Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 listopada 2016

Szał ciał i pudding zamiast pączków


Jakby to zgrabnie ująć i nie skłamać… Może tak najprościej, że nie jestem łasa na spożywcze nowinki i wcale nie tak łatwo poddaję się żywieniowym modom. 😊 W praktyce wygląda to tak, że gdy świat szaleje na punkcie „super-duper-wypasionego-niezbędnego-do-życia” składnika, przebijając się w coraz to wymyślniejszych zastosowaniach - ja długo omijam temat szerokim łukiem. Podpatruję i czekam na reakcję – zabije czy nie zabije?  😁 A tak już zupełnie całkiem serio, czekam, aż pierwszy, drugi i nawet trzeci szał minie. No nie lubię tłumu i już. Ani w życiu, ani w kuchni, ani nigdzie.  😉

wtorek, 25 października 2016

Energetyczna fasolowa z dynią i jarmużem


Tej jesieni postawiłam na aktywność ruchową. Brzmi jakbym dotąd tylko leżała, zatem stop…i jeszcze raz... :)
Tej jesieni postawiłam na zwiększoną ilość ruchu. Do dotychczasowej, wcale nie małej aktywności fizycznej, dołożyłam kolejne „co nieco”: sporo fitnessu na trampolinach i trochę zumby. Nowe wyzwania zabierają mi niemało czasu, ale też i przynoszą mnóstwo radości. Pot się leje przez całe 60 intensywnych minut, 5 dni w tygodniu.

wtorek, 20 września 2016

Pizza z pesto. Kwiecista.


W życie codzienne wkradają się rytuały. Jedne zwyczajne. Drugie niezwykłe, które z czasem może i powszednieją. A inne smakowite i choćby nie wiem ile już trwały – za nic nie chcą się znudzić. Zostają z nami na długo. Kto wie, może nawet na zawsze? Czasem z wygody, czasem z sentymentu, a niekiedy przez „zasiedzenie”. Jestem pewna, że i Ty masz takie w swoim bagażu doświadczeń?
My mamy naszą niedzielną pizzę. Nie w sobotę, nie w poniedziałek, ani w żaden inny dzień tygodnia. Domowa pizza najlepiej smakuje w niedzielę. :)

czwartek, 8 września 2016

Malujemy witraże. Makaronowe. :)


Makaron wyrabiany ręcznie, domowym sposobem towarzyszy mi od dzieciństwa, a ponieważ jestem sentymentalna, to powiem, że najlepszy wychodzi spod rąk mojej mamy. Do rosołu tnie na cieniutkie niteczki, w fasolowej fajnie sprawdzają się szerokie, dość mięsiste wstążki. Do innych przeznaczeń – jak popadnie albo jak w duszy zagra. :) Makaron mamy jest inny od mojego, trochę jaśniejszy, bardziej miękki. Domyślam się, że jego skład kryje swoje tajemnice. Ugotowany świetnie się przechowuje i nawet po kilku dniach spędzonych w lodówce, wciąż jest tak samo smaczny jak ten od razu po ugotowaniu.

piątek, 12 sierpnia 2016

Hello kabaczek!


Dzisiejsza notka będzie krótka jak sen nocy letniej. Być może najkrótsza w historii bloga. I trochę jak depesza, bo zostawiam telegraficzną wiadomość. ;-)

To już czas. Stop. Przynieś do domu kabaczka. Stop. Ugotuj w pomidorach z aromatycznymi dodatkami. Stop. Zjedz w towarzystwie ryżowo – kokosowych naleśników. Stop. Smacznego! Stop.

piątek, 5 sierpnia 2016

Racuchy. Z ricottą i jagodowym sosem.


Prawdę mówiąc, jest to jedna z tych łatwych, szybkich i przyjemnych potraw, o które warto się pokusić o każdej porze roku, a już szczególnie teraz, w okresie letnim, gdy z przyjemnością możemy wybierać i przebierać w pysznych, świeżych owocach.
Te pyszności sprawdzą się o każdej porze dnia: na śniadanie i na kolację, a my – wierzcie lub nie – zjadamy je nawet w ramach lekkiego obiadu.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Taka frittata!


