Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łosoś. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łosoś. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 czerwca 2015

Łosoś teriyaki ze szparagami


Jest kilka takich składników, które zajmują ważne miejsce w moich kulinarnych poczynaniach. Jednym z nich jest sos sojowy. Uważam go za genialną przyprawę i często po prostu zastępuje mi sól. Ale sos sojowy to dopiero początek, bo od niego (a w zasadzie na jego bazie) wywodzą się inne, równie świetne sosy, a wśród nich chyba mój ulubiony – teriyaki.
Po raz pierwszy zetknęłam się z nim już jakiś dłuższy czas temu w restauracji sushi. Od tamtej pory często gości w moim domu i dbam o to, by choćby najmniejsza buteleczka zawsze znajdowała się w lodówce. Co prawda sos teriyaki podobno w bardzo łatwy sposób można wykonać samemu w domowych warunkach. Wystarczy połączyć sos sojowy z mirin (lub sake) i miodem (lub cukrem trzcinowym) i podgotować, by płyn się zredukował i nieco zgęstniał. Uczciwie przyznaję, sama na produkcję się jeszcze nie porwałam i idąc na skróty – kupuję gotowy


wtorek, 7 kwietnia 2015

Łosoś w 4M (miso, mirin, mango, marchewka)


Świąteczne, rodzinne ucztowanie jest cudowne. Ale cieszę się, że święta nie trwają dłużej, bo z każdym dniem coraz trudniej byłoby mi usiedzieć przy stole. :) Nosi mnie. Och! jak bardzo mnie nosi! Zwłaszcza teraz, gdy wiosna wdziera się do codzienności.
Z radością myślę o każdej chwili, którą spędzę poza domem. Tęsknię już bardzo za długimi spacerami, za rowerową przejażdżką, za zielonym targiem i ciepłymi promieniami.
Miła jest mi myśl, że to wszystko już, już na wyciągnięcie ręki. :)


sobota, 10 września 2011

Gdy fasolka z łososiem w jednej wylądują misce...


Przytargałam do domu fasolkę szparagową. I choć to już ostatnie dni lata, to jeszcze całkiem niemało jej na straganach. Najbardziej lubię jeść ją klasycznie, mam ochotę powiedzieć, że „po polsku” - z dodatkiem świeżego masła lub jeszcze bardziej z okrasą z bułki tartej. Mmmm... Tak podawała fasolkę babcia, podawała mama i ja podaję dokładnie tak samo. W tej postaci potrafię zjeść naprawdę nieprzyzwoicie dużo... :)
Ale fasolka jest bardzo wdzięcznym warzywem i gdzie by ją nie wrzucić, z czym nie wymieszać – będzie dobrze. :)


Tym razem zainspirował mnie przepis w Delicious Magazine. Trochę go uprościłam, odejmując kilka składników i przystosowując tym samym do własnego gustu.
To proste danie, ale dzięki łososiowi dość syte. Osobiście bardzo mi smakowało. Rafałowi również. Dzieci jednak nie dały się namówić na spróbowanie. :D


Dziki ryż z łososiem, fasolką szparagową i dressingiem z wasabi
inspirowane przepisem w Delicious Magazine

1 saszetka (100g) mieszanki ryżu dzikiego i parabolicznego
duża garść (ok. 200g) fasolki szparagowej
kawałek fileta z łososia (bez skóry)
sok z 2 cytryn
ok. ½ łyżeczki pasty wasabi (lub do smaku)
garść świeżych liści mięty
sól, pieprz do smaku

Łososia umyć, osuszyć, posolić i skropić sokiem z 1 cytryny. Pozostawić na ok. 30 min.
Dziki ryż ugotować na sypko.
Fasolkę szparagową umyć, pokroić na kawałki ok. 2-3cm długości. Wrzucić do garnka z osolonym wrzątkiem i gotować bez przykrycia krótko (ok. 4-5 min.). Fasolka powinna być lekko twarda i wciąż zielona. Odcedzić z wrzątku i przepłukać zimną wodą. Pozostawić na sicie do ocieknięcia.
Łososia dowolnie: ugotować na parze, lub upiec w piekarniku lub zgrillować. Podzielić na małe kawałki.
Przygotować dressing: sok z cytryny wymieszać z pastą wasabi i pieprzem.
W naczyniu wymieszać razem ryż, fasolkę i kawałki łososia. Posypać listkami mięty i polać dressingiem.
Podawać na zimno.
Smacznego!

