Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasteczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasteczka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 lutego 2017

Oponki serowe - ekspresowe.


W rankingu na najpyszniejsze „tłustoczwartkowe” obowiązkowe małe co nieco, zdecydowanie wygrywają u mnie wypasione pączki warszawskie. Jednak zanim Jego Wysokość Pan Pączek Warszawski (klik – przepis) w końcu legnie na stole i zaszczyci nas swoim dostojnym smakiem – nie da się ukryć – trzeba poświęcić mu wpierw większą ilość czasu i uwagi.
Oponki serowe nie są tak wymagające. Prawdę mówiąc, na spółę z serowymi pączusiami, mogłyby startować w konkursach na czas. To prawdziwi sprinterzy. :)

środa, 25 stycznia 2017

Ciasteczka „Jeżyki”, z masłem orzechowym i sosem karmelowym



W latach osiemdziesiątych bez Jeżyków nie mogła się odbyć żadna szkolna impreza. Zawsze znalazła się jakaś chętna mama, która zasiliła bufet małoletnich nastolatków w jakiś prosty, domowy smakołyk.
Na spółkę z innymi hitami, Jeżyki znikały jeden po drugim w paszczach rozbawionej prawie-młodzieży. W tym mojej. Ostatnia sztuka przypadała szczęśliwcowi, który wykazał się największym sprytem, ewentualnie siłą.

piątek, 2 grudnia 2016

Cynamonowe zawijańce wg Clausa Meyera („Wszystkie smaki Skandynawii”)


W ostatniej, ciepłej jeszcze notce blogowej, opowiadałam o nowościach książkowych z mojej domowej biblioteczki. Każda z nich w zasadzie prezentowała odmienny gatunek, ale łączył je wspólny mianownik: we wszystkich przewijał się motyw skandynawski. Dla tych, którzy przeoczyli - TUTAJ (klik) polecam lekturę. Może się przyda przy wyborach mikołajkowych lub świątecznych prezentów? 😘

Obiecałam szybki powrót z konkretnym przepisem Clausa Meyera z jego pięknej książki „Wszystkie smaki Skandynawii”.   Z pewnością rozczaruję tych, którzy mieli nadzieję na jakąś wytrawną propozycję. Cóż, jestem łasuchem, więc moje myśli o tej porze roku coraz częściej krążą wokół słodkości… 😊

czwartek, 21 kwietnia 2016

Coffee & macaroons


Dziwna to sytuacja, gdy na blogu zalega długa cisza. Wcale nie planowana. Zaglądam tutaj i czuję się trochę jak gość we własnym domu. Ot, po prostu tak wyszło. Bo ciągle „coś”. A to przysypiam (i to dosłownie), a to gna mnie tu i ówdzie. Gdy tylko mogę, uciekam z czterech ścian, gdziekolwiek, chociaż najlepiej tam, gdzie zielono i dużo kwiecia. Sporo czasu poświęcam na fitness. Ach! jakież to paskudne uczucie, gdy po zimie kilka intensywniejszych ćwiczeń sprawia, że oddech jakiś takki cięższy. ;-) Wakacje tuż tuż, urlop już zaplanowany, trzeba się dobrze przygotować, prawda? ;-)
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim przeplatają się oczywiście prace zdjęciowe (chociaż, cóż... głównie nieblogowe), a ostatnimi czasy nawet przemiły epizod z małym planem filmowym. Uprzedzając pytanie: nie, nie! to w ogóle nie wchodzi w rachubę, nie zobaczycie mnie na ekranie. Drugiej strony obiektywu nie lubię i zdecydowanie wolę pozostać po dotychczasowej stronie mocy. ;-)
Chciałabym obiecać, że wraz z kwitnącą wiosną – zakwitnie i tutaj, i że blog znów będzie tętnił życiem, ale... wiem, że może być różnie. Dlatego deklaracje odkładam na bok, zobaczymy co czas przyniesie. :) Pamiętajcie jednak, żeby zaglądać na FB (tutaj - klik) i Instagrama (tutaj – klik) – tam jest mnie dużo więcej. :)


czwartek, 26 lutego 2015

Coś nowego, coś starego. Makaroniki na osłodę. :)


