Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Strączkowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Strączkowe. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 27 czerwca 2017
Najpiękniejsze zupy powstają u progu lata :)
Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.
poniedziałek, 13 lutego 2017
Hummus wściekle różowy. Z klopsikami.
Za każdym razem, gdy szykuję w domu hummus, wydaje mi się, że lepszej wersji już nie będzie. Że ta i tylko ta, na wieki wieków, koniec i kropka. Ale szybko okazuje się, że to tyko chwilowe myślenie. Bo gdy zabieram się za przygotowanie kolejnej porcji, chęć dorzucenia jakiś nowych dodatków smakowych jest nie do pokonania. I czyż tak nie jest fajniej? Niby ta sama pasta, ale jednak inna. Inna barwa, inny smak, inny hummus, więc i o nudę trudno. ;-)
Do listy moich hummusowych faworytów dochodzi wersja wściekle różowa.
wtorek, 2 sierpnia 2016
Taka frittata!
Czy tylko mnie wydaje się, że lato tego roku biegnie jak szalone...?
Mam wrażenie, że zaledwie wczoraj ruszałam na urlop w toskańskie okoliczności przyrody, tymczasem nie wiedzieć kiedy minęły 3 tygodnie, jak na nowo musiałam przyzwyczajać się do tej zwykłej, najzwyklejszej codzienności i obowiązków. Półmetek wakacji mamy za sobą, a ja po prostu nie wiem w jaki sposób tak szybko przeminęło?
Gdyby tak zwalniacz czasu był do kupienia – byłabym pierwsza w kolejce. :) Wcisnęłabym dłuuugie „stop!” na czas kanikuły - tak bardzo długie, że w końcu nawet ja zatęskniłabym za jesienią (ale już nie za zimą ;-)).
czwartek, 25 lutego 2016
Kolorowa fasolowa na skórce.
Nauczyłam się nie wyrzucać skórek od parmezanu. Brzmi może śmiesznie, ale okazuje się, że w suchej skórce jest mnóstwo smaku, którego zwykle nie wykorzystujemy. Kiedyś przeczytałam, że między innymi w parmezanie zamknięty jest piąty smak. Ten nie do końca uchwytny, bardzo delikatny, który trudno opisać słowami. Ani słodki, ani słony, ani gorzki, ani kwaśny - umami.
Od tamtej pory kolekcjonuję parmezanowe skórki. Rzecz jasna nie po to, żeby je podjadać. Wrzucam je do gotujących się potraw, by oddały trochę swojego ukrytego dobra. Ten sposób szczególnie dobrze się sprawdza zwłaszcza w tych przypadkach, gdy gotujemy bez mięsa (wszelkie warzywne wywary, niektóre zupy).
czwartek, 12 listopada 2015
Jej Pomarańczowość Dynia!
Trudno wyobrazić sobie jesień bez dyni, prawda? Dla mnie, od wielu, wielu sezonów - to jej nieodzowny symbol, który cieszy oko na każdym kroku. Tak pięknie i zachęcająco prezentują się wystawy mojego miasta, zapraszające dyniowym uśmiechem do środka sklepów, kawiarni czy restauracji. Nie zawsze mam potrzebę wejścia do środka, ale często przystaję na krótką chwilę, aby nasycić się miłym dla oka widokiem jesiennej kompozycji.
Na moich domowych parapetach również pysznią się kolorowe, malutkie ozdobne sztuki. Dzięki nim w domu zrobiło się jakby cieplej, a w duszy powiewa nostalgia... :)
wtorek, 17 marca 2015
Fasolowa, w której łyżka prawie dęba staje.
Porządkowanie szafek kuchennych u progu wiosny to u mnie stała tradycja. Zwykle okazuje się, że suche zapasy, nie wiedzieć czemu, znów „nie wyszły”. Mogłabym to próbować zrzucić na niesprzyjającą zimową aurę, ale tak naprawdę pewnie po prostu zbyt dużo nagromadziłam... Niniejszym rozpoczynam sezon czystek i topienia w garnkach nadwyżek wszelakich.
Na początek rozprawiam się ze strączkowymi (uch! tych mam naprawdę sporo i niejeden pomysł, oraz niejeden garnek jeszcze będzie potrzebny). :)
poniedziałek, 6 października 2014
Jarmuż, soczewica i reszta ferajny.