wtorek, 30 sierpnia 2011

Łosoś z kutra i kilka słów o oliwnej przesyłce


Wspominałam w ostatnim wpisie, że w ramach weekendowego odpoczynku udam się na dłuuugi spacer, by przegonić różne takie pracowe stresy. I pewnie właśnie tak by się skończyło, gdyby nie fakt, że pogoda cudownie dopisała i spontanicznie wyjechaliśmy za miasto. Wcale nie daleko. Nad Wisłę, blisko ujścia rzeki do morza. W sympatycznych okolicznościach przyrody rodzinnie rozłożyliśmy się z grillem, a gromadka dzieci chlapała się w dmuchanym baseniku (notabene, woda w Wiśle ma tak paskudny, bury kolor, że strach stopę weń włożyć; dzieci dostąpiły zatem zaszczytu pluskania się w wodzie mineralnej :D).
Skutkiem poniekąd ubocznym naszego nadwiślańskiego wypadu stal się zakup świeżutkiej ryby. Świeższej już się nie da, bo prosto z łodzi, którą rybacy właśnie co wracali z połowu. Ledwo dobili do brzegu, a męska część naszego grona już wybierała co piękniejszą sztukę łososia bałtyckiego. 4-kilogramowy okaz przyjechał z nami do domu. Mnóstwo pysznego rybiego mięsa! Ale uczta!


Zbaczając na chwilę z tematu rybnego...
Jakiś czas temu otrzymałam bardzo sympatyczną przesyłkę od Monini. Spodziewałam się w niej oliwy z oliwek – sztandarowego (jak sądziłam) produktu firmy. Tymczasem spotkała mnie niespodzianka, bo oprócz znanych mi już oliw extra vergine (klasycznej i smakowej), z kartonu wyjęłam ocet balsamiczny, olej ryżowy i... coś jeszcze...
Z wszystkich produktów chętnie korzystam w kuchni i nie boję się ich polecić. Olej ryżowy używałam po raz pierwszy i od razu go polubiłam za jego subtelny smak. Dodatkowy atut: nadaje się zarówno do spożycia na zimno, jak i do smażenia czy pieczenia. Zwłaszcza to ostatnie wykorzystuję nader chętnie.
W kwestii wspomnianego wyżej „czegoś”, powiem tylko tyle, że moje dłonie pokochały go od pierwszego razu. :) Mówię o największej niespodziance, jaką sprawiła mi Monini – krem z wyciągiem oliwy z oliwek. Jest wspaniały!




Wracając z powrotem do łososia. Kawałek po prostu upiekłam. Porcje ryby skropione olejem ryżowym, doprawione tymiankiem - zawinęłam wraz z pomidorami i cukinią w papier do pieczenia. Pomidory puściły podczas pieczenia sporo soku, dzięki czemu ryba wyszła bardzo aromatyczna i soczysta. Pyszny obiad mieliśmy! Co by nie powiedzieć - świeża ryba „od rybaka” smakuje o niebo lepiej, niż ta sklepowa o niewiadomym czasie „leżakowania” w lodówce...
Pozostała część łososia została potraktowana grubą warstwą morskiej soli. Za 2-3 dni opłuczę ją, a skruszone mięso pokroję w cieniutkie plasterki i zaleję olejem (zapewne właśnie ryżowym, nadaje się do tego idealnie). To przysmak mojego męża. Ja osobiście jednak wolę rybę nieco mniej surową. :)



Łosoś w papilotach z pomidorami i cukinią
(2 porcje)

2 porcje łososia (mogą być dzwonki lub tuszki)
1 średnia cukinia lub 2 małe
1-2 pomidory żółte (u mnie odmiana lima)
1-2 pomidory czerwone (u mnie odmiana lima)
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. 2 łyżeczki delikatnego w smaku oleju roślinnego do pieczenia (użyłam olej ryżowy Monini)
sól gruboziarnista (u mnie Maldon)
pieprz
opcjonalnie 1- 2 łyżeczki oliwy z oliwek (użyłam oliwę extra vergine „garlic &chili” Monini)
1 cytryna

Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C (grzałki góra - dół). Przygotować 2 duże arkusze papieru do pieczenia.
Łososia umyć, osuszyć i delikatnie posolić. Warzywa umyć i osuszyć. Pomidory pokroić w ćwiartki (wyciąć stwardniałe fragmenty gniazda nasiennego). Cukinię pokroić w plasterki.
Na środek każdego arkusza układać warstwami: plasterki cukinii – porcję łososia – plasterki cukinii – ćwiartki kolorowych pomidorów. Z wierzchu ponownie delikatnie posolić, popieprzyć, ułożyć gałązki tymianku i skropić olejem roślinnym, nadającym się do pieczenia. Boki papieru poskładać do środka, w taki sposób, by powstały zamknięte paczuszki (papiloty).
Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 min. Po tym czasie można papiloty otworzyć i przez kolejnych ok. 5 min. podpiekać (na ten czas włączyłam funkcję górnego opiekacza).
Wyjąć z piekarnika. Bezpośrednio przed podaniem skropić oliwą extra virgine i sokiem z cytryny.
Smacznego!

środa, 15 czerwca 2011

Tarta z łososiem, szparagami i koperkiem


Liczę dni. Ściślej mówiąc: odliczam. Dlaczego tak się niemiłosiernie wloką???
Odpowiadam więc sama sobie: szalona! co za bzdury, wcale się nie wloką! Przeciwnie, lecą jak szalone, nawet szybciej, niż bym tego sobie życzyła. Wciąż i wciąż czekają odkładane sprawy i spotkania (bo ciągle „coś”); letnia sukienka jeszcze wisi w sklepie zamiast na wieszaku w mojej szafie; synek ledwo co rozpoczął kolejny rok szkolny, a już lada dzień go kończy; córeczka zrobiła się samodzielna nie wiadomo kiedy; mężowi w międzyczasie wybiła równa „dziesiątka”, a mnie przybyła kolejna zmarszczka. :)
W takich właśnie okolicznościach narzekam na czas. Nie ma co ukrywać, powód jest tylko jeden: urlop. :) Wyczekany, wytęskniony, zaplanowany... Żeby już był! Najchętniej już! Teraz! W tej chwili!
Mojego zniecierpliwienia nie polepsza sytuacja w pracy. Wszyscy albo dopiero co z wczesnego urlopu wrócili, albo właśnie spacerują po plażach greckich wysp... A ja czekam... i czekam..., i czekam... Uchhhhhh....


Tyle dobrego w tym czekaniu, że sezon truskawkowy w pełni, jest więc smaczny czynnik zastępczy i umilający czas. Taki trochę na otarcie łez. I szparagi, których na mojej północy ciągle jeszcze nie brakuje na straganach. Nie przeszkadza mi, że zjadłam już w tym sezonie pokaźną liczbę pęczków. W końcu to smakołyk, a zdrowych smakołyków żal sobie odmawiać.
Zatem czekam dalej, podjadam coś smacznego...odliczając dni.




Tarta z łososiem, szparagami i koperkiem
lekko inspirowane przepisem w „Delicious” nr 5/2011
(kwadratowa blaszka 20x20 cm; 3- 4 porcje lub 2 dla bardzo głodnych)

Kruche ciasto:
160g mąki pszennej
½ łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru
80g zimnego masła – pokrojonego w małą kostkę
2 łyżki bardzo zimnej wody

Mąkę przesiać wraz z solą i cukrem na stolnicę lub do misy robota, dodać masło pokrojone na małe kawałki. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać 1 łyżkę zimnej wody i zagnieść ciasto, aż będzie gładkie. Gdyby wciąż było zbyt suche – dodać drugą łyżkę wody.
Uformować kulę, spłaszczyć ją dość mocno, zawinąć w folię spożywczą. Wstawić do lodówki na min. ½ godziny.

