Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Deutscher Buchpreis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Deutscher Buchpreis. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 sierpnia 2023

"Skąd" Saša Stanišić

 


Ta książka była na mojej liście od bardzo dawna, dopiero polskie wydanie zmotywowało mnie do lektury. Początkowo czytałam na dwa fronty, ale szybko porzuciłam polskie wydanie, ponieważ sposób pisania Stanišiča to majstersztyk i nawet najlepszy przekład nie odda jego gier i zabaw z językiem, które zresztą są głęboko osadzone w niemieckich i oczywiście bałkańskich realiach. 

Główny bohater, alter ego autora, urodził się w byłej Jugosławii, nad rzeką Driną, jako syn Serba i Bośniaczki. W wieku dwunastu lat zmuszony jest opuścić kraj, szykuje się wojna, a jego matka otrzymuje pogróżki. Pisząc tę książkę, mieszka w Hamburgu, jest pisarzem, ojcem syna i Niemcem. Impulsem do rozważań o pochodzeniu jest choroba babci, która pozostała w Višegradzie. Saša odwiedza babcię Kristinę, która cierpi na demencję i bardzo rzadko może być źródłem opowieści. Te jednak są zawarte w jej mieszkaniu, we wspomnieniach i zdjęciach, w historii. 

Skąd to powieść o tożsamości, pełna niechronologicznie ułożonych wspomnień z dzieciństwa w kraju, którego nie ma, ucieczki i tworzenia rzeczywistości w nowym kraju, dorosłości w innym mieście oraz nowym kraju - produkcie rozpadu Jugosławii. Jak zdefiniować własną tożsamość, własne poczucie przynależności i zrozumieć siebie. Chłopiec, który świecie wierzył w Jugosławię - konglomerat wielu narodowości - zaskoczony był faktem, że to sztuczny twór, w którym nie ma głoszonej przez pionierów przyjaźni. Ten sam chłopiec staje się w nowym kraju - Niemczech - obcym, innym, bez języka i przeszłości. Natomiast jako dorosły musi na nowo zdefiniować i skonstruować siebie - także dla syna. 

Stanišić doskonale włada językiem niemieckim, którego przecież nauczył się dopiero jako nastolatek. Nie boi się słowotwórstwa i gier z językiem, zaskakuje dowcipem i spostrzegawczością. Jego opisy Niemców, społeczeństwa, grupy imigrantów są fantastyczne, mimo że nie ma tu dosłowności i dosadności. Najważniejsze kryje się między wierszami, w niedopowiedzianym. 

To jednak nie tylko powieść o tożsamości, ale także o umieraniu i traceniu - wraz z demencją babci ucieka przeszłość. Stanišić wciąż obraca cię wokół tego, co zapamiętał i jak to zapamiętał, odkrywając, że jego wspomnienia nie muszą odzwierciedlać prawdy. Podobnie jest z opowieściami babci, które umykają z każdym dniem. 

Dziwi mnie, że ta powieść nie wywołała większego echa, bo to majstersztyk na wielu poziomach. Pomijając wojnę w Jugosławii (wciąż trudno sobie wyobrazić, że była tak niedawno), wielu Polaków i Polek dzieli przecież doświadczenie emigracji z autorem.

Moja ocena: 5/6

Saša Stanišić, Herkunft, 365 str., Luchterhand 2019.

czwartek, 23 maja 2019

"Archipel" Inger-Maria Mahlke



To kolejna laureatka Deutscher Buchpreis, która obiektywnie patrząc, jest niezła, ale nie na tyle, by porwać czytelnika. Mahlke wpisała się ze swoją konstrukcją powieści w ostatnio chyba popularny trend opowiadania sagi rodzinnej fragmentami. Archipel to powieść o Teneryfie, jej historii ostatniego stulecia. Polityczne zawirowania a także sposób eksploatacji wyspy poznajemy na podstawie historii dwóch rodzin.

Na początku autorka przedstawia Anę i Felipe - on jest potomkiem bogatego rodu, ona pochodzi z rodziny, która podczas dyktatury straciła majątek. Mahlke dość szczegółowo opisuje ich życie - Ana związana jest z polityką, gdzie wplątuje się w problemy, Felipe wegetuje, szukając sensu życia, ich córka Rosa przerwała studia w Madrycie, wróciła na wyspę i prowadzi życie rozpieszczonego dziecka. Nie warto jednak zagłębiać się w te problemy, snuć domniemania o ich przyczynach, bo niebawem Mahlke przeniesie czytelnika wstecz, tym sposobem relatywizując wszystko, co o swoich bohaterach napisała. Każdy skok w czasie przedstawia mały wycinek z życia wielu postaci - niekoniecznie wycinek bardzo istotny, za to zawsze pełen detali. Czasami to tylko scena, impresja, moment. Czytając tę powieść, czytelnik automatycznie będzie próbował umieścić przedstawione sceny w czasie, wysnuć wnioski na temat ich wpływu na przyszłość bohaterów, domyślić się powiązań i przyczyn konkretnych zachowań. Będzie to jednak zadanie bardzo trudne, ponieważ autorka niewiele tłumaczy, zaledwie zaznacza, sugeruje, tak że w zasadzie do końca nie wiedziałam, jaki konkretnie wpływ na życie postaci miało dane wydarzenie.

