Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ziemniaki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ziemniaki. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 marca 2017

Kopytka (i gnocchi) idealne.


Z kopytkami jest tak: wszyscy uwielbiamy je jeść i jednocześnie znakomita większość z nas nie lubi robić ich samodzielnie. Dlaczego? A bo za pracochłonne, a bo za trudne, a bo się rozgotują, a bo wyjdą twarde jak podeszwa... A przede wszystkim: a bo tylko Babcia robiła najlepsze. ;-)

wtorek, 2 sierpnia 2016

Taka frittata!


Czy tylko mnie wydaje się, że lato tego roku biegnie jak szalone...?
Mam wrażenie, że zaledwie wczoraj ruszałam na urlop w toskańskie okoliczności przyrody, tymczasem nie wiedzieć kiedy minęły 3 tygodnie, jak na nowo musiałam przyzwyczajać się do tej zwykłej, najzwyklejszej codzienności i obowiązków. Półmetek wakacji mamy za sobą, a ja po prostu nie wiem w jaki sposób tak szybko przeminęło?
Gdyby tak zwalniacz czasu był do kupienia – byłabym pierwsza w kolejce. :) Wcisnęłabym dłuuugie „stop!” na czas kanikuły - tak bardzo długie, że w końcu nawet ja zatęskniłabym za jesienią (ale już nie za zimą ;-)).

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Bób z boczkiem i smażonymi ziemniakami


Gdy kilka dni temu ostatni raz odwiedziłam swoje ulubione miejsce zakupów - bób nadal zajmował mocne miejsce na wszystkich warzywnych straganach. Oczywiście skusiłam się na porcję, jakżeby inaczej! kalkulując w myślach, że prawdopodobnie będzie to już jedna z ostatnich, a może i prawdziwie ostatnia szansa na zielone strączki w tym sezonie.
Przez kilka dni zaaferowana otaczającymi mnie okolicznościami przyrody i wszechobecnymi pierogami (które uwielbiam i których w tychże okolicznościach przyrody sama nie muszę kleić, żeby do syta się najeść :)) na chwilę zapomniałam o zieleninie.


czwartek, 16 kwietnia 2015

Frytki warzywne. Pieczone.


O wyższości frytek nad tłuczonym ziemniakiem lepiej nie dyskutować. Cokolwiek złego by nie powiedzieć o tych pierwszych... - postaw przed pociechą dwa talerze, a boleśnie przekonasz się, którą zawartość ochoczo wybierze.
Frytki, fryteczki, frytunie...
Osobiście nie znam dziecka, które na ich widok nie uśmiechnęłoby się od ucha do ucha. Taki zwykły ziemniak, a utopiony w tłuszczu, tyle wzbudza emocji...
No to weźmy nasze dzieciaki sposobem i dajmy im takie frytki, na jakie zasługują! :) Pełne smaku, kolorowe i niemal słodkie. :)


wtorek, 10 czerwca 2014

Późnowiosenna, tudzież wczesnoletnia pizza


Statystycznie rzecz biorąc, 9 na 10 przypadków – nasza domowa pizza świeci pomidorowym sosem. Króluje klasyka i tak lubimy najbardziej (zwłaszcza dzieci).
Od czasu do czasu łamiemy przyzwyczajenia i zamiast sosu czerwonego, na drożdżowym spodzie ląduje sos biały – raz przygotowany na bazie miękkiego serka (np. typu Philadelphia), albo mascarpone, albo po prostu z gęstej, kremowej śmietanki doprawionej na różne sposoby.

piątek, 30 maja 2014

Tarta na różowo. Z botwiną i ziemniakami.


W zeszłym roku i jeszcze poprzednim, wprost do upadłego zajadałam się tartą, której wnętrze wypełniała botwinka ze szpinakiem (o taką - klik). To chyba moja ulubiona wiosenna tarta i powroty do niej za każdym razem są dla mnie miłym doznaniem smakowym.



poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kurczak pieczony w całości – bardzo aromatyczny



Teoretycznie ciągle mamy lato, a ja z grillowania „pod chmurką”, płynnie i raczej niespodziewanie przeszłam w eksploatację domowego piekarnika, i to bez szkody dla ciała. Nie wiem jak u Was, ale na mojej północy upały jak nagle się pojawiły, tak i znienacka się ulotniły.
Nie przyjmuję do wiadomości, że już wkrótce o lecie i wakacjach będziemy mówić w czasie przeszłym... :(


Mogę ponarzekać na aurę, ale nie zmienia to faktu, że rozgrzewanie piekarnika zwyczajnie jest już coraz bardziej mile widziane.
Kurczaka upiekłam w całości. Wcześniej z ciekawości przejrzałam kulinarne książki w poszukiwaniu nowej inspiracji. Wielkiego zaskoczenia nie było - szefowie kuchni, jak jeden mąż polecają nadziewanie kurczaka cytryną i ziołami. Nawet przeglądając archiwalne numery „Delicious” ta wersja najbardziej rzucała się w oczy, wypierając na plan dalszy kurczaka w marynacie sojowej, czy innej wersji barbecue.
No to nadziałam. I tą cytryną, i czosnkiem i sporą ilością rozmarynu. A na dokładkę dorzuciłam jeszcze trochę tymianku, bo go uwielbiam. :) I... pięknie w domu zapachniało... Naprawdę. :)

Do przygotowania kurczaka wykorzystałam specjalną ceramiczną formę dostępną obecnie w ofercie Tchibo – przyznaję, bardzo wygodną w użyciu. Ale jeśli takiej nie macie, to i  butelka po piwie się sprawdzi.
Brak butelki po piwie też nie jest przeszkodą (ja na ten przykład nie mam :D).  Wyciągnijcie zwykłe  naczynie żaroodporne, tylko wtedy nie zapomnijcie co jakiś czas przewracać kurczaka, żeby równomiernie się upiekł i zezłocił.