Natury nie przechytrzę, choć trochę jeszcze próbuję. Może i aura jest (jak na razie) łaskawa, obdarowując nas przyjemnym słońcem, i bezchmurnym niebem, ale jesień, choćby najpiękniejsza...to nie to samo co lato.
Więc marznę nawet w pełnym w słońcu. W domu wciskam się w cieplutki koc. Na stopach grube skarpety. Nie wystarcza. Och! jak zimnooo!
środa, 9 lipca 2014
Cud – bób – na zdrowie!
Uff, uff, uff! Gorący okres u mnie. Gorąco za oknem i gorąco w pracy. Chłodzę się jak mogę – wodą, wentylatorem, wypadem za miasto, soczystymi owocami i letnimi sałatkami. Te ostatnie są prawdziwym wybawieniem, bo nie dość, że szybko i pysznie, to jeszcze zdrowo i sezonowo!
Dzisiaj nie będzie przepisu na blogu, ale to nie znaczy, że nic fajnego w kuchni nie wyczarowałam... :)
Lubicie bób? Ja bardzo! I to właśnie on jest bohaterem powyższego zdjęcia.
Na zaproszenie portalu Hello Zdrowie miałam przyjemność przygotować krótki materiał do rubryki Jedz Sezonowo - na temat tego letniego, zielonego warzywa.
Zajrzyjcie koniecznie (TUTAJ klik) – czeka tam propozycja na naprawdę fajną i naprawdę (!) zdrową sałatkę. :)
Smacznego!
wtorek, 5 lutego 2013
Precz z chorobami! I zupa z ciecierzycy
Mam wrażenie, że ostatnio nie robię nic innego, jak tylko użalam
się nad sobą. Co prawda, powody są poważne - w końcu zdrowie, to
największa wartość. Na szczęście, mądrzy ludzie każdego dnia
uświadamiają mnie, że do końca świata daleko. Nie jest łatwo,
głowa płata figle, ale po dłuższym wahaniu – zdecydowałam się:
nie dam się tak łatwo! :)
Dziwnie tak wracać po długiej przerwie z nowym wpisem na blogu, i
przychodzić z pustą ręką... Nie mam świeżutkich zdjęć i
nowych przepisów z wczoraj...
Ktoś na FB napisał mi kilka dni temu „Wrzuć chociaż przepis na
jajecznicę, ale zacznij” (dzięki Violu U. za motywację :)).
Tylko, że ja nawet tej jajecznicy obecnie nie mam... :(
Pomyślałam więc, że zacznę od czegoś, co może przynajmniej
część z Was - już widziała. Ta część, która odkryła nowy
miesięcznik „Moje Smaki Życia”. Tak się złożyło, że
powierzono mi w nim
rubrykę sezonową. Proponuję tylko sprawdzone i smaczne przepisy.
Możecie być też pewni, że w środku zimy nie znajdziecie tam
truskawek czy szparagów.
W najnowszym numerze, królują warzywa
korzeniowe (polecam! zdrowe i pyszne). A ja dzisiaj podzielę się przepisem z
archiwalnego już numeru Moich Smaków Życia (1/2013), gdy główną rolę grały
strączkowe.
Gęsta zupa z dodatkiem ciecierzycy - to jedna z naszych ulubionych zup. Bardzo sycąca.
Idealna na zimowy czas.
Przepis poniżej.piątek, 17 lutego 2012
Zupa strączkowa z „uciekinierek”
Dwa pączki na cały Tłusty Czwartek to wystarczająco dużo, by mieć wyrzuty sumienia, że to o dwa za dużo... Ale tłusty dzień ma swoje prawa, a kto wie..., może nawet i obowiązki. :) Kolega z pracy, który pechowo akurat się rozchorował, przysłał drogą mailową zwięzłą informację, której cała treść opiewała w całe dwa wielce pokrzepiające słowa: „pozdrawiam tłuściochów!”. Cóż, w tej sytuacji nawet obrazić się i strzelić focha – nijak nie wypada. :D
W kwestii „uciekinierek” - dalekiej drogi nie miały. Wpadły wprost do żeliwnego garnka, w którym utopiły się wraz z porcją warzyw – zamieniając się w gęstą, pożywną zupę.