Zamiast tego Mahlke zalewa mnogością detali - opisuje szczegółowo ulice, budynki, stroje, wygląd, potrawy. Detale zupełnie nieistotne. O ile opisy samej wyspy faktycznie są ciekawe i składają się w wielobarwny obraz Teneryfy, to pozostałe odwracają uwagę od faktycznej akcji.

Im bardziej akcja wybiega wstecz, tym więcej postaci zaludnia karty powieści. Strony ledwo co przeczytane stają się zaskakująco szybko nieistotne. W zasadzie po zakończeniu lektury należałoby przeczytać powieść jeszcze raz, ale od końca.

Lektury nie ułatwia styl autorki - liczne powtórzenia, zdania bardzo krótkie, urywane przeplatają się z frazami wielokrotnie złożonymi. Ja tej książki słuchałam, więc było mi jeszcze trudniej podążać za narracją, a wyobrażam sobie, że nawet tradycyjna lektura będzie wymagająca.

Moim zdaniem Archipel to książka dla fanów Teneryfy, idealnie czytana podczas urlopu na wyspie, gdy jest na nią czas i uwaga.

Moja ocena: 3,5/6

Inger-Maria Mahlke, Archipel, 423 str., czyt. Eva Gosciejewicz, Argon Verlag 2018.

niedziela, 17 marca 2019

"Widerfahrnis" Bodo Kirchhoff


Kontynuując poznawanie kolejnych laureatów Deutscher Buchpreis, sięgnęłam po tę powieść, która uhonorowana została tą nagrodą w 2016 roku. I kolejny raz przekonałam się, że mój gust jednak bardzo odbiega od gustu jury. Widerfahrnis to poprawna, momentami (ale tylko momentami) ciekawa powieść, ale zupełnie nie trafiła w moją percepcję. Kirchhoff opowiada bardzo niespiesznie, w zasadzie konstruuje swoją opowieść na oczach czytelnika, tak jakby się wahał, w którym kierunku ją poprowadzić. Poznajemy więc byłego wydawcę Reithera, który porzuciwszy swoje dotychczasowe życie we Frankfurcie, zamieszkuje na bawarskiej prowincji. Samotny, stroniący od kontaktów, konserwatywny, zapatrzony w siebie. I Palm - byłą modystkę, która porzuciła swoją pracownię kapeluszy w Berlinie i zamieszkuje na tej samej prowincji. To jej książka wpada w ręce Reithera, to jej zależy na jego opinii. To oni stają się bohaterami tej powieści, na której wydarzenia Reither spogląda okiem surowego redaktora, który wykreśliłby wszystkie ckliwe sceny i komentarze.

Ta nietypowa para spontanicznie wyrusza zimową nocą na południe, do Włoch. I tym ta powieść mogłaby zostać - wyprawą przypadkowych osób, które przechodzą kryzys wieku średniego. Pełną krótkich, urywanych rozmów, filozoficznych rozważań, wzajemnego poznawania się i ciszy. Ale niestety, Kirchhof zaczyna do tego garnka wrzucać zbyt wiele - poczynając od dziwnego spotkania z nastolatką, o której nikt nic nie wie. To być może uchodźczyni, albo złodziejka, albo naciągaczka, albo po prostu Włoszka, która chce się zabawić ich kosztem. Ta kuriozalna historia staje klinem między Palm a Reitherem i byłabym w stanie ją przełknąć, gdyby nie kolejne dziwaczne spotkanie. Skaleczoną dłoń Reithera zszywa fachowo uchodźca z Afryki, rybak, który jest pielęgniarzem-samoukiem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego autor nagle wepchnął do powieści uchodźców, dodam do powieści, która do samego końca zupełnie z tym tematem nie miała nic wspólnego. 

Główni bohaterowie pozostają anonimowi, zwracają się do siebie nazwiskami, skąpią szczegółów, zachowują się nieracjonalnie, tak że czytelnikowi trudno wysnuć jakiekolwiek wnioski na temat ich charakterów. I ciągle palą, jeden papieros od drugiego, cała powieść wydaje się być zasnuta dymem papierosowym. I mogłaby taka pozostać - tajemnicza, pełna niedopowiedzeń, napisana wyszukanym językiem, dziejąc się kiedyś i gdzieś. I tylko zaskoczenie sprowadziłoby narrację na ziemię. Poprzez wprowadzenie jednak wątków uchodźców, zakończenie blednie, traci na ważności. 

Widerfahrnis nie ujął mnie właściwie niczym. Denerwujący Reither nie ma szans na stanie się bohaterem, którego los przejmie czytelnika. To właściwie ramol, facet, który wszystko wie najlepiej, zatrzymał się mentalnie x lat temu i nie ma ochoty na jakikolwiek rozwój emocjonalny. Wszystko, co wydarzyło się w jego życiu było winą kogoś lub danej sytuacji. Reither opowiada tę historię z perspektywy czasu, ale nie widać tu żadnej refleksji czy chęci zmiany. Palm znika przy nim, a jej nieracjonalne zachowanie także nie zdobyło we mnie sympatii. 
Zachwycić mógłby język Kirchhoffa, który rezygnuje z wyszczególniania dialogów, skrupulatnie konstruuje piramidalnie długie zdania pełne przecinków i wyciąga z zakamarków Dudena przykurzone słowa, ale po jakimś czasie ta maniera zwyczajnie męczy. Tak jak redakcyjne, pełne dystansu komentarze Reithera. 

