Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pesto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pesto. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 czerwca 2017

Najpiękniejsze zupy powstają u progu lata :)



Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.

czwartek, 25 lutego 2016

Kolorowa fasolowa na skórce.


Nauczyłam się nie wyrzucać skórek od parmezanu. Brzmi może śmiesznie, ale okazuje się, że w suchej skórce jest mnóstwo smaku, którego zwykle nie wykorzystujemy. Kiedyś przeczytałam, że między innymi w parmezanie zamknięty jest piąty smak. Ten nie do końca uchwytny, bardzo delikatny, który trudno opisać słowami. Ani słodki, ani słony, ani gorzki, ani kwaśny - umami.
Od tamtej pory kolekcjonuję parmezanowe skórki. Rzecz jasna nie po to, żeby je podjadać. Wrzucam je do gotujących się potraw, by oddały trochę swojego ukrytego dobra. Ten sposób szczególnie dobrze się sprawdza zwłaszcza w tych przypadkach, gdy gotujemy bez mięsa (wszelkie warzywne wywary, niektóre zupy).


piątek, 29 maja 2015

Zupa z białych warzyw i zielona kropka nad „i”.


Nie wydaje się Wam, że w maju powinno paść pytanie: zielone czy białe? Przynajmniej jeśli chodzi o szparagi? :)
Ja w zasadzie wolę zielone. Z kilku powodów. Po pierwsze, bo zielone, a jak zielone to bardziej radosne i wiosenne. Po drugie, bo kryją w sobie więcej charakteru i smaku. A po trzecie, są naprawdę mało kłopotliwe i w kilka chwil gotowe do spożycia.
Najbardziej lubię krótko blanszowane, w prostej sałatce (oczywiście zielonej), albo w risotto, suto podlanym białym winem. A podane z płynnym żółtkiem? Czysta poezja smaku, prawda? :)
Ale gdy mam ochotę na lekką, wiosenną zupę, to zdecydowanie wybieram białe. Są tak delikatne, że łatwo chłoną inne, wyrazistsze smaki.

poniedziałek, 30 marca 2015

Risotto z chipsami warzywnymi i pistacjami


Podglądając szeroki świat kulinariów, zwłaszcza tych restauracyjnych – odnoszę wrażenie, że ten chipsami został wybrukowany... Wystarczy zajrzeć do popularnych na szklanym ekranie programów, by nabrać przekonania, że bez chipsa żaden talerz obyć się nie może. Moda taka, czy głębsze w tym przesłanie – sama nie wiem... :D


piątek, 9 maja 2014

O maju. I risotto ze szparagami, i pesto pistacjowym.


Maj to ten z najpiękniejszych dla mnie miesięcy, w którym chciałabym na chwilę włączyć „klatkę stop”, a zaraz potem rozciągnąć maksymalnie czasoprzestrzeń. Tak mocno, aby ten trwał przynajmniej 3 miesiące (a nie stoi nic na przeszkodzie, by jeszcze dłużej) i bym zdążyła zrobić to wszystko, na co zwykle nie starcza mi czasu.
To wszystko” nie oznacza wiele..., same proste sprawy: niekończące się spacery, których ścieżka prowadziłaby od jednego ukwieconego drzewa do drugiego, śmiganie rowerem z jednego końca miasta na drugi, podkradanie ulotnych chwil obiektywem, targanie do domu kolejnych bukietów bzu i konwalii, kolejnych pęczków szparag i botwinki, i napawanie się myślą, że w końcu do syta najem się majowymi warzywami... 
 


piątek, 7 marca 2014

Topinambur z makaronem i pesto pistacjowym


Kupić w Trójmieście topinambur – to jak wygrać los na loterii.
No więc ja wygrałam, chociaż żeby nie było zbyt słodko – ani on - ten topinambur - bio nie jest, ani nawet na polskiej ziemi nie wyrósł. Znaczy przybysz z daleka. Z Izraela – bo tak wynika z etykiety na opakowaniu. Szkoda. Wolałabym rodzimy.
Z angielskiego nazywany „Jerusalem artichoke”, albo „sunchoke”, a po naszemu pięknie i swojsko: słonecznik bulwiasty. :)


