Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Drób. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Drób. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 listopada 2017

Kurczak cacciatore


Jesienna aura za oknem sprawia, że już nie tylko cieplejszy sweter jest mile widziany, ale i w kwestiach kulinarnych przestawiam się na inne tory. Już nie letnie zupy i lekkie sałatki, ale treściwsze i gorące potrawy trafiają na nasze talerze. Coraz częściej i chętniej rozgrzewam piekarnik i hojniejszą ręką do garnka sypię nieco pikantniejsze przyprawy. Ich ciepło miło rozchodzi się po ciele, a intensywny zapach cudownie wypełnia cały dom.
Dzisiaj przedstawiam Wam prosty przepis (notabene o włoskich korzeniach) na pysznego kurczaka „Cacciatore”. W wolnym tłumaczeniu można powiedzieć, że to kurczak „po myśliwsku”.
To niezwykle aromatyczna wersja, która przewiduje gotowanie lub pieczenie mięsa z dodatkiem ziół, cebuli, sporej ilości czosnku, warzyw i najważniejsze - pomidorów.

wtorek, 27 czerwca 2017

Najpiękniejsze zupy powstają u progu lata :)



Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Hummus wściekle różowy. Z klopsikami.


Za każdym razem, gdy szykuję w domu hummus, wydaje mi się, że lepszej wersji już nie będzie. Że ta i tylko ta, na wieki wieków, koniec i kropka. Ale szybko okazuje się, że to tyko chwilowe myślenie. Bo gdy zabieram się za przygotowanie kolejnej porcji, chęć dorzucenia jakiś nowych dodatków smakowych jest nie do pokonania. I czyż tak nie jest fajniej? Niby ta sama pasta, ale jednak inna. Inna barwa, inny smak, inny hummus, więc i o nudę trudno. ;-)
Do listy moich hummusowych faworytów dochodzi wersja wściekle różowa.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Zupa na chłodne dni. Z ciecierzycą, pieczarkami i makaronem.


Czasem bywa tak, że trudno zadowolić naraz wszystkich członków rodziny. Syn błaga o pieczarki, w zasadzie w jakiejkolwiek postaci, ale najlepiej gdyby były smażone. Mąż co raz dopytuje o swoją ulubioną zupę z ciecierzycą, której już tak dawno nie robiłam (notabene chodzi o zawiesistą zupę Jamiego Olivera z „Mojej włoskiej wyprawy”). A Pszczółka jak zwykle nie prosi o nic. Ona najchętniej nie jadłaby nic. No może naleśniki, ewentualnie makaron. Najchętniej bez dodatków. A mnie to już czasem wszystko jedno, byle tylko nie trzeba było dla każdego osobno gotować. Bo i tak się zdarzało.

wtorek, 14 czerwca 2016

A to klops(iki)! Z bobem i groszkiem.


Pierwszą partię tegorocznego bobu, jeszcze młodziutkiego i żywo zielonego, zjadłam sauté - bez dodatków. Był niemal surowy, bo tylko zblanszowany, króciuteńko, dosłownie z minutkę. Druga partia trafiła do cudownej, lekkiej, wiosennej zupy na bazie młodych warzyw. Była tak pyszna i pełna smaku, że nie mogłam się od niej oderwać i co rzadko mi się zdarza – pochłonęłam dwie pełne miseczki. :)
Trzecią porcję kupiłam na targu wraz ze strączkami zielonego groszku i tym razem warzywa zasiliły obiad mięsny.

poniedziałek, 21 marca 2016

Pasztet drobiowy. Nie tylko na święta.