A na koniec krótkie przypomnienie.
Jak wiecie, na blogu trwa obecnie konkurs, w którym można wygrać przydasie z jesiennej kolekcji kuchennej Tchibo. Jej hasło przewodnie to „Steak, burger &CO”.
Jeśli lubicie grillować (nie tylko na łonie natury) – to nagrody w postaci patelni do grillowania i prasy do mięsa powinny się Wam spodobać. Po szczegóły konkursowe odsyłam Was do poprzedniego wpisu na blogu, a na skróty wystarczy, że klikniecie TUTAJ.


Kurczak pieczony w całości z rozmarynem, tymiankiem i cytryną

1 kurczak w całości (mój miał ok. 1,5 kg – oczyszczony)
1 cytryna
½ główki czosnku (przeciętej w poprzek)
2-3 gałązki świeżego rozmarynu
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz
oliwa lub olej do pieczenia

Nagrzać piekarnik do temp. 220 st.C.
Kurczaka umyć i osuszyć. Natrzeć na zewnątrz i od środka solą, i pieprzem.
Cytrynę wyszorować, przekroić na pół. Do wnętrza kurczak włożyć przeciętą główkę czosnku (w całości, nie obierać z łupinki)), połówkę przygotowanej cytryny, oraz rozmaryn. Ułożyć kurczaka w naczyniu żaroodpornym (ja nadziałam kurczaka na specjalnie wyprofilowane naczynie ceramiczne), skropić oliwą lub olejem i posypać świeżymi listkami tymianku. Drugą połówkę cytryny pokroić w grubsze plasterki i włożyć pod skrzydełka kurczaka, lub ułożyć na dnie naczynia.
Włożyć naczynie z kurczakiem do nagrzanego piekarnika i pozostawić w tej temperaturze przez ok. 15 min.
W międzyczasie przygotować kolejne składniki – patrz poniżej.


Oraz dodatkowo:
malutkie ziemniaczki (u mnie ok. ½ kg) – jeśli większe to pokrojone
1 gałązka rozmarynu
kilka ząbków czosnku (można przeciąć na pół, pozostawić w łupince)
½ cytryny
1 łyżka oliwy lub oleju
sól

Ziemniaczki porządnie wyszorować (nie obierać ze skórki), osuszyć i wraz z czosnkiem wrzucić do miski. Skropić oliwą i sokiem z cytryny, posolić i posypać drobno posiekanym rozmarynem. Całość wymieszać.
Wyjąć naczynie z kurczakiem, polać je od góry tłuszczem/ sokiem, który zdążył się wytopić, a następnie ułożyć na dnie przygotowane ziemniaczki. Wstawić ponownie do piekarnika i od razu zredukować temperaturę do 200 st.C.
Piec przez kolejne ok. 45 -50 min.* aż skórka zrumieni się na złoty kolor (z naciętego nożem udka powinien wypływać przezroczysty płyn - tak radzi sprawdzić poziom upieczenia Gordon Ramsay), a ziemniaczki będą miękkie.
Podawać gorące.
Smacznego!

* długość pieczenia może się wydłużyć, jeśli waga kurczaka będzie większa.



sobota, 17 grudnia 2011

A w Lublinie dobrze karmią...


Ziemia lubelska przywitała mnie (a ściślej mówiąc „nas”) mleczno-szarym niebem, bardzo piękną, choć mocno zaniedbaną architekturą, oraz przepyszną kuchnią. I choć w żadnej mierze nie był to pobyt turystyczny, a na miejscu czekało nas sporo pracy – to tych kilka mniej „formalnych” chwil spędzonych w sercu Starego Miasta – okazały się nadzwyczaj pyszne.


To była moja pierwsza wizyta w tych okolicach i teraz już wiem, czym schaboszczak „po lubelsku” różni się od tego, którego podaje się w moich okolicach; jak pyszna może być zasmażana kapusta z grzybami; jakie wnętrze kryje krokiet podawany z barszczykiem; jak pięknie może prezentować się zwykła golonka i po raz kolejny upewniłam się, że wprost uwielbiam dobrze i uczciwie przyrządzone pielmieni. Placki ziemniaczane z wołowym gulaszem, choć do specjałów tych okolic nie należą – też były bardzo, bardzo dobre!
Lokalnej „Perły” nie spróbowałam, ale tylko dlatego, że piwa nie lubię, nie pijam i nie umiem się nim zachwycać, choćby było najlepsze na świecie. :)


A tymczasem święta mocno za pasem, a ja klimatu świątecznego nijak w tym roku nie czuję. Może anty-zimowa aura mi nie pomaga, a może zwykłe zabieganie.
Nasze ulubione pierogi z nadzieniem ziemniaczanym, oraz wigilijne paszteciki do barszczyku – i owszem, szczęśliwie już gotowe - ale to by było na tyle w kwestii przygotowań... W szał wypieków, zwłaszcza tych słodkich, wpadnę zapewne już w najbliższych dniach.
Na razie, króluje całkiem zwykłe menu.