piątek, 11 grudnia 2009

Łosoś w skorupce, nadziewany suszonymi pomidorami, pesto i bazylią


Planowanie menu nie jest moją mocną stroną. Zwłaszcza tego świątecznego, bo zwykle zaczyna się od wielkiej pustki w głowie, która potem kończy się nadmiarem pomysłów. I znów kłopot, bo które wybrać? ;-) Tak więc, spisywana lista wydłuża się niebezpiecznie, wiem, że nie sposób będzie wszystko przyrządzić. A jaki będzie finał w tym roku – okaże się dopiero w Wigilię. :D To co w moim świątecznym menu niezmienne – to postne paszteciki, które w zeszłym roku Wam prezentowałam. One być muszą i basta! :)
A w tym roku na liście znalazła się ryba, ale bynajmniej nie karp (bo karp to tylko u mojej mamy :)). W tym roku planuję przygotować nadziewanego łososia. Będzie pachniał suszonymi pomidorami i bazylią. :) A całość otulona będzie pysznym drożdżowym ciastem (tym samym, co we wspomnianych pasztecikach). Premiera przedświąteczna już była. :) Rybka palce lizać! :)


Łosoś w skorupce, nadziewany pesto, suszonymi pomidorami i bazylią
2 duże porcje, lub 3 mniejsze

Drożdżowe ciasto na skorupkę:
125 g mąki
½ łyżeczki drożdży instant
½ łyżeczki cukru
½ łyżeczki soli

ok. 45-50 ml mleka
65 g masła
1 żółtko jaja

Do garnuszka wlać mleko i włożyć masło. Podgrzewać na małym ogniu, aż masło się całkowicie rozpuści. Zdjąć z ognia i przestudzić. Gdy mleko będzie już letnie – wbić żółtko jaja – rozkłócić.

Mąkę wymieszać z drożdżami instant, cukrem i solą . Wlać maślany płyn i wyrabiać ciasto. W zależności od tego jak mąka chłonie płyn – może okazać się konieczne podsypanie odrobiną dodatkowej mąki. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne, pozwalające na wałkowanie.
Przykryć ciasto czystą ściereczką i odstawić do rośnięcia na ok. 1 godzinę (powinno podwoić swoją objętość).

Na nadzienie:
ok. 50-60 dag świeżego łososia bez skóry (najlepiej z jego środkowej części, gdzie mięso jest dość grube)
sok z połówki cytryny
sól, pieprz
ok. 6-9 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
2-3 łyżki czerwonego pesto
garść świeżych liści bazylii
garść świeżo krojonych płatków parmezanu (można pominąć)

dodatkowo:
żółtko jaja + 1 łyżka mleka, albo rozkłócone białko - do smarowania


W międzyczasie gdy ciasto drożdżowe rośnie należy przygotować łososia. Płat łososia pozbawić delikatnie ości (są duże, łatwo się je wyjmuje pensetą, lub nawet podważając nożem), a następnie pokroić na 2 lub 3 kawałki – równolegle do kierunku mięśni. Następnie każdy kawałek naciąć tak, jakby chciało się podwoić wielkość płata. W tym celu począwszy od strony grubszej – wykonać nacięcie przez środek grubości, idąc do strony najcieńszej. Jednak uważać, by nie rozciąć płata do końca.
Każdy kawałek lekko z obu stron oprószyć solą i pieprzem, oraz skropić sokiem z cytryny.
Pozostawić na min. 15-30 min.

Gdy ciasto drożdżowe będzie już gotowe, podzielić na 2 lub 3 części i rozwałkować bardzo cienko (max. 2mm) na prostokąty (wielkość powinna być taka, by pozwoliła zamknąć z wszystkich stron przygotowane ryby). To ciasto bardzo dobrze wałkuje się np. na papierze do pieczenia.
Ryby osuszyć papierowym ręcznikiem z soku cytrynowego. Każdy kawałek ryby układać na drożdżowym cieście. W nacięciu ryby rozsmarować łyżkę czerwonego pesto, ułożyć po 3 szt. suszonych pomidorów, rozłożyć po kilka płatków parmezanu, oraz kilka liści świeżej bazylii. „Zamknąć” mięso. Ciastem owinąć rybę z wszystkich stron, skleić brzegi.
Układać gotowe „kieszonki” na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić do rośnięcia na ok. 30 min. Przed samym pieczeniem posmarować wierzch „kieszonek” żółtkiem jaja rozkłóconym z 1 łyżką mleka, lub rozkółoconym białkiem.
Piec w piekarniku nagrzanym do 200 st. C (grzałka dolna i górna) przez 20 min.