Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przekąski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przekąski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 lutego 2017

Hummus wściekle różowy. Z klopsikami.


Za każdym razem, gdy szykuję w domu hummus, wydaje mi się, że lepszej wersji już nie będzie. Że ta i tylko ta, na wieki wieków, koniec i kropka. Ale szybko okazuje się, że to tyko chwilowe myślenie. Bo gdy zabieram się za przygotowanie kolejnej porcji, chęć dorzucenia jakiś nowych dodatków smakowych jest nie do pokonania. I czyż tak nie jest fajniej? Niby ta sama pasta, ale jednak inna. Inna barwa, inny smak, inny hummus, więc i o nudę trudno. ;-)
Do listy moich hummusowych faworytów dochodzi wersja wściekle różowa.

wtorek, 26 maja 2015

Hello wrap razy trzy. :)


Gdy pojawia się propozycja przygotowania materiału o tematyce, który jest mi kulinarnie bliski – nie waham się ani chwili. Perspektywa przyjemnej pracy, a zaraz potem jeszcze przyjemniejszej konsumpcji to największa zachęta. :)
Dzisiaj, wraz z zaprzyjaźnionym portalem Hello Zdrowie, chciałam Was zaprosić na wrapa. A nawet na trzy wrapy, z których każdy wprost tryska smakiem.


poniedziałek, 18 maja 2015

Na imię mi hummus. I trochę uzależniam. :)


Gdy robię hummus z myślą o sobie, to konsumpcję rozpoczynam dość prędko, w związku z czym istnieje pewna obawa, że do etapu „talerzowego” może nie dojść w ogóle.
Sprawy mają się tak...Najpierw podjadam ugotowane ziarna ciecierzycy. Ot tak, same, bez niczego. Bo lubię. :)
Potem, łyżką macham często i gęsto, w przerwach między miksowaniem. Och! Wiecie jak to jest...Sprawdzam smak pomiędzy jedną dodaną łyżką tahiny, a drugą; pomiędzy szczyptami soli, łyżkami soku z cytryny, a także między pierwszą i kolejną dolaną łyżką oliwy. Jak widać, nie próżnuję, a dopracowanie smaku jest najważniejsze. :D


wtorek, 5 maja 2015

Jak to miło powspominać... :) Pizza ciut ciut jak z rzymskiego snu.


Pizza z bresaolą i rukolą to jedno z moich miłych wspomnień kulinarnych związanych z pobytem w Rzymie. Dla porządku dodam, że nigdzie ostatnio nie wyjeżdżałam, to pobyt mocno już historyczny, ba! prawie zakurzony, ale co milsze elementy żywo zachowały się w pamięci.
No więc tę pizzę pamiętam doskonale. Siedzieliśmy w jednej z rzymskich trattorii, stół zasłany był obrusem w czerwono – białą kratę, a wokół roznosiły się takie zapachy, że trudno było usiedzieć na miejscu. Potrawy lądowały na sąsiednich stolikach, a nas skręcało z zazdrości. Oczekiwanie w takich „osobliwościach przyrody” to prawdziwa tortura. Kto był, ten wie. :) To co było potem, to czysta poezja, nie tylko pizzą usłana – jak to na włoskiej ziemi. ;-)


czwartek, 16 kwietnia 2015

Frytki warzywne. Pieczone.


O wyższości frytek nad tłuczonym ziemniakiem lepiej nie dyskutować. Cokolwiek złego by nie powiedzieć o tych pierwszych... - postaw przed pociechą dwa talerze, a boleśnie przekonasz się, którą zawartość ochoczo wybierze.
Frytki, fryteczki, frytunie...
Osobiście nie znam dziecka, które na ich widok nie uśmiechnęłoby się od ucha do ucha. Taki zwykły ziemniak, a utopiony w tłuszczu, tyle wzbudza emocji...
No to weźmy nasze dzieciaki sposobem i dajmy im takie frytki, na jakie zasługują! :) Pełne smaku, kolorowe i niemal słodkie. :)


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Smażone pierożki (z azjatycką nutą smakową)


