Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gruszki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 października 2015

Słodko – słone grzanki. Figa, gruszka i ser kozi.


Za oknem kolorowo, jesiennie, a przed moim obiektywem w ostatnich tygodniach wkradło się trochę zimowego mroku (barrrrdzo ciemnego), na przemian z białymi, iskrzącymi, świątecznymi klimatami. Na chwilę sypnęło cukrowym śniegiem, zaświeciły gwiazdki, zapachniało korzennymi aromatami.
To właśnie ten czas, gdy magazyny już bardzo intensywnie pracują nad grudniowym wydaniem. Do świąt blisko dwa miesiące, a ja trochę czuję się jakbym świąteczną gorączkę miała już za sobą. :)
Za jakiś czas chętnie pokażę Wam efekty obecnej pracy, tymczasem na powrót z przyjemnością wracam do barw i smaków jesiennych.

piątek, 25 września 2015

Gruszki, boczek, trochę zdrowej pleśni i top lista.


Do jedzenia pizzy prawdopodobnie nikogo nie trzeba namawiać. To kulinarny samograj, który choćby nie wiem jak często lądował na stole – nigdy się nie nudzi. Niby taki prosty, cieniutki drożdżowy placek, a za sprawą dodatków, za każdym razem może przynieść zupełnie inne doznania smakowe. Po wielokroć zastanawiałam się, czy mam swoją ulubioną wersję? Cóż, zadowalającej odpowiedzi nie znalazłam do tej pory. Sprawa jest niejednoznaczna, bo jak się okazuje – wszystkie są najlepsze. :)


wtorek, 30 września 2014

Drożdżowe. Gruszki i rozmaryn.


Drożdżowe jest tym ciastem, które jak żadne inne (no, może poza szarlotką), kojarzy mi się z dzieciństwem. Dzieciństwem, na które przypadły bądź co bądź niełatwe czasy kulinarne. Czasy pustych półek sklepowych, solonego masła, czekolady, która nie była czekoladą i gigantycznych kolejek po... właściwie wszystko.
Babcia F. nie piekła wybitnych ciast. Nie robiła tortów, ciast z kremem, czy gładkich serników. Ale to bez znaczenia, bo gdy zabierała się za drożdżówkę byłam w stanie wybaczyć Jej wszystkie inne braki cukiernicze...
Do wielkiej emaliowanej miski wsypywała „na oko” składniki i spracowaną ręką, mozolnie wyrabiała ciasto. Pamiętam, jak strasznie długo to trwało. Babcia mówiła, że od momentu połączenia składników potrzeba sto porządnych ugnieceń. Przynajmniej sto. Inaczej ciasto nie będzie dobre.
Nie wiem, czy liczyła ruchy dłoni, może wcale nie musiała. Drożdżówka zawsze wychodziła idealna.



piątek, 12 października 2012

O remoncie słów kilka


O tym, jak człowiek obrasta w niepotrzebne rzeczy – dowiaduje się zwykle z całą brutalnością przy okazji wszelakich remontów. Przerażający jest fakt, ile "skarbów" jest w stanie upchnąć w zakamarki szaf, bo przecież może „kiedyś się przyda(dzą)”... 
Gdy w wakacje odświeżaliśmy przedpokój, wydawało mi się, że już gorzej być nie może.
A jednak. Przez ostatni tydzień odgruzowywałam swój komputerowy kąt...
Powiem krótko: to była masakra. :D


Jak udało mi się przeżyć przejście huraganu, odgruzowywać po sufit to co zagruzowane, wyselekcjonować wśród miliona rzeczy najpotrzebniejszą garstkę, a w międzyczasie wykonać kilka sesji foto i jeszcze w miarę normalnie rodzinnie funkcjonować – doprawdy nie wiem. Chyba wizja „nowego” pchała do przodu...


No to mam. :) Odświeżone, odmalowane, odgruzowane i oddane do użytku moje stare - nowe miejsce pracy, blogowania, fejsowania i picia kawy. Cieszę się jak diabli!:)
Tutaj (klik) można podejrzeć fragment kąta komputerowego po liftingu.
A z tej radości, że „jestem znów na swoim” zapraszam wszystkich na wirtualne ciacho. O! :)
Oczywiście ciasto jesienne: z imbirem, gruszkami i migdałami.