Kto choć raz porwał się na własnoręczne przygotowanie pasztetu, ten wie, że trudno potem, na nowo powrócić do „sklepowego”. Już nie ten smak, nie ta konsystencja i nie ta radość z jedzenia.
Osobiście przestałam kupować, gdy polecane źródło „domowej garmażerii” próbowało mnie nakarmić wyrobem z niedokładnie zmielonymi i chrupiącymi między zębami - kośćmi. Od tamtej pory hołduję zasadzie: domowy albo w ogóle.
Na Gwiazdkę zwykle piekę cięższe i bogatsze w smaku pasztety, w skład których wchodzą mieszane mięsa (kawałki wołowiny, wieprzowiny, drobiu, etc.). W Wielkanoc króluje zwykle lżejszy pasztet drobiowy. Przygotowanie obydwu rodzai jest w zasadzie podobne – ugotować mięso, zmielić, doprawić i upiec - choć ten ostatni wydaje się jakby trochę szybszy.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Gyoza z pieczoną kaczką


Niemal równo rok temu, pierożkami (KLIK – tutaj przepis) o lekko azjatyckiej nucie smakowej zamykałam rok. Najwyraźniej taka już moja dość przypadkowa, świecka tradycja, a może po prostu historia lubi się powtarzać? Bo oto nastał rok kolejny, a ja znów zaczynam podobnymi klimatami.
W zasadzie nowy przepis miał zadebiutować na blogu w Nowy Rok, ale cóż... nie wyszło...
W tym miejscu słówko wyjaśnienia, głównie dla stałych Czytelników, którzy zauważyli moją ostatnią obniżoną aktywność blogową – jestem, żyję, gotuję. I marzę o wakacjach, nie inaczej. :D Jest pracowicie, tyle, że efekty niemal całej mojej aktywności kulinarno – fotograficznej trafiają „w świat”. Ale, ale! Jeszcze tylko trochę! Zaraz potem nabiorę oddechu i mam nadzieję wrócić z impetem. :)

czwartek, 12 listopada 2015

Jej Pomarańczowość Dynia!


Trudno wyobrazić sobie jesień bez dyni, prawda? Dla mnie, od wielu, wielu sezonów - to jej nieodzowny symbol, który cieszy oko na każdym kroku. Tak pięknie i zachęcająco prezentują się wystawy mojego miasta, zapraszające dyniowym uśmiechem do środka sklepów, kawiarni czy restauracji. Nie zawsze mam potrzebę wejścia do środka, ale często przystaję na krótką chwilę, aby nasycić się miłym dla oka widokiem jesiennej kompozycji.
Na moich domowych parapetach również pysznią się kolorowe, malutkie ozdobne sztuki. Dzięki nim w domu zrobiło się jakby cieplej, a w duszy powiewa nostalgia... :)

niedziela, 5 lipca 2015

Zupa na lato. Ojej! Ciepła. :)


Tak, wiem, że gdy upał doskwiera, to przynajmniej pół Polski pochłania chłodniki. Bo podobno chłodzą. :) Sama należę do tej drugiej grupy, która za zimnymi zupami po prostu nie przepada. Nawet wtedy, gdy żar leje się z nieba. A już najbardziej nie przepadam za zimnymi zupami, których głównym składnikiem jest jogurt, kefir i maślanka.
Bo czy lato, czy zima, czy słońce, czy deszcz – dla mnie obiad powinien być ciepły. Trudno, tak mam i prawdopodobnie już chyba nie zmienię. ;-) Dlatego, gdy inni schładzają w lodówce chłodnik litewski, albo inne gazpacho – ja nad płomieniem kuchenki mieszam w garnku pełnym zielonych warzyw.


czwartek, 30 kwietnia 2015

Burgery Yotama. Wprost z Jerozolimy.


Cóż..., Ottolenghi po prostu świetnie wie jak to się robi, żeby było dobrze. :) Jego przepisy to połączenie dobrego smaku i prostoty. Monika Walecka powiedziała kiedyś, że Ottolenghi nie może się mylić. I w zasadzie nie mam tutaj nic więcej do dodania. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami.
Kto jest w posiadaniu książek kucharskich Ottolenghiego, ten wie, że najeść się można już podczas samego czytania receptur. Smaki i armaty urzeczywistniają się, jakby potrawy nie tylko widniały na kartach, ale stały tuż obok. :) 


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Smażone pierożki (z azjatycką nutą smakową)