O minionych świętach mogłabym powiedzieć, że były... lekkie. :) Lekkie z wyboru.
Tego roku postawiłam na zdrowy (zdrowszy niż zwykle) rozsądek, co oznacza, że nie szalałam w kuchni, nie uległam rodzinnej presji: „zjedz jeszcze kawałeczek, no przecież nie może się zmarnować..”, a przede wszystkim nie zrezygnowałam ze swojej porcji codziennej gimnastyki. Dzięki czemu czuję się gotowa na szał sylwestrowej nocy. ;-)



piątek, 7 czerwca 2013

Proziaki faszerowane botwinką


Dzisiaj mam taki dzień, że nic nie muszę...
Rano nie musiałam się zrywać z łóżka. Więc wylegiwałam się do dziesiątej z nosem w książce.
Nie muszę się martwić o dzisiejszy obiad, bo przy obecnej ilości warzyw – obiad zrobi się prawie sam i prawie w pięć minut. ;-)
Nie muszę mieć złego humoru z powodu deszczu i zimna, bo za oknem piękne słońce i prawdziwie letnia temperatura. Z tegoż powodu tryskam radością i ciągnie mnie poza cztery katy.

środa, 31 października 2012

I znów tarta. Dyniowa z orzechami.


Ostatnio zajmują mnie różne nowe projekty. Dużo fotografuję (w sensie więcej, niż zwykle, bo dużo było przecież zawsze :)), biegam w poszukiwaniach nowych naczyń i akcesoriów, a do domu znoszę tak dziwne gadżety, że R. już tylko z politowaniem patrzy na moje dziwactwa. „Masz pomysł, gdzie to upchać?” :) Za bardzo nie mam, ale niezmienne odpowiadam: „ Spokojna twoja rozczochrana!”. Potem zaczynam myszkowanie: tu ścisnę, tam przestawię, coś innego zlikwiduję i... szafa znowu gra. :) 

piątek, 17 sierpnia 2012

Kurki, boczek i tymianek. Tarta.



Mija drugi dzień, jak wróciliśmy do domu z urlopowych wojaży.
Zwykle długo się rozkręcam, nim na nowo wpadnę w miarę normalny rytm dnia.
Tym razem, bez oddechu – niemal od razu spadły na mnie zwykłe obowiązki.
Wpadłam w wir koniecznych, choć niekoniecznie przyjemnych zakupów (szkoła się zbliża!) i zdążyłam już nawet popełnić ciasto z owocami.
Lubię, gdy mam urlop od domowego kucharzenia.
Ale tak naprawdę już po kilku dniach brakuje mi krzątaniny po kuchni i ulubionych przydasi pod ręką. To śmieszne, ale naprawdę za nimi tęskniłam...


Pewnie za kilka dni pojawi się na blogu fotograficzny skrót z naszego urlopu.
A zanim to nastąpi – wracam do wczorajszej zapowiedzi:
„Mam kurki. I nie zawaham się ich użyć.”
Co powiecie na tartę z kurkami? :)

Użyłam do niej ulubionego kruchego ciasta (bez jajek), a nadzienie jest nader nieskomplikowane.
Polecam. :)


Mini tarty z kurkami, boczkiem i tymiankiem
proporcje na 4 foremki o średnicy 12cm

Kruche ciasto:
200g mąki pszennej (polecam krupczatkę)
100g zimnego masła (prosto z lodówki)
2 łyżeczki cukru
ok. ½ łyżeczki soli
1-2 łyżki bardzo zimnej wody

Mąkę i masło wrzucić do malaksera (lub do robota kuchennego, lub wyłożyć na stolnicę). Miksować (lub posiekać nożem), aż do pojawienia się małych grudek. Dodać cukier i sól – znów króciutko zmiksować. Dodając po 1 łyżce zimnej wody – zagnieść szybko ciasto (powinna powstać zwarta kula).
Uformować z ciasta wałek o grubości ok. 4-5cm. Zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez ok. 30 min.

Farsz:
1 duża cebula
ok. 500g kurek
ok. 200g boczku wędzonego
2 łyżki oleju do smażenia
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz do smaku

Oraz mikstura:
ok. 3 łyżki śmietany 18%
1 rozkłócone jajko
ok. 1/3 szkl. świeżo utartego parmezanu
sól, pieprz do smaku

Cebulę drobno pokroić. Kurki oczyścić (jeśli potrzeba umyć pod bieżącą wodą i osuszyć) – większe sztuki pokroić, mniejsze grzybki zostawić w całości. Boczek pokroić w kostkę.
Na głębszej patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulę i lekko zeszklić (na małym ogniu). Dodać kurki i tymianek – krótko przesmażyć, a następnie dorzucić pokrojony boczek. Smażyć na wolnym ogniu ok. 10 min. (cały sos powinien wyparować) W międzyczasie posolić do smaku. Na koniec doprawić do smaku pieprzem.

