Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rukola. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rukola. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 października 2015

Żegnając się z jeżynami


Zaledwie dwutygodniowa przerwa na blogu, a mam wrażenie jakby minęła cała wieczność. Ojjj! Ileż się u mnie działo. :D Chciałabym napisać, że zrobiłam sobie jesienny urlop, ale nie..., nic z tego. Tak miło nie było. ;-) Szczęśliwie nie byłam też chora, więc nie mogę powiedzieć, że było niemiło. Sprawa ma się tak: dopadł mnie r e m o n t. Niby wcale nie taki wielki, ale wystarczająco uprzykrzył kilka dni w życiorysie. Kuchnia w tym czasie trochę zarosła kurzem, a nasze życie kulinarne w sporej mierze przeniosło się na miasto. Żeby jeszcze w fajnych knajpach, ale nieee..., nawet tutaj nie ma się czym popisać. :D Zagryzaliśmy czym popadło, między wizytą w jednym markecie budowlanym, a kolejnym. A wizyt było niemało. ;-)


wtorek, 5 maja 2015

Jak to miło powspominać... :) Pizza ciut ciut jak z rzymskiego snu.


Pizza z bresaolą i rukolą to jedno z moich miłych wspomnień kulinarnych związanych z pobytem w Rzymie. Dla porządku dodam, że nigdzie ostatnio nie wyjeżdżałam, to pobyt mocno już historyczny, ba! prawie zakurzony, ale co milsze elementy żywo zachowały się w pamięci.
No więc tę pizzę pamiętam doskonale. Siedzieliśmy w jednej z rzymskich trattorii, stół zasłany był obrusem w czerwono – białą kratę, a wokół roznosiły się takie zapachy, że trudno było usiedzieć na miejscu. Potrawy lądowały na sąsiednich stolikach, a nas skręcało z zazdrości. Oczekiwanie w takich „osobliwościach przyrody” to prawdziwa tortura. Kto był, ten wie. :) To co było potem, to czysta poezja, nie tylko pizzą usłana – jak to na włoskiej ziemi. ;-)


poniedziałek, 9 lutego 2015

Sałatka poezja. Z sezamową nutą.


O tym, jak wdzięcznym owocem jest awokado, pisałam ostatnim razem, dlatego dzisiaj oszczędzę ponownych kwiecistych opisów. :)
Dość powiedzieć, że odkąd niedawno weszłam w posiadanie kilku dorodnych sztuk przepysznej (delikatnie orzechowej) odmiany Haas – staram się jak najlepiej je spożytkować. Najlepiej oznacza, jak najmniej przetworzyć.
Raz przyrządzam wspomniane już guacamole. Inne ot tak, po prostu kładę w plasterkach na kanapkę, okraszone jedynie maleńką szczyptą soli i dodatkową kapką oliwy (najchętniej tej, w której przetrzymuję suszone pomidory) lub dobrej jakości olejem rzepakowym (koniecznie tłoczonym na zimno).


piątek, 27 września 2013

Marzenia, tudzież mrzonki z figami w roli głównej


Poranne pobudki z dnia na dzień coraz bardziej mnie bolą. Na krótką chwilę otwieram oczy (chociaż tak naprawdę zwykle starcza mi siły tylko na podniesienie jednej powieki), a zaraz potem niekontrolowanie zapadam znów w drzemkę. Bez dużej porcji gorącej kawy trudno mi rozpocząć dzień. Podana przez męża prosto do łóżka, to zdecydowanie najprzyjemniejszy akcent zaczynającego się dnia. 

niedziela, 15 maja 2011

Kuskus ze szparagami na piknik lub do pracy


Nareszcie zalała mnie wiosna. Również ta kulinarna. Długo na nią czekałam, zabiegana i zbyt zajęta, by poświęcić jej należną uwagę. Od kilku dni w końcu mam czas, by się nią delektować. Rano w drodze do pracy nasłuchuję szczebiocących wróbli. Przyglądam się ukwieconym drzewom i nie dowierzam, że tak prędko przekwitają.


W pracy z koleżankami analizujemy wpadające promienie słoneczne, a widok z naszego okna kuchennego na ogródek (w samym środku miasta) pozwala zrelaksować zmęczony od komputera wzrok. W drodze powrotnej do domu kupuję szparagi. Jak zwykle zielone, bo właśnie te lubię najbardziej. Wiem, że jak zawsze skończą się prędko, zanim zdążę się prawdziwie nimi nacieszyć.