Jeśli po wejściu na bloga pojawiło się zdziwienie i myśl: „ups! Chyba pomyliłam (pomyliłem) adresy” - to spokojnie! Jesteś w dobrym miejscu! :)
Pod tym adresem ciągle pomieszkuje sobie Pieprz czy Wanilia, tylko w ostatnich dniach pojawiło się odrobinę wizualnych zmian. Na razie głównie kosmetycznych: troszkę więcej bieli, nowy nagłówek, kilka zaniedbanych i brakujących dotąd ikonek, kierujących bezpośrednio na kanały społecznościowe, na których również można mnie (lub moje fotografie) spotkać.
To, co na chwilę obecną napawa mnie szczególną radością – to nowe logo bloga, zaprojektowane przez TataStudio z Gdańska. :)


wtorek, 16 grudnia 2014

Ciasteczka piernikowe w cukrowej posypce


Dzisiejszy przepis dedykowany jest wszystkim zapracowanym, którzy świąteczne przygotowania słodkości zaczynają „na 5 minut przed”. U mnie w zasadzie jest to nagminne zjawisko, więc tym chętniej sięgam po receptury ekspresowe i nieskomplikowane.
Przy tych pierniczkach nie da rady się napracować. Odpada chłodzenie ciasta, uciążliwe wałkowanie i wycinanie. Tutaj w pięć minut wyrabiacie ciasto, a kolejne dziesięć, zabiera formowanie w palcach kuleczek. A jeśli tak jak ja, korzystacie z małej gałkownicy, to czas jeszcze bardziej się kurczy. 
 


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Przedświąteczne pierniczenie


Świąteczne pierniczki dzielę na takie do podjadania i takie, które mają cieszyć oko. Te pierwsze lubię, gdy są miękkie i w miarę pulchne (jak np. lebkuchen) , ewentualnie cieniutkie, kruche i rozpadające się (jak np. pepparkory).
Do drugiej grupy najlepiej - moim zdaniem – nadaje się ciasto piernikowe na bazie melasy. To dzięki niej finalnie uzyskujemy pierniczki dość twarde i płaskie jak stół – idealne, aby namalować na nich lukrem drobne, fantazyjne wzory.



środa, 12 marca 2014

Orzeszki jak malowane. Mały powrót do przeszłości.


Moja pamięć o ciasteczkach orzeszkach sięga sporo lat wstecz. Co prawda, niekoniecznie do lat dzieciństwa, ale już na pewno kojarzę je z osiemnastkowymi imprezami.
Nie da się ukryć, za moich czasów „osiemnastka” wyglądała zgoła odmiennie, niż dzisiejsza. Domówka zamiast wypasionego lokalu, więcej tańców, mniej alkoholu i innych używek, oraz domowe jedzenie, zamiast cateringowego.
Brzmi jak z epoki dinozaurów, prawda? Takie to były czasy i miały swój cholerny urok. :)




czwartek, 27 lutego 2014

Faworki. Na Tłusty Czwartek.

 
Zarzekałam się, jak co roku zresztą, że żadnych „tłustości” nie smażę. Żadnych pączków, żadnych faworków! Zwykle dobrze sobie radzę z TYM dniem i narzuconej zasady „odtłuszczania” Tłustego Czwartku konsekwentnie się trzymam. Jeden (na głowę) kupiony pączek w ulubionej cukierni załatwia sprawę. :) Tradycji staje się zadość, a wyrzutów sumienia nie ma.


poniedziałek, 3 lutego 2014

Kokosowe ciasteczka - serniczki w cieście krucho-serowym


Zwykle zaczyna się niewinnie. Jedna wizyta w cukierni i dwa malutkie kawałki „tylko na spróbowanie”, potem druga i trzecia... I wkrótce masz ochotę wstępować najchętniej codziennie i kupować cały kilogram. Najlepiej tylko dla siebie... Na szczęście to tylko niezrealizowany scenariusz, chociaż pewnie mógłby się tak skończyć. Ale nie skończy, bo odkąd zaczęłam regularnie ćwiczyć i uskuteczniać na ciele „skalpele” (nie mówię o chirurgii plastycznej, ale o fitnessie :)), staram się troszkę rozsądniej myśleć o tym co i w jakich ilościach zjadam (chociaż moja niedawna wizyta w Domu Sushi przeczy wszelkim napisanym wyżej słowom. Pocieszam się tylko, że sushi nie jest słodkie. :D).

