Pięć Neonówek przycupnęło w kącie dużej sali. Co prawda Yakuza nie wyjaśniła za bardzo swoim koleżankom, o co chodzi, bo sama prawie nic nie wiedziała, ale szybko je przekonała, że Kaśce warto zaufać. Po chwili weszły jeszcze cztery osoby: dwie dziewczyny, dwóch chłopaków. Coś mruknęły zdawkowo na powitanie, po czym stojąc pod ścianą naprzeciwko zajęły się cichą rozmową. Zaś po paru minutach pojawiły się Kaśka i Magda Maczuga. Ta pierwsza podeszła do panienek Yakuzy, które to błyskawicznie wstały na widok wchodzących trenerek.
- Hejka dziewczyny, streszczę wam sytuację. Najpierw zrobimy wspólny trening z tymi ludźmi, co tam stoją. Moja koleżanka poprowadzi. Rozgrzejecie się, potem trochę z nimi posparujecie. Chyba, że któraś nie ma ochoty, fochów nie będzie. Na koniec zajęć opowiem wam dokładnie, jaki jest pomysł. Powinnam to zrobić najpierw, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej. Madzia, możesz zrobić rozgrzewkę? Taką lajtową, bez furii.
Nagle coś przyciagnęło jej wzrok. Chwilę patrzyła na wisiorek na łańcuszku, który Yakuza po zdjęciu go z szyi wrzuciła do miseczki leżącej na parapecie okna. Twarz jej stężała na ułamek sekundy, szybko jednak kamienne rysy zastąpił uśmiech. Zaś stojąca na środku sali Magda klasnęła w ręce.
- No, kluseczki, pracujemy. Może zacznijmy od pajacyka.
Kaśka przez chwilę fachowym okiem obserwowała ćwiczących. Potem powoli podeszła do okna. Nikt nie miał najmniejszej szansy zobaczyć, jak wisiorek Yakuzy trafił do kieszeni dresu trenerki. Ona zaś drugą dłonią wyjęła telefon i ruszyła do drzwi sali. Po drodze minęła Maczugę, coś jej szepnęła, po czym wyszła. Stojąc na korytarzu wybrała numer.
- Nitka? Ty masz dziś w klubie zajęcia z rodzenia, tak?
- ...
- Na którą?
- ...
- Aha. Tak właśnie pamiętałam. To mam prośbę. Wyjdź parę minut wcześniej i podjedź pod pierwszy budynek. Zaparkuj pod recepcją, wejdź do środka i wydzwoń mnie.
- ...
- To nie jest na telefon. Wyjdę do ciebie i ci wyjaśnię.
Wróciwszy na salę obserwowała ćwiczącą grupę przez kilka minut. Gdy uznała, że jest wystarczająco ciepło zadysponowała:
- Tam w rogu leży cały potrzebny nam dziś sprzęt. Rękawice, kaski ochraniacze. Przywdziejcie to na siebie, a potem ty i ty, ty i ty, oraz ty i ty na początek. Luźna walka, według reguł ka jeden. Tylko bez szału, to nie gala. Reszta walka z cieniem, tak, żeby się nie zastać.
Dalej szło bardzo sprawnie. Kaśka co parę minut płynnie zmieniała zestawienia par bacznie przyglądając się sparującym. Co jakiś czas wymieniała ciche uwagi z Maczugą. Wreszcie zadzwonił jej telefon. Szybko został odebrany:
- Tak, już wychodzę do ciebie.
Magda przejęła kierowanie ruchem, Kaśka zaś wyszła z sali, po czym szybko ruszyła do recepcji. Czekająca już tam Anita nie ukrywała zdziwionej miny.
- Co się stało takiego?
- Chodź, coś musisz zobaczyć.
Gdy obie usiadły przy stoliczku Kaśka wyjęła wisiorek.
- Co ty na to?
- Ojej, mocne. Klątwa. Śpiąca klątwa. Niefajnie taką oberwać.
- Tyle to i ja wiem.
- Fachowa robota, utkana przez zawodową. Nawet wiem, przez którą. Znam tą sygnaturę zaklęcia. Kogo tak brzydko uraczyła?
- Powiedzmy, że koleżankę. Ale bezmockę, nie naszą. Resztę ci opowiem wieczorem, zadzwonię i wszystko wyjaśnię. Na razie mi tylko powiedz, czy możesz to zneutralizować? Bo ja akurat nie umiem, to jeszcze nie moja waga.
