Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sobota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sobota. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 kwietnia 2017

Chciałabym




Znaleźć w sobie miejsce na cud zmartwychwstania. Na spokojną banalną codzienność odmierzaną pakowanymi w woreczki kotletami do szybkiego podania w razie zaplanowanego braku czasu. Na komfort pewności, odwagę patrzenia na to, co  wkrótce przyniesie spóźnione jutro. Na realizację zaplanowanego. Zaleczenie strachu. Stabilność. Chciałabym - poczuć ulgę, że wreszcie wszystko się ułożyło, że wiem, że potrafię i że w nowym dla mnie miejscu dam sobie przecież radę.Chciałabym  zapomnieć o żalu, że nie mogę robić tego dla mnie najważniejszego - bo przecież jeśli ten żal nie minie, nie pójdę w moim życiu dalej. Chciałabym. I tego też Wam życzę.





**************************
Radosnego Alleluja! 

**************************

Pozdrawiam - M.


sobota, 31 grudnia 2016

Wierzę



  Wierzę w to, że Nowy Rok to będzie prawdziwy początek. Dobrego wyczekiwanego, choć jeszcze nieplanowanego. Innego. Ze wspólnym mianownikiem naszych marzeń  i wznoszonych pod samo niebo gorących próśb, żeby się wreszcie spełniło. Z wielką niewiadomą co do 100% pewności na realizację  życzeń wypowiedzianych w sylwestrową noc.  


 Wierzę w to, że to będzie 365 naszych nowych szans. Na nowe życiowe lekcje zamyślenia nad tym, co wokół nas i w nas samych. Na w pełni świadome i nieświadome odkrycia i zadziwienia, że między człowiekiem a człowiekiem mniej - wcale nie znaczy więcej. Na wyprawy w głąb siebie po te najtrudniejsze w życiu odpowiedzi. Pokorę wobec życia, siłę na dumnie podniesione czoło i wiarę, że jednak się uda. Przekonanie, że kolejny zakręt przydarza  nam się zawsze  po coś, a nie tylko ze zwykłej złośliwości losu. Że każdy nowy kalendarz to wielkie wyzwanie i znak zapytania postawiony sobie życiuNaprawdę w to wierzę.



 ********************

Życzę Wam kolejnych 365 nowych szans ! 

 ********************




 PS - Jak co roku polecam Wam naprawdę wyjątkowy kalendarz Sary Woodrow. Zawsze z niecierpliwością zaglądam na jej blog w poszukiwaniu nowej edycji. I jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Każdy jest po prostu doskonały. Klik !



sobota, 12 marca 2016

Kalendarz



Nie za duży, bo musi się zmieścić w torebce. Z miejscem pozwalającym na zorganizowanie sobie życia i z małym marginesem na niezaplanowany jeszcze w rozkładzie dnia luz. Spuchnięty od wciąż doklejanych karteczek, naklejek spinaczy  mocno trzymających w kupie rozbiegane dni . Od kolorów i wykrzykników też. Od znalezionych gdzieś zaskakująco mądrych zdań, cennych porad  jak łatwo wywabić trudną plamę i zaznaczonych kolorem kolejnych rocznic. Od zapamiętać, zadzwonić i kupić. Spisać się i wywiązać - no bo przecież obiecałam ! Pełny pilnych przypomnień, że wciąż zalegam życiu, żeby - broń Boże ! - nie rozliczyło mnie kiedyś w najmniej odpowiednim momencie. Ciężki od zapisywanych na kolanie wskazówek i podpowiadanych przez innych uwag. Zapisków dnia powszedniego - że   prezent to na ten czwartek. Że zebranie dopiero pojutrze i jak zwykle trzeba będzie kupić coś na obiad. Że lektura do wypożyczenia, krawcowa w tym tygodniu to już obowiązkowo, a do  sałatki z tuńczykiem to chyba jednak lepiej sparzyć tą cebulę. 




Mój kalendarz - nie za duży, bo przecież musi się zmieścić w torebce . Szczelnie zapisany życiem, rodzinnymi historiami i naszymi sprawami ujętymi w ramy mijających dni. Nieodzowny element mojego analogowego  świata.




Pozdrawiam - M. 






 *********************

PS - zdjęcia kompletnie przypadkowe, choć nieco oddające kierunek dekoracyjnych zmian.

sobota, 13 lutego 2016

Prawdziwie i po cichu




**********************************

Bo kochać to trzeba po cichu. Zwłaszcza gdy spada ciśnienie z powodu grzmiących między nami burz. Na przekór chwilowo niekorzystnej emocjonalnej koniunkturze ciągłych dołków i porażek. Nawet gdy brak zapotrzebowania na czułe słówka  z walentynkowych laurek pełnych wzniosłych haseł.  Mimo bólu brzucha, a nawet z tym bolącym brzuchem też. W codziennym zniecierpliwieniu na zbyt późno schowane buty i znów niedogotowany ryż. Bez trybu warunkowego przefiltrowanego przez swoje chcę. Tak, żeby ujrzeć tą miłość na własne oczy i dotrzeć do prawdziwego sedna. W pokorze wobec zmiennych życiowych, które przecież nie dają żadnej gwarancji na nasze zawsze. Z pełną odpowiedzialnością za złożone kiedyś obietnice - by z biegiem czasu nie stały się po prostu śmiechu warte. Kochać trzeba też szczerze i prawdziwie, by zrozumieć, jak ważne jest to " i " pomiędzy nimi. I do utraty codziennego  tchu. W ciszy czytanej obok siebie książki, w spowiedzi z powszedniego dnia po pytanym już od progu co u ciebie ? Jeśli tylko tyle, to kocham prawdziwie i  po cichu. Z tym " i " tak ważnym pomiędzy nami właśnie.


