Tyle czasu dzieci spędzają na jakiś bezproduktywnych akademiach ku czci, pamięci i chwale, ale idę o zakład, że w mało której szkole poświęca się choć jedną godzinę lekcyjną, by opowiedzieć, co w czasie II wojny światowej działo się w rodzinnej miejscowości uczniów. Ja z lat szkolnych wyniosłam tylko wiedzę, że Kraków nie był zniszczony przez Niemców oraz że został „wyzwolony" i, o dziwo, również nie tknięty przez Armię Czerwoną. Właśnie w takiej biernej formie. Niby klejnocik, który dobrze jest posiadać, a szkoda podrapać.
Dlaczego nie mamy wojennej legendy? Z jakich powodów krakowianie nie bronili miasta? Czy w mieście były w ogóle rozbudowane struktury AK? Może brakowało bojowego ducha, by wzniecić powstanie? Czułam swego rodzaju wstyd, że nic na ten temat nie wiem, a z drugiej strony odczuwałam lekki niepokój, że odsłoni mi się niepiękne oblicze mojego miasta. Czyżby w godzinie próby miało wybrać pozycję przyczajonego oportunisty? No bo skądś to milczenie się pewnie bierze... W końcu zdecydowałam się rozwiać te wątpliwości.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starocie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starocie. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 23 listopada 2015
wtorek, 8 września 2015
Antonio Halik "Z kamerą i strzelbą przez Mato Grosso" – w jakim języku myślał pan Halik?
Od kilku miesięcy wykańcza mnie nowy projekt pt. człowiek. Choć jeszcze mały, to już nadspodziewanie wymagający, stąd posucha blogowa. I tak dobrze, że czytać mi daje, minidyktator.
W poszukiwaniu przeciwwagi dla wyczerpującego i jakże babskiego inkubowania czytam sobie a to Ojca chrzestnego, a to Recydywistę Vonneguta, tudzież Zbrodniarza i dziewczynę Witkowskiego (bozieńko, ta Michaśka, sam urok i wdzięk na dokładkę – love!).
Koniec końców musiał mnie znęcić Tony Halik, specjalista od przygód tradycyjnie postrzeganych jako wielce męskie: strzelania, umierania na malarię lub z pragnienia, uczestniczenia w wojnach plemiennych, wiosłowania cieknącą dłubanką wśród piranii, płaszczek, boa i innych krokodyli.
W poszukiwaniu przeciwwagi dla wyczerpującego i jakże babskiego inkubowania czytam sobie a to Ojca chrzestnego, a to Recydywistę Vonneguta, tudzież Zbrodniarza i dziewczynę Witkowskiego (bozieńko, ta Michaśka, sam urok i wdzięk na dokładkę – love!).
Koniec końców musiał mnie znęcić Tony Halik, specjalista od przygód tradycyjnie postrzeganych jako wielce męskie: strzelania, umierania na malarię lub z pragnienia, uczestniczenia w wojnach plemiennych, wiosłowania cieknącą dłubanką wśród piranii, płaszczek, boa i innych krokodyli.
czwartek, 13 listopada 2014
Arkady Fiedler "Wiek męski - zwycięski"
To, co widzisz po lewej stronie, to obwoluta wydania Wieku męskiego" z 1983 roku. Projektant wykorzystał niepomiernie szpetne zdjęcie, które dodatkowo z drukarni wyszło zrudziałe, o rozmytych konturach. Wklejam jako ciekawostkę i proszę, jeśli natkniecie się na to wydanie, wyrzućcie w moim imieniu obwolutę. Bo na okładce kryje się uroczy lemur – zwierzątko flagowe Fiedlera.
środa, 5 listopada 2014
Władysław Kopaliński "Trzeci kot w worku czyli Rozmaitość świata"
Nie ulega wątpliwości, że Słownik mitów i tradycji kultury Kopalińskiego jest najczęściej używaną książką w moim domu. Nie, nie podpiera stołu z jedną nóżką bardziej. Opasła książka jest używana mniej więcej w tych celach, dla których została wymyślona. Czyli do sprawdzania informacji tyleż ciekawych co w praktyce nieprzydatnych. Choć wolę napisać, że są to wiadomości pięknie bezinteresowne.
czwartek, 4 lipca 2013
Małgorzata Szubert "Leksykon rzeczy minionych i przemijających" - użyteczny lub kibelkowy
To fajny pomysł, przegrzebać stare (głównie XIX-wieczne i z 1. połowy XX wieku) pamiętniki i opracowania tyczące tamtych czasów, wyłuskać w nich przedmioty, które wyszły z użycia, i przypomnieć je dzisiejszym czytelnikom. Czyta się to trochę jak Słownik mitów... Władysława Kopalińskiego, niestety bez tej ekscytacji i poczucia odkrywania zupełnie nowych tropów kultury. Bo to jednak zestaw przedmiotów codziennych. Czasem trafia się chwytliwa anegdotka czy zdumiewająca informacja. Przykładowo w haśle Futra zapomniane autorka podaje, że niegdyś modne były futra z małp (nie było napisane i nie chcę widzieć z których) czy źrebiąt (nie do uwierzenia! w tej prokońskiej ułańskiej Polsce). Jednak gros notek nie przynosi żadnych rewelacji.
Ja bym wywaliła te hasła, które nic ciekawego nie wnoszą (np. dziurkacz konduktorski, froterkę ręczną do parkietów i tak z połowę haseł dotyczących szczegółów i szczególiczków garderoby). Trochę by książka straciła na swojej leksykonowatości, ale byłaby lepsza do czytania. A nieobecne w niej hasło zawsze mogłabym sobie sprawdzić w Kopalińskim.
A na ilustratorkę najęłabym
Subskrybuj:
Posty (Atom)