Tyle się zmieniło!
Zastanawiałam się czy pisać tu o wszystkim, tak bardzo prywatnym...
Doszłam jednak do wniosku, że nie wypada rzucać wszystkiego (i wszystkich!) bez słowa wyjaśnienia.
Któregoś dnia jak zwykle kręciłam się po podkrakowskich okolicach, zajechałam w lekko pagórkowaty zaułek, odkryłam piękny stary sad.
Weszłam w głąb i oniemiałam. Obok sadu była duża, po uszy zarośnięta działka*, za nią zielone górki, widok na dalekie Tatry i cisza. Tak piękne miejsce tak blisko Krakowa!
Gnana ciekawością zapytałam o działkę najbliższego spotkanego mieszkańca.
- Sprawa jest beznadziejna, działka nie ma dojazdu.
No więc za-czę-ło-się.
Niesiona cichym marzeniem posiadania tej cudownej działki zaczęłam szukać właściciela. Po kilku tygodniach i obdzwonieniu połowy obywateli Polski o podpowiedzianym nazwisku - znalazłam go! Potwierdził brak dojazdu. I chęć sprzedaży. Cena? Nieprzyzwoicie niska jak na tę okolicę.
Ale ale - działka nadal była bez dojazdu.
Zaczęłam więc kombinować z dojazdem z okolicznych działek - tu za wąsko, tam skała, tu sąsiad się nie zgadza, tam również... Po kolejnych tygodniach znalazłam kontakt do właścicielki wspomnianego wyżej sadu i zarazem ostatniej możliwości dojazdu do działki.
Udało się!
Po kilku miesiącach rozmów i spotkań uzgodniliśmy wspólną drogę, Marysiu - dziękuję! :)
Tak więc staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami tego pięknego kawałka ziemi - na tyle pięknego, że postanowiliśmy wybudować tu dom, nasz, rodzinny. Wymyśliliśmy go sobie od początku do końca.
Powstały mury, ściany, dach...
A teraz mieszkamy już na całego :)
Nie ukrywam, że wraz ze zmianą domu pojawiła się myśl - co dalej z Kwiatową?
Co z blogiem?
Rzucić? Wyjaśniać? Kontynuować?
I doszłam do wniosku, że nie chcę rzucać.
Że wyjaśnię.
I że będę kontynuować.
Jednak wszystko będzie już inne.
Nowy adres.
Nowy dom.
I trochę inna ja :)
Mam pełną świadomość, że blog będzie inny.
I że pewnie część z Was nie odnajdując już klimatu drewnianego domu odejdzie.
Jeśli tak - to macham Wam ciepło dziękując za ostatnie wspólne lata :)
A jeśli zdecydujecie się nadal zaglądać - do zobaczenia! :)
* Czyżby zarośnięte i opuszczone miejsca były moim przeznaczeniem? Drewniany dom na Kwiatowej, gdy pierwszy raz go zobaczyłam był zarośnięty po czubek dachu... O oficynie nie wspomnę :D