Niby – sałatka. Chociaż wcale nie taka „niby”... Całkiem wiosenna i dość pożywna. Trochę nowalijek, kuskus, cytryna i oliwa. Zaletą tego typu potraw jest ich prostota i uniwersalność. Sprawdzają się w różnych sytuacjach. W ostatnich dniach podałam ją na późną obiado-kolację. To co pozostało zabrałam następnego dnia w szczelnym pudełeczku do pracy na drugie śniadanie. A wczoraj fajnie spędziliśmy czas w ogrodzie u przyjaciół. Przygotowałam podobną sałatkę, jako dodatek do grillowanych mięs.
Na majówkę, czy piknik w parku, albo na plaży też by się sprawdziło. Polecam. :)


Wiosenny kuskus ze szparagami

½ szkl. kuskusu
1 pęczek zielonych szparagów
½ pęczka rzodkiewki
1 dojrzałe awokado
kilka sztuk suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
duża garść świeżej bazylii
garść rukoli
sok z 1-1 ½ cytryny (a najlepiej do smaku)
sól, pieprz do smaku
2-3 łyżki oliwy z oliwek extra vergine (u mnie ta, którą zalewałam suszone pomidory)

Kuskus przygotować na sypko (wg instrukcji na opakowaniu; nie zapomnieć o posoleniu).
Szparagi umyć, osuszyć, usunąć zgrubiałe końcówki. Przygotować al dente na parze lub włożyć do wrzącej wody i gotować ok. 4-5 min. (główki szparag powinny wystawać ponad wodę; zmiękną pod wpływem gorącej pary wodnej). Gotowe szparagi wyjąć z wrzątku i zahartować zimną wodą. Odciąć główki, a łodyżki pokroić na kawałki ok. 1-2cm długości.
Rzodkiewkę umyć, osuszyć, odciąć ogonki i pokroić na cieniutkie plasterki. Suszone pomidory pokroić w paseczki lub kosteczkę. Bazylię porwać (raczej nie kroić nożem, bo listki ściemnieją). Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę, wydrążyć miąższ dużą łyżką z łupinki i pokroić w niezbyt drobną kostkę. Wszystkie składniki wrzucić do miski i od razu wlać sok z cytryny (zatrzyma ona proces utleniania się awokado). Dodać oliwę z oliwek, oraz sól i pieprz do smaku. Wymieszać. Można podawać od razu, ale najlepiej smakuje po kilku godzinach chłodzenia w lodówce (smaki się przegryzą).
Smacznego!

sobota, 3 lipca 2010

Miętowe strączkowe, gdy lato cieszy. :)



Fajne rzeczy się dzieją. :) No fajne i już! :) Po pierwsze: jest lato! Lato! Lato! :) Ciepło i słońce, sandałki i spódniczki, czerwieniące się maki i motyle. Po drugie: looody! Duuużo lodów! Lody na każdą okazję i bez okazji też. :D Po trzecie: w pracy uwijamy się jak mrówki, plecy bolą, ale nic to! bo wygrany konkurs dodał skrzydeł, szampan się polał, a nam wszystkim wyrosły skrzydła i mamy chrapkę na kolejne nagrody. :D



Po czwarte: zbliża się urlop. :) Dużymi krokami. Siedmiomilowymi. I oczami wyobraźni już widzę się w pięknych okolicznościach przyrody... :D Mam zamiar... cieszyć się wspólnymi chwilami z rodziną i... nie rozstawać się z aparatem. :D



Po piąte: stragany się pięknie zielenią i czerwienią, i choćby nie wiem jak bardzo zmęczona z pracy wracam – nie potrafię sobie odmówić przyjemności, by w drodze powrotnej wstąpić na zakupy. Kilogram truskawek dziennie – to standard. Czereśnie też prawie codziennie lądują w torbie. Miejsce też znajduje się dla młodej marchewki, którą namiętnie chrupię, zwłaszcza w pracy. :) I fasolka szparagowa – moja miłość!
Czasem bób lub groszek się do mnie uśmiechnie, a ja do niego. :)

Echhh..., jak ja lubię lato!