Pozdrawiam - M.

**********************************

sobota, 15 sierpnia 2015

Pocztówka z wakacji - Split, czyli wokół starego miasta



Kolejna wyprawa śladem historii. W poszukiwaniu minionego czasu.  Po Dalmacji.


 Split. Drugie co do wielkości miasto Chorwacji. Wtulone między dwa monumentalne masywy górskie - Mosor i Kozjak. Dawne Aspalathos, którego nazwa -  wkrótce po podbiciu przez wojska rzymskie w II wieku n.e. - zmieniona została na Spalatum. Słynny z niezwykłego pałacu Gaiusa Aureliusa Valeriusa Diocletianusa, cesarza panującego na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego

 

Po godzinie jazdy wysiadamy z samochodu. Trudno zaczerpnąć powietrze. Jest naprawdę gorąco. Parkujemy samochód tuż obok nadmorskiego bulwaru, w południowo - wschodnim rogu starego miasta. Ruszamy. Zostawiamy za sobą nowoczesne przedmieścia Splitu, by zagłębić się w gmatwaninie wąskich uliczek starówki.


Przed nami wielki targ miejski. Zadziwiający kalejdoskop kolorów, smaków i zapachów. Mijamy stragany uginające się od koszy wypełnionych oliwkami, butelkami pełnymi gęstej oliwy, wielkimi słojami z miodami o bursztynowym kolorze, figami, olbrzymimi arbuzami...  Tuż za ostatnim straganem wznosi się wschodnia fasada cesarskiego pałacu. Mijamy bramę, symboliczne przejście między dwoma światami, między wczoraj a dziś.

 
 
Stajemy na środku obszernego perystylu stanowiącego serce cesarskiej siedziby. Aż trudno uwierzyć, że w czasach swojej świetności rezydencja Dioklecjana zajmowała blisko 30 tysięcy metrów kwadratowych !


Przyjmuje się, że pałac dał początek miastu -  dzięki stopniowemu wchłanianiu  i zasiedlaniu przez zwykłą ludność kolejnych części rezydencji cesarza.  Budowany sukcesywnie od 293 roku n.e.  na wzór obozu rzymskiego ( nic dziwnego, Dioklecjan był przecież zwykłym żołnierzem zanim za swe niebywałe zasługi został wybrany przez wojsko na cesarza ), otoczony murami obronnymi  -  tworzył czworokąt mierzący aż 180 x 120 metrów.


Teraz o rzymskim rodowodzie  - oprócz zabytkowych ruin - przypominają przebrani aktorzy  pozujący do zdjęć dla zgromadzonych turystów.



Zadzieramy wysoko głowy, żeby dokładnie obejrzeć każdy detal zjawiskowej kolumnady otaczającej z trzech stron prostokątny perystyl, wyciosane z białego kamienia posągi lwów pilnujących schodów, czarnego Sfinksa przywiezionego dla cesarza prosto z Egiptu.




Wchodzimy do katedry św. Dujama ( patrona miasta ), mieszczącej się w dawnym mauzoleum cesarza. Przez dłuższą chwilę  oglądamy rzeźbione drzwi oparte o mury świątyni, każde z 28 pól przedstawiających wybrane sceny z życia Jezusa. Wokół nas liczne kolumny, bogato zdobione kapitele, fryzy. Zachwycające swą prostotą i surowością kopułowe zwieńczenie katedry. Szkoda tylko, że we wnętrzu  nie wolno robić zdjęć !



Przez chwilę stoimy na środku perystylu. Liczne poduchy porozkładane na stopniach schodów okalających plac zapraszają do odpoczynku i podziwiania zabytkowych ruin. Próbuję wyobrazić sobie ten niesamowity klimat, jaki panuje tu w czasie letnich festiwali teatralnych. Schodzimy do podziemnych sal pałacu ( podrum ). Rozstawione stragany kompletnie nie pasują do zabytkowego perystylu i katedry.


 
Przechodzimy przez okrągły westybul, w którym odwiedzający cesarza goście oczekiwali na jego zgodę i aprobatę.


Mijamy świątynię Jowisza wzniesioną na polecenie cesarza -  by potwierdzić jego boskie pochodzenie -  i udajemy się w głąb miasta. 

Krążymy w labiryncie uliczek starówki



Docieramy do  Placu Republiki zbudowanego na wzór placu Świętego Marka w Wenecji.  Skrzydła siedziby zajmuje urząd miejski, zaś północną stronę - teatr, który  w okresie letnim cieszy się dużym zainteresowaniem turystów ze względu na liczne spektakle wystawiane na świeżym powietrzu. Pomarańczowo - czerwony kolor fasady mocno odcina się od białego kamienia, który jest najpopularniejszym materiałem budulcowym w całej Dalmacji.


Fotografuję prokuracje zwieńczone głowami lwów weneckich, pustą  o tej porze restaurację.


 Jeszcze tylko kilka ujęć nadbrzeża, łódek kołyszących się w marinie. Splitu nagrzanego mocnym, południowym słońcem. 
 



Skuszeni zapachem lokalnych smakołyków kupujemy  drobne przekąski ...


... i  spory zapas łakoci... 



Zmęczeni upałem chowamy się do samochodu. Czas wracać na Ciovo.



Pozdrawiam - M.




PS - W  1979 roku pałac Dioklecjana i otaczającą go starówkę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Jeśli w czasie swoich wakacyjnych wędrówek zawitacie do Dalmacji, zajrzyjcie tam koniecznie ! Naprawdę warto.


 

**************

Tu można znaleźć relacje z moich poprzednich podróży po Chorwacji :