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Parówkowym skrytożercom polecam ciasteczko :D



Nie wiem. Nie znam się. Nie orientuję się. Zarobiona jestem!
I nie mówicie mi, że jest ciężko, bo każdemu jest ciężko. Szesnaście filmów o tym nakręciłam.
No ale przecież rozchodzi się o to, żeby te plusy nie przesłoniły minusów. Więc jak nam ukradną furę, to muszą nam oddać samolot. Rozumiecie? Samolot!
Nie bądźmy jednak peweksami... W końcu tutaj nie jest salon damsko – męski! Tu jest kiosk Ruchu! Ja... ja tu mięso mam! A i tak parówkowym skrytożercom – mówię nie!!!
Właśnie do Was dzwonię, gdyż niestety nie mogę z wami rozmawiać. A wszystko przez to , że nie lubię poniedziałków. :D

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Florentynki. Do chrupania.


Nie da się ukryć, ze wszystkim jestem do tyłu.
A najbardziej z przygotowaniami do świąt. Chałupa prezentuje się jak po przejściu niedawnego huraganu Ksawery. Pierogi nie ulepione. Paszteciki nie upieczone. Żadne mięso się nie marynuje. Piernika też jeszcze nie ma. Ani keksa. Ani makowca. Ani nic.
I co gorsza, trudno mi sobie wyobrazić, kiedy to wszystko, i więcej, po prostu „się zrobi” na 5 minut przed świętami...

Ale są też pozytywy... :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Z ostatnich chwil...


Bakalie już mocno pijane od rumu. Zasilą porządną dawką smaku i koloru – pękate keksy.
Prażone orzechy na spółkę z domową pastą marcepanową wkrótce zamienią się w mój ulubiony świąteczny wypiek – pyszną, kruchą krajankę.
Nie zabraknie piernika, chociaż jeszcze nie zdecydowałam: przekładany powidłami, czy z dodatkiem orzechów...
I sernik też będzie. Pewnie ten ze śliwką, bo jest absolutnie doskonały. No i pięknie pachnie pomarańczą...


niedziela, 16 grudnia 2012

Zima, zima! Sypnęło cukrem! :)



Donoszę, że jestem, żyję i mam się nawet całkiem dobrze, choć zmęczenie daje się we znaki. Wiem, że mało mnie ostatnio na blogu, ale... najprościej mówiąc: nie wyrabiam. :)
W ostatnim czasie napiekłam mnóstwo pierniczków i oddałam się malowaniu precyzyjnemu (pokazywałam na FB, ale chyba i na blogu przydałaby się choćby krótka notka dokumentalna”... - muszę nadrobić). Byłam w kinie na najbardziej nieambitnym filmie, ale za to z przyjemną muzy. Odbyłam kilka fajnych spotkań, ale te najważniejsze ciągle jeszcze czekają (tylko kiedy gdy doba za krótka?). W kilkugodzinnej akcji przekopałam się przez pokój dzieci, wynosząc na śmietnik ze trzy wielkie wory „skarbów”, a kolejnym zasiliłam przedszkolną zbiórkę makulatury. To przerażające, ale wygląda na to, że człowiek ma tendencje do „obrastania” od małego. Zapewne, my dorośli trochę im w tym pomagamy...
Miałam bliskie spotkanie ze św. Mikołajem, który nigdy o mnie nie zapomina, chociaż taka trochę stara już jestem. :) Mikołaju, kocham Cię! :)
Znów zasiliłam kuchenne szafki, więc może pojawią się znane już Wam „migawki”? :) Ale to dopiero gdy znajdę trochę wolnego czasu. I gdy słońce raczy w końcu zaszczycić swoją choćby krótką obecnością. Obecna ponurość nie pomaga w fotografowaniu...

czwartek, 18 października 2012

Potrzebny będzie cukier trzcinowy...


