Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryby. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 grudnia 2015

Wystrzałowe śledzie


Rybka, która lubi pływać? Śledź! Wypływa na wierzch w okresie przedświątecznym i aż do końca karnawału pojawia się, a to w oleju, a to w śmietanie, zasilając wszelkie domowe i niedomowe imprezy.
Przygotowanie śledzi jest banalnie proste, a najwięcej czasu zabiera moczenie ich w świeżej wodzie. To dość ważny etap i nie warto go nadmiernie skracać, bo filety śledziowe pochodzące z solanki są dość mocno słone. Jeśli lubisz wyraziste, słone smaki, powinny wystarczyć 2-3 godziny „odsalania”, jeśli wolisz łagodniejsze – wydłuż jeszcze trochę czas moczenia filetów. W każdym przypadku należy przynajmniej 2-3 razy wymienić wodę na świeżą. Potem odsączamy porządnie z wody i pozostaje już tylko określić na jakie dodatki smakowe mamy ochotę. Możliwości w zasadzie są przeogromne, warto eksperymentować i próbować nie tylko tradycyjnych zestawów.


niedziela, 14 czerwca 2015

Łosoś teriyaki ze szparagami


Jest kilka takich składników, które zajmują ważne miejsce w moich kulinarnych poczynaniach. Jednym z nich jest sos sojowy. Uważam go za genialną przyprawę i często po prostu zastępuje mi sól. Ale sos sojowy to dopiero początek, bo od niego (a w zasadzie na jego bazie) wywodzą się inne, równie świetne sosy, a wśród nich chyba mój ulubiony – teriyaki.
Po raz pierwszy zetknęłam się z nim już jakiś dłuższy czas temu w restauracji sushi. Od tamtej pory często gości w moim domu i dbam o to, by choćby najmniejsza buteleczka zawsze znajdowała się w lodówce. Co prawda sos teriyaki podobno w bardzo łatwy sposób można wykonać samemu w domowych warunkach. Wystarczy połączyć sos sojowy z mirin (lub sake) i miodem (lub cukrem trzcinowym) i podgotować, by płyn się zredukował i nieco zgęstniał. Uczciwie przyznaję, sama na produkcję się jeszcze nie porwałam i idąc na skróty – kupuję gotowy


wtorek, 7 kwietnia 2015

Łosoś w 4M (miso, mirin, mango, marchewka)


Świąteczne, rodzinne ucztowanie jest cudowne. Ale cieszę się, że święta nie trwają dłużej, bo z każdym dniem coraz trudniej byłoby mi usiedzieć przy stole. :) Nosi mnie. Och! jak bardzo mnie nosi! Zwłaszcza teraz, gdy wiosna wdziera się do codzienności.
Z radością myślę o każdej chwili, którą spędzę poza domem. Tęsknię już bardzo za długimi spacerami, za rowerową przejażdżką, za zielonym targiem i ciepłymi promieniami.
Miła jest mi myśl, że to wszystko już, już na wyciągnięcie ręki. :)


poniedziałek, 9 lutego 2015

Sałatka poezja. Z sezamową nutą.


O tym, jak wdzięcznym owocem jest awokado, pisałam ostatnim razem, dlatego dzisiaj oszczędzę ponownych kwiecistych opisów. :)
Dość powiedzieć, że odkąd niedawno weszłam w posiadanie kilku dorodnych sztuk przepysznej (delikatnie orzechowej) odmiany Haas – staram się jak najlepiej je spożytkować. Najlepiej oznacza, jak najmniej przetworzyć.
Raz przyrządzam wspomniane już guacamole. Inne ot tak, po prostu kładę w plasterkach na kanapkę, okraszone jedynie maleńką szczyptą soli i dodatkową kapką oliwy (najchętniej tej, w której przetrzymuję suszone pomidory) lub dobrej jakości olejem rzepakowym (koniecznie tłoczonym na zimno).


poniedziałek, 3 listopada 2014

Podjadając sobie sobę. Z łososiem i brokułem.


Październik minął w zasadzie gdzieś w międzyczasie. Przez ostatni miesiąc prawie nie odrywałam się od aparatu. Sesja tu, sesja tam. Trochę marzy mi się maleńki urlop, najchętniej gdzieś, gdzie nie brakuje słońca i temperatur powyżej 20 stopni. :) To niestety póki co pozostaje jedynie w sferze marzeń - taki lajf... ;-)


środa, 10 kwietnia 2013

O córce rybaka



Są tacy, którzy z racji mojego zamieszkania - nazywają mnie „córką rybaka” (heh, tylko w przenośni! nie dosłownie :)). Jednak jak na mieszkankę Wybrzeża – zadziwiająco mało ryb jadam. Nigdy też nie byłam ich wielką fanką. Od czasu do czasu – proszę bardzo, nie ma sprawy, ale żeby od razu regularnie z kalendarzem w ręku...? Co to, to nie... Wszelkie statystyki spożycia – zdecydowanie zaniżam. 



wtorek, 19 czerwca 2012

A co u rybki?



Czy wśród moich Czytelników jest jeszcze ktoś, kto udział w konkursie pozostawił „na potem”?
Jeśli tak, to przypominam, że czas powoli dobiega końca. Nie czekajcie dłużej!
A tym, którzy wcześniej nie natrafili na konkursowy wpis – podpowiadam, że na blogu trwa właśnie prosta i przyjemna zabawa z nagrodami. 

Do wygrania są przydasie marki Zeal, ufundowane przez sklep z akcesoriami kuchennymi (klik).
Wszelkie szczegóły dotyczące konkursu, znajdziecie TUTAJ (klik).
Termin pozostawiania komentarzy konkursowych upływa 21 czerwca (o północy).