Czy tylko mnie wydaje się, że lato tego roku biegnie jak szalone...?
Mam wrażenie, że zaledwie wczoraj ruszałam na urlop w toskańskie okoliczności przyrody, tymczasem nie wiedzieć kiedy minęły 3 tygodnie, jak na nowo musiałam przyzwyczajać się do tej zwykłej, najzwyklejszej codzienności i obowiązków. Półmetek wakacji mamy za sobą, a ja po prostu nie wiem w jaki sposób tak szybko przeminęło?
Gdyby tak zwalniacz czasu był do kupienia – byłabym pierwsza w kolejce. :) Wcisnęłabym dłuuugie „stop!” na czas kanikuły - tak bardzo długie, że w końcu nawet ja zatęskniłabym za jesienią (ale już nie za zimą ;-)).

poniedziałek, 9 maja 2016

Soba. Szparagi. Sezam.


Skoro kilka dni temu wspomniałam o szparagach, a nawet przyznałam się, że to mój sezonowy „maj – raj”, nie mogę rzucać słów na wiatr i znienacka przeskoczyć na inny kwiatek. Czuję się zobowiązana pokazać cóż tam szparagowego pojawiło się ostatnio na naszych talerzach.
Pomysł nie jest ani nowy, ani szczególnie nowatorski. Prawdę mówiąc jest banalnie prosty i sama potrawa wygląda dość niepozornie. Ale skoro nam tak bardzo smakuje, może i Tobie się spodoba? :)

czwartek, 25 lutego 2016

Kolorowa fasolowa na skórce.


Nauczyłam się nie wyrzucać skórek od parmezanu. Brzmi może śmiesznie, ale okazuje się, że w suchej skórce jest mnóstwo smaku, którego zwykle nie wykorzystujemy. Kiedyś przeczytałam, że między innymi w parmezanie zamknięty jest piąty smak. Ten nie do końca uchwytny, bardzo delikatny, który trudno opisać słowami. Ani słodki, ani słony, ani gorzki, ani kwaśny - umami.
Od tamtej pory kolekcjonuję parmezanowe skórki. Rzecz jasna nie po to, żeby je podjadać. Wrzucam je do gotujących się potraw, by oddały trochę swojego ukrytego dobra. Ten sposób szczególnie dobrze się sprawdza zwłaszcza w tych przypadkach, gdy gotujemy bez mięsa (wszelkie warzywne wywary, niektóre zupy).


wtorek, 19 stycznia 2016

Batonik na zdrowie. :)


Jak internet długi i szeroki - gdzie nie spojrzę - z wszech stron atakują mnie alternatywne słodkości. Bez cukru, bez mąki, bez jajek. Nie wierzę..., czy to w ogóle może smakować...?
Ze sporą rezerwą podchodziłam do „batonikowego” tematu. Być może trend na wege – batoniki przeminie, dokładnie tak, jak przeminęła zeszłoroczna moda na owsiankę... Notabene, w temacie owsianki byłam wyjątkowo twarda i do dzisiaj nie zjadłam ani łyżeczki. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że i tym razem dziarsko ominę ten cały boom. Do czasu, gdy gotowy wyrób przypadkiem trafił w moje ręce. Był słodziutki, pożywny i naprawdę smaczny. Prawdziwa energetyczna bomba i to bez wyrzutów sumienia. :) Idealny dla aktywnych, dla ćwiczących, biegających. Idealny dla zabieganych, bo pracy przy nich tyle co nic. Więcej czekania.
Cóż, złapałam bakcyla. I Wam też polecam. :)

wtorek, 3 listopada 2015

Mango z bakłażanem. I soba.


Po raz kolejny wracam na bloga z przepisem podpatrzonym u jednego z moich kulinarnych ulubieńców. O Yottamie Ottolenghi wspominałam już kilka razy, za każdym razem w najwyższym stopniu zachwycona smakiem potraw jego pomysłu.
Tym razem moje zainteresowanie skupiło się na przepisie pochodzącym z książki „Plenty”.
Jestem wielbicielką makaronów, zatem uwagę przykuł pomysł na kluchy.
Bardzo lubimy gryczaną sobę i stosunkowo często wykorzystuję ją do przygotowania obiadu. Jednak nie wiem czy sama wpadłabym na szalony pomysł podania makaronu z mango... Tymczasem u Yottama dzieją się rzeczy ciekawe, bo na jednym talerzu z sobą ląduje nie tylko mango, ale jeszcze bakłażan i sezam, a całość potraktowana zostaje dressingiem na bazie octu winnego, cukru i przypraw, a potem odstawiona do „przegryzienia” smaków. W efekcie końcowym mamy do czynienia z makaronem na zimno, więc można by potrawę sprowadzić do rodzaju sałatki.