Kawałki kurczaka pieczone z ziemniakami i brukselką

3-4 kawałki kurczaka o soczystym mięsie (u mnie udźce)
kilka ziemniaków
ok. 500g brukselki
ok. 100 g boczku wędzonego, pokrojonego w kostkę
oliwa do smażenia i pieczenia
garść świeżych listków rozmarynu – drobno posiekane
sól, pieprz

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C (grzałki góra- dół). Przygotować większe naczynie żaroodporne - skropić oliwą.
W międzyczasie przygotowujemy
Ziemniaki obrać, umyć i osuszyć (można też przygotować wersję z łupinkami – wtedy szorujemy szczoteczką porządnie całe ziemniaki, potem kroimy).
Pokroić na grubsze kawałki (np. w ćwiartki). Wrzucić do miski, oprószyć solą, posiekanym rozmarynem i skropić 2 łyżkami oliwy. Wymieszać.
Kawałki kurczaka umyć, osuszyć. Oprószyć solą i pieprzem. Na patelni rozgrzać olej i bardzo krótko, ale za to na większym ogniu - obsmażać kurczaka z obu stron.
Na dnie formy żaroodpornej układamy obsmażone kawałki kurczaka, na wierzchu rozkładamy otoczone w oliwie i rozmarynie ziemniaki.
Pieczemy ok. 30 min.
W międzyczasie przygotowujemy brukselkę. Wrzucić umytą do osolonego wrzątku i blanszować (po ponownym zagotowaniu się wody – gotować jeszcze ok. 1 -2 min. i odcedzić warzywa. Zostawić do odparowania.
Wyjmujemy z piekarnika naczynie żaroodporne. Warto przemieszać ziemniaki, a mięso przerzucić z dna na wierzch. Dokładamy brukselkę i pokrojony boczek. Dopiekamy jeszcze ok. 10 min.
Podawać gorące.
Smacznego!

sobota, 26 lutego 2011

O! dynia na straganie!


Na moim ulubionym śródmiejskim targu można kupić zasadniczo wszystko i zawsze.
Truskawki w środku zimy? Nie ma sprawy!
Czereśnie wielkości orzecha włoskiego w środku lutego? Proszę bardzo!
Mandarynki latem? Też bez przeszkód!
Wymieniać można długo.


Ale dynia o tej porze roku, to prawdziwe wydarzenie...
Dynia na „moich” straganach pojawia się na początku październiku i znika jak za dotknięciem czarodziejską różdżką – zaraz po 1 listopada. Czasem zastanawiam się co sprzedawcy robią z tymi wszystkimi wielkimi baniami, które do dnia Wszystkich Świętych się nie sprzedały...? Gdzie je wywożą? Czy wyrzucają po prostu na śmietnik? I co im szkodzi zostawić je na dłużej? Zwłaszcza, że dynia tak dobrze się przechowuje nawet przez kilka miesięcy...


Tak więc, gdy kilka dni temu przypadkiem wypatrzyłam na straganie dynię (nie wierząc własnym oczom!) rzuciłam się na nią pełna entuzjazmu. :)
Nie przygotowałam z niej niczego odlotowego, niezwykłego i ekskluzywnego...
Po prostu upiekłam z ziemniakami. Dzięki dodanym ziołom potrawa pięknie pachniała i wspaniale smakowała.



Ziołowa zapiekanka dyniowo – ziemniaczana

ok 700g dyni (waga przed obraniem)
ok. 600g ziemniaków (waga przed obraniem)
gałązka małych pomidorków (np. Odmiany Cherry, truskawkowych, etc.)
1-2 łyżki oliwy
ok. ½ łyżeczki tymianku suszonego
ok. ½ łyżeczki rozmarynu suszonego
sól, pieprz

Obrane ziemniaki włożyć do garnka z osoloną wodą. Doprowadzić do wrzenia, po czym od razu zdjąć z ognia i odcedzić (nie gotować, chodzi tylko o wstępne obgotowanie ziemniaków). Ostudzić. *
Dynię wydrążyć z gniazda nasiennego, obrać ze skórki. Przestudzone ziemniaki i dynię pokroić w talarki o gr. ok. 5mm.
Warzywa wrzucić do większej miski, Skropić 1-2 łyżkami oliwy, dodać zioła, sól i pieprz – wymieszać, tak by dynia i ziemniaki oblepiły się oliwą i przyprawami.
Warzywa wyłożyć do naczynia żaroodpornego. Piec w piekarniku nagrzanym do temp. 220 st.C (grzałki góra – dół) przez ok. 20-30 min. aż warzywa się zarumienią.

* Surowe ziemniaki potrzebują więcej czasu na upieczenie, niż surowa dynia. Wstępne obgotowanie ziemniaków pozwala ten czas skrócić. Trzeba jednak uważać, by nie gotować ziemniaków zbyt długo, bo zbyt miękkie będą się kruszyły i stracimy możliwość pokrojenia ich w talarki.

niedziela, 23 stycznia 2011

Pieczony łosoś. Pieczone ziemniaki. Mocno cytrynowe.


Przez ostatnie blisko dwa miesiące mój przekwitły zeszłoroczny zielnik stał ukryty pod wysoką śnieżną czapą. Z czasem biała pierzynka skuta została niemałą warstwą lodu. Dość smętnie to wyglądało, a ja nabierałam pewności, że te z ziół, które zaliczają się do wieloletnich – nie przeżyją takiego ataku mrozu. W duchu sobie wyrzucałam, że nie zabrałam zielnych donic do wnętrza, gdy był ku temu czas. Strata wydawała się pewna.


Tymczasem przyszła nieoczekiwana odwilż, lód spłynął, a moim oczom ukazały się zeszłoroczne, wciąż zielone listki... Zwłaszcza tymianek wygląda jakby zadrwił sobie ze srogiej zimy. :) Rozmaryn co prawda prezentuje się nieco gorzej, ale wciąż nadaje się do konsumpcji.
Tak więc, póki się da, przycinam stare gałązki ziół i cieszę się z naturalnie aromatyzowanych potraw. :)

A swoją drogą z niecierpliwością czekam już na pierwsze, choćby najmniejsze przebłyski wiosny i wszystkie dobrodziejstwa, jakie ze sobą niesie. Gdyby tak dało się jednym susem przeskoczyć przez luty i wpaść w sam środek słonecznego marca... :)



Łosoś pieczony z ziemniakami. Mocno cytrynowe.