W temacie „rybki” - monotematycznie, czyli jak zawsze u mnie -  łosoś. :)
Cóż, okazuje się, że mieszkanie nad Zatoką i teoretyczny dostęp do świeżych, morskich ryb – nie gwarantuje praktycznego wykorzystania potencjału.
Flądry nie lubię, za śledziem nie gonię, a dorsza jadam od przypadku do przypadku. Za innymi rybami również szczególnie nie szaleję. (Dla odmiany tęsknię za świeżymi krewetkami, ośmiorniczkami, kalmarami i innymi stworami :)).
Ale łosoś, od zawsze na TAK! :) Chętnie i na wszelkie sposoby. 


Dzisiaj proponuję letni, lekki obiad, który z powodzeniem może zamienić się w drugie śniadanie, zabierane do pracy i jedzone na zimno w postaci sałatki.
Mięso ryby macerowałam w soku z cytryny i ugotowałam na parze. Dzięki niezbyt długiemu procesowi parowania – mięso zachowuje soczystość i kruchość.
Podałam z cytrynowo - koperkowym kuskusem, młodą marchewką i... rzodkiewką dla lekkiego zaostrzenia smaku.
Jadłam obie wersje: na ciepło i na zimno. Obie mi bardzo smakowały.
Zatem i Wam polecam! :)

Ps. Oczywiście na dzisiejszych zdjęciach znów zawitały drobne akcesoria ze sklepu www.szefkuchni.pl


 
Koperkowy kuskus z łososiem i warzywami
(na 2 porcje)

ok. 250g łososia bez skóry
sok z 1 dużej cytryny
kilka gałązek koperku

Łososia umyć i osuszyć. Ułożyć w płaskim naczyniu, skropić sokiem z cytryny, dodać koperek. Pozostawić na ok. 30 min. do zamarynowania.

Oraz:
2 młode marchewki
kilka rzodkiewek
½ szkl. kuskus
szczypta soli (ok. 1/8 łyżeczki)
sok z ½ cytryny
ok. 1-1 ½ łyżki posiekanego drobno koperku
sól, pieprz do smaku
ew. dodatkowa cytryna do smaku

Oczyszczone marchewki pokroić w cienkie słupki, a rzodkiewki w plasterki.
Łososia posolić i ugotować na parze (ok. 20 min.). Na ok. 3-4 min. przed końcem gotowania – do łososia dołożyć słupki marchewki (marchewka po parowaniu powinna być jędrna i ciągle lekko twarda).
W międzyczasie gdy łosoś się gotuje – przygotować kuskus: suche ziarenka wrzucić do miseczki, wymieszać ze szczyptą soli, oraz zalać mieszanką soku z cytryny i niewielkiej ilości wrzątku (płynu powinno być tyle, by po zalaniu wystawał ponad ziarenka na ok. 2-3mm). Przykryć talerzykiem i pozostawić na kilka minut do wchłonięcia.
Gotowy kuskus rozbić - „drapiąc” widelcem. Wmieszać posiekany koperek i doprawić do smaku pieprzem, ewentualnie dodatkowo solą.
Podawać z dodatkiem parowanego łososia, z marchewką, rzodkiewką i ćwiartkami cytryny.
Podawać na ciepło. Ale na zimno jest równie smaczne i bardziej sałatkowe.
Smacznego!

piątek, 2 grudnia 2011

Śniadaniowe trele – makrele :)


Na mojej północy - zimy ani słychu, ani widu...
Czekam więc, aż chłodny dywan zaściele ulice, a białe płatki pokryją mi czapkę w drodze do pracy.
Za to w moich garnkach i na talerzach nieco kaloryczniej, nieco tłuściej...
Po domu rozszedł się już nawet aromat pierniczków, które jak co roku trafią do szkoły syna na świąteczny festyn.


A w kuchni Lawendowego Domu (klik) zawrzało i zapachniało świętami.
Zajrzyjcie koniecznie do magazynu! Znajdziecie tam mnóstwo inspiracji na pyszne, zimowe kucharzenie.
Ja ze swej strony zapraszam do działu śniadaniowego. A w nim „Trele – makrele”, niekoniecznie dietetycznie. :)




Smarowidło z wędzonej makreli

1 wędzona makrela
1 łyżka marynowanych kaparów
10-15 szt. czarnych oliwek
duża garść natki pietruszki
kawałek świeżej papryczki chili (lub małą szczyptę suszonych płatków)
sól, pieprz do smaku
ok. 2 łyżki majonezu

Z makreli zdjąć skórę, a jej mięso oddzielić od szkieletu, zwracając uwagę, by usunąć jak najwięcej ości.
Mięso przełożyć do miski, dodać kapary (czasem wymagają przepłukania pod bieżącą wodą), pokrojone w plasterki oliwki, poszatkowaną natkę pietruszki i drobno pokrojoną papryczkę chili (jeśli suszone płatki – to roztarte w dłoniach). Dodać majonez i doprawić do smaku solą, i pieprzem. Delikatnie wymieszać. Najlepiej pozostawić na godzinę do przegryzienia smaków. Przechowywać w lodówce pod przekryciem z folii spożywczej.

sobota, 10 września 2011

Gdy fasolka z łososiem w jednej wylądują misce...


Przytargałam do domu fasolkę szparagową. I choć to już ostatnie dni lata, to jeszcze całkiem niemało jej na straganach. Najbardziej lubię jeść ją klasycznie, mam ochotę powiedzieć, że „po polsku” - z dodatkiem świeżego masła lub jeszcze bardziej z okrasą z bułki tartej. Mmmm... Tak podawała fasolkę babcia, podawała mama i ja podaję dokładnie tak samo. W tej postaci potrafię zjeść naprawdę nieprzyzwoicie dużo... :)
Ale fasolka jest bardzo wdzięcznym warzywem i gdzie by ją nie wrzucić, z czym nie wymieszać – będzie dobrze. :)


Tym razem zainspirował mnie przepis w Delicious Magazine. Trochę go uprościłam, odejmując kilka składników i przystosowując tym samym do własnego gustu.
To proste danie, ale dzięki łososiowi dość syte. Osobiście bardzo mi smakowało. Rafałowi również. Dzieci jednak nie dały się namówić na spróbowanie. :D