Piekarnik rozgrzać do temp. 180st.C. Foremki wysmarować masłem lub skropić olejem.
Schłodzone kruche ciasto podzielić na 4 równe krążki. Każdy z nich rozwałkować bardzo cienko, tak by odpowiadał średnicy foremki, wraz z zapasem na wyłożenie ścianek (czyli ok. 15cm średnicy). Foremki wyłożyć ciastem. Kruche spody upiec „na biało” przez ok. 15-20 min. (można w tym celu ułożyć na wierzchu większe okręgi papieru do pieczenia i wsypać np. suszoną fasolę; po podpieczeniu spodów zdejmujemy papier wraz z obciążeniem).
Wszystkie składniki mikstury wlać do kubeczka i dokładnie wymieszać.
Na podpieczone spody rozłożyć nadzienie grzybowe, oraz zalać każdy z nich ¼ częścią przygotowanej mikstury jajeczno – śmietanowej.
Ponownie włożyć foremki do piekarnika i zapiekać ok. 30-35 min., aż masa się zetnie.
Podawać gorące.
Smacznego!


niedziela, 18 września 2011

Crostini. Z bakłażanem i pomidorami.


Włosi podaliby je z całą pewnością jako przystawkę bezpośrednio przed głównym posiłkiem. I zapewne znalazł by się na nim jakiś pyszny pasztecik. Swoją drogą, każda moja wizyta we włoskich restauracjach przynosiła niewiarygodne zdumienie: gdzie oni mieszczą tak rozbudowane wieczorne posiłki? Jak później zasnąć bez uczucia przejedzenia...?


A u mnie ani przed obiadem, ani z żadnym „Pâté”. Ale tak po prostu, z tym co miałam pod ręką sezonowego – przygotowane jako przegryzka w ciągu dnia.
Moja Babcia dawnymi czasy smażyła kromki zwykłego chleba oliwskiego i nacierała je mocno czosnkiem. Jako dziecko ogromnie je lubiłam, mimo, że było to jedzenie raczej kryzysowe.
Crostini z bakłażanem, pomidorem i oliwą extra vergine wydają się być luksusowe w stosunku do grzanek sprzed lat. Kto wtedy w Polsce słyszał o oberżynie...
Pyszne, chrupiące i bardzo aromatyczne. A surowy czosnek w tej chwili jak najbardziej na czasie, gdy przeziębienia atakują ze wszech stron.
Ja właśnie toczę nierówną walkę z niechcianą zarazą...
Pozdrawiam!



Crostini z bakłażanem i pomidorami

1 nieduży bakłażan (najlepiej „chudy”, nie pękaty)
3-4 pomidory (mogą być kolorowe)
ok. 1 łyżki poszatkowanej drobno natki pietruszki
ok. 1 łyżeczka świeżych listków tymianku
ok. 1 łyżka oliwy (nadającej się do smażenia)
sól (u mnie Maldon), pieprz do smaku
bagietka
ząbek czosnku
oliwa extra vergine – do skropienia

Umytego i osuszonego bakłażana pokroić w plastry gr. ok. 5 mm, a następnie w kosteczkę. Jeśli nasza oberżyna jest jednak bardziej pękata, a środku ma sporo pestek, to wcześniej plastry bakłażana – lekko posolić i zostawić na ok. 15-20 min. W tym czasie bakłażan puści sok (wraz z goryczką). Osuszyć papierowym ręcznikiem i dopiero wtedy pokroić w kostkę.
Pomidory umyć, osuszyć. Pokroić w kostkę, odrzucając środkowe gniazdo z pestkami.
Na patelni rozgrzać bardzo mocno oliwę do smażenia. Wrzucić bakłażana i smażyć na małym ogniu, często mieszając ok. 4-5 min., aż bakłażan się zeszkli i zmięknie (bakłażan bardzo mocno pije tłuszcz; można oczywiście smażyć na większej ilości oliwy, ale i tak wszystko wchłonie, a my będziemy mieć tłustą oberżynę).
Na pół minuty przed końcem smażenia – dodać ok. ¾ przygotowanych pomidorów, tymianek oraz natkę pietruszki. Posolić do smaku. Wszystko krótką chwilkę razem przesmażyć i zdjąć z ognia.
Bagietki pokroić na kromeczki. Można lekko zwilżyć oliwą (choć niekoniecznie) i z obu stron zezłocić na patelni grillowej.
Ciepłe grzanki natrzeć czosnkiem. Na każdą grzankę ułożyć po czubatej łyżce warzyw. Wierzch ozdobić dodatkowo pozostałymi, świeżymi pomidorami. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Skropić oliwą extra vergine.
Smacznego!