Nadzienie:
ok. 150 g świeżego łososia bez skóry
½ pęczka zielonych szparag (najlepiej grubszych)
ok. 8-10 pomidorków koktajlowych
100ml śmietanki 30 lub 36%
2 jaja
150g mozzarelli
dużą garść posiekanego koperku
sól, pieprz do smaku

Mozzarellę pokroić na kawałki. Najlepiej przygotować ją przynajmniej 2-3 godziny wcześniej i pozostawić na sicie, by dobrze odsączona została z płynu.
Łososia umyć, osuszyć i pokroić w grubą kostkę (ok. 2x2cm).
Umytym i osuszonym szparagom odkroić główki, a łodyżki pokroić na ok. 2cm kawałki. Pomidorki podzielić na połówki.
Foremkę wyłożyć papierem do pieczenia, lub wysmarować masłem i oprószyć delikatnie mąką,
Schłodzone kruche ciasto rozwałkować do wielkości foremki, dodając zapas po ok. 1,5 - 2cm z każdej strony (u mnie był to kwadrat 24x24cm). Spód podpiec przez ok. 10 min. W temp. 180st.C. Wyjąć z piekarnika i lekko ostudzić.
Na przygotowany spód ułożyć kolejno pasy nadzienia: szparagi -łosoś – szparagi – pomidorki – łosś - szparagi , etc, lub w dowolnie innej kombinacji.
Śmietankę rozkłócić wraz z jajami, doprawić ok. 1/3 łyżeczką soli i pieprzem, oraz wmieszać posiekany koperek. Masą jajeczną zalać warzywa na tracie. Na wierzchu ułożyć kawałki mozzarelli.
Piec ok. 30 min. w piekarniku nagrzanym do 180st. C. pod przykryciem z folii ALU. Po tym czasie zdjąć folię i przez kolejne ok. 10 min. jeszcze podpiekać, pozwalając by ser się lekko zarumienił.
Podawać ciepłe. Na zimno też całkiem nieźle smakuje.
Smacznego!

niedziela, 23 stycznia 2011

Pieczony łosoś. Pieczone ziemniaki. Mocno cytrynowe.


Przez ostatnie blisko dwa miesiące mój przekwitły zeszłoroczny zielnik stał ukryty pod wysoką śnieżną czapą. Z czasem biała pierzynka skuta została niemałą warstwą lodu. Dość smętnie to wyglądało, a ja nabierałam pewności, że te z ziół, które zaliczają się do wieloletnich – nie przeżyją takiego ataku mrozu. W duchu sobie wyrzucałam, że nie zabrałam zielnych donic do wnętrza, gdy był ku temu czas. Strata wydawała się pewna.


Tymczasem przyszła nieoczekiwana odwilż, lód spłynął, a moim oczom ukazały się zeszłoroczne, wciąż zielone listki... Zwłaszcza tymianek wygląda jakby zadrwił sobie ze srogiej zimy. :) Rozmaryn co prawda prezentuje się nieco gorzej, ale wciąż nadaje się do konsumpcji.
Tak więc, póki się da, przycinam stare gałązki ziół i cieszę się z naturalnie aromatyzowanych potraw. :)

A swoją drogą z niecierpliwością czekam już na pierwsze, choćby najmniejsze przebłyski wiosny i wszystkie dobrodziejstwa, jakie ze sobą niesie. Gdyby tak dało się jednym susem przeskoczyć przez luty i wpaść w sam środek słonecznego marca... :)



Łosoś pieczony z ziemniakami. Mocno cytrynowe.

2 porcje filetów z łososia
otarta skórka z 1 cytryny + sok z 2 cytryn
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego tymianku
sól

kilka ziemniaków (u mnie po 2 szt./os)
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego rozmarynu
mały kawałeczek papryczki chili
otarta skórka z ½ cytryny
sól

dodatkowo:
½ cytryny pokrojonej w plasterki (do ozdoby)

Przygotować marynatę: do miski wycisnąć sok z 2 cytryn; dodać świeże listki tymianku, 1 łyżkę oliwy i otartą skórkę z 1 cytryny. Wymieszać.
Umyte i osuszone papierowym ręcznikiem filety łososia włożyć do miski z marynatą. Pozostawić na ok. 30min. Jeśli marynata nie zakrywa całego mięsa - w połowie czasu – przerzucić mięso ryby na drugą stronę.

Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w ósemki. Włożyć do garnka z zimną i osoloną wodą. Zagotować (ale nie gotować). Zaraz po tym gdy woda zawrze, zdjąć z ognia i odcedzić ziemniaki. Przestudzić.
Przełożyć ziemniaki do żaroodpornego naczynia, skropić oliwą, dodać listki rozmarynu, posiekaną papryczkę chili i skórkę z cytryny. Posolić. Przemieszać.
Wstawić naczynie do piekarnika nagrzanego do 200st. Piec ziemniaki 20-30 min. aż zmiękną i lekko się zrumienią.
Filety ryby wyjąć z marynaty, osuszyć, posolić.
Na ziemniaki ułożyć kawałki zamarynowanego łososia, oraz kilka plasterków cytryny i wstawić do pieca na ok. 10 min. Następnie przełożyć rybę na drugą stronę i dopiekać jeszcze ok. 5 min. aż mięso się zetnie.
Podawać od razu.
Smacznego!

piątek, 25 czerwca 2010

Łosoś pachnący tymiankiem i cytryną. Z warzywami.


W tym roku udało mi się do mojego „zaokiennego” mini – zielnika zakupić sadzonki tymianku cytrynowego (Thymus citriodorus). Wyglądem właściwie niewiele odbiega od tymianku właściwego (Thymus vulgaris), ale zapach to już zupełnie inna bajka... Wystarczy delikatnie potrzeć palcami listki, a pozostaje na nich wspaniały, cytrynowy aromat. Zapach tak ładny i rześki, że żal myć ręce.. ;-) Nie miałabym nic przeciwko temu, by pachniały tak cały czas... :)


Roślina rośnie mi w oczach. Do domu przyniosłam kilka tygodni temu dwie ładnie rozrośnięte, ale dość niskie sadzonki, a w międzyczasie rozbujały się jak szalona. :) Nie straszna im była nawet kapryśna, bądź co bądź, pogoda. Nie, nie, nie martwi mnie to wcale. :D Lubię mieć pod ręką świeże zioła, a im ich więcej tym lepiej, bo szczodrą ręką dorzucam je gdzie się da. Do sałaty, do mięsa, na kanapkę, do makaronu, na świeżego pomidora, do ryby...


A ryba tymianek bardzo lubi. Cytrynowy tymianek lubi chyba jeszcze bardziej. :) Miałam okazję się o tym przekonać. Był więc soczysty łosoś, mocno cytrynowy i pieczone warzywa. Prawdziwie letnie zestawienie. Chyba w sam raz na pierwszy dzień wakacji... :)



Łosoś pachnący tymiankiem, pieczony z warzywami

Ryba:
2 porcje świeżego łososia
sok i otarta skórka z 1 cytryny
kilka gałązek świeżego tymianku cytrynowego
sól, pieprz
odrobina oliwy z oliwek

Łososia umyć, osuszyć, skropić oliwą i sokiem z cytryny. Posypać solą, pieprzem, listkami świeżego tymianku, skórką z cytryny. Pozostawić na min. 1 godz.

Warzywa:
kilka / kilkanaście sztuk młodych, malutkich ziemniaczków (jeśli większe – to pokrojone na części)
1 pęczek zielonych szparag
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól
kilka gałązek świeżego tymianku
oliwa do nawilżenia warzyw (ok. 1 łyżka)

Piekarnik nagrzać do temp. 200 st.C.
Ziemniaki wyszorować szczoteczką. Włożyć je do miski, spryskać oliwą, posolić, posypać częścią tymianku. Wymieszać. Tą samą czynność powtórzyć z pomidorkami i szparagami.
Wyłożyć ziemniaki do dużego naczynia żaroodpornego lub blachy z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Piec ok. 20-30 min. Po tym czasie nakłuć ziemniaka patyczkiem (np. do grilla) i jeśli jest już lekko miękki – to dołożyć do ziemniaków pomidorki, szparagi i łososia.
Piec kolejnych ok. 10 min. Aż mięso łososia się zetnie.
Podawać gorące. Smacznego!