Dziki ryż z łososiem, fasolką szparagową i dressingiem z wasabi
inspirowane przepisem w Delicious Magazine

1 saszetka (100g) mieszanki ryżu dzikiego i parabolicznego
duża garść (ok. 200g) fasolki szparagowej
kawałek fileta z łososia (bez skóry)
sok z 2 cytryn
ok. ½ łyżeczki pasty wasabi (lub do smaku)
garść świeżych liści mięty
sól, pieprz do smaku

Łososia umyć, osuszyć, posolić i skropić sokiem z 1 cytryny. Pozostawić na ok. 30 min.
Dziki ryż ugotować na sypko.
Fasolkę szparagową umyć, pokroić na kawałki ok. 2-3cm długości. Wrzucić do garnka z osolonym wrzątkiem i gotować bez przykrycia krótko (ok. 4-5 min.). Fasolka powinna być lekko twarda i wciąż zielona. Odcedzić z wrzątku i przepłukać zimną wodą. Pozostawić na sicie do ocieknięcia.
Łososia dowolnie: ugotować na parze, lub upiec w piekarniku lub zgrillować. Podzielić na małe kawałki.
Przygotować dressing: sok z cytryny wymieszać z pastą wasabi i pieprzem.
W naczyniu wymieszać razem ryż, fasolkę i kawałki łososia. Posypać listkami mięty i polać dressingiem.
Podawać na zimno.
Smacznego!

wtorek, 30 sierpnia 2011

Łosoś z kutra i kilka słów o oliwnej przesyłce


Wspominałam w ostatnim wpisie, że w ramach weekendowego odpoczynku udam się na dłuuugi spacer, by przegonić różne takie pracowe stresy. I pewnie właśnie tak by się skończyło, gdyby nie fakt, że pogoda cudownie dopisała i spontanicznie wyjechaliśmy za miasto. Wcale nie daleko. Nad Wisłę, blisko ujścia rzeki do morza. W sympatycznych okolicznościach przyrody rodzinnie rozłożyliśmy się z grillem, a gromadka dzieci chlapała się w dmuchanym baseniku (notabene, woda w Wiśle ma tak paskudny, bury kolor, że strach stopę weń włożyć; dzieci dostąpiły zatem zaszczytu pluskania się w wodzie mineralnej :D).
Skutkiem poniekąd ubocznym naszego nadwiślańskiego wypadu stal się zakup świeżutkiej ryby. Świeższej już się nie da, bo prosto z łodzi, którą rybacy właśnie co wracali z połowu. Ledwo dobili do brzegu, a męska część naszego grona już wybierała co piękniejszą sztukę łososia bałtyckiego. 4-kilogramowy okaz przyjechał z nami do domu. Mnóstwo pysznego rybiego mięsa! Ale uczta!


Zbaczając na chwilę z tematu rybnego...
Jakiś czas temu otrzymałam bardzo sympatyczną przesyłkę od Monini. Spodziewałam się w niej oliwy z oliwek – sztandarowego (jak sądziłam) produktu firmy. Tymczasem spotkała mnie niespodzianka, bo oprócz znanych mi już oliw extra vergine (klasycznej i smakowej), z kartonu wyjęłam ocet balsamiczny, olej ryżowy i... coś jeszcze...
Z wszystkich produktów chętnie korzystam w kuchni i nie boję się ich polecić. Olej ryżowy używałam po raz pierwszy i od razu go polubiłam za jego subtelny smak. Dodatkowy atut: nadaje się zarówno do spożycia na zimno, jak i do smażenia czy pieczenia. Zwłaszcza to ostatnie wykorzystuję nader chętnie.
W kwestii wspomnianego wyżej „czegoś”, powiem tylko tyle, że moje dłonie pokochały go od pierwszego razu. :) Mówię o największej niespodziance, jaką sprawiła mi Monini – krem z wyciągiem oliwy z oliwek. Jest wspaniały!




Wracając z powrotem do łososia. Kawałek po prostu upiekłam. Porcje ryby skropione olejem ryżowym, doprawione tymiankiem - zawinęłam wraz z pomidorami i cukinią w papier do pieczenia. Pomidory puściły podczas pieczenia sporo soku, dzięki czemu ryba wyszła bardzo aromatyczna i soczysta. Pyszny obiad mieliśmy! Co by nie powiedzieć - świeża ryba „od rybaka” smakuje o niebo lepiej, niż ta sklepowa o niewiadomym czasie „leżakowania” w lodówce...
Pozostała część łososia została potraktowana grubą warstwą morskiej soli. Za 2-3 dni opłuczę ją, a skruszone mięso pokroję w cieniutkie plasterki i zaleję olejem (zapewne właśnie ryżowym, nadaje się do tego idealnie). To przysmak mojego męża. Ja osobiście jednak wolę rybę nieco mniej surową. :)



Łosoś w papilotach z pomidorami i cukinią
(2 porcje)

2 porcje łososia (mogą być dzwonki lub tuszki)
1 średnia cukinia lub 2 małe
1-2 pomidory żółte (u mnie odmiana lima)
1-2 pomidory czerwone (u mnie odmiana lima)
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. 2 łyżeczki delikatnego w smaku oleju roślinnego do pieczenia (użyłam olej ryżowy Monini)
sól gruboziarnista (u mnie Maldon)
pieprz
opcjonalnie 1- 2 łyżeczki oliwy z oliwek (użyłam oliwę extra vergine „garlic &chili” Monini)
1 cytryna

Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C (grzałki góra - dół). Przygotować 2 duże arkusze papieru do pieczenia.
Łososia umyć, osuszyć i delikatnie posolić. Warzywa umyć i osuszyć. Pomidory pokroić w ćwiartki (wyciąć stwardniałe fragmenty gniazda nasiennego). Cukinię pokroić w plasterki.
Na środek każdego arkusza układać warstwami: plasterki cukinii – porcję łososia – plasterki cukinii – ćwiartki kolorowych pomidorów. Z wierzchu ponownie delikatnie posolić, popieprzyć, ułożyć gałązki tymianku i skropić olejem roślinnym, nadającym się do pieczenia. Boki papieru poskładać do środka, w taki sposób, by powstały zamknięte paczuszki (papiloty).
Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 min. Po tym czasie można papiloty otworzyć i przez kolejnych ok. 5 min. podpiekać (na ten czas włączyłam funkcję górnego opiekacza).
Wyjąć z piekarnika. Bezpośrednio przed podaniem skropić oliwą extra virgine i sokiem z cytryny.
Smacznego!