środa, 23 września 2015

Bakłażany wg Yotama O. (OOO! jakie cudowne!)


Ilekroć zaglądam do książek Yotama Ottolenghi (a niestety mam tylko dwie pozycje), zwyczajnie nie mogę się od nich odkleić. I wyjątkowo jak na mnie - nie chodzi o to, że tak bardzo zatracam się w fotografii, bo te akurat w książkach Ottolenghi'ego są dość proste i oszczędne, zarówno w ilościach (bo tylko część przepisów jest zilustrowana), jak i w stylizacjach potraw. Bohaterem książkowych stronic nie stają się gadżety, ale potrawa. Albo wybrany składnik.
Normalnie pewnie kręciłabym trochę nosem, bo większość kulinarnych książek zbieram – o ironio! - wcale nie dla przepisów, ale dla fotografii właśnie. :)


poniedziałek, 20 lipca 2015

Gnocchi z ricotty, z cukinią, kwiatami i miętą.


Te kluseczki smakują jak marzenie. Są delikatne, mięciutkie i wprost rozpływają się w ustach. Pachną miętą i skórką cytrynową. Można jeść bez końca i szczerze mówiąc radziłabym robić z podwójnej porcji, bo pojedynczą (jak u mnie) i owszem, jedna osoba naje się chyba do syta (zależy jeszcze jaka osoba ;-)), ale już dwie będą czuły niedosyt. :)


czwartek, 18 czerwca 2015

Słodko – słona przekąska truskawkowa


Zdarza Ci się miewać produktowe nadwyżki?
Mnie tak, od czasu do czasu... Pod wpływem impulsu, kupię na targu tego i owego więcej, niż nakazuje zdrowy rozsądek, a potem czekają te dobra na moje zmiłowanie.
Ten niechlubny proceder nie dotyczy jednak truskawek. Moja miłość do nich jest tak wielka, że choćby się waliło i paliło, i choćbym nie wiem jak dużo przyniosła ich do domu, nie pozwolę się zmarnować nawet jednej. :) Podjadamy je przez cały dzień, a ilość wypijanych koktajli (czy, jak kto woli - modnych ostatnio „smoothie”) w ciągu całego sezonu liczyć mogę spokojnie w dziesiątkach litrów.
Czerwone, truskawkowe szaleństwo to zdecydowanie najmilszy akcent u progu lata i wakacji. I chociaż jako niepoprawny łasuch najczęściej sięgam po owoce na słodko, to czasem skuszę się również na wersję wytrawną.

poniedziałek, 18 maja 2015

Na imię mi hummus. I trochę uzależniam. :)


Gdy robię hummus z myślą o sobie, to konsumpcję rozpoczynam dość prędko, w związku z czym istnieje pewna obawa, że do etapu „talerzowego” może nie dojść w ogóle.
Sprawy mają się tak...Najpierw podjadam ugotowane ziarna ciecierzycy. Ot tak, same, bez niczego. Bo lubię. :)
Potem, łyżką macham często i gęsto, w przerwach między miksowaniem. Och! Wiecie jak to jest...Sprawdzam smak pomiędzy jedną dodaną łyżką tahiny, a drugą; pomiędzy szczyptami soli, łyżkami soku z cytryny, a także między pierwszą i kolejną dolaną łyżką oliwy. Jak widać, nie próżnuję, a dopracowanie smaku jest najważniejsze. :D


czwartek, 16 kwietnia 2015

Frytki warzywne. Pieczone.