Sałatka ze strączkowych z miętą
ok. 3 porcje

ok. 300g bobu
kilka garści strączków groszku cukrowego (miałam 300g)
1 puszka ciecierzycy – odcedzona z płynu
ok. 70-100g boczku wędzonego, cieniutko krojonego
1 czerwona cebula – pokrojona w piórka lub kosteczkę
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól, pieprz do smaku
sok z ½ cytryny
duża garść poszatkowanych liści mięty
2-3 duże garście świeżej rukoli

Bób ugotować w osolonej wodzie (lub na parze) do indywidualnie lubianej miękkości. Odcedzić, lekko ostudzić i obrać ze skórki. Groszek wyłuskać ze strączków.
Na patelni podsmażyć cienko pokrojony boczek (jeśli jest mało tłusty – lekko spryskać patelnię oliwą). Dorzucić pokrojoną cebulę i dusić kilka minut, aż ta się zeszkli i zmięknie. W razie potrzeby, można podlać odrobiną wody i poczekać aż wyparuje.
Wrzucić na patelnię bób, ciecierzycę, groszek cukrowy, pokrojone na połówki pomidorki koktajlowe. Doprawić do smaku solą, pieprzem, sokiem z cytryny, oraz dodać poszatkowaną miętę. Całość wymieszać i od razu zdjąć z ognia.
Podawać na ciepło z rukolą i pieczywem.
Smacznego!

czwartek, 18 marca 2010

Sałata z polotem


Lubię sałaty i sałatki. Zasadniczo wszystkie (no może poza tradycyjną śledziowo – jarzynową, której nie jadam odkąd pamiętam). Lubię takie zupełnie proste i te z trochę większym polotem. Szczyt spożywania sałat oczywiście przypada u nas w domu na okres letni, ale i poza nim – nie pogardzę zielonymi liśćmi w towarzystwie tego i owego. :) Najczęściej do miski wpadają pomidory świeże lub suszone, feta lub mozzarella, kapary lub oliwki, kawałek kurczęcia, sezonowe warzywa, świeże zioła, etc... I obowiązkowo dressing. Najchętniej na bazie oliwy (u mnie obowiązkowo extra vergine z pierwszego tłoczenia na zimno), cytryny, octu winnego lub kilku kropel balsamico. I nic do szczęścia więcej nie potrzeba. Szczęście znajduje się w zielonej zawartości talerza. :)


Dzisiaj propozycja sałaty (sałatki?) od Gordona Ramsaya. Muszę przyznać, że zanim zdecydowałam się na wypróbowanie tej propozycji – po wielokroć zaglądałam do książki i choć hipnotyzowało mnie apetyczne zdjęcie przy przepisie - nie mogłam się zdecydować. Trochę przerażało mnie zestawienie mięsa i świeżych owoców... Wiem, wiem, takie zestawienia to żadna nowość, ale ja owoce jadam raczej bez dodatków (z małymi wyjątkami dotyczącymi deserów).
Używając sportowej nomenklatury - ostatecznie zostałam pokonana, a sałatka z kurczaka, mango i awokado powaliła mnie na matę. :D To było świetne! Naprawdę pyszne!
Oczywiście klucz leży w smaku i konsystencji owoców. Awokado i mango muszą być dojrzałe, ale jeszcze w fazie, gdy nie są nadmiernie miękkie i włókniste. Inaczej klapa. Przejrzałe owoce stracą cały swój wizualny urok, a niedojrzałe będą miały niedostatki smakowe.
W stosunku do przepisu oryginalnego wprowadziłam dwie zmiany: po pierwsze wędzonego kurczaka zamieniłam na ugotowaną na parze pierś; po drugie pominęłam orzeszki piniowe (tak naprawdę po prostu o nich zapomniałam), ale jestem przekonana, że z nimi sałatka tylko by zyskała na smaku. Nic to, następnym razem nie zapomnę. :)
Zapraszam i polecam. :)



Sałatka z kurczaka, mango i awokado
wg Gordona Ramsaya ze „Zdrowej kuchni” - z moimi zmianami
na 2 porcje

1 twarde, ale dojrzałe owoce mango
1 dojrzałe owoce awokado
sok z cytryny
duża (pojedyncza) pierś z kurczaka
2-3 garści mieszanki sałat (u mnie rukola)
1 łyżka uprażonych orzeszków piniowych (u mnie brak)