Ps. W najbliższą niedzielę ogłoszenie wyników w konkursie Blog of Gdańsk 2012. Proszę! trzymajcie  kciuki... :)

  

Ciasto z migdałami, imbirem i gruszkami
(inspirowane przepisem w Delicious nr 9/2012)

4 gruszki (dojrzałe, ale niezbyt miękkie)
100g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki imbiru w proszku
100g mielonych migdałów
100g cukru
100g masła w temp. pokojowej
3 duże jaja w temp. pokojowej
ok. 70g imbiru kandyzowanego (drobno pokrojony)
garść płatków migdałowych

dodatkowa łyżka masła i łyżka mąki – do przygotowania foremki

Piekarnik nagrzać do temp. 180st. C.
Przygotować tortownicę o średnicy ok. 20-22cm. Wysmarować dno i boki masłem, i oprószyć mąką. Nadmiar mąki usunąć. (Zamiennie można wyłożyć foremkę papierem do pieczenia).
Gruszki obrać ze skórki, wydrążyć z gniazd nasiennych i pokroić w grubszą kostkę.
Mąkę przesiać wraz z proszkiem do pieczenia i sproszkowanym imbirem do osobnej miski.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Nadal ucierając - dodawać kolejno po jednym jajku, a następnie przesianą mąkę i mielone migdały. Na koniec wmieszać kandyzowany imbir, oraz pokrojone gruszki.
Masę przełożyć do tortownicy. Wierzch posypać płatkami migdałowymi.
Piec ok. 50 min. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Studzić na kratce.
Ostudzone ciasto można dodatkowo posypać cukrem pudrem.
Smacznego!

wtorek, 2 października 2012

Jesienne uśmiechy :)



Ostatnie dni niosły ze sobą wiele emocji. Było trochę łez, raczej gorzkich i niechcianych. Jak to w życiu... Były też łzy przez śmiech. A już na samym końcu szeroki uśmiech zagościł. :)
Wiem, że wielu z Was już wie, co jest przyczyną radości. Pisałam o tym zupełnie na gorąco wczoraj na FB. A ponieważ rzecz dotyczy bloga, to i tutaj nie może zabraknąć miłych wieści. :)
Otóż, Pieprz czy Wanilia wystartował w konkursie „Blog of Gdańsk” (tak, tak, jestem dumną ze swojego miasta Gdańszczanką :)) i znalazł się w ścisłej dziesiątce, z której Czytelnicy w trakcie internetowego głosowania wybiorą najlepszy, najciekawszy, najpiękniejszy – czy jednym słowem Ulubiony ich zdaniem blog.
Blogów jest 10, o zróżnicowanej tematyce – jest więc w czym wybierać...
Warunki są dość surowe, bowiem z jednego komputera (i jednego IP) można zagłosować tylko raz.
Oczywiście, nie ma co ukrywać – liczę na moich Czytelników. :) Im więcej kliknięć – tym większe szanse na wyróżnienie wśród gdańskich blogerów. :)

Głosowanie odbywa się TUTAJ (klik) – wystarczy wejść i kliknąć w ikonkę „oddaję głos”.
Dziękuję za każdy głos oddany właśnie na Pieprz czy Wanilię! :)



A tymczasem, również wczoraj, w wirtualnej kuchni Lawendowego Domu – też radośnie, bo na dobre zagościła złota jesień. :) Jak zwykle smaczna, jak zwykle piękna, jak zwykle pełna przygód...
Nie przegapcie najsmaczniejszego kwartalnika w sieci! :)
Lawendowy Dom Jesień 2012 – dostępny jest TUTAJ (klik). A w nim po raz kolejny moja propozycja „śniadaniowa”. Zapraszam! :)




Pieczona dynia z gruszką i szynką
na 2 porcje

ok. 300g dyni
gałązka świeżego rozmarynu
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. ½ łyżeczki soli
ok. 2-3 łyżki oliwy / oleju do pieczenia
2 gruszki
garść rukoli
4 plastry szynki długodojrzewającej (np. parmeńskiej)
2 łyżeczki orzeszków piniowych
garść orzechów nerkowca

