Wiesz jak to jest... Wydaje Ci się, że masz silną wolę, że jak powiesz „nie”, to znaczy nie, jak „stop” - to tkwisz na stop, choćby nie wiem co... A jak powiesz sobie: „nie widziałam, nie piekę, nie zjem ani kawałka... ” - wymazujesz z pamięci i już nigdy nie wracasz do tematu...?
Teoretycznie właśnie tak powinno to działać, ale w praktyce teorie się nie sprawdzają. Nie w moim wypadku. Kto wie, może w Twoim też nie, jeśli lubisz mocno słodkie? Chociaż to już na szczęście nie moje zmartwienie... W końcu każdy sam odpowiada za swoje grzeszki, prawda? ;-)
Chodziłam wokół tego przepisu jak kwoka. Zaglądałam, myślałam, odrzucałam, wracałam, próbowałam sobie obrzydzić, próbowałam liczyć kalorie (milion! a może i dwa :D), zarzekałam się, że nie, nie i nie... Zestawiałam za i przeciw. Potem znów wracałam, tylko żeby zerknąć, choćby przez chwilkę.
I doskonale wiedziałam dokąd ta cała przepychanka z samą sobą prowadzi. To była tylko kwestia czasu. :)