środa, 1 czerwca 2011

W oczekiwaniu na wakacyjny podmuch


Wczoraj był upał prawie nie do wytrzymania... Jak w środku gorącego lata.
W pracy zakończyliśmy pewien bardzo długi etap. Tak długi, że gdy opasłe tomiska dokumentacji w końcu zostały zamknięte i pożegnane – wszyscy poczuliśmy się jak za szkolnych lat... Zupełnie jak dzień, w którym odbiera się cenzurkę, zamyka pewien okres życia pracowitego, a otwiera czas wakacji, zabawy i odpoczynku. Uczucie dość surrealistyczne, zważywszy na to, że nikogo z nas nie czeka dwumiesięczna przerwa od obowiązków.


I już nic mi się nie chciało. Tylko leniuchować. I zajadać lodami. :) Obiad po najniższej linii oporu. Ale w wiosenno – letnim tonie.
A dzisiaj, znów nastał dzień jak co dzień. Zwykła droga do pracy, zwykłe obowiązki, nowe tematy, chłodny wiatr, brak upału i niechciany bąbel na stopie. Wakacyjny podmuch po nocy gdzieś odpłynął. To bez znaczenia, bo ten prawdziwy dopiero przede mną. :)



Sałata wiosenna mocno zielona
2-3 porcje

2-3 garści rukoli
pęczek zielonych szparag
nieduży brokuł
garść świeżo ukrojonych płatków parmezanu lub pecorino
garść orzeszków piniowych
ok. 2 łyżeczki gęstego octu balsamicznego
ok. 2 łyżeczki oliwy z oliwek extra vergine
sól do smaku (najlepiej gruboziarnistą – użyłam „maldon”)

Szparagi i brokuła umyć. Szparagom odciąć zdrewniałe łodyżki, a z brokuła powycinać różyczki.
W dużym garnku zagotować osoloną wodę. Różyczki brokuła i szparagi wrzucić na wrzątek i gotować ok. 3-5 min. (nie dłużej, warzywa powinny być lekko twarde, a nie rozgotowane). Odcedzić i zahartować zimną wodą. Odłożyć warzywa na papierowy ręcznik, aby wchłonął wodę.
Orzeszki piniowe uprażyć na suchej patelni.
Rukolę, szparagi i brokuła rozłożyć na talerze. Posypać płatkami parmezanu, orzeszkami, i solą, oraz skropić odrobiną oliwy, i octem balsamicznym.
Podawać od razu.
Smacznego!

niedziela, 27 marca 2011

Gdzie ona? Gdzie???


Znów padał śnieg. Co prawda z deszczem, ale śnieg to śnieg. Wiatr targał włosy. A w ręce było mi tak zimno... Rękawiczki zostały w domu. Czapka też.
Nie wiem, czy wiosna kpi sobie tylko ze mnie? Czy data 21 marzec już zupełnie nic nie znaczy...? ;-)


Szukam pąków na drzewach. Nie znajduję. Szukam pierwszych źdźbeł soczyście zielonej trawy. Nie znajduję. Nasłuchuję „marcujących” kotów. Nie słyszę. Nawet ptaki rano nie śpiewają zbyt ochoczo.
Słońce od czasu do czasu przyświeca, ale brakuje mu jeszcze tej ciepłej radości.
A ja bym chciała już jak w piosence... „Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr!” Chciałabym zrzucić zimową kurtkę i wyprowadzić mój kwiecisty rower. :)
Wiosno! Czy to tak wiele???


Za to w kuchni przeprowadzam rewolucje. Właśnie na przekór wszystkiemu – już wiosenne. Albo prawie wiosennie. Z nadzieją, że lada chwila eksploduje cała nowalijkowa gama, którą będę zachłannie czerpać garściami...



