Pokazywanie postów oznaczonych etykietą black&white. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą black&white. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Lubię to




Lubię to całe świąteczne zamieszanie. Wypełnione po brzegi listy zakupów i bulgocący w wielkim garze bigos. Niepowtarzalny zapach święconki, wspólne planowanie niedzielnego menu, oblizywanie łyżki i kartki szczelnie zapisane zadaniami do wykonania oczywiście na przedświąteczne wczoraj.


Obietnice składane sobie i innym, że w przyszłym roku to już na pewno zdążę ze wszystkim, bo już wiem, że trzeba zacząć wcześniej. Kartonowe pudła pełne świątecznych drobiazgów i rozstrzygający się w ostatniej chwili problem, co by tu dać na ten stół...?


 Lubię ten gwar, zamieszanie i trudny do zrozumienia pośpiech - jakby ktoś mógł odwołać święta, bo podłoga nie umyta, ziemniaki wciąż twarde no i ta koszula jeszcze nie wyprasowana. Lubię też wspólne gotowanie od wczesnego rana aż do ostatniej potrawy skreślonej na zawieszonej w kuchni liście.
 


 Ale najbardziej lubię radość z tego, że znowu możemy być razem. Z tego, że nic, co do tej pory uwierało gwoździem w bucie, wcale już nie przeszkadza. Że wszystko nagle staje się prostsze i zwyczajnie do rozwiązania.




 Pozdrawiam - M.


wtorek, 27 grudnia 2016

Wigilijny czas



W tym roku wszystko było nie tak i naprawdę niewiele już brakowało, żeby Święta zostały po prostu odwołane. No, przynajmniej przełożone na bliżej nieokreślony termin.



Ciągle bolące gardło i grypa, przez którą wszystko wisiało na włosku, pierogi robione  za pięć dwunasta i brak na nie miejsca w zamrażalniku. Potłuczona choinka, która spadła w czasie przesuwania stołu, zepsuty piekarnik i pasztet pieczony na dwa razy, bo dolna grzałka od dawna nie grzeje. Żal, że wszystko jakieś takie obojętne.


Osłabienie po antybiotykach, które za nic nie pozwalało zrobić tyle, ile potrzeba. Ciągle jeszcze niewystane w przedświątecznych kolejkach zakupy. Drzewko kompletnie nie pasujące do stojaka.



Na szczęście Święta przyszły tak czy siak. W uśmiechu, w pytanym "w czym pomóc", w przegapionej zupełnie pierwszej gwiazdce. W przytuleniu składanych życzeń i  rozmowie.



Wigilijny czas? To nie tylko oddający w świętą noc pokłon trzej królowie czy pasterze, co to przybieżeli do Betlejem.To  ciepło życzliwych rąk. Stół, który łączy i jednoczy. Sens znajdowany mimo wszystko.
 


 Pozdrawiam - M.



piątek, 26 lutego 2016

Stół


 
Ten w  kuchni. Taki zwyczajny. Mocno w naszym domu wielozadaniowy. Na wspólną rozmowę i na tłumaczone przy mieszaniu łyżką życie. Na naprawiany właśnie  komputer i dwa monitory do śledzenia jakże ważnych w zero - jedynkowym kodzie zmian. Na wspólne przepychanie się wystającym poza talerz łokciem. Rozwiązywanie w niekoniecznie pokojowej atmosferze zadań z matematyki i atomy chemicznych ( po )wiązań krążących między nami. Na radość z powodu niespodziewanych od losu prezentów. 

 
Na gorycz niechcianych porażek. I na obierane w biegu ziemniaki. Męskie śrubki, cynę do lutowania, mocno przytulone do blatu imadło i na odkładane w czasie te najpilniejsze projekty.


 Miejsce na chwilę odpoczynku przed kolejnym biegiem na przełaj przez nasze  życie. Na  rodzinne mediacje i nie zawsze sprawiedliwie rozstrzygane spory. Na moje tak ważne tutaj - z toczącymi się pomiędzy talerzami wspólnymi rozmowami i z tłumaczonym przy mieszaniu łyżką życiem.




 Pozdrawiam - siedząca właśnie przy stole M. 