piątek, 11 grudnia 2009

Łosoś w skorupce, nadziewany suszonymi pomidorami, pesto i bazylią


Planowanie menu nie jest moją mocną stroną. Zwłaszcza tego świątecznego, bo zwykle zaczyna się od wielkiej pustki w głowie, która potem kończy się nadmiarem pomysłów. I znów kłopot, bo które wybrać? ;-) Tak więc, spisywana lista wydłuża się niebezpiecznie, wiem, że nie sposób będzie wszystko przyrządzić. A jaki będzie finał w tym roku – okaże się dopiero w Wigilię. :D To co w moim świątecznym menu niezmienne – to postne paszteciki, które w zeszłym roku Wam prezentowałam. One być muszą i basta! :)
A w tym roku na liście znalazła się ryba, ale bynajmniej nie karp (bo karp to tylko u mojej mamy :)). W tym roku planuję przygotować nadziewanego łososia. Będzie pachniał suszonymi pomidorami i bazylią. :) A całość otulona będzie pysznym drożdżowym ciastem (tym samym, co we wspomnianych pasztecikach). Premiera przedświąteczna już była. :) Rybka palce lizać! :)


Łosoś w skorupce, nadziewany pesto, suszonymi pomidorami i bazylią
2 duże porcje, lub 3 mniejsze

Drożdżowe ciasto na skorupkę:
125 g mąki
½ łyżeczki drożdży instant
½ łyżeczki cukru
½ łyżeczki soli

ok. 45-50 ml mleka
65 g masła
1 żółtko jaja

Do garnuszka wlać mleko i włożyć masło. Podgrzewać na małym ogniu, aż masło się całkowicie rozpuści. Zdjąć z ognia i przestudzić. Gdy mleko będzie już letnie – wbić żółtko jaja – rozkłócić.

Mąkę wymieszać z drożdżami instant, cukrem i solą . Wlać maślany płyn i wyrabiać ciasto. W zależności od tego jak mąka chłonie płyn – może okazać się konieczne podsypanie odrobiną dodatkowej mąki. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne, pozwalające na wałkowanie.
Przykryć ciasto czystą ściereczką i odstawić do rośnięcia na ok. 1 godzinę (powinno podwoić swoją objętość).

Na nadzienie:
ok. 50-60 dag świeżego łososia bez skóry (najlepiej z jego środkowej części, gdzie mięso jest dość grube)
sok z połówki cytryny
sól, pieprz
ok. 6-9 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
2-3 łyżki czerwonego pesto
garść świeżych liści bazylii
garść świeżo krojonych płatków parmezanu (można pominąć)

dodatkowo:
żółtko jaja + 1 łyżka mleka, albo rozkłócone białko - do smarowania


W międzyczasie gdy ciasto drożdżowe rośnie należy przygotować łososia. Płat łososia pozbawić delikatnie ości (są duże, łatwo się je wyjmuje pensetą, lub nawet podważając nożem), a następnie pokroić na 2 lub 3 kawałki – równolegle do kierunku mięśni. Następnie każdy kawałek naciąć tak, jakby chciało się podwoić wielkość płata. W tym celu począwszy od strony grubszej – wykonać nacięcie przez środek grubości, idąc do strony najcieńszej. Jednak uważać, by nie rozciąć płata do końca.
Każdy kawałek lekko z obu stron oprószyć solą i pieprzem, oraz skropić sokiem z cytryny.
Pozostawić na min. 15-30 min.

Gdy ciasto drożdżowe będzie już gotowe, podzielić na 2 lub 3 części i rozwałkować bardzo cienko (max. 2mm) na prostokąty (wielkość powinna być taka, by pozwoliła zamknąć z wszystkich stron przygotowane ryby). To ciasto bardzo dobrze wałkuje się np. na papierze do pieczenia.
Ryby osuszyć papierowym ręcznikiem z soku cytrynowego. Każdy kawałek ryby układać na drożdżowym cieście. W nacięciu ryby rozsmarować łyżkę czerwonego pesto, ułożyć po 3 szt. suszonych pomidorów, rozłożyć po kilka płatków parmezanu, oraz kilka liści świeżej bazylii. „Zamknąć” mięso. Ciastem owinąć rybę z wszystkich stron, skleić brzegi.
Układać gotowe „kieszonki” na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić do rośnięcia na ok. 30 min. Przed samym pieczeniem posmarować wierzch „kieszonek” żółtkiem jaja rozkłóconym z 1 łyżką mleka, lub rozkółoconym białkiem.
Piec w piekarniku nagrzanym do 200 st. C (grzałka dolna i górna) przez 20 min.