Nie trzeba wiele. Wystarczą trzy podstawowe składniki: masło, mąka i cukier. Ale uwaga: cukier koniecznie trzcinowy! To wystarczy by na szybko wyczarować bardzo smaczne i najprostsze ciasteczka świata. Słodkie, delikatne i kruchutkie. Nawet jajek możemy nie mieć w lodówce, bo nie będą potrzebne. Ale jeśli dodamy czwarty składnik: syrop złocisty – będziemy chrupać najwspanialsze karmelowe ciasteczka.



Wczorajszy dzień był dla mnie ogromnie wyczerpujący. Nawet obiad był tylko resztkowy, bo członki odmówiły współpracy. Ale gdy wieczorem znienacka naszła mnie ochota na słodkie – niewiele się zastanawiałam. Upiekłam ciasteczka karmelowe.
Polecam! 

Ps. A na zdjęciach znalazły się przecudnej urody papierowe słomki od HandpickedForYou. Koniecznie zajrzyjcie do sklepiku (klik)! :) 


Kruche ciasteczka karmelowe
(ok. 50 ciasteczek)

150 g cukru trzcinowego (jasny muscovado)
200g masła w temp. pokojowej
4 łyżki syropu złocistego (golden syroup)
280g mąki
½ łyżeczki sody oczyszczonej
garść wyłuskanych orzechów włoskich

Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C. (grzałki góra – dół). Przygotować dwie duże blachy (z wyposażenia piekarnika) i wyłożyć je papierem do pieczenia.
Mąkę przesiać wraz z sodą oczyszczoną do osobnej miski.
Masło ubić z cukrem trzcinowym na puszystą masę. Cały czas ubijając, dodawać kolejno: syrop złocisty, a następnie przesianą mąkę z sodą.
Ciasto będzie bardzo miękkie, ale dość elastyczne. Dłońmi nabierać małe porcje masy – wielkości małego orzecha włoskiego – i formować kulki. Układać na blasze, pozostawiając odstępy pomiędzy nimi (kwadratową blachę zapełniłam rzędami 5x5=25 kulek).
Zdecydowanym ruchem spłaszczyć palcami każdą kulkę. Dodatkowo można lekko przycisnąć płasko ustawionym widelcem – wyciskając paskowy wzorek. W każde ciasteczko delikatnie wcisnąć ćwiartkę orzecha.
W ten sam sposób przygotować ciasteczka na drugiej blasze.
Piec ok. 15 min. do ładnego zezłocenia.
Smacznego!

piątek, 5 października 2012

Porządki i ciasteczka korzenne


Pół dnia spędzone w rozjazdach i bieganiu po sklepach. Upolowane świeżutkie akcesoria do kolejnych zdjęć i ważne decyzje w sprawie liftingu miejsca pracy. W najbliższych dniach przez moje cztery kąty przejdzie huragan. Szykują się jesienne porządki i miłe zmiany.

Kilka dni temu pierwszy raz w tym jesiennym sezonie popełniłam korzenny wypiek. Akurat siąpał za oknem deszcz i myśl o rozgrzewającym imbirze nie chciała mnie opuścić. W końcu to już powoli czas... 