Bardzo podobną zajadałam się zeszłego roku w jednej z licznych, maleńkich trattorii Wiecznego Miasta. Wyłuskiwałam z talerza składniki, kodując w głowie „ku pamięci, gdy będę gotować w domu”. A potem, przemierzając targi Rzymu – wypatrzyłam je. Kolorowe. Ogromnie miłe dla oka. :) Więc przyleciały wraz ze mną, upchane w podręcznym bagażu.
To nie problem przygotować podobną samodzielnie. Prawie wszystkie ziarenka dostępne są u nas: fasola jaś, kidney, lobhia , borlotti, czarna, mung, adzuki, ciecierzyca. Problem może stanowić jedynie dostępność (ale może u Was nie?) : suszonego bobu i zielonego groszku.
Duża dawka porządnej i zdrowej energii. :)
Ps. Niech TO (klik) zdjęcie będzie wyjaśnieniem dlaczego mówię o „uciekinierkach”. :)
Zupa ze strączkowych z makaronem
ok. 300g mieszanki ziarenek strączkowych (u mnie suszone: fasola jaś, kidney, lobhia , borlotti, czarna, mung, adzuki, zielony groszek, ciecierzyca, suszony bób)
ok. 1 litr bulionu lub wody
1 cebula
kawałek selera korzeniowego
kawałek korzenia pietruszki
2 marchwie
2 łodygi selera naciowego
różyczki brokuła
oliwa / olej do smażenia
2 liście laurowe
ok. 1/3 łyżeczki cząbru
ok. 1/3 łyżeczki estragonu
sól, pieprz do smaku
ok. 1 szkl. drobnego makaronu
natka pietruszki
oliwa extra vergine
garść świeżo utartego parmezanu (u mnie pecorino)
Mieszankę ziarenek strączkowych wrzucić do garnka, namoczyć w w zimnej wodzie i pozostawić do napęcznienia na noc.
Następnego dnia zlać wodę i uzupełnić świeżą. Gotować wraz z liśćmi laurowymi, aż ziarna będą średnio miękkie (ok. 30min.). Odcedzić na sicie.
Cebulę obrać, posiekać drobno.
Seler korzeniowy, pietruszkę, marchew – umyć, obrać i pokroić w kostki. Seler naciowy pokroić w krążki.
W oddzielnym garnku (większym objętościowo) rozgrzać olej i zeszklić na nim cebulę. Zalać bulionem lub wodą. Dodać strączkowe, pokrojone warzywa, cząber i estragon.
Gotować do miękkości. W międzyczasie doprawić do smaku solą i pieprzem. Na 10 min. przed końcem gotowania dorzucić różyczki brokuła.
Osobno ugotować makaron. Wmieszać do zupy wraz z drobno posiekaną natką pietruszki.
Zupę podawać posypaną sporą porcją świeżo tartego parmezanu (lub pecorino) i skropioną oliwą z oliwek extra vergine.
Smacznego!
wtorek, 18 stycznia 2011
Małe zmiany. I fasola nie-po-bretońsku.
Zwyczajnie, po kobiecemu nosiło mnie. :D Na zmiany. Nie żadne wielkie, ale takie maleńkie, kosmetyczne, prawie niezauważalne. :)
Na twarzy maseczka odświeżająca i masaż relaksujący sprawnymi dłońmi kosmetyczki. W domu w zanadrzu minimalne rewolucje wnętrzarskie. W kuchennych zakamarkach trochę nowych gadżetów. A na blogu nowa szata. :) Małe, a cieszy.