Faktycznie, Kaśka czaruje dopiero ledwo ponad trzy lata, za to Anita piętnaście, już od małolactwa. Co prawda ta pierwsza jest bardzo zdolna, ale tej drugiej nie przeskoczy.
- Teraz od ręki?
- Teraz od ręki. To cacko podpiździłam tylko na chwilę, musi zaraz wrócić na miejsce, właścicielka nic nie wie. A ja się obawiam, że może łupnąć w każdej chwili jak go tylko dotknie.
- Tak, może. Ja to umiem zneutralizować, ale centralnie chwilowo teraz nie mogę. Rozumiesz, dlaczego nie mogę?
Mówiąc to Anita pogłaskała się po nieznacznie już widocznym brzuchu. Jak wiemy, dla czarownic w ciąży pewne czary są zbyt ryzykowne, wybitnie nie powinny ich wykonywać.
- Trzeba Rudą poprosić. Ona to ładnie ogarnie. Ale jest też dobra wiadomość. Teraz mogę to czasowo zamrozić, zablokować, jakoś do jutra, nawet do pojutrza.
- To zrób to proszę, bo zaraz muszę wracać do pracy. Zaś do jutra to ja już sobie poradzę, Roxy mi przecież nie odmówi pomocy.
- Pewnie, że nie. Daj to szkiełko.
Anicie faktycznie zajęło to niespełna parę minut.
- Gotowe. Powiedzmy, że teraz hibernuje, jak zwał, tak zwał. Masz od trzydziestu do czterdziestu godzin czasu. Co potem, kiedy to ma się uaktywnić pojęcia nie mam.
- A tak w ogóle, to co ta klątwa ma robić?
- Za mało czasu, żeby dokładnie zbadać, ale tak na moje oko, to pachnie jakąś dermatologią. Ale jakiego kalibru, to tak na biegu tego teraz nie rozpoznam.
- Hejka dziewczyny, streszczę wam sytuację. Najpierw zrobimy wspólny trening z tymi ludźmi, co tam stoją. Moja koleżanka poprowadzi. Rozgrzejecie się, potem trochę z nimi posparujecie. Chyba, że któraś nie ma ochoty, fochów nie będzie. Na koniec zajęć opowiem wam dokładnie, jaki jest pomysł. Powinnam to zrobić najpierw, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej. Madzia, możesz zrobić rozgrzewkę? Taką lajtową, bez furii.
Nagle coś przyciagnęło jej wzrok. Chwilę patrzyła na wisiorek na łańcuszku, który Yakuza po zdjęciu go z szyi wrzuciła do miseczki leżącej na parapecie okna. Twarz jej stężała na ułamek sekundy, szybko jednak kamienne rysy zastąpił uśmiech. Zaś stojąca na środku sali Magda klasnęła w ręce.
- No, kluseczki, pracujemy. Może zacznijmy od pajacyka.
Kaśka przez chwilę fachowym okiem obserwowała ćwiczących. Potem powoli podeszła do okna. Nikt nie miał najmniejszej szansy zobaczyć, jak wisiorek Yakuzy trafił do kieszeni dresu trenerki. Ona zaś drugą dłonią wyjęła telefon i ruszyła do drzwi sali. Po drodze minęła Maczugę, coś jej szepnęła, po czym wyszła. Stojąc na korytarzu wybrała numer.
- Nitka? Ty masz dziś w klubie zajęcia z rodzenia, tak?
- ...
- Na którą?
- ...
- Aha. Tak właśnie pamiętałam. To mam prośbę. Wyjdź parę minut wcześniej i podjedź pod pierwszy budynek. Zaparkuj pod recepcją, wejdź do środka i wydzwoń mnie.
- ...
- To nie jest na telefon. Wyjdę do ciebie i ci wyjaśnię.
Wróciwszy na salę obserwowała ćwiczącą grupę przez kilka minut. Gdy uznała, że jest wystarczająco ciepło zadysponowała:
- Tam w rogu leży cały potrzebny nam dziś sprzęt. Rękawice, kaski ochraniacze. Przywdziejcie to na siebie, a potem ty i ty, ty i ty, oraz ty i ty na początek. Luźna walka, według reguł ka jeden. Tylko bez szału, to nie gala. Reszta walka z cieniem, tak, żeby się nie zastać.