Dressing:
4 łyżeczki oliwy extra vergine
2 łyżeczki octu winnego
sól i pieprz do smaku
Piekarnik nagrzać do temp. ok. 190st. C.
Dynię wydrążyć z gniazda nasiennego, obrać ze skórki, pokroić w grubszą kostkę. Wyłożyć na blachę (spód można wyścielić papierem do pieczenia). Posolić, posypać drobno posiekanym rozmarynem i listkami tymianku, oraz skropić oliwą / olejem. Wymieszać.
Piec ok. 20 min. aż dynia zmięknie i lekko się zezłoci.
W tym czasie na suchej patelni podprażyć orzeszki piniowe i nerkowce. Obrać gruszki i pokroić w ósemki lub grubą kostkę.
W kubeczku wymieszać składniki dressingu.
Na talerzach ułożyć upieczoną i odparowaną dynię, kawałki gruszek, plastry szynki i rukolę. Posypać orzeszkami. Skropić dressingiem.
Smacznego!



poniedziałek, 31 października 2011

Strachy na lachy i ciasto z charakterem



Dzisiaj pod sklepem, w którym przyszło robić nam szybkie zakupy - przemknęła grupka przebierańców. Byli dość straszni. Mieli doprawione rogi na głowie, czarne placki na policzkach i natapirowane włosy. Brakowało tylko ogonów. Wyglądało na to, że diabeł w nich wstąpił. ;-) Osobiście nie czuję tych amerykańskich halloween'owych tradycji, ale najwyraźniej młode pokolenie ma inne zapatrywania. No cóż, duch czasu... ;-)
Tak czy siak, jeśli już musi mnie „coś” straszyć na ulicach – to wolałabym, żeby były to czarownice na miotłach, a nie diablęcia. :D



Na parapecie w domu (a mam bardzo fajny, szeroki i pojemny parapet :)) stoi kilka dorodnych dyni. Kupując je starałam się wybierać różne jej odmiany. Jedna z nich okazała się wielce zagadkową, której w żaden sposób nie potrafiłam rozszyfrować. Razem z Beą, dyniową znawczynią – przeprowadziłyśmy śledztwo. Nie było łatwo, a efekt poszukiwań pozostał co najmniej wątpliwy. :D Pozostaje jednak nadzieja, że okaz jest jadalny. Co oczywiście w swoim czasie zamierzam sprawdzić. :D
I choć kończy się właśnie Festiwal Dyniowy prowadzony przez Beatkę, to wcale nie kończy się sezon dyniowych przysmaków. U mnie pojawi się jeszcze niejedno danie wytrawne i słodkie.
Tymczasem na pożegnanie blogowej akcji kulinarnej – ciasto. Oczywiście dyniowe, oczywiście jesienne i co może mniej oczywiste – naprawdę smaczne. :)
Kwintesencja tego co o tej porze najsmaczniejsze: dynia, gruszki (jesienne konferencje!) i orzechy włoskie. I rozgrzewające przyprawy.
Jeśli nie lubicie ciast z charakterem – lepiej zmniejszcie ilość imbiru. :)



Pikantne ciasto dyniowe z gruszkami i orzechami włoskimi

270g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka imbiru w proszku
szczypta soli (ok. ¼ łyżeczki)
szczypta utartego kwiatu muszkatołowca (lub utartej gałki muszkatołowej)

150g masła w temp. pokojowej
ok. 130g cukru trzcinowego
2 b. duże jaja lub 3 mniejsze w temp. pokojowej
250g puree dyniowego (ok. 1 szkl.) *
ok. 1 szkl. wyłuskanych orzechów włoskich (z grubsza posiekać)
2 duże gruszki (u mnie odmiana „konferencja”) - obrane i pokrojone w plastry gr. ok. 1Cm (albo trochę mniej)

* puree dyniowe powinno być bardzo dobrze odsączone z płynu

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. foremkę 22x22cm wysmarować masłem i oprószyć mąką, lub wyłożyć papierem do pieczenia.
Wszystkie suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia, cynamon, imbir, utarty kwiat muszkatołowy – przesiać do osobnej miski.
W osobnej misie utrzeć masło z cukrem trzcinowym na puszystą masę. Cały czas ucierając dodawać po 1 jajku. Następnie wmieszać puree dyniowe (masa może zacząć się rozwarstwiać), oraz przesianą mąkę z przyprawami. Na koniec dodać ¾ wszystkich orzechów.
Wylać ciasto do foremki. Na wierzchu ułożyć plastry gruszki i ozdobić pozostałymi orzechami.
Piec w 180st.C przez ok. 40 min. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Ostudzić ciasto i oprószyć cukrem pudrem.
Smacznego!

