Pokazywanie postów oznaczonych etykietą echa domowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą echa domowe. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 grudnia 2016

Wigilijny czas



W tym roku wszystko było nie tak i naprawdę niewiele już brakowało, żeby Święta zostały po prostu odwołane. No, przynajmniej przełożone na bliżej nieokreślony termin.



Ciągle bolące gardło i grypa, przez którą wszystko wisiało na włosku, pierogi robione  za pięć dwunasta i brak na nie miejsca w zamrażalniku. Potłuczona choinka, która spadła w czasie przesuwania stołu, zepsuty piekarnik i pasztet pieczony na dwa razy, bo dolna grzałka od dawna nie grzeje. Żal, że wszystko jakieś takie obojętne.


Osłabienie po antybiotykach, które za nic nie pozwalało zrobić tyle, ile potrzeba. Ciągle jeszcze niewystane w przedświątecznych kolejkach zakupy. Drzewko kompletnie nie pasujące do stojaka.



Na szczęście Święta przyszły tak czy siak. W uśmiechu, w pytanym "w czym pomóc", w przegapionej zupełnie pierwszej gwiazdce. W przytuleniu składanych życzeń i  rozmowie.



Wigilijny czas? To nie tylko oddający w świętą noc pokłon trzej królowie czy pasterze, co to przybieżeli do Betlejem.To  ciepło życzliwych rąk. Stół, który łączy i jednoczy. Sens znajdowany mimo wszystko.
 


 Pozdrawiam - M.



niedziela, 25 września 2016

Grunt pod nogami



Czasami mam wrażenie, że spadam. Że tracę ten mój grunt pod nogami.  Że to, co do tej pory wydawało się tak pewne, wcale już takie nie jest. Bo przecież powinnam jeszcze mieć siłę i dać radę. Znów podnieść się i załatwić. Posprzątać te okruchy po wcale nie moim śniadaniu, ugotować i zadbać. Przytulić, zrozumieć i poradzić. Napisać.

 
 A tu... nic! Tylko dziura po zjedzonym doszczętnie nieodpornym na świat środku. Pustka wypełniana dwa razy dziennie tabletką metoprololu bursztynianu o przedłużonym uwalnianiu - żeby wyrównać to znów przerywane i niepewne we mnie bicie, nie wiadomo gdzie pędzący puls. Zmusić to zdecydowanie za miękkie serce do pracy i do życia.  


By znów zauważać codzienność pełną ważnych drobiazgów, które dodają tego niepowtarzalnego smaku. By mieć siłę wejść na moje trzecie piętro i nie dusić się z braku powietrza. By nie patrzeć na życie przez łzy i nie krzyczeć w poduszkę z bezsilności. By odzyskać wreszcie ten  mój  grunt pod nogami.


Pozdrawiam - M.




PS - Ten  fenomenalny planer znajdziecie na blogu Kasi ---> Worqshop. Od kilku dni można pobrać za darmo kolejny miesiąc -  październik !

 

wtorek, 29 marca 2016

Spotkanie przy stole




Bo przecież wszystko zależy od tego, co tak naprawdę chce się zobaczyć.
Zmęczenie z powodu żmudnych przygotowań, wciąż bolący nadgarstek czy  to rozcięcie  na ręce kompletnie nie wiadomo skąd.

 



Obrus, który za nic nie chciał się doprasowaćprzypalany  po kilka razy bigos. Dekoracje szykowane z okazji wesołych świąt i na małą chwilę po. Przepełnioną listę świątecznych zakupów i wyjmowane z brudnej kałuży (po) święcone jajka.


Można też w tym wszystkim zobaczyć   zwykłe  zmartwychwstanie - wciągam więc powietrze głęboko przesiąknięte wielkanocą. Słucham toczących się rozmów i patrzę. Docieram siłą rzeczy do prawdziwego  sedna. Do tego tak oczywistego, co zgubiło się na chwilę w pogoni za tym, co w gruncie rzeczy mało istotne..



 I już wiem, że liczą się przede wszystkim ludzie spotkani przy wspólnym stole. Jak zawsze.


 Pozdrawiam - M.