Mam nadzieję, że i Wam, wszystkim tu zaglądającym, spodoba się nowy, trochę prostszy i jaśniejszy w barwach wizerunek Pieprzu czy Wanilii. :)
Od czasu do czasu przychodzą takie okresy, że wprost błogosławię duże gary pełne pulpetów, gęstego lecza, zawiesistej zupy, fasolki po bretońsku i tym podobnych. Wiem, bywa nudno, gdy trzeci raz z rzędu zasiada się do tych samych smaków. No trudno. Idzie to przeżyć. Rekompensatą jest myśl, że kolejny gar z podobną zawartością zjawi się zapewne nie szybciej niż za kilka miesięcy. :)
Tym razem było inaczej. Przygotowanie potrawy typu „jednogarkowiec” nie było krzykiem rozpaczy zapracowanej matki i żony. :)
Na szczęście nie tym razem. :)
Pamiętacie niedawny wpis o fasolce adzuki z soczewicą? Zapowiedziałam już wtedy, że do fasolowych wkrótce powrócę. Słowo się rzekło. Oto dalszy ciąg moich kuchennych porządków i wietrzenia szafek. :)
Tym razem dokopałam się do popularnej wielce fasoli Jaś i mojej ukochanej ciecierzycy. Jeszcze jeden rzut oka do lodówki i decyzja podjęta: fasolka-nie-po bretońsku. :) W wolnym przekładzie oznacza to białą kiełbasę w pomidorach, z fasolą i ciecierzycą. Bez boczku, bez cebuli, i podwędzanych wędlin, które zwykle do tradycyjnej fasolki lądują.
Nie skończyło się na wielkim garze, ale na takim zwykłym, rodzinnym garnku. :)
Biała kiełbasa w pomidorach, z fasolą Jaś i ciecierzycą
5-6 białych kiełbasek wieprzowych (chodzi o surową kiełbasę)
ok. 150g suchej fasoli Jaś
ok. 150g suchej ciecierzycy (ew. 1 puszkę ciecierzycy z zalewy)
2 listki laurowe
½ łyżeczki suszonego majeranku
½ łyżeczki suszonego tymianku
szczypta cząbru (ok. 1/3 łyżeczki)
5-6 kuleczek ziaren kolendry
ok. 700 ml dobrej jakości passaty pomidorowej
sól, pieprz do smaku
szczypta sproszkowanej chilii (do smaku)
Następnego dnia wodę z namaczania odcedzić i wlać ok. 700 ml wody świeżej. Zagotować. Włożyć listki laurowe i wsypać roztarte w dłoniach suszone przyprawy. Gotować na niewielkim ogniu pod przykryciem, do czasu gdy fasola i ciecierzyca zmiękną. W międzyczasie (gdy wody jest jeszcze sporo) włożyć do garnka surowe kiełbaski i parzyć, aż nie będą surowe.
Gotowe kiełbaski wyjąć z garnka. Gdy przestygną – zdjąć z nich skórę, a mięso pokroić na dość duże kawałki.
Do garnka z dość miękką fasolką wlać passatę pomidorową. Zagotować. Doprawić do smaku solą, pieprzem i chilli. Gotować bez przykrycia jeszcze ok. 10 minut. Włożyć kawałki kiełbasek i pozostawić na ogniu na kolejne 5 min.
Podawać gorące z pieczywem.
Smacznego!
niedziela, 9 stycznia 2011
Gęste i pożywne. Fasolka adzuki z soczewicą.
Do tej potrawy nawet chleba, czy bagietki nie potrzeba. Jest tak gęsta i pożywna, że po kilku łyżkach czuję się P E Ł N A. Najedzona i pełna szczęścia. :)
Zasadniczo fasolkę adzuki można zamienić na dowolną inną odmianę. Ja obecnie, wraz z nadejściem nowego roku, zabrałam się za wietrzenie szafek. Zwłaszcza tych kuchennych. Wyciągam więc różne mniej lub bardziej zapomniane woreczki. Trzeba przyznać, że trochę się tego nazbierało (taka moja mania zbieractwa). Gdyby tak wszystko wysypać na stół i razem zmieszać... byłoby naprawdę kolorowo. :)
Wkrótce zapewne kolejne danie z fasolą na stole zagości, a tymczasem fiolete i pomarańcze smacznie w garnku zagrały.
Czerwona soczewica i fasola adzuki w sosie pomidorowym
½ szkl. fasolki adzuki
ok. 500 ml bulionu (lub wody)
Fasolkę zalać zimną wodą i zostawić do napęcznienia na noc. Następnego dnia odcedzić fasolkę. Wrzucić do garnka i zalać bulionem (lub wodą) i gotować na małym ogniu pod przykryciem, aż fasolka zmięknie.
2-3 łyżki oliwy
ok. 250g pieczarek
1 cebula
biała część pora
2 ząbki czosnku
1 czerwona papryka
ok. 1 łyżeczki suszonego oregano
ok. 1 łyżeczki suszonego tymianku
szczypta papryczki z Espelette (lub chilli)
1 szkl. czerwonej soczewicy
ok. 700 ml passaty pomidorowej
sól, pieprz do smaku
duża garść posiekanej natki pietruszki
Pieczarki obrać i pokroić w kostkę lub talarki. Paprykę pokroić w kostkę.