Moja ocena: 3/6 

Bodo Kirchhoff, Widerfahrnis, 224 str., Frankfurter Verlagsanstalt 2016.

wtorek, 23 października 2018

"Stolica" Robert Menasse


To kolejna laureatka Deutscher Buchpreis, która mnie zupełnie nie zachwyciła. Początkowo słuchałam tej powieści z zainteresowaniem, zachwycając się przede wszystkim sprawnością językową autora, ale po czasie zaczęła mnie męczyć mnogość charakterów oraz dłużyzny.

Akcja powieści rozgrywa się w Brukseli, w większości w instytucjach Unii Europejskiej. Nadszarpnięty image unii ma podreperować Fenia Xenopoulou, która wbrew swojej woli przesunięta została do wydziału kulturalnego. Urzędniczka stawia na wystawne świętowanie rocznicy powstania unii i zleca swoim pracownikom sporządzenie nowatorskiego konceptu. Martin Susmann wpada na pomysł, który jednak okaże się być bardzo kontrowersyjny i nie trafi w gust przedstawicieli poszczególnych państw. Jego pomysł oprze się na połączeniu Auschwitz ze współczesnością, i jedności z indywidualnością. Teorii zresztą w tej powieści jest wiele - mnogość bohaterów to mnogość opinii, a każda z nich opisane zostanie z należytą jej pieczołowitością. O ile początkowo z ciekawością czytałam o idei nowej stolicy Europy czy o gospodarczych problemach związanych z hodowlą świń, to po jakimś czasie miałam po prostu dość.

Oprócz unijnych urzędników, Menasse wprowadza całą gamę różnorakich postaci. Austriackiego potentata w hodowli świń, ostatniego żyjącego świadka holocaustu, który uciekł z transportu do obozu, komisarza, który prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa w jednym z hoteli, od którego zostanie nagle, bez wyjaśnień odsunięty, austriackiego emerytowanego profesora ekonomii, który bierze udział w spotkaniach europejskiego think tanku oraz polskiego byłego zakonnika, który jest płatnym mordercą. I świnię. Prawdziwą świnię, która pojawia się w różnych zakątkach Brukseli, powodując chaos. Pewnie zastanawiacie się teraz, jak te wszystkie wątki się łączą - w pewien sposób autor je ze sobą powiązuje, ale swobodnie mógł zrezygnować z niektórych z nich.

Dla polskiego czytelnika ciekawe będą nawiązania do polski - Mateusz, wyżej wymieniony mnich, wraca do Polski, Martin Susmann jedzie na obchody uwolnienia obozu do Auschwitz. Menasse bardzo chętnie wstawia zdania w ojczystych językach swoich bohaterów, aczkolwiek w przypadku polskiego coś mu zdecydowanie nie wyszło albo zawiodła redakcja.

Dzięki tej powieści poznałam trochę bliżej pracę w Komisji Europejskiej, życie urzędników i wewnętrzne przepychanki - i to w sumie jedyna pozytywna strona mojej lektury. No może jeszcze lektor, który bardzo dobrze przeczytał tę powieść, a do tego bardzo starał się o poprawną wymowę obcych nazwisk. Sama akcja z pewnością bardzo szybko odejdzie w zapomnienie, choć o akcji trudno tutaj nawet mówić. Powinnam raczej powiedzieć, zaprezentowane przez autora w wypowiedziach poszczególnych bohaterów idee europejskie już odeszły w zapomnienie. Nie minął tydzień od lektury, a ja nie jestem w stanie dokładnie przytoczyć ich istoty.

Moja ocena: 3/6

Robert Menasse, Die Hauptstadt, 459 str., czyt. Christian Berkel, der Hörverlag 2017.

niedziela, 7 października 2018

Deutscher Buchpreis czyli o niemieckiej Nike

Oczekiwaniu na ogłoszenie laureata Deutscher Buchpreis towarzyszą mi zawsze podobne emocje, jak w przypadku Nagrody Nobla czy Nike. Uwielbiam nagrody, zestawienia, statystyki i choć nie zawsze są one gwarancją dobrej lektury, to traktuję je jako swoisty drogowskaz literacki. Oczekując na tegoroczną książkę-laureatkę chciałam wam przedstawić dotychczasowych zwycięzców, którzy doczekali się tłumaczenia na język polski i zachęcić was do sięgnięcia po którąś z tych powieści. Każda z nich jest tego warta, choć z tych przetłumaczonych czytałam dotychczas tylko cztery. 