Dalej szło bardzo sprawnie. Kaśka co parę minut płynnie zmieniała zestawienia par bacznie przyglądając się sparującym. Co jakiś czas wymieniała ciche uwagi z Maczugą. Wreszcie zadzwonił jej telefon. Szybko został odebrany:
- Tak, już wychodzę do ciebie.
Magda przejęła kierowanie ruchem, Kaśka zaś wyszła z sali, po czym szybko ruszyła do recepcji. Czekająca już tam Anita nie ukrywała zdziwionej miny.
- Co się stało takiego?
- Chodź, coś musisz zobaczyć.
Gdy obie usiadły przy stoliczku Kaśka wyjęła wisiorek.
- Co ty na to?
- Ojej, mocne. Klątwa. Śpiąca klątwa. Niefajnie taką oberwać.
- Tyle to i ja wiem.
- Fachowa robota, utkana przez zawodową. Nawet wiem, przez którą. Znam tą sygnaturę zaklęcia. Kogo tak brzydko uraczyła?
- Powiedzmy, że koleżankę. Ale bezmockę, nie naszą. Resztę ci opowiem wieczorem, zadzwonię i wszystko wyjaśnię. Na razie mi tylko powiedz, czy możesz to zneutralizować? Bo ja akurat nie umiem, to jeszcze nie moja waga.
Faktycznie, Kaśka czaruje dopiero ledwo ponad trzy lata, za to Anita piętnaście, już od małolactwa. Co prawda ta pierwsza jest bardzo zdolna, ale tej drugiej nie przeskoczy.
- Teraz od ręki?
- Teraz od ręki. To cacko podpiździłam tylko na chwilę, musi zaraz wrócić na miejsce, właścicielka nic nie wie. A ja się obawiam, że może łupnąć w każdej chwili jak go tylko dotknie.
- Tak, może. Ja to umiem zneutralizować, ale centralnie chwilowo teraz nie mogę. Rozumiesz, dlaczego nie mogę?
Mówiąc to Anita pogłaskała się po nieznacznie już widocznym brzuchu. Jak wiemy, dla czarownic w ciąży pewne czary są zbyt ryzykowne, wybitnie nie powinny ich wykonywać.
- Trzeba Rudą poprosić. Ona to ładnie ogarnie. Ale jest też dobra wiadomość. Teraz mogę to czasowo zamrozić, zablokować, jakoś do jutra, nawet do pojutrza.
- To zrób to proszę, bo zaraz muszę wracać do pracy. Zaś do jutra to ja już sobie poradzę, Roxy mi przecież nie odmówi pomocy.
- Pewnie, że nie. Daj to szkiełko.
Anicie faktycznie zajęło to niespełna parę minut.
- Gotowe. Powiedzmy, że teraz hibernuje, jak zwał, tak zwał. Masz od trzydziestu do czterdziestu godzin czasu. Co potem, kiedy to ma się uaktywnić pojęcia nie mam.
- A tak w ogóle, to co ta klątwa ma robić?
- Za mało czasu, żeby dokładnie zbadać, ale tak na moje oko, to pachnie jakąś dermatologią. Ale jakiego kalibru, to tak na biegu tego teraz nie rozpoznam.
- To ja lecę. Dzięki Niteczko, kocham cię.
Gdy Kaśka wróciła na salę sprawy toczyły się tak samo, jak wtedy, gdy wyszła. Podrzucenie wisiorka do miseczki na parapecie nie sprawiło jej żadnej trudności. Zaś potem mogła już się dalej zająć pracą. W pewnym momencie zapytała stojącą obok Maczugę:
- No, i jak ci się podobają te moje harpie?
- Ta jedna to stara wyjadaczka. Kiedyś już ją widziałam.
- A reszta?
- Nieźle. Tylko trzeba to powtórzyć, zobaczyć jak graplują.
- Tak zrobię. A na razie kończymy powoli na dzisiaj.
Po jakichś dziesięciu minutach Magda aplikowała jeszcze swojej czwórce jakieś ćwiczenia dorzynające, za to Kaśka posadziła Neonówki w kącie sali.
- No, moje panienki. Czas na obiecane wyjaśnienia.
- Zamieniamy się w słuch szefowo.
- Najpierw zapytam. Dobrze się bawiłyście?
- Pewnie, było mega.