2 porcje filetów z łososia
otarta skórka z 1 cytryny + sok z 2 cytryn
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego tymianku
sól

kilka ziemniaków (u mnie po 2 szt./os)
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego rozmarynu
mały kawałeczek papryczki chili
otarta skórka z ½ cytryny
sól

dodatkowo:
½ cytryny pokrojonej w plasterki (do ozdoby)

Przygotować marynatę: do miski wycisnąć sok z 2 cytryn; dodać świeże listki tymianku, 1 łyżkę oliwy i otartą skórkę z 1 cytryny. Wymieszać.
Umyte i osuszone papierowym ręcznikiem filety łososia włożyć do miski z marynatą. Pozostawić na ok. 30min. Jeśli marynata nie zakrywa całego mięsa - w połowie czasu – przerzucić mięso ryby na drugą stronę.

Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w ósemki. Włożyć do garnka z zimną i osoloną wodą. Zagotować (ale nie gotować). Zaraz po tym gdy woda zawrze, zdjąć z ognia i odcedzić ziemniaki. Przestudzić.
Przełożyć ziemniaki do żaroodpornego naczynia, skropić oliwą, dodać listki rozmarynu, posiekaną papryczkę chili i skórkę z cytryny. Posolić. Przemieszać.
Wstawić naczynie do piekarnika nagrzanego do 200st. Piec ziemniaki 20-30 min. aż zmiękną i lekko się zrumienią.
Filety ryby wyjąć z marynaty, osuszyć, posolić.
Na ziemniaki ułożyć kawałki zamarynowanego łososia, oraz kilka plasterków cytryny i wstawić do pieca na ok. 10 min. Następnie przełożyć rybę na drugą stronę i dopiekać jeszcze ok. 5 min. aż mięso się zetnie.
Podawać od razu.
Smacznego!

piątek, 25 czerwca 2010

Łosoś pachnący tymiankiem i cytryną. Z warzywami.


W tym roku udało mi się do mojego „zaokiennego” mini – zielnika zakupić sadzonki tymianku cytrynowego (Thymus citriodorus). Wyglądem właściwie niewiele odbiega od tymianku właściwego (Thymus vulgaris), ale zapach to już zupełnie inna bajka... Wystarczy delikatnie potrzeć palcami listki, a pozostaje na nich wspaniały, cytrynowy aromat. Zapach tak ładny i rześki, że żal myć ręce.. ;-) Nie miałabym nic przeciwko temu, by pachniały tak cały czas... :)


Roślina rośnie mi w oczach. Do domu przyniosłam kilka tygodni temu dwie ładnie rozrośnięte, ale dość niskie sadzonki, a w międzyczasie rozbujały się jak szalona. :) Nie straszna im była nawet kapryśna, bądź co bądź, pogoda. Nie, nie, nie martwi mnie to wcale. :D Lubię mieć pod ręką świeże zioła, a im ich więcej tym lepiej, bo szczodrą ręką dorzucam je gdzie się da. Do sałaty, do mięsa, na kanapkę, do makaronu, na świeżego pomidora, do ryby...


A ryba tymianek bardzo lubi. Cytrynowy tymianek lubi chyba jeszcze bardziej. :) Miałam okazję się o tym przekonać. Był więc soczysty łosoś, mocno cytrynowy i pieczone warzywa. Prawdziwie letnie zestawienie. Chyba w sam raz na pierwszy dzień wakacji... :)



Łosoś pachnący tymiankiem, pieczony z warzywami

Ryba:
2 porcje świeżego łososia
sok i otarta skórka z 1 cytryny
kilka gałązek świeżego tymianku cytrynowego
sól, pieprz
odrobina oliwy z oliwek

Łososia umyć, osuszyć, skropić oliwą i sokiem z cytryny. Posypać solą, pieprzem, listkami świeżego tymianku, skórką z cytryny. Pozostawić na min. 1 godz.

Warzywa:
kilka / kilkanaście sztuk młodych, malutkich ziemniaczków (jeśli większe – to pokrojone na części)
1 pęczek zielonych szparag
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól
kilka gałązek świeżego tymianku
oliwa do nawilżenia warzyw (ok. 1 łyżka)

Piekarnik nagrzać do temp. 200 st.C.
Ziemniaki wyszorować szczoteczką. Włożyć je do miski, spryskać oliwą, posolić, posypać częścią tymianku. Wymieszać. Tą samą czynność powtórzyć z pomidorkami i szparagami.
Wyłożyć ziemniaki do dużego naczynia żaroodpornego lub blachy z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Piec ok. 20-30 min. Po tym czasie nakłuć ziemniaka patyczkiem (np. do grilla) i jeśli jest już lekko miękki – to dołożyć do ziemniaków pomidorki, szparagi i łososia.
Piec kolejnych ok. 10 min. Aż mięso łososia się zetnie.
Podawać gorące. Smacznego!

środa, 28 października 2009

Pierożki dyniowo - ziemniaczane.


Moi drodzy, chciałabym podziękować za tyle ciepłych słów, które ostatnio mi tutaj zostawiliście. To naprawdę miłe uczucie, że w każdej chwili mogę sobie ponarzekać czy popłakać, a zawsze znajdzie się niejedna dusza, która wirtualnie pocieszy. :) Donoszę, że z dziećmi dużo lepiej. Zaraza właściwie już odeszła (a raczej przeszła dalej, tym razem na mnie, na szczęście dość łagodnie), a dzieciaki marudzenie zamieniły z powrotem na głośnie zabawy, dzikie gonitwy i niekończące się kłótnie. Doprawdy, sama nie wiem co lepsze: ciągłe głaskanie po główkach i nadskakiwanie na każde najmniejsze jęknięcie, czy rozdzielanie szalejącego rodzeństwa... ;-)
Tyle prywaty. Czas na konkrety. :) A konkrety są treściwe. Jak przystało na trwający pod opieką Bey Festiwal Dyniowy – będzie dyniowo.