    

Najstarszą lauretką Deutscher Buchpreis, z 2005 roku, przetłumaczoną na język polski przez Karoline Niedenthal, jest "U nas wszystko dobrze" Arno Geigera. Pisałam o niej tutaj. Proszę nie kierujcie się koszmarną okładką, bo ta powieść może zainteresować! Jest mocno osadzona w austriackiej rzeczywistości i choć mnie nie zachwyciła, to jednak ukazuje spory fragment historii i przemian w tym państwie, co dla mnie zawsze jest dużym atutem.


W 2007 roku laureatką została "Południca" Julii Franck, którą od lat mam na kindle i dotąd niestety nie przeczytałam. Powieść przełożył Krzysztof Jachimczak. Tej jesieni/zimy postanowiłam przeczytać wszystkie nagrodzone książki, więc tekstu o "Południcy" spodziewajcie się niebawem.


W 2010 nagrodzono powieść mieszkającej w Szwajcarii emigrantki z Bałkanów. To chyba moja ulubiona laureatka, przede wszystkim ze względu na bardzo interesującą mnie problematykię emigracji i integracji. "Gołębie wzlatują" wydało u nas Wydawnictwo Czarne, a przetłumaczyła Elżbieta Kalinowska. Moją recenzję, napisaną swego czasu dla magazynu Archipelag, znajdziecie tu.


Bardzo podobała mi się także laureatka z 2011 roku, powieść Eugena Ruge "W czasach, gdy ubywało światła", przetłumaczona przez Ryszarda Wojnakowskiego, a wydana przez Czarną Owcę. To szeroko zakrojona powieść, obrazująca upadek NRD na przykładzie losów jednej rodziny. Także tę książkę recenzowałam dla magazynu Archipelag, mój tekst można przeczytać tutaj


Ostatnia, dość świeża lauretka, bo z 2014 roku to "Kruso" Lutza Seilera, którą przetłumaczyła Dorota Stroińska, a opublikowało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jestem świeżo po lekturze tej powieści i jest to książka, która najmniej mi się podobała. Pisałam o niej zaledwie kilka dni temu, tutaj.

Cieszę się, że choć pięć laureatów zostało przetłumaczonych na język polski i mam nadzieję, że sięgnięcie choć po jedną z tych powieści. Mam wrażenie, że w Polsce mało się czyta i mało się wydaje współczesnej literatury niemieckiej, która ma naprawdę wiele do zaoferowania. Sama żałuję, że czytam jej stosunkowo mało, wciąż koncentruję się na polskich wydawnictwach, poza tym czytelniczo wybiegam także do krajów bardzo egzotycznych, a dla Niemiec zawsze brakuje mi czasu.

sobota, 6 października 2018

"Kruso" Lutz Seiler


Wrzesień miesiącem nudnej książki - bo i laureatka Deutscher Buchpreis z 2014 roku i nominowana do Nagrody Angelusa powieść Kruso zupełnie mnie nie zachwyciła.

Edgar Bendler - student literatury z Halle porzuca swoje dotychczasowe życie i wyjeżdża. Udaje się na malutką wyspę Hiddensee - miejsce, które w NRD miało kultowy status. Było azylem dla myślących inaczej, krytykujących system, wyrzutków społecznych i tych, którzy przed kimś lub czymś uciekali. Edgar dociera na wyspę latem 1989 roku i znajduje zatrudnienie w jednej z restauracji jako pomywacz. Stopniowo poznaje panującą na wyspie hierarchię, zwyczaje, społeczność uciekinierów, a także tereny wojskowe. Ludzie, żyjący na Hiddensee tworzą swoistą komunę, której niepisanym przywódcą jest Kruso. Alexander Krusowitsch. Zbieżność przezwiska z Robinsonem Cruzoe nie jest przypadkowa. 

Edgar stopniowo pracuje na swoją pozycję na wyspie, a gdy zostaje przyjacielem Kruso od razu podskakuje w hierarchii. Obu mężczyzn połączą wiersze Georga Trakla i pewien detal z przeszłości. Oboje przeżyli stratę, z którą nigdy się nie pogodzili. Odosobnienie na wyspie ma swoje zalety i wady - okazuje się, że wielu z uciekinierów traktuje Hiddensse jako możliwość ucieczki do Danii. Wpław. Ucieczki, która nie zawsze się udaje. 

To powieść o wolności, a raczej o poczuciu wolności. Hiddensee je daje, ale nie na zawsze. Wewnętrzna emigracja nie jest rozwiązaniem na całe życie. Każdy z nowych mieszkańców na swój własny sposób szuka możliwości ucieczki. Seiler wyśmienicie włada piórem - jego język, styl może tylko zachwycić, a atmosfera na wyspie jest wręcz namacalna. Choćby dzięki temu, powinna to być powieść, która mnie zainteresuje. Niestety, rozmowy, wydarzenia na wyspie zupełnie do mnie nie przemawiały. Nie mój świat, nie moja percepcja. Nie byłam w stanie wskrzesać w sobie sympatii do choćby jednej postaci w tej powieści. Gdybym jej nie słuchała, podejrzewam, że nie skończyłabym lektury. W zasadzie jedynym ciekawym fragmentem jest zakończenie, które przenosi czytelnika do współczesności.