O wyższości frytek nad tłuczonym ziemniakiem lepiej nie dyskutować. Cokolwiek złego by nie powiedzieć o tych pierwszych... - postaw przed pociechą dwa talerze, a boleśnie przekonasz się, którą zawartość ochoczo wybierze.
Frytki, fryteczki, frytunie...
Osobiście nie znam dziecka, które na ich widok nie uśmiechnęłoby się od ucha do ucha. Taki zwykły ziemniak, a utopiony w tłuszczu, tyle wzbudza emocji...
No to weźmy nasze dzieciaki sposobem i dajmy im takie frytki, na jakie zasługują! :) Pełne smaku, kolorowe i niemal słodkie. :)


środa, 4 lutego 2015

Trzy oblicza guacamole


Awokado (zwane smaczliwką) to taki owoc, który nierzadko wywołuje skrajne emocje – albo się je kocha, albo nienawidzi.
Trudno powiedzieć czy przyczyną tego stanu jest jego zielony kolor (nie czarujmy się, wiele z nas ma „alergię” na zielone w kuchni ;-)), czy może ta jego nietypowa - jak na owoc - maślana, tłusta, bardzo delikatna w smaku konsystencja. Niektórzy twierdzą nawet, że awokado smakuje niczym, albo co gorsza – smakuje jak mydło...
Często deklaracja o miłości lub nienawiści zapada od razu już po pierwszej próbie konsumpcji. I o ile przychylna opinia zostaje w człowieku zwykle na całe życie (lepiej być nie może!), o tyle nieprzychylną niełatwo potem w sobie zmienić.

poniedziałek, 8 września 2014

Hello! Kuku-rydza!


Gdy portal Hello Zdrowie zaprasza do współpracy – pewne jest, że owoc kulinarnych zmagań będzie pyszny i zdrowy. Żaden tam boczek, czy cukier puder. Tutaj bilans, jakby nie liczyć – musi wyjść na plus. Na duży plus!
Tematem przewodnim schyłku lata stała się kukurydza.
Jestem pewna, że wśród Czytelników bloga znajdzie się niejeden fan tego najsłynniejszego „złota Ameryki”. :)
Jeśli macie ochotę poznać kilka ciekawych faktów na jej temat, a do tego rozgrzać się (uwaga zachwalam! ) przy przepysznej, szybkiej w wykonaniu, jednogarnkowej potrawie, którą miałam okazję zaproponować, przygotować i oczywiście uwiecznić – koniecznie zajrzyjcie TUTAJ (klik!).
W imieniu swoim i Hello Zdrowie, zapraszam serdecznie do lektury, licząc na to, że w trakcie zgłodniejecie i pobiegniecie do kuchni przygotować coś smacznego z kukurydzą w roli głównej! :) 
 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Kwiaty cukinii. Tarta.


Odsuwam od siebie myśl, że okres wakacyjny tuż tuż za nami... To niesprawiedliwe, że zima i wszechobecna ciemność zwykle wydaje się nie mieć końca, a słoneczne i promienne lato mija w okamgnieniu. Przecież powinno być odwrotnie, prawda?
Nie zaglądam jeszcze do zdjęć z letnich podróży, bo gdy człowiek zaczyna wspominać, to tak jakby już pożegnał się z latem. Próbuję odsunąć od siebie ten moment, naiwnie wierząc, że może choćby najmniejsza fala upału jeszcze mnie zaskoczy. I wygoni z miasta nad kaszubskie jeziora, choćby na chwilę, choćby na kilka prawdziwie upalnych godzin. :) 
W oczekiwaniu na ten moment, staram się nie przegapić żadnej okazji, by aktywnie spędzać wolne chwile. Uskuteczniam długie spacery, które notabene i tak zawsze kończą się na bliższym czy dalszym targu warzywnym. A w ostatnich dniach wprost całymi godzinami włóczyłam się po Jarmarku Dominikańskim – zwłaszcza po ulubionej jego części, przekopując się przez stosy staroci. Żałuję, że nie uaktywniłam popularnego obecnie licznika, by zmierzyć ilość przemierzonych kilometrów, a może i spalonych kalorii. :) O tym, jakie nowe skarby do stylizacji udało mi się w tym roku „wykopać” będzie na blogu niebawem. :) 



wtorek, 10 czerwca 2014

Późnowiosenna, tudzież wczesnoletnia pizza


Statystycznie rzecz biorąc, 9 na 10 przypadków – nasza domowa pizza świeci pomidorowym sosem. Króluje klasyka i tak lubimy najbardziej (zwłaszcza dzieci).
Od czasu do czasu łamiemy przyzwyczajenia i zamiast sosu czerwonego, na drożdżowym spodzie ląduje sos biały – raz przygotowany na bazie miękkiego serka (np. typu Philadelphia), albo mascarpone, albo po prostu z gęstej, kremowej śmietanki doprawionej na różne sposoby.