Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ricotta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ricotta. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 sierpnia 2016

Racuchy. Z ricottą i jagodowym sosem.


Prawdę mówiąc, jest to jedna z tych łatwych, szybkich i przyjemnych potraw, o które warto się pokusić o każdej porze roku, a już szczególnie teraz, w okresie letnim, gdy z przyjemnością możemy wybierać i przebierać w pysznych, świeżych owocach.
Te pyszności sprawdzą się o każdej porze dnia: na śniadanie i na kolację, a my – wierzcie lub nie – zjadamy je nawet w ramach lekkiego obiadu.

czwartek, 30 lipca 2015

Kwiaty cukinii faszerowane trzema serami


Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce na toskańskiej ziemi. I wyglądało jak... porażenie prądem. Jeden kęs i bum! Zachwyt i fajerwerki! :)
Od tamtej pory minęło blisko dziesięć lat, a ja do dzisiaj największym sentymentem darzę jadalne kwiaty w postaci, którą wtedy poznałam. To już tradycja: gdy w moje ręce trafiają żółciutkie kwiaty cukinii – w pierwszej kolejności zanurzam je w tempurze (albo cieście naleśnikowym) i głęboko smażę. Można chrupać bez końca, takie to pyszne, choć o diecie niestety należy zapomnieć. ;-)
Kolejne pęczki zjadamy już w nieco bardziej urozmaiconej formie. Bo jadalne kwiaty dają wiele możliwości.


poniedziałek, 20 lipca 2015

Gnocchi z ricotty, z cukinią, kwiatami i miętą.


Te kluseczki smakują jak marzenie. Są delikatne, mięciutkie i wprost rozpływają się w ustach. Pachną miętą i skórką cytrynową. Można jeść bez końca i szczerze mówiąc radziłabym robić z podwójnej porcji, bo pojedynczą (jak u mnie) i owszem, jedna osoba naje się chyba do syta (zależy jeszcze jaka osoba ;-)), ale już dwie będą czuły niedosyt. :)


wtorek, 5 sierpnia 2014

Racuchy z ricotty. Z bobem i miętą.


Pierwszy tydzień urlopu przynosi dziką radość i sporą dawkę emocji. Wiadomo: nowe i długo oczekiwane! :)
Niecierpliwie wypatrujemy kolejnych wędrówek, atrakcji, odkrywania nowych miejsc i smaków. Chwile biegną tak szybko, że chciałoby się postawić znak STOP, aby zatrzymać pęd czasu.
Wolniej! wolniej!
Ani się obejrzymy, a wkrada się tydzień drugi, znów szybko wydzierając dzień za dniem. Od tego pierwszego różni się tylko tym, że niebezpiecznie wzrasta nasze poczucie nieuchronnego powrotu do domu.


środa, 14 sierpnia 2013

Kwiatowy apel(ik)


Mają tylko jedną wadę: niełatwo je kupić.
Trochę to irracjonalne, zważywszy na to, że cukinie, podobnie jak dynie – to żaden rarytas i z powodzeniem są u nas uprawiane.
Zadaję sobie pytanie: ile jeszcze czasu musi upłynąć, by kwiatowa świadomość zagościła na naszym rynku spożywczym? Bo przecież na stołach wielu Polaków - gości już od dawna!

czwartek, 22 marca 2012

Wiosenne tarteletki szpinakowe


Wiem, wiem... Nie dałam Wam wczoraj łatwego zadania, zważywszy, że i wskazówki były zerowe. :D
Propozycje nadzienia tarteletek celowane były w słodkie nadzienie i jestem przekonana, że w dużej mierze sugerowaliście się notką o konkursie zorganizowanym wraz z Tchibo na słodki wypiek.
A tymczasem, ja nie biorę udziału w konkursie, więc mnie żadne zasady  jego nie obowiązują i skrzętnie z tego korzystam. :)


Wiosna, zwłaszcza ta w początkowej fazie – przede wszystkim kojarzy się z zielenią, więc idąc tym śladem przygotowałam wytrawne, zielone mini – tarty.
(Brawo Anno – Apsik! Byłaś najbliżej! :))
Upiekłam je w formach tarteletkowych, pochodzących z wiosennej kolekcji Tchibo „Czas na wypieki”. Ich wielką zaletą jest ruchome dno, pozwalające w bardzo wygodny sposób wydostać  wypiek w nienaruszonej formie. Dla mnie to szczególna zaleta, zwłaszcza wtedy, gdy przyjmuję gości i każdego mogę poczęstować pięknie podaną porcją.