Moja ocena: 2/6

Lutz Seiler, Kruso, 484 str., czyt. Franz Dinda, Hörbuch Hamburg 2004. 

czwartek, 25 czerwca 2015

"Landgericht" Ursula Krechel


Bardzo długo czytałam tę bardzo wymagającą powieść Ursuli Krechel. Muszę przyznać, że sięgnęłam po nią tylko dlatego, że została uhonorowana w 2012 roku Deutscher Buchpreis. Nie zainteresowałam się wcześniej jej treścią i bardzo byłam zaskoczona, że traktuje o sytuacji społecznej w powojennych Niemczech. Główny bohater to sędzia żydowskiego pochodzenia, doktor Richard Kornitzer, który powraca do Niemiec z Kuby. Na tej wyspie spędził lata wojenne, podczas gdy jego aryjska żona pozostała w Berlinie, a małe dzieci wyjechały do Anglii. Krechel bardzo oszczędnie przedstawia czytelnikowi fakty z życia rodziny Kornitzerów. Stopniowo dowiadujemy się jak doszło do emigracji Richarda, dlaczego dzieci zostały wysłane do Anglii, jakie były ich losy i dlaczego nadal nie są z rodzicami oraz wreszcie dlaczego jego żona Claire mieszka nad Jeziorem Bodeńskim. 

Autorka przede wszystkim jednak opisuje sytuację w powojennych Niemczech - okupację państw zwycięskich, odbudowę kompletnie zrujnowanych miast, denazyfikację i rekompensatę dla osób, które ucierpiały w skutek rządów Hitlera. To bardzo szeroka tematyka i odniosłam wrażenie, że Kornitzer i losy jego rodziny stanowią jedynie przykład do przestawienia rozwoju państwowości współczesnych Niemiec. Ówczesna sytuacja była bardzo skomplikowana - powracający z emigracji Żydzi konfrontowani byli z byłymi zwolennikami nazizmu, którzy nadal piastowali stanowiska publiczne, a ich denazyfikacja obejmowała jedynie obniżenie pensji lub degradację. Kornitzer rozpoczyna walkę o rekompensatę poniesionych strat i mimo że dostaje propozycję stanowiska w sądzie okręgowym w Moguncji, a później awansuje, wciąż nie jest usatysfakcjonowany. Stopniowo walka o odzyskanie utraconych dóbr materialnych przysłania mu cały sens życia, wpędza w chorobę i zamienia się w obsesję. Kornitzer całe godziny poświęca na sporządzanie pism, cierpi na zaburzenia psychiczne, leczy się w sanatoriach, aż w końcu rezygnuje z pracy. Nawet walka o odzyskanie zainteresowania i miłości dzieci spada na drugi plan, nie mówiąc już o trosce o żonę. Każda z tych postaci w jakiś sposób przegrała, każda boryka się z traumą wojenną i balansuje na krawędzi depresji. Nic nie jest takie, jak wcześniej, trudno zapomnieć o przegranych szansach, o zmarnowanych latach, trudno ponownie odnaleźć sobie miejsce w społeczeństwie, które wcześniej się niechcianego obywatela wyparło.

Trudna, wymagająca książka, która równocześnie pozwoliła mi poznać ten mało mi znany rozdział niemieckiej historii. Krechel zaskoczyła mnie dojrzałym, wyważonym językiem, dogłębnymi obserwacjami, drobiazgowymi badaniami historycznymi i rozmachem swojej książki.

Moja ocena: 5/6

Ursula Krechel, Landgericht, 496 str., Jung und Jung Verlag 2012.

czwartek, 17 października 2013

"Du stirbst nicht" Kathrin Schmidt



Co to za świat? O czym rozmawiają ludzie? Co się stało? Czemu tak trudno otworzyć oczy, czemu nic nie da się powiedzieć? Helene Wesendahl wybudza się ze śpiączki. Nic nie rozumie, nie wie, co się stało. Bardzo powoli składa fragmenty w całość. Najpierw bada otoczenie - jeszcze zupełnie nieruchoma, nierozumiejąca gdzie jest. Rozpoznaje ludzi, dochodzi do wniosku, że jest w szpitalu, próbuje sobie przypomnieć jak się nazywa i kim jest. Potrzebuje dni, by składać swój świat, by poznać na nowo swoje imię i nazwisko, by rozpoznać swoje dzieci i męża. Podczas gdy Helene głowi się nad przyczynami jej pobytu w klinice, rodzina odwiedza i opiekuje się nią, nawet nie przypuszczając jakie myśli zaprzątają głowę matki.
Czterdziestoczteroletnia Helene znajduje się na oddziale intensywnej terapii po tym jak w jej głowie pękł tętniak, prawa strona jej ciała jest sparaliżowana, cierpi na afazję. 
To nie jest jednak opowieść o powrocie do zdrowia i leczeniu, to obraz świata, jaki widzi osoba po udarze mózgu. Jej dziecięce wręcz poznawanie wszystkiego od nowa, skrupulatne składanie ułamków w jedną całość, a przede wszystkim odnajdywanie wspomnień.
Helene stopniowo odkrywa swoją przeszłość - jej dzieciństwo i studia w byłym NRD, kolejne porody, pracę, poznanie męża, wzloty i upadki w ich związku, romans z transseksualną Violą. Wspominając, kobieta ciągle zastanawia się co myśli jej mąż, z którym przed chorobą niemal się rozstała. Czy przestał ją kochać, czy tylko ze względu na chorobę z nią został, czy jego troska wynika ze szczerego uczucia? 
Rekonstrukcja własnych uczuć zajmuje jej wiele tygodni.
Najtrudniejsza jest dla Helene jednak afazja - brak słów, problemy z wypowiedzeniem się dotykają ją tym bardziej, że była pisarką.  
Jej dni to balansowanie między snem, a rozmyślaniem, to walka o samodzielność i funkcjonowanie w normalności szpitalnej.

