O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą black-tailed gotwit.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą black-tailed gotwit.. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 sierpnia 2018

LASER.


       Jak wiecie, czas temu jakiś nasze domowe stadło powiększyło się o kota z zubożałego, hrabiowskiego rodu Fiodorowiczów, którego przedstawiciele posiadali niegdyś rozległy majątek ziemski na Podlasiu, komis karocowy oraz dwa bio-warzywniaki w Ostrołęce, ale wszystko to przetracili w trzy karty w roku pańskim 1868. Nie o ziemiaństwie i nie o kotach jest jednak ten post, a o genialnym pomyśle, na który - nie chwaląc się przesadnie - wpadłem onegdaj.
       Kot hr. Fiodor wiodąc, wzorem przodków, życie birbanta, ozrzalca* i połoka** nabawił się był znacznej nadwagi, co uświadomiła nam miła pani weterynarz po przeprowadzeniu specjalistycznych badań z wykorzystaniem oczu człowieka, wagi oraz przyjęciu korzyści majątkowej w wysokości 120 złotych polskich plus VAT. Jako, że kocia masa przewyższała optymalną blisko dwa razy, uczona ta kobieta zaordynowała dietę z gatunku drakońskich oraz zasugerowała tchnięcie w Fiodora sportowego ducha, czyli umieszczenie w jego dziennym grafiku, ćwiczeń fizycznych, ze szczególnym uwzględnieniem lekkoatletyki.
       Zatrwożona powyższą diagnozą gŁoś popędziła - niczym ten chart zajadły, a żwawy - do placówki handlowej pod nazwą "Mruczex. Spółka z o.o.", gdzie drżącymi dłońmi wydała średnią powiatową na dietetyczne karmy oraz specjalistyczny sprzęt sportowy, dedykowany otyłym kotom płci obojga.
       Wspomniany sprzęt składa się z dzwoniącego kutasa*** podczepionego do ugumowionego sznureczka i - finalnie - patyczka z plastiku oraz lasera. Tak jest! LASER`a! Nie jest to co prawda, sprzęt, za pomocą którego mógłbym np. strącić naszego satelitę szpiegowskiego "Nad Niemnem 1" (gdybyśmy oczywiście takowego posiadali) z niskiej orbity okołoziemskiej, ale LASER, to zawsze LASER i o tym właśnie, poniekąd, jest ten post.
        Bezpośrednio po wizycie w lochach lek. wet., Fiodor rozpoczął bycie na diecie w zorganizowanym naprędce obozie kondycyjnym, choć zapewne on sam nazwałby ten obóz zgoła inaczej. Tak, czy siak, kocisko dwa razy dziennie uganiało się za, miotanym przez gŁosia, kutasem i/lub czerwonym, LASER`owym światełkiem, jadło nienachalnie i już po kilkunastu dniach zauważalnie pogorszyło się w talii, czyli metoda zadziałała! Pewnego dnia dowiedzieliśmy się jednak, że o ile kutas jest OK (cokolwiek by to miało znaczyć), to LASER raczej już takim nie jest! Okazuje się bowiem, że drapieżnik i owszem, będzie ganiał za ofiarą pod warunkiem jednak, że od czasu do czasu dogoni, ucapi, skonsumuje lub porzuci, co w przypadku czerwonego światełka jest raczej mało prawdopodobne. Efektem niedogonienia, nieucapienia, nieskonsumowania i nieporzucenia może być zawirowanie behawioralne, które w skrajnych przypadkach prowadzi do całkowitego zaniku kociej pasji łowieckiej, czyli czas na puentę.

PUENTA

       Uzbrojony w nową, potężną wiedzę, zacząłem kombinować i - co było niejako oczywiste - doznałem olśnienia! Przecież jest to bajecznie prosty sposób na wyeliminowanie szkód powodowanych przez drapieżniki w łowiskach i hodowlach, czyli - innymi słowy - doskonała metoda na utrącenie argumentów przedstawianych przez ludzi chcących przywrócenia polowań na np. wilki.
       Pomyślcie sami! Wystarczy, że wyposażymy każdego miłośnika przyrody i każdego grzybiarza w LASER`y i wyślemy ich w mroczne ostępy, gdzie bytują wilki, rysie, niedźwiedzie i nadżarłoczne ryjówki. Teraz wystarczy, by nasi dzielni wolontariusze zaczęli masowo i energicznie miotać czerwonymi światełkami po wspomnianych ostępach, by niechybnie zainteresować tym ww. drapieżniki. Po kilku miesiącach nawalania LASER`em po lesie, zarówno wilki, jak i pozostałe bestie zawirują behawioralnie, zatracą instynkt łowiecki i staną się niewinnymi weganami (instynktu przeżycia nie stracą, więc - jak mawiał Miś Uszatek - bezapelacyjnie przerzucą się na dietę roślinną), co spowoduje, że porzucą dotychczasowy łańcuch pokarmowy. W ten sposób skończą się bestialskie ataki na zwierzęta (a przede wszystkim na niewinne dzieci w Bieszczadach), zaś myśliwym ubędzie flagowych argumentów. I tak oto, dzięki mojej, skromnej osobie, wilk będzie syty, dzieci przetrwają, a myśliwi posmutnieją. Jednym słowem, cztery golonki w jednym saganie, a wszystko to za marne 120 złotych (plus VAT!).

PS. Poniżej pierwsze, tegoroczne jaskółki (na fotkach oczywiście nie ma jaskółek, ale tak się czasem mówi) z rozlewiska. 
___________________________________
*Ozrzalec: obżartuch. [Krasnowolski A., Niedźwiedzki W. Słownik Staropolski. 26.000 wyrazów i wyrażeń używanych w dawnej mowie polskiej. Drukarnia M. Arcta. Warszawa. Nowy Świat 41, s. 298
**Połok: obżartuch. Ibidem s. 362
***Kutas: daw. "ozdoba z nici, jedwabiu, sznurka itp. w kształcie pędzla. [Słownik Języka Polskiego PWN, https://sjp.pwn.pl/slowniki/kutas.html]


Brodźce śniade.


Brodźce śniade z adoptowanym kszykiem.


Wyżej wymieniony w półkrasie.


Jw. x 2


Rycyk.


Tudzież.


Tudzież II.


Tudzież III. Ostateczna rozgrywka.


Rycyk i brodźce śniade, albo odwrotnie.


Też.


Ciągle to samo, choć przybyło rycyków.


Teoretycznie to samo, ale tym razem bez rycyków.


A teraz bez brodźców śniadych.


I bez jednego rycyka.


Brodziec śniady podczas knucia.


Bataliony w stanie spoczynku upierzenia.


Podobnie, ale mniej.


Rycyk z zawirowaniami behawioralnymi, będącymi wynikiem nieudanego eksperymentu naukowego z wykorzystaniem LASER`a.


Na pierwszym planie bekas kszyk, a na drugim, zamazana sylwetka jakiegoś innego ptaka, który najprawdopodobniej wydał mi się mniej ciekawym, albo był za daleko, albo jedno i czwarte.