Delikatnie korzenne ciasteczka
proporcje na ok. 30 ciasteczek

170g masła
150g cukru trzcinowego
1 duże jajko
1 łyżka syropu imbirowego
230g mąki
ok. 2/3 łyżeczki sody
½ łyżeczki imbiru w proszku
1 łyżeczka cynamonu
szczypta soli

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Przygotować dwie duże blachy – wyłożyć papierem do pieczenia.
Do osobnej miseczki przesiać mąkę wraz z sodą, imbirem, cynamonem i solą – przemieszać.
Masło ubić z cukrem trzcinowym na gładką, puszystą masę. Cały czas ubijając - dodać jajko, syrop imbirowy, a na koniec wsypać mąkę. Dobrze wymieszać. Ciasto będzie mięciutkie, ale raczej zwarte.
Pozostawiając dość spore odstępy - nakładać na blachę kopczyki ciasta wielkości łyżki stołowej (bardzo dobrą alternatywą jest użycie malutkiej gałkownicy). Przy użyciu dużej łyżki – delikatnie spłaszczyć każdy kopczyk (aby łyżka nie przyklejała się do surowej masy, warto często ją lekko zamaczać w zimnej wodzie).
Piec ok. 10-11 min. aż ciasteczka się lekko zezłocą.
Studzić na kratce.
Smacznego!



piątek, 22 czerwca 2012

Wraz z nadejściem lata...



Nie ma wątpliwości! Lato nadeszło, nawet jeśli aura za oknem nieszczególnie sprzyjająca (przynajmniej na mojej deszczowej obecnie północy). :)
Letnie spódnice, rower z koszem, piegi na nosie i ciepły wiatr we włosach – to plan na najbliższe wakacyjne miesiące. :) I co najważniejsze! Cudowne, świeże, soczyste, pachnące, chrupiące i tryskające witaminami owoce i warzywa! :)
Jednym słowem L A T O ! :)

 
 Wraz z jego nadejściem – polecam Wam lekturę gorącego jeszcze wydania Lawendowego Domu (klik!).
Nowy, letni numer tryska kolorami i energią.
A w nim - po raz kolejny mój drobny udział (klik!). Jak zwykle zapraszam Was do rubryki śniadaniowej.
Tym razem proponuję delikatne, maślane i słodkie bułeczki typu „scone”.
Smacznego życzę! :)


Słodkie bułeczki „scone”
(ok. 10-12 bułeczek)

390g mąki
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
100g cukru
skórka otarta z 1 cytryny
szczypta soli
150g zimnego masła
150 ml słodkiej śmietanki 30% (chłodnej)
+ ok. 1 łyżka śmietanki do smarowania

Dodatkowo:
kilka łyżek ulubionego serka homogenizowanego
lub ubitej na sztywno śmietany kremówki (36%)
10-12 szt. truskawek

Piekarnik rozgrzać do temp. 190st.C. Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Do dużej miski przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia. Dodać cukier, drobno otartą skórkę z cytryny i sól. Wymieszać. Zimne (prosto z lodówki) masło pokroić na kawałki i wrzucić do mąki. Posiekać nożem, tak by powstały drobne grudki. Wlać chłodną śmietankę i zagnieść ciasto (należy wykonać to szybko, krótko i niekoniecznie dokładnie – tylko do momentu, aż masa zbije się w kulę).
Wyłożyć zarobione ciasto na blat i podsypując lekko mąką – rozwałkować na grubość ok. 2cm. Okrągłą foremką o średnicy ok. 6 cm wycinać krążki. Układać w odstępach na blasze. Resztki ciasta zagniatać ponownie i powtarzać proces, aż do wyczerpania ciasta.
Wierzch bułeczek smarować słodką śmietanką.
Piec ok. 20 min. do momentu, aż bułeczki lekko się zezłocą.

Gotowe i ostudzone na kratce bułeczki – podawać z serkiem lub śmietaną i świeżymi truskawkami.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Mazurek z morelami i marmoladą pomarańczową


Święta za pasem, wiosna w kalendarzu, a u mnie na północy śnieg pada, aż miło... Mokra aura mnie nie dziwi – przecież myłam okna, a to nieuchronny znak, że czyste szyby muszą zostać na nowo czym prędzej zabrudzone. Tak jest od zawsze. No i dobrze, zdążyłam się już przyzwyczaić. :D
Od mazurków wolę baby (zwłaszcza te drożdżowe!), ale od czasu do czasu i mazura popełnię, zwłaszcza, gdy nie jest zupełnie tradycyjny i nie topi się w kajmakach i kolorowych lukrach.
Ten, który prezentuję dzisiaj – wyszperałam u Asi z Kwestii Smaku (klik). Spodobała mi się jego odmienność i jednocześnie prostota. Lekko go zmodyfikowałam, ale były to zmiany raczej kosmetyczne. Jest szybki w wykonaniu, więc można go przygotować nawet na ostatnią chwilę.