Odpowiadała Yakuza, reszta dziewczyn tylko potakiwała głowami. Kaśka już miała na końcu języka, aby jej powiedzieć:
- One cię kiedyś zabiją.
Ale zmieniła plany i oświadczyła oficjalnym tonem:
- Też się wspaniale bawiłam. Sporo już umiecie, fajnie, że Yaki was znalazła, zebrała do kupy, dlatego klub Oktagon, czyli po części ja, ma dla was prezent. Darmowy, regularny wjazd, cały sprzęt do dyspozycji plus obsługa trenerska...
- Wy wiecie, ile Kasia bierze normalnie za godzinę?
- Yaki, nie przerywaj, starsza mówi. Do tego dodaję za jakiś czas regularne okazje, aby komuś na ringu porządnie skopać dupę. Tak sportowo, nie na poważnie. Nie wiem, co lubicie robić najbardziej, ale tłuc się też lubicie. Przy okazji coś za to skopanie można zarobić. Wiem, że nie szukacie pracy, macie już jakieś sposoby zarabiania na rachunki, ale parę groszy ekstra też się przyda. Czy wszystko jasne? Yaki, cicho bądź.
Jedna z dziewczyn podniosła dwa palce do góry.
- To kiedy następny trening pani Kasiu?
- No, konkretne pytanie. Pojutrze, w piątek, godzina siedemnasta. Czy to którejś koliduje? To jest jeszcze do dogadania, dopóki mam grafik nie zamazany do końca.
Kaśka wyjęła telefon kontynuując:
- Jestem bardzo zajętą osobą, a klubu nie stać na magazynowanie powietrza w pustych pomieszczeniach. To co? Pasuje? Nie widzę protestów. Resztę terminologii dogadamy sobie w piątek. Przed wejściem upomnijcie się o nowe karty w recepcji. To wszystko na dziś. Było mi miło pracować z wami.
Gdy wszystkie wstały, chwyciła Yaukuzę za ramię.
- Zosiu, czekaj chwilę, mam do ciebie sprawę. Prywatną.
- Prywatną?
- No. Chodzi o ten twój wisiorek.
- Jaki znowu wisiorek?
- Ten, który zaraz weźmiesz z parapetu.
- A, ten. Co z nim jest?
- Pożyczysz mi go do piątku?
Yakuza spojrzała na Kaśkę mocno zdziwona.
- Od kiedy zesroczałaś? Jak cię znam, nigdy nie nosiłaś błyskotek.
- Powiedzmy, że realia zmuszają mnie, żeby zrobić wyjątek. Mam takie spotkanie rodzinne, że...
- Nic mi dalej nie tłumacz. Nie pożyczę ci go. Ja ci go dam.
- Coś ty? To bardzo ładny i pewnie cenny drobiazg.
- Kasiu, nie twórzmy zagadnienia. Mogę już iść?
Gdy Kaśka została sama na sali najpierw odetchnęła z ulgą. Kompletnie nie miała wcześniej pomysłu, jak przejąć wisiorek na dłużej. Tłumaczyć Yakuzie temat magii realnej? Chwilowo ją to przerastało. Tymczasem problem zniknął sam, zanim się pojawił. Przynajmniej chwilowo na razie. Spojrzała do telefonu, po czym szybko wyklikała numer.
- Lisiczko, jest sprawa. Taka magiczna bardziej. Co dziś robisz?
- ...
- No, dosyć pilne. Nawet awaryjne.
- ...
- Dobrze. To za jakąś godzinę z ogonkiem jestem u ciebie.
Ogonek był. Do pryszniców. O tej porze w klubie tak było zawsze. Kaśka już od pół roku zbierała się, aby ten, jakby nie było poważny temat omówić z Malą i ze Stryjem, ale jako bardzo zajętej osobie wciąż jej to wylatywało z głowy.
Gdy Kaśka wróciła na salę sprawy toczyły się tak samo, jak wtedy, gdy wyszła. Podrzucenie wisiorka do miseczki na parapecie nie sprawiło jej żadnej trudności. Zaś potem mogła już się dalej zająć pracą. W pewnym momencie zapytała stojącą obok Maczugę:
- No, i jak ci się podobają te moje harpie?
- Ta jedna to stara wyjadaczka. Kiedyś już ją widziałam.
- A reszta?
- Nieźle. Tylko trzeba to powtórzyć, zobaczyć jak graplują.
- Tak zrobię. A na razie kończymy powoli na dzisiaj.
