjęcie z okna samochodu.
Pokrętełko. Każda lustrzanka wyposażona jest w pokrętełko. Z grubsza służy ono do tego, by coś tam na nim ustawić, z czego i tak najczęściej wybieramy AUTO lub literkę P. Zdarza się jednak, że w czasie podróży pokrętełko przestawia się samoczynnie (lub zostaje przestawione przez naszego kolegę – kawalarza) na inną pozycję. Oczywiście aparat dalej będzie robił „pstryk”, ale dobrych zdjęć już nie.
Przenośna czatownia. Jak sama nazwa wskazuje służy głównie do przenoszenia jej z miejsca na miejsce, gdyż fotografować z niej się nie da.
Samochód. Niezbędny do przewożenia fotograficznych gadżetów oraz zapewniania zarobku lokalnym traktorzystom.
Ubranie maskujące. Absolutnie niezbędne! Co prawda na otwartym terenie jesteśmy w nim tak samo widoczni, jak w stroju, w którym brylujemy na dancingach, ale przynajmniej nikt nas nie weźmie za jakiegoś, pożal się Boże, amatora. 
Wodery. Jedyne obuwie, w którym możemy się bez wstydu pokazać nad Biebrzą. Tłumaczenie, że jest susza, wody brakuje nawet w rzece, a w woderach jest nam straszliwie gorąco i niewygodnie, jest po prostu śmieszne i trąci amatorszczyzną.

         To oczywiście zaledwie ułamek tego, co powinniśmy wiedzieć i posiadać, by stać się profesjonalnym fotografem przyrody lub - i to jest tak naprawdę najważniejsze - przynajmniej na takiego wyglądać. O samej sztuce skutecznego fotografowania przyrody napiszę w II części leksykonu.