W zamyśle miały to być ravioli. Takie malutkie, na jeden kęs. I pewnie by były, gdyby nie fakt, że czas gonił, w rękach wszystko się paliło, a Maja wzięła sobie za punkt honoru usilnie pomagać mamie. :D Muszę Wam powiedzieć, że ostatnimi czasy zyskałam w kuchni nowego pomocnika. ;-) Nie powiem, żebym była z tego faktu jakoś szczególnie zadowolona, bowiem pomocnik ma dopiero 2,5 roku i jak to w tym wieku bywa – jeszcze dość niezgrabne rączki. W związku z czym, już nie raz mąka fruwała po blacie, owoce i warzywa lądowały na podłodze, a moje kuchenne utensylia – ginęły w tajemniczych okolicznościach. A nawet gdy się znajdą – to notorycznie są przejmowane przez małą kuchareczkę, a ja pozostaję z niczym. :D Na szczęście wałek Majeczka ma swój! :) I jak widać na powyższym zdjęciu – nie leży bezczynnie. :)
Wracając jednak do wątku ravioli... Sądzę, że zważając na wymiary, jakie im nadałam (żeby szybciej! żeby jak najszybciej!) – poprawniej będzie nazwać je po prostu pierożkami. Nie używałam jednak naszego, tradycyjnego ciasta pierogowego (z dodatkiem ciepłej wody), ale mojego ulubionego ciasta makaronowego z semoliny i jaj.
Muszę Wam powiedzieć, że farsz dyniowo – ziemniaczany doprawiony kuminem i podsmażoną cebulką – jest paluszki lizać! :) Spróbujcie sami! Myślę, że nawet mięsożerni nie będą kręcić nosem, zwłaszcza jeśli, tak jak ja, okrasicie pierożki wędzonym boczkiem. A kto boczku nie lubi, niech po prostu poleje szałwiowym masełkiem, ale poda w wersji odsmażanej. :)
Polecam użycie odmiany dyni o w miarę suchym miąższu, jak np. butternut, czy hokkaido.




Pierożki dyniowo – ziemniaczane
(ok. 30 pierożków)

ok. 500g świeżego ciasta makaronowego - wykonane z ok. 300g semoliny (ew. krupczatki lub innej mąki pszennej) i 3 jaj

Z semoliny i lekko rozkłóconych jaj zagnieść ciasto. W zależności od wielkości użytych jaj może się okazać konieczne podsypanie dodatkowo 1 lub 2 łyżkami mąki. Ciasto powinno być mocno zwarte, ale ciągle plastyczne.
Zawinąć ciasto w folię spożywczą i odłożyć na min. 30 min. by „odpoczęło”.

Farsz:
500g ugotowanych w osolonej wodzie ziemniaków (najlepiej sypka odmiana)
1 średnia cebula
2-3 łyżki oliwy
1 łyżeczka mielonego kuminu
sól, pieprz do smaku
oraz:
ok. 1,5 – 1,7 kg dyni (użyłam odmiany „butternut”) - po upieczeniu waga spadła do 800g
1 łyżeczka mielonego kuminu
½ łyżeczki soli
1-2 łyżeczki oliwy

Dynię wydrążyć z pestek, obrać ze skórki. Pokroić w grubsze plastry. Miąższ posmarować ze wszystkich stron oliwą, posolić i oprószyć kuminem. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piec do miękkości w piekarniku rozgrzanym do 200 st.C ok. 20 min. Ostudzić.
Gorące, ugotowane ziemniaki ugnieść tłuczkiem. Wystudzić.
Poszatkować drobno cebulę. Na patelni rozgrzać 2-3 łyżki oliwy. Zeszklić na niej cebulę. Dodać 1 łyżeczkę kuminu i smażyć jeszcze ok. ½ min.
Przełożyć cebulę do ziemniaków (warto dać troszkę tłuszczu, na którym się smażyła). Dodać dynię rozgniecioną widelcem. Posolić do smaku i doprawić pieprzem (nie żałować! :)). Wszystkie składniki dobrze wymieszać.
Wałkować ciasto dość cienko (u mnie nie więcej niż 1mm), układać po czubatej łyżce farszu, przykryć drugim płatem ciasta i wykrawać radełkiem kwadratowe pierożki. W dużym garnku zagotować sporą ilość osolonej wody. Pierożki wrzucać partiami, gotować krótko – po wypłynięciu na wierzch pierożków i ponownym zawrzeniu wody – są już gotowe. Wybierać łyżką cedzakową. Odłożyć na talerz do odparowania.
Podawać ze skwarkami z boczku, lub polane roztopionym szałwiowym masełkiem.
Smacznego!

czwartek, 22 października 2009

Sałatka z pieczonych warzyw - czyli dynia na start



Nie znajduję takich słów, by przekazać jak bardzo się cieszę na kolejny, trzeci Festiwal Dyniowy. :) Dość powiedzieć, że już tak w okolicach przełomu lipca i sierpnia mówiłam Beatce, naszej festiwalowej Gospodyni, że choć kocham lato i chciałabym, by trwało najchętniej cały rok – to jednej rzeczy doczekać się nie mogę: jesiennych dyni, pysznych z niej potraw i dyniowego festiwalu. :) Dyniowy Festwial – to zdecydowanie mój faworyt wśród wszystkich kulinarnych zabaw blogowego światka. :) I tak jak w pierwszej edycji startowałam z wielką nieśmiałością, bo zastosowanie kulinarne dyni było mi jeszcze dość słabo znane – tak z każdym kolejnym rokiem z wielkim entuzjazmem odkrywam wciąż nowe i nowe możliwości.
W tym roku, dynia gości na naszym stole już od dobrego miesiąca. Trudno zliczyć ile kilogramów jej zjedliśmy. Gotowałam i piekłam z przepisów już mi znanych, ale szukałam też nowych receptur i pomysłów. Tymi nowymi zdecydowanie zamierzam się podzielić i pochwalić. :) Nie zabraknie ani zupy, ani czegoś bardziej treściwego, ani słodkiego.
Zatem dynia na start!