poniedziałek, 10 października 2011

Czerwony zalew, a na deser frangipane


W weekend wjechało mi do domu 40 kg pomidorów. To o połowę mniej, niż w latach poprzednich. Żal mi ogromnie, ale jakoś wirusy tej jesieni szczególnie mnie sobie upodobały i skutecznie odebrały ochotę na większe prace kulinarne. Postawiłam więc na półśrodek. Mniej pomidorów, mniej pracy, mniej zmęczenia.
Co z tych pomidorów? Cel jak co roku ten sam: prawdziwy, zdrowy przecier, który zamykam w słoiki i pasteryzuję. Bez dodatków. Tylko „czyste” pomidory. Potem całą zimę i wiosnę wykorzystuję do sosów, gęstych zup, czy innych „jednogarnkowców”.
Trudno, ten sezon nie będzie tak obfity w zasoby domowe. Plus jest taki, że tym razem przepracowanie mi nie grozi. A trzeba przyznać, że monotonnej pracy przy przerabianiu jest sporo. Na szczęście moja czerwona maszyna – najgorszą część wykonuje za mnie. Nie mogę więc narzekać... :)


Tym sposobem jest jeszcze czas na jakiś dobry wypiek. Poprawiacz humoru.
Te małe naczynka na zdjęciach - zawierają frangipane z mielonych orzechów laskowych z gruszką w środku. Zamiast orzechów można użyć mielone migdały. Zresztą, każda wersja dobra. :)



Frangipane orzechowe z gruszkami
(na 6 foremek o średnicy 11cm)

100g masła w temperaturze pokojowej
100g cukru trzcinowego
1 b. duże jajko w temperaturze pokojowej (jeśli małe to 2 szt.)
20g mąki
100g mielonych orzechów laskowych

3 gruszki – obrane, przekrojone na pół i wydrążone z gniazd nasiennych
ok. 3 łyżeczki cukru trzcinowego (opcjonalnie, można pominąć)

Piekarnik rozgrzać do temperatury 190 st.C. Foremki do mini tart wysmarować masłem i obsypać lekko mąką.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Dodać jajko. A w następnej kolejności – cały czas ucierając – mąkę i mielone orzechy.
Foremki wypełnić mniej więcej do połowy wysokości ciastem. Do każdej foremki włożyć w środek połówkę gruszki (można ją lekko ponacinać) i wcisnąć głębiej.
Piec ok. 20 min. (patyczek wetknięty w środek ciasta powinien być suchy).
Ostudzić.
Opcjonalnie: przed podaniem można posypać gotowe frangipane ½ łyżeczką cukru trzinowego i skarmelizować przy pomocy ręcznego palnika kuchennego. Ten etap można z powodzeniem pominąć.
Smacznego!

niedziela, 7 listopada 2010

Sen misia. Z drożdżówką w tle.


Marzy mi się sen zimowy. Taki dłuuugi, ciepły i żeby nikt mi nie przeszkadzał. Najchętniej aż do marca, a przynajmniej na cały szaro – bury listopad. Moja Babcia zwykła co roku mawiać: „jak przeżyję listopad, to będę żyła kolejny rok”. Kiedyś dziwiły mnie te słowa, ale obecnie coraz lepiej rozumiem ich sens.


Jeśli można mówić o listopadowym przesileniu, to ja takowe właśnie odczuwam. Poranki ciężkie. Kawa nie działa. W pracy niby jak zawsze, ale daje się zauważyć mniej energii, mniej śmiechu i żartów. Za to słychać coraz częściej: „ale mam lenia...”.
Przygotowanie obiadu okazuje się wyczynem na miarę olimpiady. Przy sztucznym oświetleniu trudniej zebrać myśli. Jakoś mi wszystko jedno czy podam rodzinie coś nowego, czy drugi raz z rzędu zjedzą to samo danie.