O minionych świętach mogłabym powiedzieć, że były... lekkie. :) Lekkie z wyboru.
Tego roku postawiłam na zdrowy (zdrowszy niż zwykle) rozsądek, co oznacza, że nie szalałam w kuchni, nie uległam rodzinnej presji: „zjedz jeszcze kawałeczek, no przecież nie może się zmarnować..”, a przede wszystkim nie zrezygnowałam ze swojej porcji codziennej gimnastyki. Dzięki czemu czuję się gotowa na szał sylwestrowej nocy. ;-)



niedziela, 28 września 2014

Lista awaryjna


Mam taką swoją prywatną listę awaryjnych potraw. Nie jest ani szczególnie długa, ani nad wyraz urozmaicona. W życie wcielam wtedy, gdy mam totalną pustkę w głowie, tudzież ilość czasu spędzonego w kuchni muszę (czasem chcę) skrócić do minimum.
Wspólny mianownik, jak łatwo się domyśleć, opiera się na prostocie i ekspresowym wykonaniu.
W większości przypadków lista obejmuje po prostu makarony na różne sposoby. Pewnie dlatego, że zwyczajnie mają u nas duże branie. Ale od czasu do czasu wyciągam z niej też inne, równie proste perełki. Takie jak ta.
Przygotowuję ją w woku, ale i bez niego można sobie poradzić. Wystarczy głębsza patelnia. Koniecznie zawczasu przygotujcie wszystkie składniki, tak aby mieć je pod ręką. Wtedy idzie jeszcze szybciej. :)



środa, 3 września 2014

Powroty nie są nudne... :) Tarta z kurkami.


Z przykrością wczoraj odkryłam na targu, że cena kurek paskudnie podskoczyła do góry. Jeszcze całkiem niedawno kupowałam dużymi garściami za całkiem znośne pieniądze, teraz mam obawy, że to jedne z ostatnich zakupów. A szkoda, bo kurki darzymy miłością i jak co roku, żal będzie się z nimi rozstawać. 
Pamiętam, jak w czasie wakacji syn zajadał się zwykłą jajecznicą z tymi złotymi grzybkami, twierdząc, że lepszej w życiu nie zrobiłam (tej sprzed roku jakoś już nie pamiętał :D). 
 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

A jak już ukisisz cytrynę – uduś kurczaka! :)


Wspomniałam ostatnio, że kiszone cytryny smakują zaskakująco. Zdaje się, że te słowa stały się wabikiem, bo raz po raz padało pytanie: ale jak? jak? jak smakują?
Mówiąc krótko: jak słone cytryny. A rozwijając wypowiedź: jak zaskakująco smaczne, słone cytryny. :D
Próbowałam ich sauté i to co w pierwszej kolejności dało się zauważyć, to fakt, że straciły ze swej naturalnej kwasowości. Są zdecydowanie łagodniejsze w smaku. Oczywiście delikatnie słone. Skórka stała się miększa, jeszcze bardziej gąbczasta, aromatyczna, trochę szklista. Można zjeść ją w całości, nawet z albedo (wewnętrzną, białą częścią skórki) i nie wykrzywia buzi, jak przy świeżym owocu...
Dla mnie to zupełnie nowe doznanie smakowe. :) 
 


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Coś jakby chińszczyzna w domowym wydaniu



Właściwie mam wrażenie, że określenie „chińszczyzna” to słowo wytrych. Co by nie wrzucić do woka, skropić sosem sojowym, przesmażyć – i prawie mamy. Prawie. Ja w każdym razie nie przejmuję się brakiem wyszukanych składników i bazuję na tych najprostszych i ogólnie dostępnych.
Makaron, który pokazuję dzisiaj – bardzo często towarzyszył mi w końcówce ubiegłego roku. Częstotliwość przyrządzania tej i podobnych wersji - przebiła niepodzielnie królujące do tej pory spaghetti z nieśmiertelnym (i ulubionym) sosem pomidorowym lub pesto. 