Mazurek z morelami i marmoladą pomarańczową
inspirowane przepisem Asi z Kwestii Smaku (oryginał klik) – z moimi modyfikacjami

Kruchy spód ucierany:
150 g miękkiego masła
70 g miałkiego (drobnego) cukru do wypieków lub 60 g cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (niekoniecznie)
150 g mąki pszennej
75 g mąki ryżowej

Forma o wymiarach około 25cmx 25cm *

Dodatki:
około ½ szklanki marmolady pomarańczowej
ok. 200 g suszonych moreli
ok. ½ szkl. płatków migdałowych

Polewa:
150 g białej czekolady
3 łyżki śmietanki kremowej 30%

Masło utrzeć z cukrem. Dodać ekstrakt z wanilii oraz przesianą mąkę pszenną wraz z mąką ryżową. Miksować przez chwilę lub wygniatać ręką łącząc składniki w kulę. Zawinąć w folię i włożyć do lodówki na około 15 minut.
Piekarnik nagrzać do 160 stopni.
Ciasto włożyć pomiędzy dwa arkusze papieru do pieczenia i rozwałkować na placek wielkości przygotowanej foremki. Zdjąć górny papier.
Placek przełożyć razem z dolnym papierem do formy
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 30 minut, na lekko złoty kolor. Wyjąć z piekarnika i ostudzić. Delikatnie zerwać papier.

Morele pokroić w cienkie paseczki.
Na kruchym spodzie rozsmarować marmoladę pomarańczową. Rozłożyć pokrojone morele.
W rondelku roztopić białą czekoladę wraz ze śmietanką. Polać spód i od razu (zanim zastygnie) posypać płatkami migdałowymi. Pozostawić do zastygnięcia czekolady.


* w oryginale forma 33x26cm – ale mnie się nie udało rozwałkować ciasta do takiego wymiaru

niedziela, 4 marca 2012

Perskie oczko


Kto czytał przejmującą historię sióstr Aminpour – ten nieprędko zapomni mocno zarysowane kulinarne tło, jakie towarzyszy lekturze - od pierwszych stron, aż do końca. „Zupa z granatów” , oraz „Woda różana i chleb na sodzie” Marshy Mehran niesie smaki i zapachy, które jak żywe wychodzą z kart.
Książki czytałam już dawno temu, a przepis na te ciasteczka zachowałam na nieokreślone bliżej w czasie „kiedyś tam...”.
W książce znajdziecie je pod hasłem „ciasteczka z ciecierzycy”. Ja nadałam im swoją własną nazwę. Perskie oczko. To było moje pierwsze skojarzenie, gdy wyjęłam je z piekarnika... :)


Przyznaję, że przepis mocno zmodyfikowałam i trudno doszukiwać się teraz oryginału. Nie zmieniły się jednak najważniejsze składniki: mąka z ciecierzycy, kardamon i pistacje. Reszta (również zmieniony sposób wykonania) to już zupełnie inna bajka.
Ciasteczka mają bardzo, ale to bardzo nietypowy i charakterystyczny smak. Dlatego polecam je tylko tym, którzy znają i lubią smak mąki z ciecierzycy. O tym jak pięknie pachną najlepiej przekonać się samemu. Zapach kardamonu najsilniej roznosi się, gdy ciasteczka złocą się w piekarniku. Potem aromat w kuchni nieco zanika, ale podczas chrupania znów przyjemnie się uwalnia.