środa, 15 czerwca 2011

Tarta z łososiem, szparagami i koperkiem


Liczę dni. Ściślej mówiąc: odliczam. Dlaczego tak się niemiłosiernie wloką???
Odpowiadam więc sama sobie: szalona! co za bzdury, wcale się nie wloką! Przeciwnie, lecą jak szalone, nawet szybciej, niż bym tego sobie życzyła. Wciąż i wciąż czekają odkładane sprawy i spotkania (bo ciągle „coś”); letnia sukienka jeszcze wisi w sklepie zamiast na wieszaku w mojej szafie; synek ledwo co rozpoczął kolejny rok szkolny, a już lada dzień go kończy; córeczka zrobiła się samodzielna nie wiadomo kiedy; mężowi w międzyczasie wybiła równa „dziesiątka”, a mnie przybyła kolejna zmarszczka. :)
W takich właśnie okolicznościach narzekam na czas. Nie ma co ukrywać, powód jest tylko jeden: urlop. :) Wyczekany, wytęskniony, zaplanowany... Żeby już był! Najchętniej już! Teraz! W tej chwili!
Mojego zniecierpliwienia nie polepsza sytuacja w pracy. Wszyscy albo dopiero co z wczesnego urlopu wrócili, albo właśnie spacerują po plażach greckich wysp... A ja czekam... i czekam..., i czekam... Uchhhhhh....


Tyle dobrego w tym czekaniu, że sezon truskawkowy w pełni, jest więc smaczny czynnik zastępczy i umilający czas. Taki trochę na otarcie łez. I szparagi, których na mojej północy ciągle jeszcze nie brakuje na straganach. Nie przeszkadza mi, że zjadłam już w tym sezonie pokaźną liczbę pęczków. W końcu to smakołyk, a zdrowych smakołyków żal sobie odmawiać.
Zatem czekam dalej, podjadam coś smacznego...odliczając dni.




Tarta z łososiem, szparagami i koperkiem
lekko inspirowane przepisem w „Delicious” nr 5/2011
(kwadratowa blaszka 20x20 cm; 3- 4 porcje lub 2 dla bardzo głodnych)

Kruche ciasto:
160g mąki pszennej
½ łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru
80g zimnego masła – pokrojonego w małą kostkę
2 łyżki bardzo zimnej wody

Mąkę przesiać wraz z solą i cukrem na stolnicę lub do misy robota, dodać masło pokrojone na małe kawałki. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać 1 łyżkę zimnej wody i zagnieść ciasto, aż będzie gładkie. Gdyby wciąż było zbyt suche – dodać drugą łyżkę wody.
Uformować kulę, spłaszczyć ją dość mocno, zawinąć w folię spożywczą. Wstawić do lodówki na min. ½ godziny.

Nadzienie:
ok. 150 g świeżego łososia bez skóry
½ pęczka zielonych szparag (najlepiej grubszych)
ok. 8-10 pomidorków koktajlowych
100ml śmietanki 30 lub 36%
2 jaja
150g mozzarelli
dużą garść posiekanego koperku
sól, pieprz do smaku

Mozzarellę pokroić na kawałki. Najlepiej przygotować ją przynajmniej 2-3 godziny wcześniej i pozostawić na sicie, by dobrze odsączona została z płynu.
Łososia umyć, osuszyć i pokroić w grubą kostkę (ok. 2x2cm).
Umytym i osuszonym szparagom odkroić główki, a łodyżki pokroić na ok. 2cm kawałki. Pomidorki podzielić na połówki.
Foremkę wyłożyć papierem do pieczenia, lub wysmarować masłem i oprószyć delikatnie mąką,
Schłodzone kruche ciasto rozwałkować do wielkości foremki, dodając zapas po ok. 1,5 - 2cm z każdej strony (u mnie był to kwadrat 24x24cm). Spód podpiec przez ok. 10 min. W temp. 180st.C. Wyjąć z piekarnika i lekko ostudzić.
Na przygotowany spód ułożyć kolejno pasy nadzienia: szparagi -łosoś – szparagi – pomidorki – łosś - szparagi , etc, lub w dowolnie innej kombinacji.
Śmietankę rozkłócić wraz z jajami, doprawić ok. 1/3 łyżeczką soli i pieprzem, oraz wmieszać posiekany koperek. Masą jajeczną zalać warzywa na tracie. Na wierzchu ułożyć kawałki mozzarelli.
Piec ok. 30 min. w piekarniku nagrzanym do 180st. C. pod przykryciem z folii ALU. Po tym czasie zdjąć folię i przez kolejne ok. 10 min. jeszcze podpiekać, pozwalając by ser się lekko zarumienił.
Podawać ciepłe. Na zimno też całkiem nieźle smakuje.
Smacznego!

niedziela, 23 stycznia 2011

Pieczony łosoś. Pieczone ziemniaki. Mocno cytrynowe.


Przez ostatnie blisko dwa miesiące mój przekwitły zeszłoroczny zielnik stał ukryty pod wysoką śnieżną czapą. Z czasem biała pierzynka skuta została niemałą warstwą lodu. Dość smętnie to wyglądało, a ja nabierałam pewności, że te z ziół, które zaliczają się do wieloletnich – nie przeżyją takiego ataku mrozu. W duchu sobie wyrzucałam, że nie zabrałam zielnych donic do wnętrza, gdy był ku temu czas. Strata wydawała się pewna.