Dressing:
1 łyżka soku z pomarańczy
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka oliwy z oliwek extra vergine (z pierwszego tłoczenia na zimno)
2 łyżeczki musztardy francuskiej (z całymi ziarenkami gorczycy)
sól morska (u mnie fleur de sel) – do smaku
świeżo mielony czarny pieprz – do smaku

Osoloną pierś z kurczaka ugotować na parze (lub w garnku osolonej wody – gotować dość krótko, inaczej mięso będzie wiórowate).
Mango obrać, odkroić miąższ od pestki, pokroić na cienkie plastry.
Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę. Usunąć skórkę, miąższ pokroić w paski i skropić sokiem z cytryny, aby nie sczerniał.
Wymieszać wszystkie składniki dressingu.
Na talerzach ułożyć mango, awokado i sałatę. Polać dressingiem i ewentualnie orzeszkami piniowymi. Podawać od razu!
Smacznego!

wtorek, 3 listopada 2009

Całkiem prywatna dyniowa farma...


Jak wszystko co miłe i fajne – szybko się kończy, tak i tegoroczny Festiwal Dyniowy dobiegł końca. Uwieńczeniem dzieła jest nie lada podsumowanie (300 pozycji!) wykonane przez Beatkę. Osobiście znalazłam szereg bardzo ciekawych propozycji, które zamierzam sukcesywnie wypróbowywać. :) A muszę Wam powiedzieć, że będzie to o tyle łatwe, że mam w domu jeszcze całkiem pokaźną gromadkę uśmiechniętych dyń (część widzicie na zdjęciu powyżej). :-) I to nie byle jakich! Bo w tym roku opływam w same cudowne odmiany: moją ukochaną hokkaido, makaronową, a także dopiero w tym roku poznane : butternut (c u d o w n a ! druga ulubiona), oraz nie mniej smaczne banana: i tetsukabuto. Wszystkie te odmiany można było obejrzeć i przeczytać parę słów o każdej z nich u naszej festiwalowej Gospodyni.
Nie skłamałam ani odrobinę pisząc, że „opływam w dynie”, bowiem po raz pierwszy miałam ich tyle, że w domu miejsca zbrakło, by wszystkie przechowywać. A wszystko zaczęło się wiosną tego roku, gdy nasza dyniowa Królowa Bea – przysłała mi pestki (nasiona) w/w odmian. Sprawa była poważna, bo przecież ja nie mam ogrodu! :D Na szczęście mam wokół siebie wiele przyjaznych dusz i jedna z nich nie dość, że „użyczyła” mi kawałek pola, to jeszcze sama posiała, doglądała, a na koniec przywiozła do samych moich drzwi kilkadziesiąt okazów (myślę, że 70 kg było na pewno, a może i więcej)! :) Część z tej zacnej kolekcji rozdałam (w myśl zasady: lepiej się podzielić, niż zmarnować), część sprawiłam i zamroziłam, a najwięcej zjadłam. :) I jem cały czas. I nie tylko ja pokochałam dynie, ale i moja rodzina zjada ze smakiem, co mnie ogromnie cieszy. :)


Dzisiaj chciałam zaproponować niewielką przekąskę, kilka prostych składników zamkniętych w zielonej „sałatce (to już kolejna moja propozycja na dyniową sałatę). Powstała „ad hoc” by zutylizować garść pozostałej z dnia wczorajszego rukoli i kilku kawałków pieczonej dyni (u mnie jak zwykle w posypce z kuminu i grubej soli morskiej). I tu być może efekt zaskoczenia (a może nie? ;-)), bo pożeniłam to wszystko z... gruszką. :) I mówię to z pełną odpowiedzialnością – było świetne! :) Jakiś czas temu robiłam bardzo podobną wersję, tylko zamiast orzechów pekan – dałam płatki migdałowe. Obie wersje równie dobre. Może i Wam, któraś przypadnie do gustu? :)



Sałatka z rukoli, pieczonej dyni i gruszki
proporcje są mniej ważne i za każdym razem mogą być zupełnie inne

garść świeżej rukoli (roszponka też będzie idealna)
kilka kawałków upieczonej w piekarniku dyni (u mnie odmiana hokkaido, oprószona kuminem i grubą solą morską i skropiona oliwą)
kilka plasterków słodkiej, ale niezbyt miękkiej gruszki
garść orzechów (pekany lub włoskie), lub migdałów (całe, bez skórki lub pokrojone)
kilka cieniutkich płatków parmezanu
do polania dressing: w równych proporcjach oliwa extra vergine i ocet z wina sherry (albo inny winny), sól i pieprz do smaku