Po jakichś dziesięciu minutach Magda aplikowała jeszcze swojej czwórce jakieś ćwiczenia dorzynające, za to Kaśka posadziła Neonówki w kącie sali.
- No, moje panienki. Czas na obiecane wyjaśnienia.
- Zamieniamy się w słuch szefowo.
- Najpierw zapytam. Dobrze się bawiłyście?
- Pewnie, było mega.
Odpowiadała Yakuza, reszta dziewczyn tylko potakiwała głowami. Kaśka już miała na końcu języka, aby jej powiedzieć:
- One cię kiedyś zabiją.
Ale zmieniła plany i oświadczyła oficjalnym tonem:
- Też się wspaniale bawiłam. Sporo już umiecie, fajnie, że Yaki was znalazła, zebrała do kupy, dlatego klub Oktagon, czyli po części ja, ma dla was prezent. Darmowy, regularny wjazd, cały sprzęt do dyspozycji plus obsługa trenerska...
- Wy wiecie, ile Kasia bierze normalnie za godzinę?
- Yaki, nie przerywaj, starsza mówi. Do tego dodaję za jakiś czas regularne okazje, aby komuś na ringu porządnie skopać dupę. Tak sportowo, nie na poważnie. Nie wiem, co lubicie robić najbardziej, ale tłuc się też lubicie. Przy okazji coś za to skopanie można zarobić. Wiem, że nie szukacie pracy, macie już jakieś sposoby zarabiania na rachunki, ale parę groszy ekstra też się przyda. Czy wszystko jasne? Yaki, cicho bądź.
Jedna z dziewczyn podniosła dwa palce do góry.
- To kiedy następny trening pani Kasiu?
- No, konkretne pytanie. Pojutrze, w piątek, godzina siedemnasta. Czy to którejś koliduje? To jest jeszcze do dogadania, dopóki mam grafik nie zamazany do końca.
Kaśka wyjęła telefon kontynuując:
- Jestem bardzo zajętą osobą, a klubu nie stać na magazynowanie powietrza w pustych pomieszczeniach. To co? Pasuje? Nie widzę protestów. Resztę terminologii dogadamy sobie w piątek. Przed wejściem upomnijcie się o nowe karty w recepcji. To wszystko na dziś. Było mi miło pracować z wami.
Gdy wszystkie wstały, chwyciła Yaukuzę za ramię.
- Zosiu, czekaj chwilę, mam do ciebie sprawę. Prywatną.
- Prywatną?
- No. Chodzi o ten twój wisiorek.
- Jaki znowu wisiorek?
- Ten, który zaraz weźmiesz z parapetu.
- A, ten. Co z nim jest?
- Pożyczysz mi go do piątku?
Yakuza spojrzała na Kaśkę mocno zdziwona.
- Od kiedy zesroczałaś? Jak cię znam, nigdy nie nosiłaś błyskotek.
- Powiedzmy, że realia zmuszają mnie, żeby zrobić wyjątek. Mam takie spotkanie rodzinne, że...
- Nic mi dalej nie tłumacz. Nie pożyczę ci go. Ja ci go dam.
- Coś ty? To bardzo ładny i pewnie cenny drobiazg.
- Kasiu, nie twórzmy zagadnienia. Mogę już iść?
Gdy Kaśka została sama na sali najpierw odetchnęła z ulgą. Kompletnie nie miała wcześniej pomysłu, jak przejąć wisiorek na dłużej. Tłumaczyć Yakuzie temat magii realnej? Chwilowo ją to przerastało. Tymczasem problem zniknął sam, zanim się pojawił. Przynajmniej chwilowo na razie. Spojrzała do telefonu, po czym szybko wyklikała numer.
- Lisiczko, jest sprawa. Taka magiczna bardziej. Co dziś robisz?
- ...
- No, dosyć pilne. Nawet awaryjne.
- ...
- Dobrze. To za jakąś godzinę z ogonkiem jestem u ciebie.
Ogonek był. Do pryszniców. O tej porze w klubie tak było zawsze. Kaśka już od pół roku zbierała się, aby ten, jakby nie było poważny temat omówić z Malą i ze Stryjem, ale jako bardzo zajętej osobie wciąż jej to wylatywało z głowy.
C.D.N.
Magiczne przedmioty, to ciekawy temat, coraz bardziej jestem zaintrygowana...