Tymczasem przyszła nieoczekiwana odwilż, lód spłynął, a moim oczom ukazały się zeszłoroczne, wciąż zielone listki... Zwłaszcza tymianek wygląda jakby zadrwił sobie ze srogiej zimy. :) Rozmaryn co prawda prezentuje się nieco gorzej, ale wciąż nadaje się do konsumpcji.
Tak więc, póki się da, przycinam stare gałązki ziół i cieszę się z naturalnie aromatyzowanych potraw. :)

A swoją drogą z niecierpliwością czekam już na pierwsze, choćby najmniejsze przebłyski wiosny i wszystkie dobrodziejstwa, jakie ze sobą niesie. Gdyby tak dało się jednym susem przeskoczyć przez luty i wpaść w sam środek słonecznego marca... :)



Łosoś pieczony z ziemniakami. Mocno cytrynowe.

2 porcje filetów z łososia
otarta skórka z 1 cytryny + sok z 2 cytryn
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego tymianku
sól

kilka ziemniaków (u mnie po 2 szt./os)
1 łyżka oliwy
kilka gałązek świeżego rozmarynu
mały kawałeczek papryczki chili
otarta skórka z ½ cytryny
sól

dodatkowo:
½ cytryny pokrojonej w plasterki (do ozdoby)

Przygotować marynatę: do miski wycisnąć sok z 2 cytryn; dodać świeże listki tymianku, 1 łyżkę oliwy i otartą skórkę z 1 cytryny. Wymieszać.
Umyte i osuszone papierowym ręcznikiem filety łososia włożyć do miski z marynatą. Pozostawić na ok. 30min. Jeśli marynata nie zakrywa całego mięsa - w połowie czasu – przerzucić mięso ryby na drugą stronę.

Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w ósemki. Włożyć do garnka z zimną i osoloną wodą. Zagotować (ale nie gotować). Zaraz po tym gdy woda zawrze, zdjąć z ognia i odcedzić ziemniaki. Przestudzić.
Przełożyć ziemniaki do żaroodpornego naczynia, skropić oliwą, dodać listki rozmarynu, posiekaną papryczkę chili i skórkę z cytryny. Posolić. Przemieszać.
Wstawić naczynie do piekarnika nagrzanego do 200st. Piec ziemniaki 20-30 min. aż zmiękną i lekko się zrumienią.
Filety ryby wyjąć z marynaty, osuszyć, posolić.
Na ziemniaki ułożyć kawałki zamarynowanego łososia, oraz kilka plasterków cytryny i wstawić do pieca na ok. 10 min. Następnie przełożyć rybę na drugą stronę i dopiekać jeszcze ok. 5 min. aż mięso się zetnie.
Podawać od razu.
Smacznego!

piątek, 12 listopada 2010

Sałatka dla niejadka


Nie dla każdego. Nie mam co do tego żadnych złudzeń. Bo wiadomo jak jest z niejadkami. Tego nie, tamtego nie, a tamtego jeszcze długo długo nie... Ile trzeba się natrudzić, by niejadka nakłonić do zjedzenia czegoś sensownego (umówmy się, że frytek nie nazywamy sensownym jedzeniem) – wie tylko ten, kto ma własne dzieci.
Nie będę zanudzać o tym ile przeszłam ze swoimi dziećmi. Wolę przejść od razu do konkluzji, że zrobiliśmy i wciąż robimy ogromne postępy (wspominałam o tym niedawno).
Trudno opisać, jak bardzo cieszy, gdy dzieci jedzą ze smakiem.
Najbardziej smakują te dania, w przygotowaniu których niejadki mogą czynnie uczestniczyć.
Czasem wystarczy tylko mała pomoc w mieszaniu łyżką, a sałatka przybiera na atrakcji i smaku. :)



Sałatka ryżowa z tuńczykiem, o cytrynowej nucie
proporcje zasadniczo dowolne

dziki ryż – ugotowany na sypko (u mnie 1,5 szkl.)
tuńczyk w sosie własnym -odsączony
garść czarnych oliwek – pokrojone w plasterki
kilka kaparów
mała czerwona papryka (albo pomidor pozbawiony pestek) – pokrojony w kosteczkę
duuuuża garść posiekanej natki pietruszki
sok z cytryny
sól, pieprz do smaku

Wymieszać. Doprawić do smaku cytryną, solą i pieprzem. Najlepiej odstawić na kilka godzin, by smaki „przeszły”. Choć w wypadku niejadka, który wykazuje choć cień zainteresowania kolorową sałatką – lepiej kuć żelazo póki gorące i nie czekać ani chwili. :D

piątek, 25 czerwca 2010

Łosoś pachnący tymiankiem i cytryną. Z warzywami.


W tym roku udało mi się do mojego „zaokiennego” mini – zielnika zakupić sadzonki tymianku cytrynowego (Thymus citriodorus). Wyglądem właściwie niewiele odbiega od tymianku właściwego (Thymus vulgaris), ale zapach to już zupełnie inna bajka... Wystarczy delikatnie potrzeć palcami listki, a pozostaje na nich wspaniały, cytrynowy aromat. Zapach tak ładny i rześki, że żal myć ręce.. ;-) Nie miałabym nic przeciwko temu, by pachniały tak cały czas... :)


Roślina rośnie mi w oczach. Do domu przyniosłam kilka tygodni temu dwie ładnie rozrośnięte, ale dość niskie sadzonki, a w międzyczasie rozbujały się jak szalona. :) Nie straszna im była nawet kapryśna, bądź co bądź, pogoda. Nie, nie, nie martwi mnie to wcale. :D Lubię mieć pod ręką świeże zioła, a im ich więcej tym lepiej, bo szczodrą ręką dorzucam je gdzie się da. Do sałaty, do mięsa, na kanapkę, do makaronu, na świeżego pomidora, do ryby...