Na pierwszy ogień proponuję przekąskę (całkiem treściwą). Właściwie mam problem z klasyfikacją tego dania, ale chyba najbliższa będzie sałatka... Zapraszam więc na sałatkę z pieczonych warzyw z rukolą i dressingiem. Nie muszę chyba mówić, że baaaardzo nam smakowała. :)
Podaję proporcje z jakich robiłam dla dwóch dorosłych osób, ale tak naprawdę to tylko propozycja. Tego typu dania mają to do siebie, że jakiekolwiek by nie zrobić roszady w proporcjach, a nawet składnikach – i tak zawsze będzie dobrze. :)




Sałatka z pieczonych warzyw i rukoli

1 mała dynia hokkaido
8 malutkich buraczków
8 maleńkich ziemniaczków (wybieram takie wielkości większego orzecha włoskiego)
1+1 łyżeczki mielonego kuminu
1+1 łyżki oliwy
sól do smaku
2 garście rukoli

Piekarnik rozgrzać do 200 st.C. Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Buraczki i ziemniaczki wyszorować pod bieżącą wodą szczoteczką (nie obierać ze skórki!). Osuszyć papierowym ręcznikiem. Poprzekrawać na pół, lub jeśli są bardzo malutkie – pozostawić w całości. Dynię wydrążyć, obrać ze skórki i pokroić w dużą kostkę lub słupki.
W dwóch miskach wymieszać po 1 łyżce oliwy i łyżeczce kuminu + sól do smaku. Do jednej miski wrzucić ziemniaczki. Do drugiej – dynię. Wymieszać warzywa tak, by maksymalnie pokryły się miksturą.
Ponieważ długość pieczenia warzyw jest różna (zależy dodatkowo od wielkości samych warzyw) – należy piec etapowo: najpierw do pieca włożyć ułożone na blasze (skórką do góry, gdy krojone na kawałki) buraczki. Po ok. 15 minutach – dołożyć ziemniaki. Gdy buraczki i ziemniaki będą już prawie miękkie (mniej więcej na 10 min. przed końcem pieczenia) – dołożyć dynię.

dressing:
2 łyżki octu malinowego
mała garść listków świeżej mięty
utarty drobno mały ząbek czosnku (albo nawet pół ząbka)
sól, pieprz do smaku
2 łyżki oliwy extra vergine

Do naczynia wlać ocet, wrzucić porwane na kawałeczki listki mięty, utartego czosnku, posolić i popieprzyć. Wymieszać. Małą strużką wlewać oliwę cały czas mieszając, aż wszystkie składniki się połączą.
Upieczone warzywa rozłożyć na talerzach, dodać po garści rukoli i polać dressingiem. Smacznego!

środa, 23 września 2009

Z widokiem w dół... na ziemniaki po bombajsku. :D


816 schodów... 408 w stronę jedną i tyleż samo w stronę powrotną... 816 schodów o łącznej wysokości blisko 80m... Niby nie tak znowu dużo, ale tam na samej górze – widok imponujący.
Znający Gdańsk, zapewne już wiedzą, gdzie byłam i co robiłam. :)
Otóż właśnie tyle stopni prowadzi na sam szczyt wieży mariackiej. Moja siedmioletnia latorośl liczyła niestrudzenie. Ja stałam na straży ewentualnej pomyłki. :D Wieżę sforsowaliśmy w kilka minut (choć w górę było ciut trudniej niż w dół, zwłaszcza dla mnie :D), a potem... kamery, wywiady... :D :D Hihihihi, ok, ok... trochę się zagalopowałam. :D na górze czekała nagroda w postaci wspaniałej gdańskiej panoramy, która z tej wysokości rozpościerała się naprawdę szeroko, z widokiem na Zatokę włącznie.
Oczywiście, ta atrakcja przeznaczona była głównie dla synka, bo ja na wieży byłam już mnóstwo razy.
Tak było kilka dni temu i zaręczam, że od tamtej pory – widok z góry nic, a nic się nie zmienił. :D


Za ziemniakami jakoś szczególnie nie przepadam. Poza jednym wyjątkiem (no może dwoma ;-))... u w i e l b i a m ziemniaki pieczone (w piekarniku, na grillu czy w ognisku), ale także trudno mi odmówić sobie ziemniaczków smażonych na patelni. Mama i babcia robiły chrrrupiące talarki, pyszne, że palce lizać! Mogłam ich zmieścić naprawdę dużą porcję, choć o kaloryczności wolę nie wspominać. ;-)
A ja tym razem, po powrocie z wyżej wspomnianej wieży – podałam taką właśnie odmianę podsmażanych na chrupko i niezwykle aromatycznych ziemniaczków. Swój smak zawdzięczają orientalnym przyprawom. Uwielbiam ich wspaniały zapach, zwłaszcza ten „świeży”, który wydobywa się podczas ucierania w moździeżu.
Miętowa raita – dopełniła smaku tego prostego obiadu. :)