Cebulę obrać, drobno posiekać. Pora umyć, osuszyć, pokroić w półtalarki. Czosnek drobno utrzeć.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę, wrzucić cebulę – chwilę smażyć; dołożyć pora i mieszając smażyć dalej, ok. 3 min. , aż cebula i por się zeszklą. Następnie dołożyć czosnek, oraz pieczarki i paprykę. Dodać oregano, tymianek i szczyptę papryczki, oraz czerwoną soczewicę. Mieszając smażyć kolejnych ok. 5 min. aż warzywa zmiękną. Zdjąć z ognia.
Zawartość patelni przełożyć do garnka z gotującą się fasolką. Gotować do momentu aż fasolka zupełnie zmięknie (w razie gdyby płynu było zbyt mało, można troszkę uzupełnić wodą lub dodatkowym bulionem). Na koniec wlać passatę pomidorową – zagotować. Doprawić do smaku solą i pieprzem (można też ponownie do smaku dodać papryczki) i gotować kilka minut. Zdjąć z ognia. Wrzucić posiekaną natkę pietruszki i wymieszać. Podawać gorące.
Smacznego!
sobota, 3 lipca 2010
Miętowe strączkowe, gdy lato cieszy. :)
Fajne rzeczy się dzieją. :) No fajne i już! :) Po pierwsze: jest lato! Lato! Lato! :) Ciepło i słońce, sandałki i spódniczki, czerwieniące się maki i motyle. Po drugie: looody! Duuużo lodów! Lody na każdą okazję i bez okazji też. :D Po trzecie: w pracy uwijamy się jak mrówki, plecy bolą, ale nic to! bo wygrany konkurs dodał skrzydeł, szampan się polał, a nam wszystkim wyrosły skrzydła i mamy chrapkę na kolejne nagrody. :D
Po czwarte: zbliża się urlop. :) Dużymi krokami. Siedmiomilowymi. I oczami wyobraźni już widzę się w pięknych okolicznościach przyrody... :D Mam zamiar... cieszyć się wspólnymi chwilami z rodziną i... nie rozstawać się z aparatem. :D
Po piąte: stragany się pięknie zielenią i czerwienią, i choćby nie wiem jak bardzo zmęczona z pracy wracam – nie potrafię sobie odmówić przyjemności, by w drodze powrotnej wstąpić na zakupy. Kilogram truskawek dziennie – to standard. Czereśnie też prawie codziennie lądują w torbie. Miejsce też znajduje się dla młodej marchewki, którą namiętnie chrupię, zwłaszcza w pracy. :) I fasolka szparagowa – moja miłość!
Czasem bób lub groszek się do mnie uśmiechnie, a ja do niego. :)
Echhh..., jak ja lubię lato!
Sałatka ze strączkowych z miętą
ok. 3 porcje
ok. 300g bobu
kilka garści strączków groszku cukrowego (miałam 300g)
1 puszka ciecierzycy – odcedzona z płynu
ok. 70-100g boczku wędzonego, cieniutko krojonego
1 czerwona cebula – pokrojona w piórka lub kosteczkę
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól, pieprz do smaku
sok z ½ cytryny
duża garść poszatkowanych liści mięty
2-3 duże garście świeżej rukoli
Bób ugotować w osolonej wodzie (lub na parze) do indywidualnie lubianej miękkości. Odcedzić, lekko ostudzić i obrać ze skórki. Groszek wyłuskać ze strączków.
Na patelni podsmażyć cienko pokrojony boczek (jeśli jest mało tłusty – lekko spryskać patelnię oliwą). Dorzucić pokrojoną cebulę i dusić kilka minut, aż ta się zeszkli i zmięknie. W razie potrzeby, można podlać odrobiną wody i poczekać aż wyparuje.
Wrzucić na patelnię bób, ciecierzycę, groszek cukrowy, pokrojone na połówki pomidorki koktajlowe. Doprawić do smaku solą, pieprzem, sokiem z cytryny, oraz dodać poszatkowaną miętę. Całość wymieszać i od razu zdjąć z ognia.