czwartek, 14 listopada 2013

Czosnkowy kurczak według Goka


Gdy wertowałam książkę „Kuchnia chińska według Goka”, trochę by zapoznać się z nową kulinarną lekturą, a trochę w poszukiwaniu przepisu konkursowego, kierowałam się po prostu intuicją. Miało być przede wszystko prosto i z niewielkiej ilości łatwodostępnych składników.
Zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy. Uwinęłam się w 15 min. Najdłużej zajęło mi krojenie mięsa, potem praca biegła już naprawdę ekspresowo. Zastosowałam się do ogólnych rad Goka i wszystkie potrzebne składniki zgromadziłam pod ręką. 
To dobra metoda. Ułatwia pracę, ale przede wszystkim sprawia, że niepotrzebnie nie przedłużamy samego procesu gotowania.
W moim wykonaniu smażenie kurczaka trwało króciutko, dzięki czemu mięso wyszło naprawdę soczyste i pyszne.
Od siebie dodałam uprażone ziarna sezamu, bo to moja słabość. :)

piątek, 4 stycznia 2013

Pierwszy w 2013


Zima, a dzień zupełnie niezimowy. I słońce, i plusy na termometrze, a i śniegu jakoś nie uświadczy człowiek na tej naszej północy.
W planach była kawiarnia i babskie pogaduchy, ale skoro pogoda typowo spacerowa, to stolik w lokalu zamieniłyśmy na przechadzkę po gdańskich zakamarkach.


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kurczak pieczony w całości – bardzo aromatyczny



Teoretycznie ciągle mamy lato, a ja z grillowania „pod chmurką”, płynnie i raczej niespodziewanie przeszłam w eksploatację domowego piekarnika, i to bez szkody dla ciała. Nie wiem jak u Was, ale na mojej północy upały jak nagle się pojawiły, tak i znienacka się ulotniły.
Nie przyjmuję do wiadomości, że już wkrótce o lecie i wakacjach będziemy mówić w czasie przeszłym... :(


Mogę ponarzekać na aurę, ale nie zmienia to faktu, że rozgrzewanie piekarnika zwyczajnie jest już coraz bardziej mile widziane.
Kurczaka upiekłam w całości. Wcześniej z ciekawości przejrzałam kulinarne książki w poszukiwaniu nowej inspiracji. Wielkiego zaskoczenia nie było - szefowie kuchni, jak jeden mąż polecają nadziewanie kurczaka cytryną i ziołami. Nawet przeglądając archiwalne numery „Delicious” ta wersja najbardziej rzucała się w oczy, wypierając na plan dalszy kurczaka w marynacie sojowej, czy innej wersji barbecue.
No to nadziałam. I tą cytryną, i czosnkiem i sporą ilością rozmarynu. A na dokładkę dorzuciłam jeszcze trochę tymianku, bo go uwielbiam. :) I... pięknie w domu zapachniało... Naprawdę. :)

Do przygotowania kurczaka wykorzystałam specjalną ceramiczną formę dostępną obecnie w ofercie Tchibo – przyznaję, bardzo wygodną w użyciu. Ale jeśli takiej nie macie, to i  butelka po piwie się sprawdzi.
Brak butelki po piwie też nie jest przeszkodą (ja na ten przykład nie mam :D).  Wyciągnijcie zwykłe  naczynie żaroodporne, tylko wtedy nie zapomnijcie co jakiś czas przewracać kurczaka, żeby równomiernie się upiekł i zezłocił.


A na koniec krótkie przypomnienie.
Jak wiecie, na blogu trwa obecnie konkurs, w którym można wygrać przydasie z jesiennej kolekcji kuchennej Tchibo. Jej hasło przewodnie to „Steak, burger &CO”.
Jeśli lubicie grillować (nie tylko na łonie natury) – to nagrody w postaci patelni do grillowania i prasy do mięsa powinny się Wam spodobać. Po szczegóły konkursowe odsyłam Was do poprzedniego wpisu na blogu, a na skróty wystarczy, że klikniecie TUTAJ.


Kurczak pieczony w całości z rozmarynem, tymiankiem i cytryną

1 kurczak w całości (mój miał ok. 1,5 kg – oczyszczony)
1 cytryna
½ główki czosnku (przeciętej w poprzek)
2-3 gałązki świeżego rozmarynu
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz
oliwa lub olej do pieczenia

Nagrzać piekarnik do temp. 220 st.C.
Kurczaka umyć i osuszyć. Natrzeć na zewnątrz i od środka solą, i pieprzem.
Cytrynę wyszorować, przekroić na pół. Do wnętrza kurczak włożyć przeciętą główkę czosnku (w całości, nie obierać z łupinki)), połówkę przygotowanej cytryny, oraz rozmaryn. Ułożyć kurczaka w naczyniu żaroodpornym (ja nadziałam kurczaka na specjalnie wyprofilowane naczynie ceramiczne), skropić oliwą lub olejem i posypać świeżymi listkami tymianku. Drugą połówkę cytryny pokroić w grubsze plasterki i włożyć pod skrzydełka kurczaka, lub ułożyć na dnie naczynia.
Włożyć naczynie z kurczakiem do nagrzanego piekarnika i pozostawić w tej temperaturze przez ok. 15 min.
W międzyczasie przygotować kolejne składniki – patrz poniżej.