Ziemniaki po bombajsku
inspirowane przepisem Jamie'go Oliver'a
na 3 porcje

ok. 1 kg ziemniaków
ok. 2cm kawałek świeżego imbiru
1 łyżeczka ziaren kolendry
1 łyżeczka nasion kuminu (kmin rzymski)
1 łyżeczka garam masala
spora szczypta chilli w proszku
sól do smaku

olej do smażenia

Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w grubą kostkę (na pół, jeszcze raz na pół i ponownie na pół). Włożyć do osolonej wody i zagotować. Gdy woda zawrze - od razu odcedzić ziemniaki (nie gotować dłużej, bo będą się na patelni rozpadać!). Odstawić do odparowania.
Nasiona kuminu i kolendry utrzeć w moździerzu. Imbir obrać i drobno utrzeć.
Na głębokiej patelni rozgrzać olej (miej więcej tyle by cienką warstwą zakryć dno patelni. Wrzucić utarty imbir i smażyć kilkanaście sekund. Włożyć ziemniaki, wsypać utarty kumin i kolendrę, oraz garam masala i chilli w proszku. Dobrze przemieszać, by ziemniaki oblepiły się przyprawami. Smażyć pod przykryciem, mieszając od czasu do czasu. Smażyć aż ziemniaki będą miękkie w środku, a na zewnątrz uzyskają złocistą, chrupiącą skórkę. Pod koniec smażenia doprawić do smaku solą.
Podawać ciepłe posypane natką kolendry lub z dodatkiem miętowej raity (przepis poniżej).


Raita miętowa

1 op. jogurtu bałkańskiego (powinien być bardzo gęsty)
1 ząbek czosnku – przeciśnięty przez praskę
sól, pieprz do smaku
ok. 1/3 łyżeczki curry (lubię ostre, ale łagodne też pasuje)
łyżeczka soku z cytryny (ew. octu winnego)
1 średni świeży ogórek - obrany i pokrojony w niezbyt drobną kostę
bardzo duża garść świeżych listków mięty (raczej nie pieprzowej) – drobno porwane lub pokrojone

Wszystkie składniki włożyć do miseczki, wymieszać. Odstawić do lodówki na min. 1 godzinę, aby smaki się „przegryzły”.

piątek, 18 września 2009

Podpatrzone u Ani...


Truskawkowa Ania podpatrzyła u Jamie'go Oliver'a. A ja podpatrzyłam u Ani. :) Jeden rzut oka i zrobiłam się głodna. :) Niestety, to nie był TEN moment. :D
Macie tak? Że niektóre momenty są bardziej, a inne mniej sprzyjające? :) Ja mam, dlatego z niektórymi przepisami, które mnie zainteresowały – ląduję niemal natychmiast w kuchni, a inne nabierają 'mocy urzędowej”. :D „Moc urzędowa” (ściśle związana z kulinarną listą bez końca) nie jest określona. Po prostu trwa. Aż się skończy. :D
Kilka dni temu buszowałam troszkę po blogu Ani i znów natknęłam się na „kurczaka Jamiego”. Zaiskrzyło jeszcze mocniej. W sumie nawet bardzo mocno, bo od razu przepis poszedł łączami do drukarki. A zaraz potem już kręciłam się w kuchni.
Ziemniaki piekłam z pomidorkami dziesiątki razy, ale z mięsem nigdy ich nie łączyłam. Więc można powiedzieć, że w takim wydaniu to był debiut. Udany. Smaczny. :)

Truskawkowa Aniu... mam nadzieję, że Twoje paragrafy już Cię nie prześladują... Ale na wszelki wypadek dalej trzymam kciuki za Ciebie. :*



Udka kurczaka pieczone młodymi ziemniakami i pomidorami
wg Jamie Oliver'a
cytuję za Anią z bloga Strawberries from Poland (z moimi uwagami)

Składniki (na 4 porcje):

700 g młodych ziemniaków, oskrobanych
4 udka z kurczaka
oliwa
400 g pomidorków cherry, sparzonych i obranych ze skórki (ale to nie jest konieczny zabieg) *
garść lisków świeżego oregano, szałwii i estragonu (posiekanych)
czerwony ocet winny
sól i pieprz

W garnku gotuję całe ziemniaki w osolonej wodzie. **

Nagrzewam piekarnik do 200 st. C.
Mięso nacieram oliwą, solą i pieprzem, umieszczam na gorącej patelni (skórką do dołu). Smażę je po 10 minut z każdej strony, po czym przekładam do blaszanej formy. Między kawałkami kurczaka rozkładam ugotowane ziemniaki. Trzonkiem od noża delikatnie je rozgniatam (nie mogą być rozwalone, mają tylko popękać).
Między ziemniaczki wkładam obrane ze skórki pomidory.

W miseczce mieszam posiekane zioła, szczyptę soli, 4 łyżki oliwy i 1 łyżkę octu winnego. Mieszam to dokładnie, po czym rozkładam mieszankę po warzywach i kurczaku. Warzywa można jeszcze trochę posolić i popieprzyć.

Piekę całość przez ok. 40 minut.