środa, 20 stycznia 2016

Samo - się


 
Mieszkają chyba w każdym domu. Czasami potykam się o nie przechodząc obok lustra. Zazwyczaj noszą wygodny sweter i miękkie skarpety. Pilnują odrobionych lekcji. Odpowiadają na zapytane. Przytulają  od dawna nieprzytulane i znowu zapominają wyładować wymytą wieczorem zmywarkę. Pokroją. Przyprawią i zaprawią  gotującą się kolejną pomidorową z makaronem. Zrobią listę pilnych i tych zupełnie niepotrzebnych domowi zakupów. Obiorą i zetrą na tarce  warzywa do obiadu i strasznie nabrzmiałą za dnia złość. Przypomną o ortodoncie i że w końcu trzeba iść do tego kardiologa. O nieoddanym jeszcze rysunku na plastykę. O nieodwiedzanym dawno fryzjerze i o tym kontakcie  w przedpokoju, który wisi na ostatnim już kablu. No i o śmieciach, że są już do wyrzucenia. Po przyjściu z pracy zetrą plamę po zaparzonej rano kawie, sprzątną rozsypany znowu cukier i okruchy po porannym łamaniu chleba. Ktoś by się zapytał, jak się to wszystko dzieje ? No jak to - samo - się... dzieje. No przecież !

 
Czasami jednak zdarza się, że Samo - się  nagle zaczynają chorować. No nie są w stanie po prostu. Bo temperatura, bo ręka sztywna i obolała w nadgarstku. Bo bez lekarza i leków ani rusz, a już o żadnym obieraniu marchewki czy selera to mowy nawet nie ma. Bo nawet kubek z herbatą staje się tak ciężki, że aż boli. No i  założenie kurtki to nagle przeszkoda nie do pokonania   w tej pierwszej osobie liczby pojedynczej I nagle wtedy okazuje się, że nic jednak samo - się nie dzieje. Że potrzebny jest ktoś, co to  posprząta rozsypany znów cukier. Przypilnuje, obierze, zaprawi i doprawi. I  - co najważniejsze - okazuje się również, że tych  Samo - się mieszka w domu  trochę więcej niż można było przypuszczać. Że nie jestem z tym wszystkim sama.  No bo te inne Samo - się nastawia  wywar na kolejną pomidorową, ucierają warzywa do obiadu i same  przypominają sobie o tym kontakcie, który wisi na ostatnim już kablu. Pomagają założyć kurtkę w pierwszej osobie liczby mnogiej i nawet smażą kotlety mielone. Robią dawno odkładany porządek na półce i zapamiętują datę kolejnej wizyty u ortodonty. Choruję więc i zachodzę w głowę,  jak to się wszystko dzieje ? No jak to ? Samo - się przecież dzieje... Tak jakoś...



Pozdrawiam - M.

 ****************

PS - na szczęście z mo ręką jest już dużo lepiej. Wyniki niedobre ( ASO jednak za wysokie ), ale za to wiedza, którą zdobyłam w przeciągu ostatnich  trzech tygodni - jest naprawdę bezcenna.
 
****************


niedziela, 27 grudnia 2015

W zgodzie ze sobą


  

Gdy zupa grzybowa wreszcie była gotowa, a trzej królowie obrali już właściwy kierunek, by paść  na kolana przed żłóbkiem - wiadomo było, że Święta naprawdę w nas. Wyszorowane twardą szczotką i nakryte białym obrusem. Ze lśniącą od ozdób choinką.



Z pomalowanym tak na szybko oknem w kuchni i wspólnie lepionymi pierogami.
Z pierwszym w naszym domu makowcem. Życzeniami wypowiadanymi drżącym głosem. Dodatkowym nakryciem przygotowanym dla bliskich nieobecnych.



Z małą chwilą słabości lekko mokrą od szczerze płynących łez.



Śledziem o smaku dawno minionych Wigilii, które nie powtórzą się już nigdy więcej. Słowami święcie przekonanymi o potrzebie znalezienia w sobie akceptacji tego, co nieakceptowalne i tak po ludzku - zupełnie niezrozumiałe.



 Potrzebą bycia w zgodzie -  ze sobą i  - z innymi. Znalezienia odpowiedzi na to, co wcale  nie - dopowiedziane  i  jeszcze ukryte. Z głęboko skrywanym marzeniem zatrzymania nas  - wbrew życiu -  wszystkich razem  - jak najdłużej.


Pozdrawiam - M.



 *******************

PS - Etykietki do prezentów znajdziecie na blogu Simply Creative Life Journey.
         Szklane choinki - HouseShop.
        Prezenciki i ich zawartość - produkcja własna.