Oraz dodatkowo:
malutkie ziemniaczki (u mnie ok. ½ kg) – jeśli większe to pokrojone
1 gałązka rozmarynu
kilka ząbków czosnku (można przeciąć na pół, pozostawić w łupince)
½ cytryny
1 łyżka oliwy lub oleju
sól

Ziemniaczki porządnie wyszorować (nie obierać ze skórki), osuszyć i wraz z czosnkiem wrzucić do miski. Skropić oliwą i sokiem z cytryny, posolić i posypać drobno posiekanym rozmarynem. Całość wymieszać.
Wyjąć naczynie z kurczakiem, polać je od góry tłuszczem/ sokiem, który zdążył się wytopić, a następnie ułożyć na dnie przygotowane ziemniaczki. Wstawić ponownie do piekarnika i od razu zredukować temperaturę do 200 st.C.
Piec przez kolejne ok. 45 -50 min.* aż skórka zrumieni się na złoty kolor (z naciętego nożem udka powinien wypływać przezroczysty płyn - tak radzi sprawdzić poziom upieczenia Gordon Ramsay), a ziemniaczki będą miękkie.
Podawać gorące.
Smacznego!

* długość pieczenia może się wydłużyć, jeśli waga kurczaka będzie większa.



niedziela, 22 kwietnia 2012

Zielona sałatka z kuskus

Za mną kilka bardzo pracowitych dni i duże nerwy. Przede mną - mam nadzieję - same miłe chwile. Wiosna w końcu chyba się obudziła na dobre. Dzisiejsze słońce zdejmowało spacerowiczom kurtki. Ale nie zabrakło też ciepłych kropel deszczu. Drzewa w końcu (!) ukwieciły się na biało. :) Zawsze z utęsknieniem czekam na ten moment. To najpiękniejsza odsłona wiosny.

Na targu już pojawiła się pierwsza botwinka. Na razie jest droga, ale zapewne z każdym następnym dniem będzie już coraz przystępniej. Czekam na szparagi... Codziennie zaklinam: „żeby już, żeby już...”. A tymczasem ciągle nic. W takich okolicznościach przyrody – ciężko o cierpliwość. :D

W ramach oczekiwania – proponuję szybką, prostą sałatkę. Trochę na wiosenną nutę.
Przesyłam wszystkim uśmiechy i uściski, i szybko uciekam do swoich pilnych prac!
Miłego nowego tygodnia życzę! :)

Ps. A tutaj (klik) ciągle można pozostawiać komentarze, biorące udział w konkursie Edukator Stylu – z nagrodami od Duki.


Zielona sałatka z kuskus

ok. ¾ szkl. kuskus
szczypta soli
sok z ok. ½ cytryny + trochę wrzącej wody
Kuskus z solą wsypać do miseczki. Zalać sokiem z cytryny i dodać wrzącej wody w ilości takiej, by płyn z małym naddatkiem „wystawał” ponad kaszkę. Zakryć miskę (np. talerzem) i odstawić na kilka minut, aby ziarenka wchłonęły płyn.

Oraz:
1 duża pierś z kurczaka
1 dojrzałe awokado (ale niezbyt miękkie)
ok. 5-6 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
kawałek świeżego ogórka
garść drobno posiekanej natki pietruszki
sok z cytryny (ilość do smaku)
sól, pieprz do smaku
ok. 2-3 łyżki oliwy extra vergine z pierwszego tłoczenia na zimno

Pierś z kurczaka ugotować w osolonej wodzie. Ostudzić i pokroić w kostkę.
Awokado przekroić na pół, wydrążyć łyżką stołową miąższ – pokroić w kostkę i skropić dużą ilością soku z cytryny (żeby zapobiec utlenianiu).
Ogórka obrać i wraz z suszonymi pomidorami pokroić w kosteczkę.
Gotowe kuskus wymieszać z kurczakiem, awokado, ogórkiem i suszonymi pomidorami. Dodać natkę pietruszki. Doprawić do smaku solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Wymieszać.
Podawać na zimno.

sobota, 17 grudnia 2011

A w Lublinie dobrze karmią...