Schmidt zaskakuje językiem, który potrafi opisać wszystko. Autorka bawi się słowami, układa z nich łańcuch określeń, stara się jak najprecyzyjniej oddać rzeczywistość. Zachwycająca jest jej sprawność na tym polu. Właśnie język i pomysł na powieść są jej najmocniejszymi stronami. Zmagania Helen z rzeczywistością ciekawiły mnie najbardziej, jej wspomnienia i rozważania zwłaszcza o związku z Violą najmniej mnie interesowały, a wręcz dłużyły.
Co ciekawe, mimo że powieść dość mocno osadzona jest w realiach wschodnioniemieckich, nie ma pretensji do dołączenia do całej gamy książek rozrachunkowych. NRD jest tłem, służy jedynie opisaniu życia Helene.

Ciekawa, warta lektury powieść, która nie bez przyczyny uhonorowana została w 2009 roku Deutscher Buchpreis.

Moja ocena: 4/6

Kathrin Schmidt, Du stirbst nicht, czytała Eva Mattes, 352 str., Audiobuch 2010.

wtorek, 8 października 2013

Deutscher Buchpreis 2013



Z lekkim poślizgiem ale jednak tradycyjnie poczuwam się do obowiązku napisania, że laureatką tegorocznej najbardziej prestiżowej nagrody literackiej została Terézia Mora ze swoją książką Das Ungeheuer (Potwór).


Jak wiecie, po nowości sięgam rzadko więc niestety powieści Mory nie znam ale jestem jej bardzo, bardzo ciekawa i nie wykluczam, że sięgnę po nią w najbliższym czasie. Autorka opowiada historię małżeństwa Dariusa i Flory, która jest chora na depresję. Choroba doprowadza ją do samobójstwa. Po jej śmierci Darius, czytając pamiętnik żony, poznaje wszystkie aspekty jej choroby oraz podąża przez liczne kraje Europy Wschodniej, szukając najdogodniejszego miejsca na pogrzebanie jej prochów. 

Urodzona w 1971 na Węgrzech Mora, wychowała się w rodzinie dwujęzycznej. W 1990 roku wyjechała do Berlina, gdzie na Uniwersytecie Humboldta studiowała teatrologię i hungarystykę. Od tego czasu mieszka w Niemczech, gdzie pracuje jako tłumaczka i pisarka.

A teraz z ogromną niecierpliwością czekam na ogłoszenie laureata nagrody Nobla.

poniedziałek, 8 października 2012

Deutscher Buchpreis 2012



Nagrodę przyznano dziś Ursuli Krechel za powieść Landgericht.

Przypomnę, że autorka przedstawia w niej Niemcy powojenne, kształtowanie się republiki i nowego społeczeństwa oraz dzieje powracającego z emigracji sędziego Richarda Kornitzera.
Spodziewałam się, że książka Krechel ma spore szanse na wygraną. Jury Deutscher Buchpreis wydaje się mieć upodobanie w powieściach przekrojowych, ukazujących niemiecką historię, myślę tu zarówno o uhonorowanym w 2008 roku Der Turm jak i  o zwycięzcy z roku 2011 - In Zeiten des abnehmenden Lichts
Mam nadzieję wkrótce przeczytać Landgericht i podzielić się z wami moimi wrażeniami.

sobota, 29 września 2012

Deutscher Buchpreis 2012

Targi Książki we Frankfurcie ju ż niebawem, więc spieszę zapoznać z was z finałową szóstką do najbardziej prestiżowej niemieckiej nagrody Deutscher Buchpreis.



Ernest Augustin Robinsons blaues Haus

Bohater tej powieści to Robinson dzisiejszych czasów - już jako dziecko ucieka i się ukrywa. Bezimienny, poszukujący wolnej przestrzeni, balansujący między budowaniem domów, a ukrywaniem się. Cudowna okładka!



Wolfgang Herrndorf Sand

Akcja powieści rozgrywa się we wrześniu 1972 roku, trwa Olimpiada w Monachium, podczas której w zamachu zginęli sportowcy z Izraela. Równocześnie zamordowanych zostaje czterech członków komuny hipisowskiej w Afryce. Rozpoczyna się absurdalne śledztwo pełne przypadków i nieporozumień.



Ursula Krechel Landgericht

Wczesne lata powojenne, sędzia Richard Kornitzer wraca z emigracji na Kubie i próbuje odbudować swoją egzystencję w Niemczech. Autorka łączy elementy fikcyjne z realistycznymi tworząc obraz powojennych Niemiec.