Po aparat sięgam niechętnie. Brak światła i ponurość ogólna powodują, że fotografowanie potraw wydaje mi się z góry skazane na niepowodzenie.
Pisać też mi się nie chce. Ostatecznie listopadowa niemoc nie jest wybiórcza i jak już przyszła, to rozpanoszyła się na dobre.
Odliczam dni do grudnia. Jak przeżyję listopad, to potem będzie już tylko lepiej. Jestem tego pewna.


Drożdżowe ślimaczki z gruszkami i cynamonem


ok. 230 - 250 ml mleka
2 jajka
100 g cukru
120 g masła w temp. pokojowej
szczypta soli
600g mąki
2 łyżeczki suchych drożdży

Nadzienie:
3 łyżki roztopionego masła
ok. ½ szkl. cukru trzcinowego
1-2 łyżki cynamonu
4 duże gruszki, dojrzałe, ale niezbyt miękkie
lukier (sok z cytryny + cukier puder)

Mleko lekko podgrzać, włożyć do mleka masło i rozpuścić. Ze wszystkich składników wyrobić miękkie, elastyczne ciasto. Miskę z ciastem przykryć folią spożywczą i pozostawić do wyrośnięcia (aż ciasto podwoi swoją objętość.).
Gruszki obrać, pokroić w kostkę. Cukier trzcinowy wymieszać z cynamonem.
Rozwałkować prostokąt o wymiarach około 40 x 25cm, posmarować rozpuszczonym masłem i posypać cukrem zmieszanym z cynamonem. Rozłożyć gruszki. Zwinąć ciasto jak roladę. Następnie pokroić delikatnie (aby się nie spłaszczyło) w plastry ok. 1,5 – 2 cm grubości i układać w wysmarowanej masłem formie, albo na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Można układać je blisko siebie, by w trakcie rośnięcia się połączyły (powstaną miękkie bułeczki „odrywane”) lub z większymi odstępami, by upiekły się z chrupkimi brzegami. Pozostawić do wyrośnięcia na ok. 30 - 60 min. Piec około 15 minut w temperaturze 190 st.C. Wystudzić i polukrować.
Smacznego!

niedziela, 10 października 2010

Herbatka, książka i ciasto lekko imbirowe


Gdyby mniej huczało mi w głowie – pewnie naskrobałabym ze dwa słowa o tym i owym. Tymczasem jesienne przeziębienie najwyraźniej mnie dopadło, więc pozwolę sobie dzisiaj na zerowy wysiłek.
Czytam fajną książkę i zamierzam właśnie jej się oddać. Jak lenistwo, to lenistwo. A takie z wciągającą lekturą , pod ciepłym kocem i kubkiem herbaty z imbirem, cytryną i miodem – to dopiero przyjemność... Jasne, byłaby większa, gdyby z nosa nie leciało... ;-)
Idę zdrowieć.
Pozdrawiam wszystkich chorych! Zdrowych też. :D


Ciasto z gruszkami i papają

200g masła w temp. pokojowej
200g cukru brązowego
4 jaja w temp. pokojowej
2 łyżki syropu imbirowego (niekoniecznie)
300g mąki
szczypta soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 gruszka – obrana ze skórki i pokrojona na ósemki
½ owocu papai – obranego i pokrojonego np. W większą kostkę

Piekarnik rozgrzać do temperatury 190 st. C. Przygotować okrągłą foremkę o średnicy 25cm – wysmarować masłem i osypać odrobiną mąki.
Mąkę przesiać do miski wraz z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli.
W misie utrzeć masło z cukrem. Cały czas ucierając dodawać po 1 jajku, a następnie stopniowo dosypywać mąkę. Wlać syrop imbirowy – wymieszać.
Foremkę wypełnić ciastem. Owoce (gruszki i papaję) ułożyć na wierzchu ciasta. Wstawić foremkę do piekarnika. Piec ok. 45 min. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Ciasto studzić na kratce.
Opcjonalnie polać lukrem.
Smacznego!

wtorek, 3 listopada 2009

Całkiem prywatna dyniowa farma...