Jeśli chodzi o tarteletki szpinakowe są bardzo proste w przygotowaniu i nie ma przy nich szczególnie wiele pracy. Przygotowanie farszu jest dziecinnie proste, a kruche ciasto można przygotować dzień czy dwa wcześniej i przechować w lodówce. Wykorzystałam tutaj mój ulubiony przepis na kruchy spód do tart wytrawnych, w którym nie ma jajek. Jest dużo bardziej kruchy i o wiele bardziej delikatny, niż ten w wersji  jajecznej.
Jeśli lubicie szpinak i tarty na słono – polecam bardzo!
A może ktoś z Was dzięki takiemu wypiekowi – szpinak polubi? :) Warto spróbować! :)


Prawdopodobnie też już po raz ostatni przypominam Wam,
że jutro o północy mija termin przysyłania zgłoszeń do konkursu
WIOSENNE ZDJĘCIE SŁODKIEGO WYPIEKU.
Nie przegapcie tej ostatniej szansy! :)
Szczegóły konkursu znajdziecie TUTAJ (klik!).


Tarteletki szpinakowe
(proporcje na 4 foremki o średnicy 12cm)

Kruche ciasto:
200g mąki pszennej (polecam krupczatkę)
100g zimnego masła (prosto z lodówki)
2 łyżeczki cukru
ok. ½ łyżeczki soli
1-2 łyżki bardzo zimnej wody

Mąkę i masło wrzucić do malaksera (lub do robota kuchennego, lub wyłożyć na stolnicę). Miksować (lub posiekać nożem), aż do pojawienia się małych grudek. Dodać cukier i sól – znów króciutko zmiksować. Dodając po 1 łyżce zimnej wody – zagnieść szybko ciasto (powinna powstać zwarta kula).
Uformować z ciasta wałek o grubości ok. 4-5cm. Zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez ok. 30 min.

Farsz:
ok. 150g mrożonego szpinaku (albo duży pęczek świeżego; mrożonego nie trzeba wcześniej rozmrażać)
1 łyżka oleju do smażenia
2 ząbki czosnku
ok. 1 łyżeczki colombo (albo dowolnej innej mieszanki curry)
2 duże jaja
1 op. (250g) ricotty
garść świeżych listków mięty (u mnie ok. 2 łyżek po posiekaniu)
sól, pieprz do smaku


Jeśli mamy szpinak mrożony:
Na patelni rozgrzać olej, włożyć mrożony szpinak i na niewielkim ogniu dusić, aż się całkowicie rozmrozi. Dodać drobno utarty czosnek i doprawić colombo – mieszając, smażyć jeszcze ok. 1 min.
Zdjąć z ognia i pozostawić do ostygnięcia.

Jeśli mamy szpinak świeży:
Szpinak umyć, osuszyć, pokroić w paski. Na patelni rozgrzać olej, wrzucić szpinak i czosnek - króciutko przesmażyć. Doprawić colombo – mieszając, smażyć jeszcze ok. 1 min.
Zdjąć z ognia i pozostawić do ostygnięcia.

W międzyczasie w misie rozkłócić jajka. Mieszając, dodać ricottę. Na koniec, do gładkiej masy wmieszać ostygnięty szpinak, posiekaną miętę, doprawić do smaku solą i pieprzem.