A ryba tymianek bardzo lubi. Cytrynowy tymianek lubi chyba jeszcze bardziej. :) Miałam okazję się o tym przekonać. Był więc soczysty łosoś, mocno cytrynowy i pieczone warzywa. Prawdziwie letnie zestawienie. Chyba w sam raz na pierwszy dzień wakacji... :)



Łosoś pachnący tymiankiem, pieczony z warzywami

Ryba:
2 porcje świeżego łososia
sok i otarta skórka z 1 cytryny
kilka gałązek świeżego tymianku cytrynowego
sól, pieprz
odrobina oliwy z oliwek

Łososia umyć, osuszyć, skropić oliwą i sokiem z cytryny. Posypać solą, pieprzem, listkami świeżego tymianku, skórką z cytryny. Pozostawić na min. 1 godz.

Warzywa:
kilka / kilkanaście sztuk młodych, malutkich ziemniaczków (jeśli większe – to pokrojone na części)
1 pęczek zielonych szparag
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól
kilka gałązek świeżego tymianku
oliwa do nawilżenia warzyw (ok. 1 łyżka)

Piekarnik nagrzać do temp. 200 st.C.
Ziemniaki wyszorować szczoteczką. Włożyć je do miski, spryskać oliwą, posolić, posypać częścią tymianku. Wymieszać. Tą samą czynność powtórzyć z pomidorkami i szparagami.
Wyłożyć ziemniaki do dużego naczynia żaroodpornego lub blachy z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Piec ok. 20-30 min. Po tym czasie nakłuć ziemniaka patyczkiem (np. do grilla) i jeśli jest już lekko miękki – to dołożyć do ziemniaków pomidorki, szparagi i łososia.
Piec kolejnych ok. 10 min. Aż mięso łososia się zetnie.
Podawać gorące. Smacznego!

piątek, 11 grudnia 2009

Łosoś w skorupce, nadziewany suszonymi pomidorami, pesto i bazylią


Planowanie menu nie jest moją mocną stroną. Zwłaszcza tego świątecznego, bo zwykle zaczyna się od wielkiej pustki w głowie, która potem kończy się nadmiarem pomysłów. I znów kłopot, bo które wybrać? ;-) Tak więc, spisywana lista wydłuża się niebezpiecznie, wiem, że nie sposób będzie wszystko przyrządzić. A jaki będzie finał w tym roku – okaże się dopiero w Wigilię. :D To co w moim świątecznym menu niezmienne – to postne paszteciki, które w zeszłym roku Wam prezentowałam. One być muszą i basta! :)
A w tym roku na liście znalazła się ryba, ale bynajmniej nie karp (bo karp to tylko u mojej mamy :)). W tym roku planuję przygotować nadziewanego łososia. Będzie pachniał suszonymi pomidorami i bazylią. :) A całość otulona będzie pysznym drożdżowym ciastem (tym samym, co we wspomnianych pasztecikach). Premiera przedświąteczna już była. :) Rybka palce lizać! :)


Łosoś w skorupce, nadziewany pesto, suszonymi pomidorami i bazylią
2 duże porcje, lub 3 mniejsze

Drożdżowe ciasto na skorupkę:
125 g mąki
½ łyżeczki drożdży instant
½ łyżeczki cukru
½ łyżeczki soli

ok. 45-50 ml mleka
65 g masła
1 żółtko jaja

Do garnuszka wlać mleko i włożyć masło. Podgrzewać na małym ogniu, aż masło się całkowicie rozpuści. Zdjąć z ognia i przestudzić. Gdy mleko będzie już letnie – wbić żółtko jaja – rozkłócić.

Mąkę wymieszać z drożdżami instant, cukrem i solą . Wlać maślany płyn i wyrabiać ciasto. W zależności od tego jak mąka chłonie płyn – może okazać się konieczne podsypanie odrobiną dodatkowej mąki. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne, pozwalające na wałkowanie.
Przykryć ciasto czystą ściereczką i odstawić do rośnięcia na ok. 1 godzinę (powinno podwoić swoją objętość).

Na nadzienie:
ok. 50-60 dag świeżego łososia bez skóry (najlepiej z jego środkowej części, gdzie mięso jest dość grube)
sok z połówki cytryny
sól, pieprz
ok. 6-9 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
2-3 łyżki czerwonego pesto
garść świeżych liści bazylii
garść świeżo krojonych płatków parmezanu (można pominąć)

dodatkowo:
żółtko jaja + 1 łyżka mleka, albo rozkłócone białko - do smarowania


W międzyczasie gdy ciasto drożdżowe rośnie należy przygotować łososia. Płat łososia pozbawić delikatnie ości (są duże, łatwo się je wyjmuje pensetą, lub nawet podważając nożem), a następnie pokroić na 2 lub 3 kawałki – równolegle do kierunku mięśni. Następnie każdy kawałek naciąć tak, jakby chciało się podwoić wielkość płata. W tym celu począwszy od strony grubszej – wykonać nacięcie przez środek grubości, idąc do strony najcieńszej. Jednak uważać, by nie rozciąć płata do końca.
Każdy kawałek lekko z obu stron oprószyć solą i pieprzem, oraz skropić sokiem z cytryny.
Pozostawić na min. 15-30 min.