Jak wszystko co miłe i fajne – szybko się kończy, tak i tegoroczny Festiwal Dyniowy dobiegł końca. Uwieńczeniem dzieła jest nie lada podsumowanie (300 pozycji!) wykonane przez Beatkę. Osobiście znalazłam szereg bardzo ciekawych propozycji, które zamierzam sukcesywnie wypróbowywać. :) A muszę Wam powiedzieć, że będzie to o tyle łatwe, że mam w domu jeszcze całkiem pokaźną gromadkę uśmiechniętych dyń (część widzicie na zdjęciu powyżej). :-) I to nie byle jakich! Bo w tym roku opływam w same cudowne odmiany: moją ukochaną hokkaido, makaronową, a także dopiero w tym roku poznane : butternut (c u d o w n a ! druga ulubiona), oraz nie mniej smaczne banana: i tetsukabuto. Wszystkie te odmiany można było obejrzeć i przeczytać parę słów o każdej z nich u naszej festiwalowej Gospodyni.
Nie skłamałam ani odrobinę pisząc, że „opływam w dynie”, bowiem po raz pierwszy miałam ich tyle, że w domu miejsca zbrakło, by wszystkie przechowywać. A wszystko zaczęło się wiosną tego roku, gdy nasza dyniowa Królowa Bea – przysłała mi pestki (nasiona) w/w odmian. Sprawa była poważna, bo przecież ja nie mam ogrodu! :D Na szczęście mam wokół siebie wiele przyjaznych dusz i jedna z nich nie dość, że „użyczyła” mi kawałek pola, to jeszcze sama posiała, doglądała, a na koniec przywiozła do samych moich drzwi kilkadziesiąt okazów (myślę, że 70 kg było na pewno, a może i więcej)! :) Część z tej zacnej kolekcji rozdałam (w myśl zasady: lepiej się podzielić, niż zmarnować), część sprawiłam i zamroziłam, a najwięcej zjadłam. :) I jem cały czas. I nie tylko ja pokochałam dynie, ale i moja rodzina zjada ze smakiem, co mnie ogromnie cieszy. :)


Dzisiaj chciałam zaproponować niewielką przekąskę, kilka prostych składników zamkniętych w zielonej „sałatce (to już kolejna moja propozycja na dyniową sałatę). Powstała „ad hoc” by zutylizować garść pozostałej z dnia wczorajszego rukoli i kilku kawałków pieczonej dyni (u mnie jak zwykle w posypce z kuminu i grubej soli morskiej). I tu być może efekt zaskoczenia (a może nie? ;-)), bo pożeniłam to wszystko z... gruszką. :) I mówię to z pełną odpowiedzialnością – było świetne! :) Jakiś czas temu robiłam bardzo podobną wersję, tylko zamiast orzechów pekan – dałam płatki migdałowe. Obie wersje równie dobre. Może i Wam, któraś przypadnie do gustu? :)



Sałatka z rukoli, pieczonej dyni i gruszki
proporcje są mniej ważne i za każdym razem mogą być zupełnie inne

garść świeżej rukoli (roszponka też będzie idealna)
kilka kawałków upieczonej w piekarniku dyni (u mnie odmiana hokkaido, oprószona kuminem i grubą solą morską i skropiona oliwą)
kilka plasterków słodkiej, ale niezbyt miękkiej gruszki
garść orzechów (pekany lub włoskie), lub migdałów (całe, bez skórki lub pokrojone)
kilka cieniutkich płatków parmezanu
do polania dressing: w równych proporcjach oliwa extra vergine i ocet z wina sherry (albo inny winny), sól i pieprz do smaku

Wszystkie składniki wyłożyć na talerz. Bezpośrednio przed podaniem polać dressingiem.
Smacznego!

środa, 16 września 2009

Gruszki zapiekane w Crème brûlée


Między jedną dziesiątką, a drugą złapał mnie wilczy głód na coś dobrego...

To znamienne, że gdy zaczynamy brać się za coś ważnego, pilnego, lub po prostu koniecznego do wykonania – to natychmiast pojawia się co najmniej setka pokus, by zająć się czymś innym (zwykle przyjemniejszym i mniej pilnym :D), albo nagle okazuje się, że niedokończony sweterek, który wraz z drutami odłożyliśmy do szafy pół roku temu naraz jest nam niezbędny i czym prędzej musimy go dokończyć. :D U mnie takie zachowania są nagminne. :D Już na studiach, podczas każdej sesji, przygotowania do egzaminów dzielone były pomiędzy tym co konieczne, a tym co wcześniej leżało i nie mogło się doprosić o ukończenie. ;-)