Podawać na ciepło z rukolą i pieczywem.
Smacznego!
niedziela, 25 kwietnia 2010
Colombo i marchewka z fasolą na ciepło.
Sądzę, że hasło „colombo” jest dla wielu z Was dobrze już znane. W każdym razie, na pewno tym, którzy są stałymi bywalcami na blogu „Moja kuchnia”. Jego właścicielka Bea, o przyprawach wie chyba wszystko (wszak sama mówi, że to jej „bzik” :)) i co mnie ogromnie cieszy – chętnie dzieli się tą wiedzą. :) Jeśli Bea mówi, że colombo lubi się z roślinami strączkowymi – to ja biorę to jako pewnik i zabieram się za obmyślanie co by tu kulinarnie popełnić...
Wiem, że moja dzisiejsza propozycja nie każdego przekona, by podać ją rodzinie na samodzielny obiad. Niemniej, my właśnie takie niestandardowe posiłki obiado – kolacyjne najchętniej zjadamy. Są proste, szybkie w przygotowaniu i co nie bez znaczenia - po prostu bardzo smaczne. :)
Beatko, dziękuję za wspaniałe, pachnące przyprawy. :**

Marchewka z fasolą na ciepło
na 2 porcje
3 duże marchwie
1 puszka białej fasoli (400g)
1 czerwona cebula (u mnie 4 cebulki mini)
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka colombo
sól, pieprz do smaku
1 łyżka miodu
garść liści świeżej natki pietruszki, kolendry lub innych ulubionych ziół (u mnie tym razem była bazylia)
Dressing:
sok z 1 cytryny
1 łyżka oliwy
sól i pieprz do smaku
Wszystkie składniki dressingu wymieszać.
Cebulkę drobno pokroić. Marchew obrać, umyć, osuszyć i pokroić w talarki (grubości 3-4 mm).
Na patelni rozgrzać oliwę. Wrzucić talarki marchwi – smażyć ok. 2-3 min. Dodać cebulkę, a po chwili colombo. Smażyć kolejne 2 -3 min. aż cebulka się zeszkli. Podlać ½ szkl. wody (w razie potrzeby można dodać więcej). Wrzucić odsączoną i opłukaną pod bieżącą wodą – fasolkę. Doprawić do smaku solą i świeżo mielonym pieprzem. Gdy woda prawie wyparuje – dodać 1 łyżkę miodu. Mieszać, aż się rozpuści. Posypać posiekaną zieleniną.
Podawać ciepłe z dressingiem lub z samym sokiem z cytryny. Bagietka mile widziana.
Smacznego!
Wiem, że moja dzisiejsza propozycja nie każdego przekona, by podać ją rodzinie na samodzielny obiad. Niemniej, my właśnie takie niestandardowe posiłki obiado – kolacyjne najchętniej zjadamy. Są proste, szybkie w przygotowaniu i co nie bez znaczenia - po prostu bardzo smaczne. :)
Beatko, dziękuję za wspaniałe, pachnące przyprawy. :**
Marchewka z fasolą na ciepło
na 2 porcje
3 duże marchwie
1 puszka białej fasoli (400g)
1 czerwona cebula (u mnie 4 cebulki mini)
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka colombo
sól, pieprz do smaku
1 łyżka miodu
garść liści świeżej natki pietruszki, kolendry lub innych ulubionych ziół (u mnie tym razem była bazylia)
Dressing:
sok z 1 cytryny
1 łyżka oliwy
sól i pieprz do smaku
Wszystkie składniki dressingu wymieszać.
Cebulkę drobno pokroić. Marchew obrać, umyć, osuszyć i pokroić w talarki (grubości 3-4 mm).
Na patelni rozgrzać oliwę. Wrzucić talarki marchwi – smażyć ok. 2-3 min. Dodać cebulkę, a po chwili colombo. Smażyć kolejne 2 -3 min. aż cebulka się zeszkli. Podlać ½ szkl. wody (w razie potrzeby można dodać więcej). Wrzucić odsączoną i opłukaną pod bieżącą wodą – fasolkę. Doprawić do smaku solą i świeżo mielonym pieprzem. Gdy woda prawie wyparuje – dodać 1 łyżkę miodu. Mieszać, aż się rozpuści. Posypać posiekaną zieleniną.