Gdy ciasto drożdżowe będzie już gotowe, podzielić na 2 lub 3 części i rozwałkować bardzo cienko (max. 2mm) na prostokąty (wielkość powinna być taka, by pozwoliła zamknąć z wszystkich stron przygotowane ryby). To ciasto bardzo dobrze wałkuje się np. na papierze do pieczenia.
Ryby osuszyć papierowym ręcznikiem z soku cytrynowego. Każdy kawałek ryby układać na drożdżowym cieście. W nacięciu ryby rozsmarować łyżkę czerwonego pesto, ułożyć po 3 szt. suszonych pomidorów, rozłożyć po kilka płatków parmezanu, oraz kilka liści świeżej bazylii. „Zamknąć” mięso. Ciastem owinąć rybę z wszystkich stron, skleić brzegi.
Układać gotowe „kieszonki” na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić do rośnięcia na ok. 30 min. Przed samym pieczeniem posmarować wierzch „kieszonek” żółtkiem jaja rozkłóconym z 1 łyżką mleka, lub rozkółoconym białkiem.
Piec w piekarniku nagrzanym do 200 st. C (grzałka dolna i górna) przez 20 min.

piątek, 27 lutego 2009

Piróg z łososiem


Przeglądając literaturę pod kątem kuchni rosyjskiej – uderzyło mnie jak wiele uwagi poświęca się pirogom, pirożkom, kulebiakom i pielmieni. Nie bez przyczyny tak się dzieje, bowiem okazuje się, że od dawien dawna stanowiły ważny element rosyjskiego menu. Na słono i słodko, duże i małe, gotowane i pieczone. Do koloru, do wyboru!
Jako, że pierogi (czyli odpowiednik rosyjskich pielmieni) dość często goszczą na moim stole i nie są niczym dla mnie nowym, więc postanowiłam wypróbować coś, czego samodzielnie jeszcze nie przyrządzałam. :)




Pirogi to nic innego jak wypiek z ciasta wypełniony nadzieniem. Dawniej sporządzane były głównie z ciasta drożdżowego i przaśnego, ale obecnie dużą popularnością cieszą się pirogi w cieście francuskim lub kruchym. Oczywiście i nadzienia bywają różnorodne: mięsne, rybne, grzybowe, czy kapustno – grzybowe, ale z dodatkiem kasz lub ryżu.
Ponieważ przeżywam ostatnio rybny (a głównie łososiowy) renesans, więc wybrałam nadzienie właśnie na jego bazie. Spod mojej ręki zrodziły się całkiem udane wizualnie pirogi na kruchym, lekko listkującym cieście, bardzo syte i smaczne do tego. :)
Polecam! :)




Piróg z farszem łososiowo – ryżowym
inspirowane przepisem z „Kuchni rosyjskiej” wyd. Rzeczpospolita

Ciasto:
300g mąki pszennej
150g masła zimnego (prosto z lodówki) -
1 łyżeczka soli
1 żółtko
ok. 4-5 łyżek lodowatej wody

Do malaksera (albo na stolnicę) wyłożyć mąkę wraz z pokrojonym na małe kawałki zimnym masłem. Posiekać przez kilka sekund, aż zrobią się grudki. Dodać sól i żółtko i szybko zagniatać ciasto. W międzyczasie dodawać po 1 łyżce lodowatej wody – ciasto bardzo szybko powinno zamienić się w zwartą kulę.
Podzielić ciasto na 3 równe części, uformować każdą w kulę, lekko ją spłaszczyć, każdą osobno zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na ok. 30 min.

Nadzienie:
ok. 300g ugotowanego na parze łososia*
50g sypkiego ryżu (np. Basmati)
duża garść posiekanej natki pietruszki
2-3 łyżki kwaśnej śmietany 18%
sól, pieprz do smaku
sok z połówki cytryny

1 białko

* Zanim zaczniemy gotować na parze mięso ryby – dobrze jest wcześniej zamarynować je przez 1-2 godz. U mnie była to marynata z soku z cytryny + odrobina oliwy z oliwek + sól + pieprz + świeży tymianek.

Ryż porządnie opłukać pod bieżącą wodą. Ugotować go na sypko w osolonej wodzie.

Do miski włożyć rozdrobnione mięso ugotowanego łososia, sypki ryż, posiekaną natkę pietruszki, śmietanę. Wymieszać. Doprawić do smaku solą, pieprzem i sokiem z cytryny.

Każdy krążek ciasta rozwałkować dość cienko (nie więcej niż 1.5 -2 mm grubości) w okrąg. Na każdy krążek wykładać 1/3 część nadzienia, pozostawiając wolny rant na sklejenie. Zamknąć piroga i dobrze skleić ranty.
Układać surowe pirogi na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Posmarować od góry każdy piróg rozkłóconym białkiem.
Piec w temp. 180 st.C ok. do zezłocenia (ok. 20 min.).
Smacznego!

wtorek, 24 lutego 2009

Solianka

Od słodkości do wytrawności, czyli jednym zgrabnym ruchem przeskakuję z czekoladowego szaleństwa do zupy o rosyjskim rodowodzie.
Rosyjska kuchnia w tym tygodniu zapewne będzie królować na wielu blogach, bo wraz z Joanną – inicjatorką nowej kulinarnej zabawy - spróbujemy podejrzeć co" wschodnie" gospodynie na co dzień serwują na talerzach. :)
Zaczynam od pierwszego dania – zupy. I to nie byle jakiej zupy, bo zupy śmieciowej. ;-)) No dobrze, to żart oczywiście, ale właśnie takie określenie znalazłam na jej temat w pewnym opisie na temat rosyjskich kulinarii. ;-)





Solianka to zupa, do której można wrzucić wszystko co jest pod ręką. Podobno jej określenie pochodzi z czasów, gdy na wiejskie imprezy ich uczestnicy przynosili po jednym składniku, które trafiały do ogromnego gara i dla gości warzona była zupa.
Przygotowałam soliankę rybną, ale to nie jedyna jej odmiana. Znane są również mięsne i grzybowe. Zasadą jest, by przyrządzając którykolwiek z rodzai tej zupy – maksymalnie zróżnicować jej główny składnik. Jeśli przyrządzamy np. rybną – to na bazie kilku gatunków ryb. Ja niestety odeszłam od tej zasady, bowiem nie jesteśmy wielkimi smakoszami ryb, a często smak wielu z nich jest dla nas dość ciężki do zaakceptowania. Dlatego uprościłam sprawę i użyłam tylko naszego ulubionego łososia. :)
Do solianki obowiązkowo powinny trafić kwaśne akcenty, takie jak: kiszone ogórki i cytryny. One nadają ten charakterystyczny dla niej słono – kwaśny smak. To gęsta, zawiesista potrawa. Podałam ją z kawałkiem pieczywa i właściwie drugie danie było już zbędne. :) Najedliśmy się do syta.