Przez ostatnie dwa dni w mojej kuchni przewijał się prawdziwy tajfun. Czerrrwony. 5 dziesiątek kilogramów dojrzałych, pachnących i słodkich pomidorów lądowało w garnkach, by potem zamienić się w domowy przecier pomidorowy. :) Taki najzwyklejszy, który zimą posłuży do zup, zapiekanek, sosów, etc.
I chociaż mój wierny pomocnik ze specjalną przystawką powoduje, że proces przecierania jest prosty i szybki (nie to, co ręczna udręka, przez którą przechodziłam jeszcze 3 lata temu) – to jednak między jedną, a drugą dziesiątką kilogramów już zaczęłam kombinować co by tu zrobić, by oderwać się od bądź co bądź dość nudnego zajęcia. :D
Krojąc pomidory wydumałam, że mam ochotę na gruszki. Oczywiście nie mogły to być jabłka, czy śliwki, które akurat miałam, ale koniecznie gruszki, których w domu nie było! Ach, jak fajnie było się oderwać od tych pomidorów i pobiec na targ! :D W drodze kombinowałam co z tych gruszek przygotuję. Różne rzeczy snuły się po głowie, w tym niedawna tarta gruszkowa Ani. Do tarty zapewne jeszcze powrócę, bo kusi mocno, ale ostatecznie stanęło na gruszkach zapieczonych w crème brûlée.
Ajjj... co ja Wam będę pisać... Każdy kto już crème brûlée próbował – wie jaki to cud – miód... :) A kto jeszcze nie miał okazji – niech nie zwleka. Pyszność nad pysznościami!
I jeszcze tylko dodam, że gruszki baaaardzo, ale to baaardzo dobrze się czują w takim aksamitnym deserze. :)

A 50 kg czerwonych pomidorów już zostało zamknięte w słoiczkach i czeka na zimę, i wiosnę :)



Gruszki zapiekane w Crème brûlée
na 8 porcji (przy naczynkach o średnicy ok. 11cm)

500 ml śmietanki kremówki (dałam 36%)
1 duża laska wanilii
6 żółtek
5 łyżek drobnego cukru

4 niezbyt duże gruszki – w miarę dojrzałe (ale nie takie bardzo miękkie)

ok. 7 -10 łyżeczek brązowego cukru trzcinowego lub muscovado

Piekarnik nagrzać do temperatury 100 st.C. Przygotować wodną kąpiel.

Śmietankę wlać do rondelka. Laskę wanilii przekroić wzdłuż na pół i ostrzem noża zdjąć ziarenka – ziarenka i obie połówki laski wrzucić do śmietanki. Rondelek postawić na ogień i mieszając od czasu do czasu – zagotować. Zdjąć z ognia, wyłowić laski wanilii (już nie będą potrzebne, służyły tylko do dodatkowego aromatyzowania). Odstawić śmietankę na kilka minut do lekkiego ostudzenia.
W misce wymieszać żółtka z 5 łyżkami drobnego cukru – nie ubijać! tylko delikatnie połączyć, tak by masa nie została napowietrzona.
Do masy jajecznej, cały czas ostrożnie mieszając - dodawać stopniowo ciepłej śmietanki – najpierw po jednej łyżce, a potem aż do wyczerpania płynu.
Gruszki obrać, przekroić wzdłuż na pół, pozbawić ogonka i gniazd nasiennych. Na wybrzuszeniu każdej połówki gruszki zrobić kilka nacięć nożem.
Nalewać gotową masę (przez sitko) do połowy wysokości do niskich, szerokich naczynek żaroodpornych. Na środku każdego z nich ułożyć po jednej połówce gruszki (wybrzuszeniem do góry). Uzupełnić naczynka masą śmietanowo- jajeczną.
Piec w piekarniku w kąpieli wodnej ok. 45 – 50 min. aż masa się zetnie (dotknięta palcem powinna być sprężysta, nieco „budyniowa”). Wyjąc z piekarnika i ostudzić.
Chłodzić w lodówce min. 4-5 godzin.
Bezpośrednio przed podaniem – każdą porcję posypać cieniutką warstwą 1-2 łyżeczkami (w zależności od wielkości foremek) brązowym cukrem i skarmelizować przy pomocy palnika.
Smacznego!