Ciasteczka z ciecierzycy
pierwotnie inspirowane przepisem z książki „Woda różana i chleb na sodzie” Marsha Mehran (jednak z dużymi moimi zmianami)

100g zimnego masła
2 szkl. mąki z ciecierzycy
1 szkl. brązowego cukru trzcinowego
2 ½ łyżeczki mielonego kardamonu
1/8 szkl. oleju z pestek winogron (w oryginale kukurydziany)
ok. 2 łyżek bardzo zimnej wody
garść łuskanych orzechów pistacjowych (niesolonych)

Masło, mąkę z ciecierzycy, cukier i kardamon wrzucić do miski i posiekać (nożem lub malakserem). Wlać olej, zimną wodę i dość szybko zagnieść ciasto w zwartą kulę. Uformować z ciasta wałek średnicy ok. 5cm. Zawinąć w folię spożywczą i chłodzić w lodówce ok. 30min.
Schłodzone ciasto pokroić ostrym nożem w krążki grubości ok. 6-7mm. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. W środek każdego krążka wcisnąć po jednej pistacji.
Piec w piekarniku rozgrzanym do 170st.C przez ok. 12-15min.
Ciasteczka po wyjęciu będą lekko miękkie, ale w trakcie studzenia – stwardnieją.
Smacznego!

niedziela, 19 lutego 2012

Czekoladowe uściski dla E.


Dzisiaj wyjątkowo nie będzie opowiedzianej historii.
Dzisiaj wyjątkowo mam ochotę pomilczeć.
I tylko fotografią pokazać, że coś mi tam w duszy gra.
Różne myśli chodzą mi po głowie. Bardzo miłe.
Słodkie nawet.
Krążą swobodnie, i wyjątkowo nie wokół ciasteczek, które przygotowałam z myślą o Czekoladowym Weekendzie (Beatko, oczywiście, że nie mogłabym opuścić!), ale płyną w kierunku przemiłego spotkania. Było bardzo, bardzo...
Ewuniu! Uściski ślę czekoladowe! :)
Anno, głowa do góry! :)








Markizy czekoladowe z kremem z masła orzechowego 
 inspirowane przepisem z magazynu Donna Hay - z moimi zmianami
proporcje na ok. 30 ciasteczek / czyli 15 markiz

Ciasteczka:
200g czekolady gorzkiej
100g czekolady deserowej
50g masła
2 jaja
120g cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
50g mąki
¼ łyżeczki proszku do pieczenia

Krem:
ok. 1 szkl. masła orzechowego (najlepiej gładkiego)
2 łyżki masła w temperaturze pokojowej
3-4 łyżki jasnego cukru trzcinowego (najlepiej dobrać ilość do smaku)

Piekarnik rozgrzać do temperatury 180 st.C. Dwie duże, płaskie blachy wyłożyć papierem do pieczenia.

200g gorzkiej czekolady i 50g masła włożyć do garnuszka, postawić na maleńkim ogniu i cały czas mieszając – rozpuścić. Odstawić z ognia do lekkiego ostudzenia.
Mąkę przesiać wraz z proszkiem do pieczenia do osobnej miski.
100g czekolady deserowej posiekać na drobne kawałki.
Jaja z cukrem i ekstraktem waniliowym ubijać przez kilka minut mikserem. Cały czas mieszając dodać mąkę, a potem przestudzoną czekoladę. Masa powinna być gładka i bardzo puszysta. Na koniec wmieszać kawałki czekolady.
Układać na blachach kopczyki ciasta łyżką do zupy lub małą gałkownicą, robiąc między nimi odstępy (ok. 3-4cm). Każdy kopczyk nieco spłaszczyć (łyżkę można lekko moczyć w zimnej wodzie, żeby ciasto się do niej zbytnio nie przyklejało).
Piec ok. 10-12 min. aż ciasteczka się zetną i lekko popękają.
Upieczone ostudzić.

Przygotować krem:
Masło orzechowe zmiksować z masłem w temperaturze pokojowej i cukrem trzcinowym na puszystą masę.
Na połowie przygotowanych ciasteczek rozsmarować po łyżeczce kremu. Zamykać pozostałymi ciasteczkami.
Smacznego!