Piekarnik rozgrzać do temp. 180st.C.Foremki wysmarować masłem. Dno foremki można wyłożyć przyciętym do wymiaru krążkiem papieru do pieczenia (niekoniecznie).
Schłodzone kruche ciasto podzielić na 4 równe krążki. Każdy z nich rozwałkować cienko, tak by odpowiadał średnicy foremki z zapasem na wyłożenie pionowych ścianek (czyli ok. 15cm średnicy). Wylepić ciastem foremki. Kruche spody upiec „na biało” przez ok. 15-20 min. (można w tym celu ułożyć na wierzchu większe okręgi papieru do pieczenia i wsypać np. suszoną fasolę; po podpieczeniu spodów zdejmujemy papier wraz z obciążeniem).
Na spody rozkładamy farsz szpinakowy. Ponownie wkładamy do piekarnika i pieczemy ok. 35-40 min, aż masa się zetnie.
Gotowe wyjmujemy z foremek (odklejamy papier, jeśli wykładaliśmy nim spód).
Podajemy gorące. Ale smaczne są również na zimno.
Smacznego!

czwartek, 1 września 2011

Jesień w Lawendowym Domu i wciąż zielone śniadanie


Jesień zbliża się wielkimi krokami. Gorąca herbata z cytryną zastąpi orzeźwiającą lemoniadę. A nieśmiertelna szarlotka ze szczyptą cynamonu w końcu wyprze letnie, kolorowe desery. Może częściej zaszyjemy się w domu i zamiast rowerowej przejażdżki wybierzemy książkę, lub lekturę w sieci... Zanim jednak deszcz i wiatr pomaluje nasz świat na szaro i buro, może skusicie się na lekkie, zielone śniadanie z dodatkiem soczystych, pachnących pomidorów?
Dzisiaj i ja, ze swoim małym, kulinarnym wkładem, mam przyjemność zaprosić Was wszystkich do lektury nowego, gorącego jeszcze, najsmaczniejszego kwartalnika w sieci. Jesienne wydanie Lawendowego Domu jest całe dla Was!




Racuchy z ricotty ze szpinakiem
prezentowane w Lawendowym Domu - Jesień 2011

1 duży pęczek szpinaku (lub zamiennie ok. 200g mrożonego)
1 łyżka oliwy
2-3 ząbki czosnku
szczypta soli i pieprzu
1 łyżeczka colombo lub dowolnej mieszanki curry

oraz
500g ricotty
3 jajka (4 jeśli są małe)
5-6 łyżek przesianej mąki pszennej
sól, pieprz (do smaku)
½ łyżeczki colombo lub dowolnej mieszanki curry
olej do smażenia (np. słonecznikowy lub z pestek winogron)

Szpinak umyć, osuszyć, pokroić w paski. Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić szpinak i czosnek - króciutko przesmażyć. Doprawić colombo, solą i pieprzem – mieszając, smażyć jeszcze ok. 1 min.
Zdjąć z ognia i pozostawić do ostygnięcia.

W międzyczasie w misie rozkłócić jajka. Mieszając, dodawać kolejno ricottę, mąkę i colombo. Na koniec, do gładkiej masy wmieszać ostygnięty szpinak i doprawić do smaku solą i pieprzem.

Na czystej patelni rozgrzać olej. Nakładać łyżką kopczyki masy, lekko rozpłaszczyć i smażyć z obu stron na złoty kolor. Gotowe odkładać z patelni na papierowy ręcznik (wchłonie nadmiar tłuszczu z racuchów).
Podawać na ciepło z sałatką pomidorową.
Na zimno również są smaczne.


Pomidory z dressingiem

3-4 pomidory
garść listków świeżej bazylii
ok. 3 łyżki oliwy extra vergine
ok. 1 łyżeczki octu balsamicznego
sól, pieprz (do smaku)

Pomidory umyć, osuszyć, pokroić na duże kawałki. Wrzucić do miseczki. Dodać oliwę, ocet balsamiczny i porwane listki bazylii. Wymieszać. Doprawić do smaku solą i pieprzem.

niedziela, 27 marca 2011

Gdzie ona? Gdzie???