Wszystkie składniki wyłożyć na talerz. Bezpośrednio przed podaniem polać dressingiem.
Smacznego!

czwartek, 22 października 2009

Sałatka z pieczonych warzyw - czyli dynia na start



Nie znajduję takich słów, by przekazać jak bardzo się cieszę na kolejny, trzeci Festiwal Dyniowy. :) Dość powiedzieć, że już tak w okolicach przełomu lipca i sierpnia mówiłam Beatce, naszej festiwalowej Gospodyni, że choć kocham lato i chciałabym, by trwało najchętniej cały rok – to jednej rzeczy doczekać się nie mogę: jesiennych dyni, pysznych z niej potraw i dyniowego festiwalu. :) Dyniowy Festwial – to zdecydowanie mój faworyt wśród wszystkich kulinarnych zabaw blogowego światka. :) I tak jak w pierwszej edycji startowałam z wielką nieśmiałością, bo zastosowanie kulinarne dyni było mi jeszcze dość słabo znane – tak z każdym kolejnym rokiem z wielkim entuzjazmem odkrywam wciąż nowe i nowe możliwości.
W tym roku, dynia gości na naszym stole już od dobrego miesiąca. Trudno zliczyć ile kilogramów jej zjedliśmy. Gotowałam i piekłam z przepisów już mi znanych, ale szukałam też nowych receptur i pomysłów. Tymi nowymi zdecydowanie zamierzam się podzielić i pochwalić. :) Nie zabraknie ani zupy, ani czegoś bardziej treściwego, ani słodkiego.
Zatem dynia na start!



Na pierwszy ogień proponuję przekąskę (całkiem treściwą). Właściwie mam problem z klasyfikacją tego dania, ale chyba najbliższa będzie sałatka... Zapraszam więc na sałatkę z pieczonych warzyw z rukolą i dressingiem. Nie muszę chyba mówić, że baaaardzo nam smakowała. :)
Podaję proporcje z jakich robiłam dla dwóch dorosłych osób, ale tak naprawdę to tylko propozycja. Tego typu dania mają to do siebie, że jakiekolwiek by nie zrobić roszady w proporcjach, a nawet składnikach – i tak zawsze będzie dobrze. :)




Sałatka z pieczonych warzyw i rukoli

1 mała dynia hokkaido
8 malutkich buraczków
8 maleńkich ziemniaczków (wybieram takie wielkości większego orzecha włoskiego)
1+1 łyżeczki mielonego kuminu
1+1 łyżki oliwy
sól do smaku
2 garście rukoli

Piekarnik rozgrzać do 200 st.C. Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Buraczki i ziemniaczki wyszorować pod bieżącą wodą szczoteczką (nie obierać ze skórki!). Osuszyć papierowym ręcznikiem. Poprzekrawać na pół, lub jeśli są bardzo malutkie – pozostawić w całości. Dynię wydrążyć, obrać ze skórki i pokroić w dużą kostkę lub słupki.
W dwóch miskach wymieszać po 1 łyżce oliwy i łyżeczce kuminu + sól do smaku. Do jednej miski wrzucić ziemniaczki. Do drugiej – dynię. Wymieszać warzywa tak, by maksymalnie pokryły się miksturą.
Ponieważ długość pieczenia warzyw jest różna (zależy dodatkowo od wielkości samych warzyw) – należy piec etapowo: najpierw do pieca włożyć ułożone na blasze (skórką do góry, gdy krojone na kawałki) buraczki. Po ok. 15 minutach – dołożyć ziemniaki. Gdy buraczki i ziemniaki będą już prawie miękkie (mniej więcej na 10 min. przed końcem pieczenia) – dołożyć dynię.

dressing:
2 łyżki octu malinowego
mała garść listków świeżej mięty
utarty drobno mały ząbek czosnku (albo nawet pół ząbka)
sól, pieprz do smaku
2 łyżki oliwy extra vergine

Do naczynia wlać ocet, wrzucić porwane na kawałeczki listki mięty, utartego czosnku, posolić i popieprzyć. Wymieszać. Małą strużką wlewać oliwę cały czas mieszając, aż wszystkie składniki się połączą.
Upieczone warzywa rozłożyć na talerzach, dodać po garści rukoli i polać dressingiem. Smacznego!

wtorek, 1 września 2009

Ten najważniejszy dzień w życiu...