OdpowiedzUsuńprzedmioty same w sobie magiczne nie są nigdy, to tylko ludzie nadają im moc, a wiedźmy /oraz magowie/ umieją to najlepiej...
UsuńPodoba mi się, jak oddajesz dynamikę relacji między bohaterkami: subtelne gesty, wzajemne zaufanie, drobne intrygi, a przy tym poczucie humoru i lekkości. Cała ta mieszanka zwykłego dnia, treningu i magii daje bardzo osobisty, wręcz intymny obraz ich świata. Widać, że masz wyczucie rytmu i detali – te drobiazgi, jak przenoszenie wisiorka, krótkie rozmowy telefoniczne czy ciche uwagi podczas sparingu, naprawdę sprawiają, że historia żyje.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, jak rozwinie się wątek klątwy i czy Kaśka będzie musiała zmierzyć się z jej konsekwencjami. Całość ma w sobie ten balans między zwyczajnością a czymś niepokojącym, co trzyma czytelnika w napięciu, a jednocześnie pozwala odetchnąć przy scenach treningu.
Chyba nie mogę się doczekać, co wydarzy się dalej!
chyba nikt nie napisał jeszcze o czarownicy chodzącej do szkoły rodzenia lub stojącej w kolejce pod prysznic w fitness clubie... w jednym z wcześniejszych opowiadań jest nawet wzmianka o wiedźmie siedzącej na sedesie... i o to mi właśnie chodzi: przybliżyć nam i urealnić świat czystej fantasy, w którym magia nie zagra głównej roli, lecz będzie jedynie przyprawą... czy Yennefer lub Hermiona chodzą do dentysty lub do ginekologa?... czy ktoś o tym kiedyś czytał?... moje czarownice chadzają, gdy jest taka potrzeba, a po drodze zdarza im się czasem łamać obcasy, nie wspomnę już o stłuczce jadąc autem do pracy...
UsuńTo, że Twoje czarownice chodzą do dentysty, stłuką obcas czy utkną w kolejce, sprawia, że stają się bliższe czytelnikowi i bardziej „namacalne”. Dla mnie to właśnie sprawia, że opowieść nie jest tylko o magii, lecz o ludziach, nawet jeśli są trochę magiczni. Bardzo świeże i zabawne spojrzenie.
Usuń
OdpowiedzUsuńRobi się ciekawie. Historia małego wisiorka - brzmi jak tytuł kryminału. Jestem bardzo ciekawy, co to za czar i jak skutkuje. No i jeszcze jedno mnie nurtuje, ale tu już zamilczę, żeby nie psuć zabawy. Opowiem później, jak już się wyjaśni.
A - i czy one wiedzą, że noszenie takich wisiorków to ciężki grzech? 😉
z grubsza wiemy już od Anity, że ów czar z gatunku klątwa ma charakter dermatologiczny, ale czy to ma być tylko drobny pryszcz na zadku, czy wysyp cuchnących letalnych karbunkułów na całym ciele być może wyjaśni jej przyjaciółka Roxy w trzeciej części...
Usuńgrzech jest słowem funkcjonującym, mającym jakieś znaczenie jedynie w pewnym kręgu wyznawców tylko jednej religii, czy może iluś tam jej odmian... czarownice nie wyznają żadnej, bo zabobonna, przesądna wiedźma to by był oxymoron... aczkolwiek tu nic nie jest na pewno: na przykład zakon Benges /wspominany od czasu do czasu/ stworzył sobie swoją... ale naszych bohaterek to akurat nie dotyczy, pojęcie grzechu jest im nieznane...
Brakuje mi tu kogoś, kto by próbował im to wyjaśnić. Byłoby zabawnie.
Usuńznaczenie czysto literalne słowa "grzech" to pewnie one znają, ale że temat ich nie dotyczy, to znaczenie intuicyjne jest im zbędne... grzech jest pojęciem mającym sens tylko z punktu widzenia pewnych religii, ale że jest to tylko jakiś tam punkt widzenia, nic uniwersalnego, to dla tych pań nic ono nie znaczy...
UsuńCiekawe, dlaczego lub po co wisiorek trafił do fabuły. Wietrzę grubszą sprawę.
OdpowiedzUsuńrozważałem też, tak na poważnie kolczyk na wardze sromowej, ale przecież to ma być literatura dla dorosłych, więc...
Usuńwięc...
no, i nie wiem...
LOL...