Znów padał śnieg. Co prawda z deszczem, ale śnieg to śnieg. Wiatr targał włosy. A w ręce było mi tak zimno... Rękawiczki zostały w domu. Czapka też.
Nie wiem, czy wiosna kpi sobie tylko ze mnie? Czy data 21 marzec już zupełnie nic nie znaczy...? ;-)


Szukam pąków na drzewach. Nie znajduję. Szukam pierwszych źdźbeł soczyście zielonej trawy. Nie znajduję. Nasłuchuję „marcujących” kotów. Nie słyszę. Nawet ptaki rano nie śpiewają zbyt ochoczo.
Słońce od czasu do czasu przyświeca, ale brakuje mu jeszcze tej ciepłej radości.
A ja bym chciała już jak w piosence... „Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr!” Chciałabym zrzucić zimową kurtkę i wyprowadzić mój kwiecisty rower. :)
Wiosno! Czy to tak wiele???


Za to w kuchni przeprowadzam rewolucje. Właśnie na przekór wszystkiemu – już wiosenne. Albo prawie wiosennie. Z nadzieją, że lada chwila eksploduje cała nowalijkowa gama, którą będę zachłannie czerpać garściami...



Mini tarty z ricottą i serem pleśniowym
(6 szt.)

250g ciasta francuskiego (użyłam gotowego, wybieram to robione na maśle, jest zdecydowanie smaczniejsze!)
250g ricotty
100g sera pleśniowego (wybrałam ser o złocistej barwie)
2 jaja
100g boczku pokrojonych w cieniuteńkie, wąskie plasterki
garść orzechów laskowych
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz do smaku
szczypta papryczki z Espelette

Orzechy laskowe pozbawić łusek. W tym celu uprażyć je na suchej patelni (uważać by nie przypalić), a następnie jeszcze ciepłe rozcierać przez czystą ściereczkę. Obrane orzechy z grubsza posiekać.
Pokrojone wstążki boczku przesmażyć na patelni. Odsączyć na papierowym ręczniku z wytopionego tłuszczu.
Do większej miski wbić jaja – rozkłócić. Dodać ricottę, świeże listki tymianku, sól, pieprz i papryczkę z Espelette – do smaku. Wszystko dokładnie wymieszać.
Ciasto francuskie podzielić na 6 części wielkością i kształtem odpowiadających foremkom (u mnie były to prostokątne foremki o wymiarach 10x6x4,5cm). Dno i boki każdej foremki wyłożyć papierem do pieczenia. Następnie wyłożyć ciastem. Do środka nakładać masę serową. Na wierzchu pokruszyć serem pleśniowym i orzechami.
Piec w piekarniku nagrzanym do 180 st.C przez ok. 20 min, aż ser się zarumieni, a masa zetnie.
Podawać ciepłe.
Smacznego!

czwartek, 11 czerwca 2009

Ravioli zapiekane w pomidorach.

Słowa... Dźwięczne jak ulubiona muzyka, które spowodowały, że serce matki wypełnione zostało radością aż po sam brzeg. :) Duma rozpiera i tylko patrzeć czy nie eksploduje. :) Bycie matką jest piękne, nawet gdy czasem chmury przynoszą deszcz. Przecież i tak po nich zaświeci słońce... Moje właśnie świeci z wielką mocą, a ja jestem taka dumna, taka dumna... :)



Jako wzrokowiec, odczuwam pewien przywilej (być może tylko urojony ;-))... Gdy wpadnie mi w oko w kulinarnej książce lub czasopiśmie ciekawie wyglądająca potrawa – to czuję się ze wszech miar zwolniona z obowiązku czytania do niego przepisu. :)
Ze zdjęciem zamkniętym pod powieką, idę do kuchni, kręcę się po niej, wyciągam, siekam, miksuję, w końcu mieszam w parującym garnku. :) Dawniej, nie raz i nie dwa, moje próby ponosiły klęskę. ;-) Ale z biegiem lat i doświadczenia – takie wpadki zdarzają się coraz rzadziej. Na stół trafiają talerze z potrawą niekoniecznie identyczną, jak ta, która przykuła wzrok na zdjęciu. Bo zdjęcie jest tylko inspiracją, impulsem do własnej kulinarnej inwencji twórczej.
I chyba to w kulinariach lubię najbardziej... poszukiwania, eksperymenty, oraz niekończące się morze możliwości. :)