Żołądek ściśnięty na supełek. Drżące ręce i mała łza w oku. Tak reagują na pierwszy dzień w szkole... tylko matki... Nie, nie... nie pomyliłam się. :) Nie wiem czy wszystkie mamy, ale ja... i owszem. :)
Mój syn miał dzisiaj swój wielki dzień. Pierwszy w życiu dzień już nie przedszkolny, ale dzień prawdziwego ucznia. Jeszcze bez tornistra (chociaż słowo daję, chciał go pakować i zabrać ze sobą), ale pierwszy raz szkolny próg został radośnie przekroczony. :) Biała koszula i granatowe spodnie symbolicznie otwierają nowy etap życia.
Najważniejszy dzień w życiu... Czy aby na pewno? Uświadamiam sobie, że moje małe dziecko już nie jest takie małe i odtąd ważne dni staną się częścią nowego etapu w jego życiu. Żegnaj beztrosko i zabawo! Witaj szkoło! :)

A ja w ten ważny, sentymentalny dla wszystkich dzień (nie tylko dla pierwszoklasistów) – poczęstuję Was dzisiaj czymś prostym..., czymś bardzo smacznym..., czymś mocno aromatycznym, czymś pięknie wyglądającym na talerzu... :) Do kolekcji pasowałoby jeszcze dodać, że czymś, co przygotowuje się w okamgnieniu. :) Noo, okamgnienie to może nie jest, aczkolwiek niewiele więcej. Przygotowanie dzisiejszej sałatki trwa tyle, co upieczenie w piekarniku pomidorków koktajlowych. Całą resztę przygotowuje się w międzyczasie.
Zapraszam. :)


Sałatka z ciecierzycy, pieczonych pomidorków, rukoli i chrupiących chipsów bekonowych
na 2 porcje

2 spore garście pomidorków koktajlowych (ok. 200 -250g) – użyłam odmiany truskawkowej
1-2 łyżki oliwy z oliwek
kilka gałązek świeżego tymianku
duża szczypta gruboziarnistej soli morskiej – użyłam Maldon

1-2 łyżki oliwy z oliwek
1 średniej wielkości czerwona cebula – pokrojona w cieniutkie półplasterki.
2 łyżki octu z wina sherry
1 puszka ciecierzycy (400g) – opłukaną i osączoną na sicie
1 łyżka miodu
ew. sól i pieprz do smaku
kilka plasterków bardzo cieniutko pokrojonego wędzonego boczku (bezmięśni niech pominą)
2 duże garście rukoli

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Przygotować dużą blachę (lub większą formę do pieczenia), wyłożyć ją papierem do pieczenia.
Pomidorki koktajlowe poprzekrawać na pół – wrzucić do miski. Wlać oliwę z oliwek, dołożyć listki świeżego tymianku i sól morską. Wszystko delikatnie wymieszać, tak by oliwa, zioła i sól otoczyły każdego pomidorka.
Całość rozłożyć równomiernie na przygotowaną blachę (najlepiej pojedynczą warstwą).
Piec ok. 20-25 min. aż pomidorki lekko się skurczą i przypieką.

W czasie gdy pomidorki się pieczą – przygotować pozostałe składniki sałatki.
Na patelni beztłuszczowej podsmażyć plasterki bekonu - powinny wyjść cieniutkie i chrupiące. Gorące zdjąć z patelni i osączyć z nadmiaru wytopionego tłuszczu na ręczniku papierowym.

Na drugiej patelni rozgrzać 1-2 łyżki oliwy, zeszklić na niej pokrojoną w piórka czerwoną cebulę. Dodać ocet z wina sherry i odsączoną ciecierzycę. Chwilę poddusić, aż sos się zredukuje do połowy. Dodać miód i ewentualnie sól, i pieprz do smaku – dusić jeszcze na wolnym ogniu ok. 1 min.

Na dwóch talerzach rozłożyć po połowie: ciecierzycy wraz z sosem, rukoli, pieczonych pomidorków i chrupiącego bekonu. Wszystko bardzo delikatnie wymieszać.
Można dodatkowo polać aromatyczną oliwą z pierwszego tłoczenia na zimno i dorzucić dla aromatu kilka listków świeżej bazylii.
Podawać na ciepło lub zimno.
Smacznego!