A zatem zapraszam na zupę! :)



Solianka
przepis z „Kuchni rosyjskiej” wyd. Rzeczpospolita

ok. 500 g kawałków różnych ryb (u mnie tylko łosoś)
2 łyżki oliwy
1 cebula posiekana (pominęłam)
350g mączystych ziemniaków, pokrojonych w kostkę
pęczek włoszczyzny drobno posiekany (dałam marchew, korzeń pietruszki i selera, por)
4 łyżki mąki (dałam 2)
2 łyżki koncentratu pomidorowego
1 l gorącego bulionu z kurczaka
1 liść laurowy
250g ogórków kiszonych, pokrojonych w kostkę
250g pomidorów pokrojonych na ósemki
4 łyżki kaparów
2 łyżki grzybowego sosu sojowego
1 łyżka soku z cytryny
200 ml kwaśnej śmietany (dałam 100 ml śmietany 18%)
świeży koper drobno posiekany

W dużym garnku rozgrzać oliwę i lekko zeszklić cebulę, ziemniaki oraz włoszczyznę. Wsypać mąkę, dodać koncentrat pomidorowy i wlać gorący bulion. Dołożyć listek laurowy.
Ryby umyć, osuszyć, podzielić na kawałki i dodać do zupy. Gotować na wolnym ogniu pod przykryciem przez 10 min.
Dodać ogórki, pomidory i kapary. Gotować kolejne 10 min.
Wlać sos sojowy, sok z cytryny i zabielić zupę śmietaną. Wrzucić garść świeżego kopru. Zagotować i od razu zdjąć z ognia.
Smacznego!

środa, 18 lutego 2009

Rybka lubi pływać...?

Im dłużej zaglądam na zaprzyjaźnione blogi kulinarne – tym w coraz większym utwierdzam się przekonaniu, że kulinaria to ocean bez granic i życia zbraknie, by skosztować choć setną część niezliczonych światowych zasobów. Dość powiedzieć, że moja spisywana lista potraw wszelakich, ciast i ciasteczek, które jakoś szczególnie przypadły mi do gustu, a które pochodzą tylko z Waszych blogów – sięga już dobrych kilkuset pozycji. :-) i co gorsza (sic!) - wciąż się niebezpiecznie wydłuża. ;-) O kulinarnym księgozbiorze stojącym na regale – przezornie nie wspomnę. ;-) Nie żebym narzekała, wszak od przybytku głowa nie boli, ale w tej samej głowie kołacze się myśl: czy zdążę przed emeryturą? ;-)
Moja tworzona lista jest żywa i płynna. Żaden przepis nie ma stałego miejsca w kolejce. Wszystkie dążą do góry, czasem wydawać by się mogło, że już zaraz, już za chwileczkę – gdy znów nieoczekiwanie kolejność się zmienia. No nie może być inaczej, bo do wypróbowania wybieram ten, na który w danej chwili mam szczególną chrapkę, albo po prostu podpasuje mi ze względu na chwilową zawartość lodówki. :)
Nie o wszystkich też jestem w stanie pisać na blogu. Zatem wybieram te, które szczególnie mi smakowały. :)

A wracając do pytania, czy rybka lubi pływać...?
Tak! W aromatycznym sosie! :)
Bo dzisiaj prezentuję ponownie rybę. A konkretnie pangę przygotowaną na parze i podaną z przepysznym, aromatycznym sosem warzywnym. Przepis na sos zaczerpnęłam z Mojej kuchni u Bey (nieznacznie zmieniając niektóre ilości składników i sposób wykonania) i dzisiaj gorąco zachęcam, by wszyscy rybnolubni, a także – nierybnolubni (bo mają szansę na polubienie ;-)) pobiegli do kuchni i poświęcili pół godziny na przyrządzenie fajnego, zdrowego posiłku. :)
Nam smakowało ogromnie i nawet mój nierybny małżonek osobisty – szczerze pochwalił, a miseczkę wylizał do czysta. ;-))



Biała ryba w aromatycznym sosie
inspirowane przepisem z Mojej kuchni

na 2 osoby:

filet z białej ryby
łyżeczka soli
sok z 2 limonek
1 łyżka oliwy z oliwek
garść posiekanej natki pietruszki (w oryginale kolendra)

Sok z limonek, oliwę, sól i natkę pietruszki delikatnie wymieszać. Skropić rybę z obu stron i pozostawić na ok. 1 godz. do marynowania.


2 łyżki oliwy z oliwek
1cebula (pominęłam)
2 ząbki czosnku
papryczki Malagueta (dałam szczyptę papryczki z Espelette )
świeża czerwona papryka – drobno posiekana
kilka posiekanych pomidorów (użyłam puszkę 400g pulpy pomidorowej)
sól do smaku
sok z 1 limonki
150ml mleczka kokosowego
duża garść posiekanej natki pietruszki (w oryginale kolendra)


Cebulę drobniutko posiekać. Zeszklić na oliwie rozgrzanej na głębokiej patelni. Wcisnąć czosnek, dodać pokrojoną w kosteczkę paprykę i szczyptę papryczki– krótką chwilę przesmażyć. Dodać posiekane pomidory. Dusić kilka minut. Doprawić do smaku solą, wlać sok z limonki i mleczko kokosowe. Dusić kolejnych kilka minut, aż papryka zmięknie. Na chwilę przed zdjęciem patelni z ognia – wrzucić posiekaną natkę pietruszki.

W międzyczasie przygotowywania sosu – ugotować na parze rybę (moją parowałam ok. 15 min.).
Rybę podawać wraz z ciepłym sosem. Bagietka mile widziana. :)
Smacznego!