 

sobota, 13 lutego 2016

Prawdziwie i po cichu




**********************************

Bo kochać to trzeba po cichu. Zwłaszcza gdy spada ciśnienie z powodu grzmiących między nami burz. Na przekór chwilowo niekorzystnej emocjonalnej koniunkturze ciągłych dołków i porażek. Nawet gdy brak zapotrzebowania na czułe słówka  z walentynkowych laurek pełnych wzniosłych haseł.  Mimo bólu brzucha, a nawet z tym bolącym brzuchem też. W codziennym zniecierpliwieniu na zbyt późno schowane buty i znów niedogotowany ryż. Bez trybu warunkowego przefiltrowanego przez swoje chcę. Tak, żeby ujrzeć tą miłość na własne oczy i dotrzeć do prawdziwego sedna. W pokorze wobec zmiennych życiowych, które przecież nie dają żadnej gwarancji na nasze zawsze. Z pełną odpowiedzialnością za złożone kiedyś obietnice - by z biegiem czasu nie stały się po prostu śmiechu warte. Kochać trzeba też szczerze i prawdziwie, by zrozumieć, jak ważne jest to " i " pomiędzy nimi. I do utraty codziennego  tchu. W ciszy czytanej obok siebie książki, w spowiedzi z powszedniego dnia po pytanym już od progu co u ciebie ? Jeśli tylko tyle, to kocham prawdziwie i  po cichu. Z tym " i " tak ważnym pomiędzy nami właśnie.


Pozdrawiam - M.

**********************************

czwartek, 5 listopada 2015

Poza zasięgiem

 
 Od kilku dni przytulam się do bezpiecznego domu. Łykam święty spokój w gorzkich tabletkach przepisanych mi  na zdrowie i w obronie przed "leukocytami w setkach" z niepokorną florą bakteryjną.


Nie mogę dogonić  samej  siebie  w potwornym rozchwianiu i dezorientacji wywołanej 400 miligramami wykupionej na receptę norfloksacyny.


Walczę jednocześnie z okropnie ciężką głową. Z ciszą bezwzględnie huczącą mi gdzieś w środku rozbieganych myśli. Nie mogę sobie  znaleźć miejsca od nadmiaru chęci, niedokończonych działań i niezapisanych jeszcze zdań.


 Od przerwy w pisaniu. Od niewygodnych chwil i mało pozytywnych zdarzeń. Toksycznych znajomości, od których nie sposób uciec. Na szczęście chwilowo jestem poza zasięgiem. Ludzi, zdarzeń i emocji. Nieczynne z powodu L4. Do odwołania.


Z nadzieją na rychły powrót do zdrowia pozdrawiam - M.


 
********************

Nareszcie mam lampę ! Dużą, ciężką i bardzo industrialną. Czarną. Nisko zawieszoną. Kontrowersyjnie zaczepną dla przechodzących obok głów :P


 ********************

PS - 20 listopada ukaże się kolejna płyta Enyi. Nie mogę się już doczekać ! Posłuchajcie singla promującego nowy krążek --> klik !

poniedziałek, 20 lipca 2015

Sezon letni



Sezon letni w kolorze black & white. Na balkonie. Z kapryśną pogodą. Rozgrzany palącym słońcem i wystraszony gwałtownością mało emocjonalnych burz.



Absolutnie niezależny od nastrojów i kaprysów. Pachnący poranną kawą i szeleszczący kartkami kolorowych czasopism. Z dystansem do ciągłej gonitwy pędzącej tuż za metalową barierką balkonu.

 

 

Z pełną listą kulinarnych szaleństw do ugotowania już wkrótce, a najlepiej to już od jutra.  I niespraną plamą po truskawkach na ulubionej koszulce.


 
Z obietnicą letniej przygody zatrzymaną w kadrze wakacyjnego aparatu. Pogryzioną z nadmiaru wolnego czasu papierową słomką pływającą w zimnej lemoniadzie i przygotowanym do podróży przewodnikiem.
 



Bez pośpiechu.



 Mój sezon letni ? Wiadomo, na balkonie. W moim miejskim ogrodzie na trzecim piętrze. W kolorze black & white z małą dawką zieleni. Uśmiechnięty.



Z balkonu na trzecim piętrze pozdrawiam - M. 



*************

PS - czas zacząć pakować walizki. W najbliższy poniedziałek wyjeżdżamy na Ciovo. Jeszcze tylko uporamy się z jelitówką...


*************

Poduchy - Kokon Home
Buddha, sztuczny róg, marokańskie miseczki - HouseShop
Latarnia,  szklane pudełka - Agnetha. Home