Clemens J. Setz Indigo

Internat dla dzieci cierpiących na niezwykłą chorobę - syndrom indygo. Każdy, kto zbliży się do takiego dziecka zaczyna odczuwać ostry ból głowy i mdłości. Nauczyciel matematyki Clemens Setz trafia na trop dziwnych wydarzeń - od czasu do czasu dzieci wywożone są w nieznanym kierunku. Setz zaczyna interesować się bliżej tą sprawą i zostaje zwolniony. Piętnaście lat później prasa donosi o procesie karnym, w którym głównym podejrzanym jest były nauczyciel matematyki. 



Stephan Thome Fliehkräfte

Hartmut Heinbach, prawie sześćdziesięciolatek prowadzi udane życie: jest profesorem filozofii, kocha swoją żonę, osiągnął w życiu wszystko, czego pragnął. Mimo to nie jest szczęśliwy: żona przeprowadziła się do Berlina, córka dystansuje się od rodziców, a reformy na uniwersytecie odbierają mu chęć do pracy. Gdy otrzymuje ofertę zmiany pracy, ma szansę całkowicie zmienić swoje życie.



Ulf Erdmann Ziegler Nichts Weißes

Marleen pochodzi z rodziny ilustratorów i kontynuuje pasje rodziców, jej marzeniem jest zaprojektowanie czcionki idealnej. Dzięki uporowi, ambicji i pracy odniosi same sukcesy: na studiach, a później w pracy w branży reklamowej. Powoli jednak zaczyna tracić sprzed oczu swój cel.


Zainteresowała was któraś z książek? Jak myślicie która pozycja ma szansę zdobyć wyróżnienie? Mnie najbardziej wpadła w oko powieść Indigo - intrygująca! Na pewno postaram się ją przeczytać, a teraz z niecierpliwością czekam na 8 października i ogłoszenie laureata.

piątek, 21 października 2011

Deutscher Buchpreis 2011


10 października w trakcie Targów Książki we Frankfurcie ogłoszono tegorocznego laureata Deutscher Buchpreis. Tutaj pisałam o książkach, które znalazły się w ścisłej czołówce - spośród nich wybrano powieść Eugena Ruge "In Zeiten des abnehmenden Lichts". Wybór jury prawdopodbnie trafił w mój gust, chętnie przeczytam nagrodzoną książkę. Z opisu wydawnictwa sądzę, że powieść Runge w jakiś sposób może przypominać recenzowaną przeze mnie dla Archipelagu również nagrodzoną Deutscher Buchpreis powieść Uwe Tellkampa "Der Turm". 

czwartek, 15 września 2011

Deutscher Buchpreis 2011 - finaliści

Wczoraj opublikowano listę z sześcioma finalistami tegorocznej Deutscher Buchpreis. Nagroda zostanie wręczona 10 października podczas Targów Książki we Frankfurcie.
Pośród finalistów znalazły się następujące pozycje:

  







"Gegen die Welt" Jan Brandt - akcja powieści rozgrywa się w małej wschodniofryzyjskiej wiosce. Życie w niej toczy się spokojnym rytmem aż do narodzin Daniela Kupera. Nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy, za które mieszkańcy wioski winią Daniela. Kuper rozpoczyna walkę z mieszkańcami. Brandt szkicuje obraz zachodnioniemieckiej prowincji po upadku muru berlińskiego.


"Wunsiedel" Michael Buselmeier - książka określana jako powieść teatralna. Moritz Schoppe organizował latem 1964 roku festiwal w małej miejscowości Wunsiedel, położonej we Frankonii. Niestety festiwal zakończył się fiaskiem. 44 lata później Schoppe wraca do Wunsiedel i wyrusza w podróż w przeszłość - szuka oznak dawnego festiwalu, odwiedza cmentarze i wędruje po okolicy. 

"Das Mädchen" Angelika Klüssendorf - główną bohaterką jest dorastająca w trudnych warunkach dziewczynka - ojciec pije, mama tyranizuje dzieci, w szkole nie ma przyjaciół, a z bratem dobrego kontaktu. Mimo tego, dziewczynka wciąż od nowa znajduje siłę, by walczyć o swoje życie. Nawet gdy ląduje w poprawczaku, odnajduje dobre strony swojego losu. To powieść o sile charakteru i woli życia.


"Blumeberg" Sibylle Lewitscharoff - w pokoju uznanego filozofa Blumenberga nagle pojawia się lew. Zwierzę nie znika, co gorsza pojawia się także podczas wykładu. Filozof zachowuje zimną krew, a pojawienie się dzikiego zwierzęcia ma niespodziewany wpływ nie tylko na jego życie, ale także na losy kilku studentów. 

"In Zeiten des abnehmenden Lichts" Eugen Ruge - to wielka powieść rodzinna, obejmująca losy trzech pokoleń. Dziadkowie, zwolennicy komunizmu, wracają z emigracji do Meksyku, by pomóc w budowaniu NRD. Syn emigruje do Moskwy, skąd trafia na Syberię. Tam poznaje swoją żonę, z którą, podobnie jak rodzice, wraca do NRD. Wnuk odczuwa ciasnotę polityczną kraju, który wybrali rodzice i dziadkowie, i w dniu dziewięćdziesiątych urodzin dziadka wyjeżdża do Niemiec Zachodnich.