Podawać ciepłe z dressingiem lub z samym sokiem z cytryny. Bagietka mile widziana.
Smacznego!
środa, 17 lutego 2010
Fasolka. Czarne oczko.
Gdybym tak miała dostęp do fasolek wszystkich smaków... :) TYCH fasolek! Gdybym je miała, to zdecydowanie nie chciałabym natrafić na te, które na tak długie lata zapadły w pamięci profesora Albusa Dumbledora *. :D Mnie marzy się fasolka o smaku... zupy buraczkowej mojej Babci... :) Taaak..., nie inaczej... Pozostaje to jednak w sferze marzeń tyleż dziwnych, co nierealnych.
Co do fasol wszelakich, które nie pozostają li tylko fikcją literacką, ale są na wskroś prawdziwe – to darzę je szczególnym uwielbieniem. :)
Po pierwsze: choć to zabrzmi pewnie dziwacznie, wizualnie mi się podobają. :D Do tego lubię „przesiewać” je przez palce. Najchętniej z wysoka, tak by spadając rozbiegały się na wszystkie strony. Jak koraliki nieopacznie zerwane ze sznurka...
Po drugie: fasolki kupuję, nie wiedząc co i kiedy z nich ugotuję. Moja Babcia zwykła mawiać, że spiżarnia bez fasoli to jak żołnierz bez karabinu. Podobnie rzecz miała się z ryżem, mąką i cukrem. Pionierski zestaw, który pozwoli przetrwać w razie kryzysu. Nie dziwi to jeśli wziąć pod uwagę, że Babcia przeżyła czas wojny.
Przechowuję w kuchennej szafce kilka woreczków różnych fasolowych odmian. Wspomnę choćby o: adzuki, czarnej, czerwonej (Red Kidney), fasoli „Jaś”, czarnym oczku.
Zwykle działam po prostu pod wpływem impulsu. Wyjmuję fasolkę, namaczam, pozostawiam na noc, a następnego dnia otwieram lodówkę i zastanawiam się co dorzucić do fasolowego kociołka. Takim sposobem za każdym razem pachnie i smakuje inaczej. Tym razem było zimowo. Tym razem było tak...
* Podejrzewam, że wszyscy znają najsłynniejszego w świecie profesora. Jeśli go nie znasz, to oznaczać może tylko jedno..., niechybnie jesteś Mugolem. :D
Gulasz z fasoli „czarne oczko” z mięsnymi kuleczkami
200g suchej fasoli „czarne oczko” - namoczyć w wodzie na całą noc
2 łyżki oliwy
1 średni por
1 mała cebula
1-2 ząbki czosnku
1 łyżeczka cząbru suszonego
1 łyżeczka słodkiej papryki w proszku
szczypta papryczki z Espelette (opcjonalnie)
ok. 700 ml dobrej jakości przecieru pomodorowego (albo pulpy pomidorowej)
sól, pieprz do smaku
garść posztakowanej natki pietruszki
Fasolkę gotować w wodzie z namaczania, aż będzie prawie miękka.
Por i cebulę drobno pokroić. Wrzucić do garnka z grubszym dnem z rozgrzaną oliwą. Smażyć na niewielkim ogniu, aż się ładnie zeszklą. Dodać przetarty czosnek, cząber, słodką paprykę, papryczkę z Espelette i jeszcze bardzo króciutko przesmażyć, mieszając. Dodać ugotowaną i odcedzoną fasolkę, i pomidorowy przecier. Zagotować. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Gotować na małym ogniu pod przykryciem, aż fasolka zupełnie zmięknie (ale się nie rozgotuje!).
Mięsne kuleczki
250g mielonego mięsa drobiowego (u mnie z indyka)
½ świeżej lub lekko czerstwej bułeczki pszennej mocno rozdrobnionej (np. malakserem)
duża garść poszatkowanej natki pietruszki
Wszystkie składniki dobrze wymieszać. Uformować kuleczki wielkości małego orzecha włoskiego. Wrzucić do garnka z wrzącą, osoloną wodą. Od momentu ponownego zawrzenia wody – gotować ok. 5 min. Wyjąć gotowe kuleczki z wody i przełożyć do fasolowego gulaszu.
Dodać sporą garść natki pietruszki. Wymieszać.
Podawać gorące.
Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)