* użyłam pomidorów Lima, pokrojonych na ćwiartki (ze skórkami)
** ja nie gotowałam do miękkości, ale zdjęłam garnek z gazu i odcedziłam ziemniaki z wody, zaraz po tym jak woda mocno zawrzała

piątek, 3 lipca 2009

Letnia zupa ziemniaczana z porem, bobem i majerankiem



To był intensywny tydzień. Wyjazdy, rozjazdy, pakowania, rozpakowania, całusy na do widzenia... Potem kolejne podróże i całe dłuuugie godziny spędzone w aucie. Potem zmęczone powroty, z powieką ciężką i upragniony sen...
Lubię moment wyjazdu, bo czeka nowe, ciekawe, inne. Ale potem bardzo szybko wszystko zostaje przetasowane i właśnie powrót staje się najważniejszy. Do domu. Bo to jak w powiedzeniu, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej... Oswojone rzeczy, ulubione kąty, własna kuchnia, książki, poduszka, ciasto wcześniej przygotowane, domowe sprawy. I stęsknione dzieci.
Warto wyjeżdżać, by móc powrócić... :)

A dzisiaj zupa ziemniaczana w nowej odsłonie. Ot, taka zwykła niby zupa. :) Ale w letniej odsłonie, bo z młodych ziemniaków i dodatkiem młodego bobu. I młodego pora. I świeżych listków majeranku z własnej okiennej uprawy. :) Pyszna na powroty, oraz na każdy dzień. Spróbujcie, na pewno i Wam posmakuje. :)
Dla mięsożerców polecam z boczkiem, ale próbowałam też w wersji wegetariańskiej – smakuje równie świetnie. :)



Zupa ziemniaczana z porem, bobem i majerankiem
zainspirowana przepisem Roberta Sowy z książki “W poszukiwaniu smaku doskonałego” (z moimi zmianami)

ok. 500 g młodego bobu
4-5 średniej wielkości młodych ziemniaków
2 łyżki masła lub oliwy
2 młode pory (tylko jasne części)
2 ząbki czosnku
1 litr bulionu (np. takiego)
sól, pieprz, gałka muszkatołowa - do smaku
garść listków świeżego majeranku (lub 1-2 łyżeczki suszonego)
kilka plasterków boczku wędzonego (w wersji wegetariańskie po prostu pominąć)
100 g serka topionego (smak naturalny)

Bób krótko podgotować w osolonej wodzie (od zawrzenia wody wystarczy 5 min.). Gdy lekko ostygnie – obrać ze skórki, podzielić na dwie równe części.
Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w kostkę. Pory umyć i pokroić w plasterki.
W garnku rozpuścić masło (oliwę) i zeszklić na niej pory. Dorzucić wyciśnięte ząbki czosnku, pokrojone ziemniaki, świeżo startą gałkę muszkatołową i chwilę przesmażyć. Zalać bulionem, dorzucić połowę bobu, listki świeżego majeranku (lub suszonego), doprawić do smaku solą i gotować do miękkości warzyw (ok. 20 min.).
Zmiksować zupę na krem. Dołożyć topiony serek, a następnie jeszcze chwilę gotować, aż do rozpuszczenia serka. Doprawić do smaku pieprzem (a w razie potrzeby także i solą).

Pozostałą część bobu podsmażyć na patelni wraz z boczkiem.
Podawać zupę z dodatkiem bobu i boczku na wierzchu.
Smacznego!

sobota, 11 października 2008

Aloo tikka

Ziemniaczany Tydzień część II 3-12.X.2008

Choć to już ostatnie chwile "Ziemniaczanego Tygodnia cz. II" prowadzonego przez Olgę Smile (z blogu Smaku Imprezy) - postanowiłam choć tym jednym wpisem (i przepisem :)) dołączyć do wspólnej zabawy.

Aloo czyli ziemniaki. Aloo tikka – indyjska przekąska w postaci smażonych kotlecików z ziemniaków, serwowanych zwykle z sosem.
Do bazowych ziemniaków wedle uznania można dodać warzywa (np. zielony groszek czy groch). Kotleciki są baaardzo aromatyczne, bowiem w kuchni indyjskiej – nie szczędzi się na przyprawach. Pachną zatem i kuminem, i kolendrą, i garam masala. Ja lubię ogniście, więc dorzuciłam jeszcze odrobinę posiekanej papryczki chilli. :)
Przygotowuje się je mega szybko. Do tego konsystencja masy pozwala na łatwe formowanie, a potem bezproblemowe smażenie (co ważne, nie rozpadają się).
Podałam je w formie obiadowej, z miętowo – limonkowym brązowym ryżem i sałatką buraczkową. Było pysznie. :)





Aloo tikka

ok. 500 g ugotowanych ziemniaków
1 łyżeczka mielonego kuminu
1 łyżeczka garam masala
½ łyżeczki utartych ziaren kolendry
świeża papryczka chilii (ilość wg własnych możliwości smakowych)
½ puszki ciecierzycy (ok. 200 g)
1 żółtko
4 łyżki mąki z ciecierzycy
sok z 1 limonki
garść posiekanej świeżej mięty
sól do smaku

dodatkowo 1 jajko
dodatkowa mąka z ciecierzycy do obtaczania kotlecików
ghee do smażenia (zastąpiłam olejem z pestek winogron)


Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie. Ostudzić i przepuścić przez praskę lub potraktować tłuczkiem do ziemniaków.
Na patelni rozpuścić 2 łyżki ghee. Wsypać przyprawy: kumin, garam masala i mieloną kolendrę. Mieszając smażyć ok. ½ min. Następnie dodać odcedzoną i przepłukaną ciecierzycę, oraz drobno posiekaną papryczkę chilli. Smażyć ok. 2 min. Zdjąć z ognia, chwilę przestudzić, przełożyć do większej miski. Przy pomocy blendera zmiksować ciecierzycę (niekoniecznie bardzo gładko, grubsze kawałki mile widziane). Dołożyć ziemniaki, żółtko jaja, sok z limonki i mąkę z ciecierzycy, świeżą miętę – łyżką lub łopatką zagnieść ciasto. W razie potrzeby – doprawić do smaku solą.
Z masy formować niewielkie kulki, lekko spłaszczyć w dłoniach. Każdy kotlecik zanurzać w rozbełtanym jajku, a następnie obtaczać z wszystkich stron w mące z ciecierzycy (nadmiar strząsnąć).
Na dużej patelni rozgrzać ghee. Smażyć kotleciki z obu stron, aż do zarumienienia. Osączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
Smacznego!