"Die Schmerzmacherin" Marlene Streeruwitz - Amy pracuje w prywatnej firmie ochroniarskiej, ale podejrzewa, że zamieszana jest ona w korupcję i brutalne kombinacje. Gdy postanawia wypowiedzieć pracę, zostaje wplątana w sidła organizacji. Amy jest zagubiona, nie rozróżnia rzeczywistości od fikcji, poszukuje istoty własnego ja.

Nie znam żadnej z tych powieści, ale zainteresowała mnie najbardziej powieść Angeliki Klüssendorf i Jana Brandta. Ciekawa jestem czy właśnie któraś z nich otrzyma nagrodę?



piątek, 8 października 2010

Deutscher Buchpreis 2010

W tym roku bardzo się zagapiłam! Już 4 października ogłoszono laureata najbardziej prestiżowej niemieckiej nagrody literackiej - Deutscher Buchpreis. Otrzymała ją Melinda Nadj Abonji - Szwajcarka węgierskiego pochodzenia urodzona w byłej Jugosławii. Uhonorowano jej powieść "Tauben fliegen auf" (Gołębie wzlatują). Laureatka opisuje dzieje węgierskiej rodziny z serbskiej Wojwodiny, która emigruje do Szwajcarii, gdzie otwiera kawiarnię. Mimo że rodzina zadomowiła się w nowej ojczyźnie, żyje między kulturami. Coroczne wyprawy do Wojwodiny pomagają w utrzymaniu bliskiej więzi z dawną ojczyzną. Powieść Nadj Abonji opowiada o różnicach kulturowych, o wspólnej Europie, w której jednak ciągle widać wiele podziałów i trudno wyplenić animozje.
Muszę przyznać, że zarówno pochodzenie autorki, jak i opis powieści brzmią bardzo zachęcająco. Będę starała się tę książkę jak najprędzej przeczytać.

poniedziałek, 8 marca 2010

"U nas wszystko dobrze" Arno Geiger


Philipp dziedziczy wielki dom po dziadkach. Raźnie przystępuje do porządków i remontu - zupełnie nie interesują go rodzinne pamiątki - fotografie, listy, jakieś karteluszki i fotografie. Wszystko ląduje w metalowym kontenerze. Tak jak usuwa zanieczyszczenia gołębi z poddasza, tak niszczy historię swojej rodziny. A jaka to historia? Geiger ukazuje migawki z życia trzech pokoleń, sceny z życia, impresjonistyczne wręcz obrazy. Przemieszczamy się między rokiem 1938 a 2001. Najstarsze pokolenie to Richard - minister i Alma, która porzuciła pracę, by prowadzić dom i pszczelarnię. Spotykamy ich jeszcze dwa razy - jako rodziców nastoletniej córki oraz jako schorowanych staruszków. Drugie pokolenie to ich dzieci - Ingrid i Otto, który zginął na wojnie. Ingrid natomiast wbrew woli rodziców poślubia Petera - wiecznego studenta i w oczach Richarda nieudacznika. W latach siedemdziesiątych trafiamy na Ingrid i Petera, borykających się z własnym życiem, rodziców dwójki dzieci: Sissi i Philippa. Sceny z życia owej rodziny wydają się być pretekstem do ukazania historii Austrii oraz zmian społecznych.

Książka otrzymała w 2005 roku niemiecką nagrodę - Deutscher Buchpreis - i wywołała wśród krytyków skrajne opinie. Mnie daleko jest do zachwytów. Mam wrażenie, że Geiger próbował stworzyć dzieło monumentalne na mierę Budenbrooków. Po części mu się to udało - całkiem zgrabnie przeplata losy rodzinne i państwowe, snuje paralele i obserwuje rozwój społeczny. Bardzo podoba mi się jego sposób postrzegania świata - sposób w jaki opisuje sceny rodzinne. Dokładny aż do bólu, zwrazca uwagę na każdy szczegół, bardzo plastycznie oddaje nastrój chwili. Jedną z najlepszych scen jest opis śmierci Ingrid - autentycznie czułam ciarki na plecach.
Ale gdy spojrzę na całość, to niestety muszę przyznać, że się rozczarowałam i momentami wręcz wynudziłam.
Znowu jednak muszę stwierdzić, że przekonana jestem, iż na mój odbiór powieści kolosalny wpływ miał fakt, że poznawałam ją w formie audiobooka. Tekst czyta sam autor, a czyni to po prostu strasznie. I nie chodzi mi tu o akcent wiedeński, do którego można się szybko przyzwyczaić i który sam w sobie jest bardzo szarmancki ale o zupełny brak modulacji głosu. Geiger monotonnie czyta, nie podkreśla pytań, nie moduluje głosu - no katastrofa! Mam nauczkę, żeby przesłuchać fragment zanim kupię kolejnego audiobooka.

Moja ocena: 3,5/6

Arno Geiger, Es geht uns gut, czytał autor, dtv.