Moja dzisiejsza propozycja obiadowa – zrodziła się w głowie podczas przeglądania czerwcowego numeru miesięcznika “Sól i pieprz” (ten sam, w którym Kasia z bloga Pokrojone doprawione - miała przyjemność zagościć). Wzrok spoczął na zdjęciu, a w tytule obok przeczytałam “ravioli z serem i pomidorami”. To mi wystarczyło. Liczył się sam pomysł – reszta poszła z górki. :)
Polecam z całego serca! Jest pyszne! Przy najbliższej okazji przygotuję taką formę ravioli dla moich gości. :)


Ravioli serowe zapiekane w pomidorach

Sos pomidorowy:
400g dobrej jakości pulpy pomidorowej
2 drobno utarte ząbki czosnku
duża garść posiekanych listków bazylii
2 łyżki oliwy extra vergine
½ łyżeczki octu balsamicznego
sól, pieprz do smaku

W miseczce mieszamy wszystkie składniki. Odstawiamy do lodówki na min. 1-2 godziny.

Ciasto:
2 jajka
ok. 200g semoliny (lub innej mąki, np. krupczatki)

Z jajek i semoliny zagnieść elastyczne ciasto makaronowe. Ciasto nie powinno być zbyt mokre i klejące. W zależności od wielkości użytych jajek – może okazać się konieczne dosypanie 1-2 łyżek mąki.
Uformować z ciasta wałek (ok. 5 cm średnicy) i szczelnie zawinąć w folię spożywczą. Odłożyć na pół godzinki, by ciasto 'odpoczęło'.

Farsz:
1,5 op. ricotty
1 kulka mozzarelli – pokrojona na drobne kawałki
1 ząbek czosnku
4-5 suszonych pomidorów z zalewy oliwnej (lub jeśli w stanie suchym – to rozmiękczonych przez zanurzenie na kilka minut we wrzątku) – pokrojone w drobną kosteczkę
sól, pieprz do smaku
duża garść posiekanych listków bazylii

Wszystkie składniki włożyć do miski I dobrze wymieszać.

dodatkowo:
1 kulka mozzarelli lub innego łatwo topliwego sera – pokrojona w cienkie plastry lub kostkę



Z ciasta makaronowego wykrawać kawałki ciasta – rozwałkowywać w dłuższe prostokąty (szer. ok. 10-12 cm). Pozostałe ciasto z powrotem zawijać w folię spożywczą, by nadmiernie nie wyschło. Wzdłuż jednej z dłuższych krawędzi układać po czubatej łyżeczce farszu, zachowując między nimi niewielkie odstępy. Przykryć farsz “czystą” częścią płata ciasta (patrz na zdjęcie powyżej), a następnie przy pomocy karbowanego radełka – wykrawać niewielkie, kwadratowe pierożki.
W dużym garnku zagotować sporą ilość osolonej wody. Partiami wrzucać ravioli, gotować krótko – po wypłynięciu na wierzch pierożków i ponownym zawrzeniu wody – są już gotowe. Wybierać łyżką cedzakową. Odłożyć na talerz do odparowania.

Piekarnik rozgrzać do temp. 200 st.C.
Na dno naczynia żaroodpornego (jedno większe, lub kilka mniejszych na indywidualne porcje) włożyć warstwę sosu pomidorowego (niedużo, tyle tylko by pokryła dno). Układać pierożki, przekładając pozostałym sosem (chodzi o to, by każdy pierożek w miarę możliwości był otulony sosem). Na wierzchu rozłożyć kawałki dodatkowej mozzarelli.
Zapiekać do czasu, gdy wierzchni ser się rozpuści i lekko zezłoci. Podawać ciepłe.
Smacznego!