Ziemia lubelska przywitała mnie (a ściślej mówiąc „nas”) mleczno-szarym niebem, bardzo piękną, choć mocno zaniedbaną architekturą, oraz przepyszną kuchnią. I choć w żadnej mierze nie był to pobyt turystyczny, a na miejscu czekało nas sporo pracy – to tych kilka mniej „formalnych” chwil spędzonych w sercu Starego Miasta – okazały się nadzwyczaj pyszne.


To była moja pierwsza wizyta w tych okolicach i teraz już wiem, czym schaboszczak „po lubelsku” różni się od tego, którego podaje się w moich okolicach; jak pyszna może być zasmażana kapusta z grzybami; jakie wnętrze kryje krokiet podawany z barszczykiem; jak pięknie może prezentować się zwykła golonka i po raz kolejny upewniłam się, że wprost uwielbiam dobrze i uczciwie przyrządzone pielmieni. Placki ziemniaczane z wołowym gulaszem, choć do specjałów tych okolic nie należą – też były bardzo, bardzo dobre!
Lokalnej „Perły” nie spróbowałam, ale tylko dlatego, że piwa nie lubię, nie pijam i nie umiem się nim zachwycać, choćby było najlepsze na świecie. :)


A tymczasem święta mocno za pasem, a ja klimatu świątecznego nijak w tym roku nie czuję. Może anty-zimowa aura mi nie pomaga, a może zwykłe zabieganie.
Nasze ulubione pierogi z nadzieniem ziemniaczanym, oraz wigilijne paszteciki do barszczyku – i owszem, szczęśliwie już gotowe - ale to by było na tyle w kwestii przygotowań... W szał wypieków, zwłaszcza tych słodkich, wpadnę zapewne już w najbliższych dniach.
Na razie, króluje całkiem zwykłe menu.



Kawałki kurczaka pieczone z ziemniakami i brukselką

3-4 kawałki kurczaka o soczystym mięsie (u mnie udźce)
kilka ziemniaków
ok. 500g brukselki
ok. 100 g boczku wędzonego, pokrojonego w kostkę
oliwa do smażenia i pieczenia
garść świeżych listków rozmarynu – drobno posiekane
sól, pieprz

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C (grzałki góra- dół). Przygotować większe naczynie żaroodporne - skropić oliwą.
W międzyczasie przygotowujemy
Ziemniaki obrać, umyć i osuszyć (można też przygotować wersję z łupinkami – wtedy szorujemy szczoteczką porządnie całe ziemniaki, potem kroimy).
Pokroić na grubsze kawałki (np. w ćwiartki). Wrzucić do miski, oprószyć solą, posiekanym rozmarynem i skropić 2 łyżkami oliwy. Wymieszać.
Kawałki kurczaka umyć, osuszyć. Oprószyć solą i pieprzem. Na patelni rozgrzać olej i bardzo krótko, ale za to na większym ogniu - obsmażać kurczaka z obu stron.
Na dnie formy żaroodpornej układamy obsmażone kawałki kurczaka, na wierzchu rozkładamy otoczone w oliwie i rozmarynie ziemniaki.
Pieczemy ok. 30 min.
W międzyczasie przygotowujemy brukselkę. Wrzucić umytą do osolonego wrzątku i blanszować (po ponownym zagotowaniu się wody – gotować jeszcze ok. 1 -2 min. i odcedzić warzywa. Zostawić do odparowania.
Wyjmujemy z piekarnika naczynie żaroodporne. Warto przemieszać ziemniaki, a mięso przerzucić z dna na wierzch. Dokładamy brukselkę i pokrojony boczek. Dopiekamy jeszcze ok. 10 min.
Podawać gorące.
Smacznego!