Mini tarty z ricottą i serem pleśniowym
(6 szt.)

250g ciasta francuskiego (użyłam gotowego, wybieram to robione na maśle, jest zdecydowanie smaczniejsze!)
250g ricotty
100g sera pleśniowego (wybrałam ser o złocistej barwie)
2 jaja
100g boczku pokrojonych w cieniuteńkie, wąskie plasterki
garść orzechów laskowych
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz do smaku
szczypta papryczki z Espelette

Orzechy laskowe pozbawić łusek. W tym celu uprażyć je na suchej patelni (uważać by nie przypalić), a następnie jeszcze ciepłe rozcierać przez czystą ściereczkę. Obrane orzechy z grubsza posiekać.
Pokrojone wstążki boczku przesmażyć na patelni. Odsączyć na papierowym ręczniku z wytopionego tłuszczu.
Do większej miski wbić jaja – rozkłócić. Dodać ricottę, świeże listki tymianku, sól, pieprz i papryczkę z Espelette – do smaku. Wszystko dokładnie wymieszać.
Ciasto francuskie podzielić na 6 części wielkością i kształtem odpowiadających foremkom (u mnie były to prostokątne foremki o wymiarach 10x6x4,5cm). Dno i boki każdej foremki wyłożyć papierem do pieczenia. Następnie wyłożyć ciastem. Do środka nakładać masę serową. Na wierzchu pokruszyć serem pleśniowym i orzechami.
Piec w piekarniku nagrzanym do 180 st.C przez ok. 20 min, aż ser się zarumieni, a masa zetnie.
Podawać ciepłe.
Smacznego!

środa, 16 marca 2011

A może buraczka?


W ramach przegryzki? Zamiast ciasteczka?
A chętnie! Chętnie! Czemuż by nie? A w jakiej postaci?
No jak to w jakiej? Najlepszej! Pieczonej!
Pieczonej? Ze skórką? To będzie dobre?
Też mi pytanie... Słodki buraczek, chrupiąca skórka... to jakie ma być?
Niech będzie... Zaryzykuję...
Iiiii...?
O woooow!
A nie mówiłam? :)


Jeśli idzie o buraki – to zjem wszystkie. I pod każdą postacią. Bo zwyczajnie uwielbiam. Mogą być gotowane, zasmażane, marynowane, tarte, siekane. Nawet sok z buraków jestem w stanie wypić.
Ale tylko ich pieczenie wydobywa w pełni ten głęboki, słodki smak. Delicja. Po prostu.



Sałatka z pieczonych buraczków, fety, mięty i orzechów nerkowców
(na 2 porcje)

kilka sztuk (5-6) małych buraczków
2 łyżeczki octu balsamicznego
kawałek fety
garść orzechów nerkowców, uprażonych lekko na suchej patelni
garść świeżych listków mięty
sól gruboziarnista (u mnie fleur de sel)
odrobina oliwy extra vergine z pierwszego tłoczenia

Buraczki porządnie wyszorować pod bieżącą wodą. Osuszyć papierowym ręcznikiem. Jeśli buraczki są malutkie to pozostawić w całości, jeśli nieco większe – przekroić na pół (nie obierać ze skórki). Pozawijać buraczki w folię aluminiową i włożyć do nagrzanego do 200 st.C piekarnika. Piec ok. 1 godziny, aż buraczki zmiękną.
Upieczone buraczki przestudzić, pokroić w dość cieniutkie plasterki. Rozłożyć na 2 talerzach. Każdą porcję skropić 1 łyżeczką octu balsamicznego. Na wierzchu pokruszyć kawałek fety. Dodać trochę listków mięty i orzechów nerkowca. Posolić solą gruboziarnistą i odrobinę skropić oliwą.
Smacznego!

wtorek, 26 października 2010

Pachnące małe co nieco z dynią w roli głównej


10 powodów, dla których uwielbiam dynię:

Po pierwsze: zdrowa (i to jak!).
Po drugie: pyszna (mega pyszna!).
Po trzecie: atrakcyjna wizualnie (słaby powód, ale prawdziwy :D)
Po czwarte: uniwersalna (jak kto lubi, na słodko i na słono).
Po piąte: lubi towarzystwo przypraw (a ja lubię przyprawy).
Po szóste: łatwa w obróbce (chociaż wybierania pestek nie lubię :D).
Po siódme: nie ma bardziej słonecznej zupy nad zupę dyniową
Po ósme: jest zdrowa i pyszna! (to już było? )
To nic! Bo po dziewiąte i dziesiąte: też jest zdrowa i pyszna! :)



Pomysł na dzisiejszą tartę znalazłam tutaj. Muszę przyznać, że sposób jej przygotowania w oryginale został niepotrzebnie przekombinowany. Za pierwszym razem przygotowałam ją zgodnie z przepisem, ale prawdę mówiąc wynik nieco mnie rozczarował. Co prawda nie jeśli chodzi o smak, ale strona wizualna pozostawiała wiele do życzenia. Wstępne gotowanie w wodzie, potem smażenie na oleju i na koniec pieczenie warzyw - spowodowało, że warzywa zamieniły się w bezkształtną masę. A ja lubię, gdy na talerzu potrawa wygląda zachęcająco. Dlatego za drugim razem zrobiłam po swojemu. Maksymalnie skróciłam obróbkę i wyszło o niebo lepiej. :)
To moja druga propozycja w tegorocznym Festiwalu Dyniowym.
Przepis podaję już po moich zmianach.


Zapiekana dynia i bataty na cieście francuskim
(na 4 niewielkie porcje)

250g dyni (najlepiej o suchym miąższu, np. Hokkaido)
250g batatów
1 czerwona cebula
8 pomidorków koktajlowych
1 łyżeczka kuminu w ziarnkach (ew. mielonego)
1 łyżeczka ziarenek kolendry (ew. mielonej)
½ – 1 suszonej papryczki peperoncino (ostre! można pominąć)
sól, pieprz (do smaku – u mnie po sporej szczypcie)
2 łyżki oliwy (u mnie olej z pestek winogron)
1 op. ciasta francuskiego

Piekarnik rozgrzać do 190 st.C. Przygotować 4 osobne niewielkie naczynka do zapiekania (wysmarować oliwą), lub dużą blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Dynię i bataty obrać ze skórki, pokroić w grubszą kostkę (np. 2x2cm). Czerwoną cebulę pokroić w ósemki (żeby cebula zbyt mocno się nie rozpadła nie należy odcinać wydłużonego końca). Pomidorki podzielić na połówki lub ćwiartki.
W moździerzu utrzeć razem ziarenka kolendry z kuminem i peperoncino.
Do większej miski wlać 1 łyżkę oliwy, wrzucić utarte przyprawy (trochę zostawić do dodatkowego posypania), sól, pieprz, oraz pokrojone bataty i dynię. Wszystko wymieszać.
Ciasto francuskie podzielić na 4 części i wyłożyć przygotowane naczynka lub ułożyć na blasze.
Na cieście ułożyć otoczone w oliwie i przyprawach dynię i bataty. Na wierzchu rozłożyć kawałki cebuli i pomidorki. Skropić z wierzchu pozostałą oliwą, oraz przyprawami.
Piec ok. 40 min. aż bataty i dynia zmiękną (można sprawdzić w trakcie pieczenia patyczkiem grillowym), a ciasto francuskie nabierze złocistego koloru.
Podawać ciepłe.
Smacznego!

czwartek, 30 września 2010

Co nowego? Dzisiaj tarta. :)


To już niemal norma, że koleżanki z pracy co kilka dni pytają: „Gosia, masz już coś nowego na blogu?”. Po czym słychać „klik, klik, klik” i zaraz na wszystkich monitorach wyświetla się ten sam widok. :D
„Gooosia, znów nic nie ma?!”.
Ano nie ma. Bo nie ma czasu.
„Gooosia, a kiedy będą zdjęcia z wakacji?”.
Ano nie będzie, bo nie ma czasu. :D
Chwilę po tym rozlega się narzekanie Doris: „O raaany, ale jestem głodna...!” Naturalnie rozmowa w mgnieniu oka schodzi na temat jedzenia: co kto ma dzisiaj na śniadanie (pudełek śniadaniowych u nas w kuchni pod dostatkiem stoi, do wyboru – do koloru :D), co będzie dzisiaj na obiad, co Pamelcia przygotowała na ostatnią pidżama party dla swoich przyjaciółek, co dobrego mama Doris przywiozła w słoikach, czy Dexter znów podjadł batonika Kasi i czy ktoś dzisiaj biegnie do „Justynki” po drożdżówki, albo do „Aldka” po bagietkę czosnkową. :D
Notabene, gdyby tak przeprowadzić u nas w pracowni obserwacje powiązane ze statystykami, niechybnie by się okazało, że nasz zespół albo je, albo rozmawia o jedzeniu. :D
Taki nasz narodowy, pracowy sport... :)


Dzisiaj obiecałam koleżankom kolejny prosty pomysł na tartę. Zatem voila!
Szybka, bo na kupnym, gotowym cieście francuskim. Ciekawa w smaku, bo łączy słony smak sera pleśniowego i prosciutto ze słodkimi świeżymi figami. A do tego po prostu atrakcyjna wizualnie. :)



Tarta z figami, prosciutto i gorgonzolą
4 porcje

1 op. ciasta francuskiego (ok. 300g)
4 świeże fioletowe figi
100g łagodnej gorgonzoli, albo innego miękkiego sera pleśniowego
8 dużych plasterków cieniutko pokrojonej szynki parmeńskiej
kilka gałązek świeżego tymianku

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C.
Ciasto francuskie podzielić na 4 prostokąty. Na każdej porcji wykonać nożem niezbyt głębokie nacięcie (aby nie przeciąć ciasta na wylot) wzdłuż wszystkich boków – powstanie rodzaj rantu. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Gorgonzolę pokruszyć i rozsypać na przygotowanym cieście francuskim. Szynkę parmeńską pokroić na wstążki i fantazyjnie porozkładać na prostokątach ciasta. Figi pokroić na plasterki grubości ok. 2-3mm i poukładać na szynce. Przybrać świeżym tymiankiem.
Piec ok. 20 min. W tym czasie brzegi ciasta urosną i lekko się zezłocą.
Podawać na ciepło.
Smacznego!

piątek, 29 stycznia 2010

Suszone pomidory. I feta.


Przyjechały do mnie swego czasu z Włoch. Z serca Toskanii. Słoneczny i pachnący susz. W papierowej torebce. Cały kilogram.


Lądowały to tu – to tam. Do pomidorowego sosu. Do drobiowych roladek. Do sałaty i sałatek. Pływały też w oliwie. Bo one z tych co pływać lubią.
A skoro tak... to może pożenić je z ziołową grecką fetą, zawinąć w roladkę i utopić? :)


To nie jest mój pomysł. Właśnie takie roladki nader często kupuję w ulubionym sklepie, słono za nie płacąc. I jeszcze do kolekcji dokładam faszerowane ostre mini papryczki ( niedawno można było podziwiać podobne u Roberta). Więc ja poszłam w ślady Gutka i moje ulubione przekąski pomidorowe przygotowałam sama. Nie mam dzisiaj weny do długiego pisania i zachęcania. Niech wystarczą tym razem zdjęcia.

A przygotowanie najprostsze z najprostszych...



Roladki z suszonych pomidorów i fety

kawałek greckiej fety
garść suszonych pomidorów
łyżka albo dwie suszonego oregano
kilka wykałaczek (najlepiej przełamanych na pół)
oliwy z oliwek extra vergine z pierwszego tłoczenia na zimno

dodatkowo acz niekoniecznie:
ząbek lub dwa czosnku
1-2 suszone papryczki piri – piri
lub kilka ziarenek pieprzu
lub co kto lubi :)

Fetę pokroić w pałeczki wielkości ok. 3-4cm / 1 cm. Rozsypać na desce (lub talerzyku) suszone oregano i każdy kawałek fety dokładnie otoczyć w ziołach.
Każdą pałeczkę położyć na suszonym pomidorze i zwinąć w roladkę. Spiąć wykałaczką „na wylot”.
Poukładać roladki w czystym, suchym słoiczku. Włożyć wybrane dodatki (czosnek, papryczki, pieprz, etc.) i zalać oliwą tak by zakryć dokładnie każdą roladkę. Zamknąć słoiczek i odstawić w suche i chłodne miejsce na kilka / kilkanaście dni (im dłużej, tym pomidory będą lepsze).
A potem jeść, jeść, jeść... :) U mnie lądują w sałacie wszelakiej. :)